Dom (zly)

Dom (zly)

wtorek, 25 lutego 2014

25 lat minęło - moje wspomnienie-refleksja

                                                         zdj. www.okf.czest.pl

 Mój azyl 
         Mam taki stary zeszyt. Teraz już całkiem pożółkły i bez okładek. Te zapiski zaczynają się w 1990 roku. Byłem wtedy w maturalnej klasie. Pierwszy wpis, który tam sobie zanotowałem, pochodzi z 2. marca tegoż roku i dotyczy legendarnego filmu „Obywatel Kane” Orsona Wellesa. Następny jest o jeden dzień późniejszy i dotyczy filmu „Tam, gdzie rosną poziomki” Ingmara Bergmana. Obok tytułu i krótkiej informacji o filmie wklejony tak samo żółty jak kartki zeszytu bilet z fioletową pieczątką: Ośrodek Kultury Filmowej. Wobec takiego repertuaru byłem bez szans – zostałem kinomaniakiem i mam tak do dziś. 
         Nie pamiętam, jaki był pierwszy film, który obejrzałem w OKF. Mogło to być „Porno” Marka Koterskiego, co w powiązaniu z faktem, że ostatnim obejrzanym przeze mnie tutaj filmem była „Nimfomanka cz.II”, stanowi niewątpliwie ciekawą klamrę dla moich wizyt w tym wyjątkowym miejscu. Ale równie dobrze mógł to być „Werdykt” Sidneya Lumeta, a może ”Dawno temu w Ameryce” Sergia Leone, głośne wtedy „Przesłuchanie”Ryszarda Bugajskiego, pamiętam też pokoleniowy film Magdaleny Łazarkiewicz „Ostatni dzwonek” i spotkanie z reżyserką. Nie pamiętam, który z tych filmów widziałem w OKF-ie jako pierwszy, ale zawsze było to dobre kino. Ratowało mnie to wiele razy przed komercyjną ofertą kinową, która królowała na dużym ekranie w latach 90. W OKF zawsze można było od tego uciec. I tak pozostało do dziś. 
         W pierwszych latach istnienia Ośrodka była to głównie klasyka – przeglądy reżyserów, projekcje filmów takich jak „Lot nad kukułczym gniazdem”, „Łowca jeleni” czy „Amadeusz” wypełniały szczelnie salę kinową, ale zazwyczaj wszyscy jakoś się mieścili, siadając, gdzie tylko była odrobina wolnego miejsca. Pamiętam taki przegląd „Młodzi i wartości” - do dziś mam program wystukany na maszynie do pisania. W repertuarze takie oto filmy: „Hair”, „Samotność długodystansowca”, „Do utraty tchu”, „Narkomani”, „Absolwent”, „Billy Kłamca”. Takich tematycznych przeglądów jest dziś trochę mniej i , nie będę ukrywał, brakuje mi tego. Cóż, pewnie ciężko byłoby przyciągnąć dziś widzów starymi tytułami. 
         Szanuję OKF za jeszcze jedną ważną rzecz. Zdarzało się czasem, że na seansie byłem sam albo towarzyszyły mi jedna czy dwie osoby. W takiej sytuacji nigdy nie zdarzyło się, by seans odwołano. Oczywiście były to najlepsze filmy na świecie. I to cudowne wrażenie, gdy byłem z tym absolutnym arcydziełem sam na sam w sali kinowej . Oglądanie filmów w domu, choćby na najlepszym HDw3D na „blureju”, zawsze pozostanie dla mnie czymś pośledniejszym od wizyty w kinie. Sory, taki mam klimat, a wszystkiemu winien OKF. To tutaj nauczyłem się, co to znaczy uciec na chwilę od świata w mrok sali projekcyjnej. 
         Z sytuacji nieco dziwnych, ale takich co to zapadają w pamięć, przypominam sobie moment, całkiem niedawno to było, siedzę w OKF, koreański film „Arirang” podczas przeglądu z festiwalu Nowe Horyzonty. Było już dość późno, ja jakiś zmęczony, bohater filmu od godziny chodzi po swoim domu na bosaka , rozmawia sam ze sobą, je rybę, popija kawę. Nagle czuję za sobą znajomy z multikina zapach popkornu, słyszę charakterystyczne bulgotanie w kubkach z napojami, rozlegają się dźwięki głośnych rozmów i śmiechy. Wyciągam z kieszeni nóż sprężynowy... I nagle następuje ocknięcie z chwilowej drzemki, która była jak koszmar. W poświacie blasku bijącego z ekranu widzę łysiny „wiernych kinomanów” - są tacy jak ja , wszystko jest znowu na swoim miejscu. Gość z filmu „Arirang” dalej chodzi na bosaka po domu i rozmawia sam ze sobą. I już wiem, kiedy przestanę przychodzić do OKF-u, dziś Kina Studyjnego „Iluzja” z cyfrowym projektorem i dźwiękiem Dolby Surround – niech tylko zaczną w holu podawać popkorn i colę w litrowych kubkach... Póki co pozostaję „wiernym kinomanem” - tylko tutaj mogę znaleźć tę magię, której oczekuję od kina. 

PS  Przypomniałem sobie, tak na 99 % sobie przypomniałem, co to za film obejrzałem w OKF jako pierwszy. Był to "Dom gry" Davida Mameta i na pewno była to wiosna 1989r.

2 komentarze:

  1. zazdroszczę tak zacnych początków przygody z kinem :) Kolejnych 25 lat z jak najlepszymi filmami!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. To były takie świadome początki mojego kinomaniactwa, bo wcześniej królował Bruce Lee, Gwiezdne wojny i Seksmisja - wszystko świetne filmy ;)

    OdpowiedzUsuń