Dom (zly)

Dom (zly)

niedziela, 27 stycznia 2013

Recenzja książki "Więcej gazu, kameraden!"

                                                                          oficrec

SPRÓBOWAĆ "ŁASKAWIE" POMILCZEĆ


Częstochowa jest miastem pielgrzymkowym, więc ja także peregrynuję po książkach częstochowskich autorów. W tym przypadku sytuacja jest niebanalna, bowiem Krystian Piwowarski - częstochowski prozaik, pracownik miejscowego muzeum - wydał książkę w jednym z większych wydawnictw na naszym księgarskim rynku (WAB). Cieszy mnie niepomiernie, że coraz więcej autorów z „miasta Świętej Wieży” gości na półkach księgarskich w całym kraju. Nie omieszkałem zatem zapoznać się z tomem opowiadań „Więcej gazu, Kameraden!”.
Okładka prezentuje dobrze znane elementy – fragment obozowego pasiaka z naszytą Gwiazdą Dawida. Od samego początku nie ma wątpliwości, że jest to nurt literatury obozowej lub, ujmując rzecz ściślej, literatury rozliczającej polską przeszłość z trudnego tematu Holocaustu. Muszę przyznać, że zrobił na mnie wrażenie język tych opowiadań – sprawny, plastyczny, umiejętnie i świadomie operujący kliszami literackimi. Te klisze - wszystko, czym byliśmy przez lata karmieni w kulturowym odbiorze traumy „Auszwicu” - sprawiają, że czytelnik porusza się po dobrze znanym terenie. I rodzi się pytanie, czy jest to kolejny przypadek, gdy pisarz wraca do ekstremalnego tematu, by zarzucić odbiorcę koszmarnymi obrazami w nadziei na zaistnienie? Oczywiście wszyscy takie obrazowanie wręcz uwielbiają i nigdy dość nam okropieństw, więc „Więcej gazu, Kameraden!”.
Literatura obozowa, czy też literatura o Holocauście, dzieli się na tę od środka i tę od zewnątrz. Do pewnego momentu Holocaust opisywano tylko od strony ofiar, pamięci o tych, którzy przeszli przez piekło, pozbawieni godności istoty ludzkiej, sprowadzeni do poziomu insektów, zagrażających „rasie panów”. Podstawową funkcją takich utworów jak opowiadania Borowskiego, Nałkowskiej czy Kertesza jest zapis tragedii milionów. Z drugiej strony pojawia się perspektywa zbrodniarza, jakaś chora podnieta z pięknego, esesmańskiego munduru i konnej przejażdżki Rudolfa Hössa po błoniach „Auszwicu”. Pojawia się pytanie, równie chore, co oni czuli? Taki obraz proponuje Johnatan Littell w „Łaskawe”, który w postaci esesmana Auego kumuluje całą potworność człowieka systemu nazistowskiego i, o dziwo, nadaje mu ludzkie rysy (taki wizerunek prezentuje także postać Hilera grana przez Bruno Ganza w filmie „Upadek”).
Takiego utożsamienia nie znajdziemy w opowiadaniach z tomu „Wiecej gazu, Kameraden!”. Tutaj mamy jedynie szansę poczuć się w skórze katów, którymi moglibyśmy się stać. Już sam tytuł jest sarkastyczną kalką z opowiadań Borowskiego - „Prosze Państwa do gazu”. Stawiamy się zatem w sytuacji oprawców - tych którzy układają ludzi w zbiorowych mogiłach, z seksualną podnietą wykonują wyroki na bezbronnych, nagich kobietach, bądź palą żydowskimi dziećmi w kotłach parowozu. Takie postawienie sprawy powoduje u czytelnika dezorientację co do intencji autora. Czy chodzi tu tylko o postmodernistyczną grę konwencjami, kalkami, motywami w ramach tematu, który daleki jest od literackich przekomarzań z odbiorcą? Littell otworzył drogę, teraz hulaj dusza, piekła nie ma, a raczej nie było. To tylko literatura.
O ile pod literackimi względami jestem w stanie docenić umiejętności i warsztat Krystiana Piwowarskiego, to przewrotne inspirowanie się tematem Holocaustu budzi we mnie mieszane uczucia. Co prawda sam autor utrzymuje, że musiał uporać się z tym tematem, ale szlachetne zamiary i tłumaczenia to jedno, a efekt drugie. Mnie lektura „Łaskawego” wystarczyła w zupełności i dlatego jako odtrutkę przyjąłem z radością westernową powieść Bineta „Hhhh”. Nie chcę więcej wchodzić w skórę oprawcy i szukać jakiegoś zrozumienia – kata czy też siebie. Ale pewnie wielu z upodobaniem zanurzy się w skatologiczne opisy zbrodni. Wszak Holocaust stał się już dawno popkulturowym towarem. Mnie takie podejście przestało interesować.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz