Dom (zly)

Dom (zly)

czwartek, 2 stycznia 2014

Podsumowanie roku 2013

Z (j)elit zmierzch. Poza 2013

Mam pretensje do rzeczywistości naszej, z którą się męczę, o jedno, że ludziom nie znającym się na polityce, takim jak ja, każe się w tym babrać. Zupełnie bez ochoty, ale co robić? Gdy obdzierają ze skóry, nie ma rady , a w moich żyłach czerwone i czarne pospołu, nierozłącznie.

2013 to dla mnie rok narodowego kaca – kaca po Euro, które miało złagodzić kac po katastrofie. Mucha bzyczała, puszczała bąki, a w mediach mainstreamowych trwał karnawał chamstwa. Wciskali nam miłość z Irlandią i nowe stadiony, które pobudowali za swoje dla siebie. Spędziłem zatem ten rok na poszukiwaniu „prawdy”.

Nadzieja płynie z jasnej postaci Papieża Franciszka. Nadzieja na gruntowną zmianę z pozycji politycznych, polegających na utrzymaniu władzy, na pozycje ku człowiekowi.

Beznadzieja płynie z faktu, że kapitalizm ma wilczą mordę i szczerzy drapieżne kły. Mainstream utwierdza nas w przekonaniu, że jedyną miarą człowieka jest szmalec. Dowartościowują się charytatywnością, ale jest w tym sprzeczność. Uczymy się kłamać, a język coraz bardziej jest instrumentem propagandy, nie prawdy. Jak za reżimów. Mogli zrobić naprawdę wiele dla Polski i Polaków, ale dlaczego musieli akurat nas olać?

Sytuacja stała się prosta. Szukałem w 2013 refleksów prawdy. W kinie, książkach, w mediach, na lewo, na prawo, prawie nigdy pośrodku, prawie nigdy w szerokim nurcie poprawnych kłamstw, które należy wypowiadać z uśmiechem. Wg mnie czasy wesołe się skończyły.

Szczerość do bólu serwował program „Warsaw Shore” w MTV. Nawet nie wiem, czy tych młodych ludzi można nazwać debilami, a program pochwałą konsumpcyjnego debilizmu. To chyba jakieś dno, do którego wytrwale dobijaliśmy i w końcu się udało. Ci ludzie to norma, to zwierciadło, w którym możemy się przejrzeć bardzo wyraźnie. Tacy jesteśmy. Możemy sobie pogratulować.

W muzyce prawdę i festiwal chamstwa zaprezentował zespół Bracia Figot i Fagot. Zespół już trochę działa, a wyłonił się na fali renesansu disco-polo. Nieskrępowane niczym chamstwo, wyrażone w wulgarnych tekstach i prymitywnej muzyce, powstało ku radości młodych ludzi, którzy szaleją przy hitach takich jak „Wóda zryje banię” czy „Zobacz dziwko, co narobiłaś”. Dominujące tematy to wóda, świnia, sztos w WC – „lepsza maciora w kabinie, niż opłacać drinom świnie” (?) . Szczególnie upodobałem sobie piosenkę „Pisarz miłości”, rozpoczynającą się od słów: „Pisarz miłości mówią mi, bo magiczny długopis w rozporku noszę”.

Seriale. Pod koniec roku błysnął Lis, który, w swoim serialu „Lis, głupcze”, jak zwykle nienaganny, zaprosił otyłe ciało Olafa Lubaszenko, na którego tle prezentował się bardzo dobrze i lekko. Miło było popatrzeć.

W książkach silnie się rozdwoiłem. Z jednej strony wybitna literatura była reprezentowana przez Wiesława Myśliwskiego. Jego „Ostatnie rozdanie” to esencja prawdy o człowieku, czysta jak spirytus literatura bez obcyndalania i chwytów. Takiego zero kompromisu potrzebowałem, by odreagować medialne jazdy. Zero kompromisu z chamstwem. Z drugiej strony jestem pod wrażeniem prozy Szczepana Twardocha. Jego „Morfina” to był mój faworyt do Nike, ale jakieś względy poza prawdą zadecydowały inaczej. „Morfina” to ostra jazda po polskich dylematach, niestety zostaje odczytywana politycznie, a więc poza prawdą. Walą z armat, że to rozprawa z polskością, jakby jeszcze nam się to nie przejadło. Ja odczytałem „Morfinę” jako transowy moralitet o potrzebie tożsamości w godzinie próby; jak trudno dokonać wyboru, kiedy nie nosi się w sobie ziarna prawdy, kiełka z genomem tradycji i historii. Ale i tak numerem jeden z Twardochów jest dla mnie „Wieczny Grunwald” - mroczna rozprawa z historią i jej bezwzględnymi mechanizmami, które trwają po kres kresów. Nie przeczytałem jej o czasie, bo niszowo wydana o uszy się jedynie co nieco obijała, więc zachwycam się tą jedną z najważniejszych polskich powieści współczesnych dziś. Jeszcze Sławek Shuty ze swoim pokoleniowo-wspomnieniowym tomem „Dziewięćdziesiąte” dał mi pooddychać po czterdziestce młodości wdechami. Objawieniem roku był i śmieszny i straszny debiut Ziemowita Szczerka "Przyjdzie Mordor i nas zje", a jakże Ha(g)!(ł)art. Jeśli chodzi o rozdwojenie jaźni to: z prawicowego offu, który tak mierzi, przejrzałem jak na razie „Wałęsa. Człowiek z teczki” Cenckiewicza i „Resortowe dzieci” o tym, dlaczego w najważniejszych telewizorach siedzą dzieci byłych działaczy i dlaczego byle kundel nie ma szans za nimi pobiegać. W zasadzie słowo mainstream jest nietrafione – lepiej pasuje arystokracja, która łaskawie czasem wpuszcza na swoje salony.

Z kina najważniejsze dwa filmy z dalekich krajów – filipiński „Norte. Koniec historii” Lava Diaza i koreańska „Pieta” Kim Ki-Duka. Obydwa filmy mocno antykapitalistyczne, ale silnie zakorzenione w nurcie chrześcijańskim, w swojej wymowie silnie metafizyczne. Gdy w kulturze europejskiej dzieli i rządzi dżender, to właśnie kino Wschodu, Wschodu zajechanego przez zachodni dobrobyt, dotyka tego co fundamentalne. Po drugiej stronie jako kicha kinowa dzieło podstarzałego wazeliniarza Wajdy - „Wałęsa. Człowiek z nadziei”. „Beznadziei' nasuwa się samo. Tak to się u nas rozciągało między Wałęsą z nadziei a Wałęsą z teczki. A prawda pozostawała jak zawsze gdzie indziej.

2013 zapamiętam na długo, ale w którą stronę się obrócimy jest kwestią przyszłości. Nierozwiązane problemy, stagnacja, nieumiejętność spojrzenia prawdzie w oczy, w końcu chamski rechot, który otrzymujemy zamiast rozwiązania tego, co trudne. Jeśli ten kierunek pozostanie, to, chociaż na polityce się nie znam i wypowiadam się o niej przyparty do muru przez rzeczywistość, to niżej dna zejść niepodobna. Ktoś musi tutaj zacząć coś naprawdę, bo ten kraj staje się piekielnym zakątkiem. Kto może dziś przywrócić Polakom poczucie godności i dumy i skończyć politykę z (j)elit?

4 komentarze:

  1. Jestem nieco zniesmaczona. Taki post i zero reakcji!!! Przecież ktoś tu chyba zagląda i co ? Czy wszyscy mają już zwis na wszystko??? Witam w klubie tych, którzy zaczynają przeglądać na oczy, szkoda, że tak późno, ale lepiej późno niż wcale:)

    OdpowiedzUsuń
  2. To moja wina, bo zamieszczam komentarze po moderacji - to taki anty-blog :) Nie chce mi się wchodzić w dyskusje i tłumaczyć z tego , co napisałem, znam to z forów i nie bardzo mi się podoba. W Nowym Roku życzę wszystkim wszystkiego najlepszego? Z akcentem na WSZYSTKIM :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tekst wspaniały i mam nadzieję, że mój komentarz ujrzy światło dzienne, choć wydaje się, że autor nie nawykły do pochlebstw. Dość podobnie mogłabym wypowiedzieć się na temat moich odczuć w stosunku do 2013r, ale z pewnością nie z taką znajomością literatury i kina. Blog naprawdę warty uwagi, szczery, tekst o Urbańskiej też świetny. Jestem pod wrażeniem, co mnie cieszy, bo nie za często się zdarza. Więc ma Pan kolejnego fana.
    Aha i niech Pan nigdy nie tłumaczy się z tego co napisał, po pierwsze ma Pan prawo mieć mało popularne poglądy, po drugie jak ktoś nie rozumie to jego problem. Widać nie każdy chwyta;-) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hi, all the time i used to check webpage posts here in the early hours in the morning, since
    i love to learn more and more.

    Here is my weblog Dragon City Hack

    OdpowiedzUsuń