Dom (zly)

Dom (zly)

piątek, 14 grudnia 2012

Recenzja książki pod red. Jerzego Szyłaka "Kino Nowej Przygody"

oficrec


Od "Gwiezdnych wojen" do "Avatara"
Moje pierwsze wspomnienia związane z kinem to „Gwiezdne wojny”. To był rok bodajże 1980. Małe przyzakładowe kino „Włókniarz” na peryferiach Częstochowy. I dwie godziny bezdechu u ośmiolatka wpatrzonego w rozświetlony ekran. Potem „Poszukiwacze zaginionej arki”, „ET”, „Obcy”, oczywiście „Imperium kontratakuje” i „Powrót Jedi”. Cała fascynacja fantastyką, której apogeum przypadało na lata 80., brała swoje źródło w zjawisku nazywanym „Kinem Nowej Przygody”.
Termin ten wprowadził do filmoznawczego obiegu Jerzy Płażewski, który w artykule „Nowa Przygoda i co dalej?”, pochodzącym z miesięcznika „Kino” z 1986, starał się opisać zjawisko, które w tamtym czasie zdominowało zarówno amerykański przemysł filmowy, jak i widownię kin na całym świecie. Wydawnictwo „Słowo/obraz terytoria” zaskoczyło mnie przebogatą monografią dotyczącą tego fenomenu - „Kino Nowej Przygody” pod redakcją Jerzego Szyłaka.
W skład tego ważnego opracowania wchodzą eseje polskich autorów, które w doskonały i wielowymiarowy sposób ukazują wyżej wymienione zjawisko. Ich tematyka to: próba określenia sensu znaczeniowego pojęcia, KNP i fantasy, KNP i gry komputerowe, przemysł filmowy w latach 80. w Stanach Zjednoczonych, KNP i wątki religijne, rola animacji oraz najciekawszy moim zdaniem esej, dotyczący polskiej wersji Kina Nowej Przygody. Powyższe teksty to pierwsza i wcale nie najważniejsza część książki, bowiem jej najistotniejszy element stanowią wnikliwe analizy filmów od „Gwiezdnych wojen” z 1977 po „Avatara” z 2009. Jest zatem monografia pod redakcją Jerzego Szyłaka intrygującą podróżą przez filmowe dzieła gatunku i wnikliwym studium zjawiska Kina Nowej Przygody.
Po okresie dziecięcego zauroczenia konwencją fantastycznych baśni przyszedł okres buntu, odrzucenia filmowych, hollywoodzkich blockbusterów. W latach 90. i pierwszej dekadzie XXI wieku zwróciłem się ku kinu europejskiemu w niezależnym wydaniu. Zanegowałem niemal wszystko, co przywodziło na myśl pojęcie kina jako przemysłu. Po latach jednak dochodzę do punktu wyjścia i nadrabiam zaległości z opuszczonych części „Gwiezdnych wojen”. Nie odbieram tych filmów już tak silnie i emocjonalnie jak trzydzieści lat temu, ale dostrzegam to, co wartościowe, jak na przykład postmodernistycznie zakręcone filmy Zacka Snydera takie jak „Watchman” czy „Sucker Punch”. Monografia „Kino Nowej Przygody” jest świetnym przewodnikiem w tych moich filmowych podróżach do krainy dzieciństwa.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz