Dom (zly)

Dom (zly)

piątek, 24 kwietnia 2015

Recenzja książki Jakuba Woynarowskiego "Martwy sezon" - wyd. Ha!art


Matematyka umierania

Komiks. Komiks według Schulza. A przecież wszyscy kochamy Schulza. I ten jego „realizm magiczny”, który rozpoczyna się w małym miasteczku, by przechodzić w wewnętrzne światy wyobrażone. By opowiadać dawne i te same historie poprzez mit i archetyp. Jakże ciekawą zatem i nowatorską rzecz stworzył Jakub Woynarowski, laureat zeszłorocznego Paszportu Polityki. „Martwy sezon” to jego komiksowa adaptacja prozy Brunona Schulza, wydana przez Ha!art.
Adaptacje. Ta najbardziej znana to oczywiście film Wojciecha Jerzego Hasa. Adaptacja magiczna i teatralna, pełna magicznych rekwizytów podróż do wewnętrznych światów. „Ulica Krokodyli” braci Quay, chociaż jest to animacja, idzie w stronę teatru lalek, przywołując topos „theatrum mundi”, gdzie człowieka się jednocześnie degraduje do roli manekina i zarazem uwzniośla do funkcji ożywiacza martwego świata. Obydwa te dzieła są silnie z poetyką Brunona Schulza związane. Estetykę tych filmów można śmiało nazwać „schulzowską”.

Możemy zadawać sobie pytania o symbole i sensy, nie będziemy natomiast o samego Schulza.
„Martwy sezon” jest daleki od prozy autora z Drohobycza. Woynarowski nie określa swego dzieła mianem adaptacji. Na okładce książki czytamy: „na motywach twórczości Brunona Schulza”. Świat Schulza jest tutaj zatem bardziej inspiracją, a samo dzieło osobistą wariacją na temat. Zresztą słowo „komiks” także jest podważane przez samego autora. Woli on mówić o „opowieści graficznej”, gdyż słowo to lepiej oddaje ducha jego twórczych działań, jest bardziej „uni-”.

U Woynarowskiego nie ma bohatera, nie ma tradycyjnie rozumianej akcji, nie ma chmurek ani napisów komentujących obrazek. Są natomiast zdania. Zdania wyrwane z Schulza. Zdania wyrwane Schulzowi. I to słowo – wyrwane – najlepiej oddaje, co „komiks” Woynarowskiego uczynił z prozą tego pisarza. To, co tworzy Jakub Woynarowski, jest na wskroś współczesne, choć próbuje być uniwersalne. Mikro i makro kosmosy geometrii wynikają z siebie, by opisać zjawisko destrukcji, obumierania. Z pustki do pustki. Świat Woynarowskiego to kosmos, wszechświat. Świat Schulza był wewnętrzny. To, co u Schulza biegło do środka, u Woynarowskiego pędzi w nicość. To, co u Schulza było konkretne i jednostkowe, u Woynarowskiego staje się puste i pozbawione znaczenia.

Nie podobał mi się ten matematyczny kogel-mogel, którym Woynarowski dla mnie Schulza uśmiercił. Wyciągając, to, co uniwersalne, autor „komiksu” poleciał w kosmos, ale nie był to kosmos z opowiadań autora „Martwego sezonu”.

piątek, 10 kwietnia 2015

Recenzja książki Andrzeja Sowy "Ocalony. Ćpunk w kościele" - wyd. Znak

08-04-2015

Ocalony – nawrócony

Nie chcę cię częstować śmiercią
życie piękniejsze jest niż śmierć
każdą swoją żywą częścią
wybieram życie

Z Andrzejem Sową spotkałem się w moim miejscu pracy. Do szkoły zawodowej w Lublińcu przyjeżdżał wtedy granatowy samochód oklejony kolorowymi serduszkami. Wśród uczniów Pan Andrzej wzbudzał żywe zainteresowanie, z daleka widać było, że ma z młodymi ludźmi bardzo bezpośredni kontakt. Zajęcia profilaktyczne, dotyczące narkomanii, cieszyły się dużą popularnością, a ich autor wprowadzał w szkolne mury niezwykłe ożywienie. Kiedy pojawiał się na swoich zajęciach atmosfera w szkole zmieniała się – widać było, że młodzież dyskutuje, jest poruszona tym, co usłyszała. Bohater tej recenzji zwraca uwagę samym swoim wyglądem – dredy do pasa, kolorowe koszulki, bojówki i niegasnący humor i energia. Ostatnio zobaczyłem Andrzeja Sowę kilkakrotnie w popularnych programach telewizyjnych. Promował książkę, zawierającą wspomnienia z całego swego życia.
O tobie wiem że mieszkasz w bardzo długim bloku
I to już chyba „Lśnienie”
Prawie nikogo nie znasz wokół
Twoja samotność gorsza niż więzienie...

Zaintrygowany sięgnąłem po książkę „Ocalony. Ćpunk w kościele”. Chciałem poznać bliżej historię tego człowieka, który promieniował niesamowitą pozytywną energią. Uczestniczyłem w jednych zajęciach, prowadzonych dla nauczycieli. Było to jednak dla mnie zbyt mało, by zrozumieć pedagogiczny fenomen Andrzeja Sowy. Książka dała mi szansę zbliżyć się do przesłania i charyzmy autora i uważam, że warto po nią sięgnąć. „Ocalony. Ćpunk w kościele” to autentyczne świadectwo nawrócenia, wyjścia z ciężkiej choroby, jaką jest narkomania w jej zaawansowanym stadium. To historia o tym, jak Pan Bóg rzuca nam koło ratunkowe w momencie, gdy wydaje ci się, że jest już po tobie.
Twoje kolejne kłamstwo
Masz koszulkę z Kurtem
I nawet ci do twarzy
nawet ci do twarzy z trupem
Poproś go niech ci dziś powie chociaż słowo
Mógłbym ci zaśpiewać
Dobrze umrę lepiej sprzedam

Andrzej Sowa w swojej książce jest taki jak w życiu – kolorowy i energiczny. Jego język jest prosty i bezpośredni, ale jednocześnie pozbawiony nachalnego dydaktyzmu. Młodzi ludzie łatwo identyfikują się z takim bezpośrednim przekazem. W języku Sowy nie brakuje dosadności a nawet wulgarności, by opisać doświadczenie uzależnienia od narkotyków. Frontman zespołu „Maria Nefeli”, który wygrał jeden z jarocińskich festiwali, pokazuje jak ulotne potrafią być ludzkie wyobrażenia o sławie i sukcesie, gdy płyną z otumanionej narkotyczną wizją wyobraźni. Patrzący na swe życie z dystansu autor, zdziera iluzoryczną powłokę, za którą czai się koszmar samotności, prowadzącej do śmierci.
Dla ciebie śmierć to pestka
Życie to zabawka
A każda twoja blizna
Każda igła i strzykawka
Jeszcze jedna marność
kolejna łatwizna

Andrzejowi Sowie udało się wyjść z tragicznej pułapki narkotyków, którą sam na siebie zastawił, igrając ze swym życiem, traktując je jakby było ową „zabawką” z piosenki Grabaża. Nie udałoby się to jednak bez nawrócenia, a sam fakt uporania się z nałogiem autor określa mianem cudu uzdrowienia. Dziś Andrzej Sowa jest pełnym sił witalnych mężczyzną, kochającym mężem i ojcem, czerpiącym pełnymi garściami z piękna i radości życia. Jego książka „Ocalony. Ćpunk w kościele” to jedyne w swoim rodzaju wyznanie grzechów, specyficzny rodzaj publicznej spowiedzi z całego życia, dokonanej po to, by ustrzec młodych ludzi przed iluzją, którą obiecują narkotyki czy alkohol.
Odwrócone krzyże
Orgazm na pentagramach
Swastyki w twojej głowie są gorsze niż na ścianach
To fatalna iluzja
Gówniana fatamorgana
Mógłbym ci zaśpiewać
Dobrze umrę lepiej sprzedam

Sięgnijcie zatem po tę książkę, książkę, która jest do bólu szczera i płynie z potrzeby przestrogi dla tych, którzy mają zamiar zaryzykować. Świadectwo Andrzeja Sowy jest z jednej strony refleksją na temat uzależnienia i narkomanii, ale z drugiej jest opowieścią pełną nadziei dla tych, którzy żyją w przekonaniu, że nic już nie ma sensu. Za ilustrację dla recenzji książki „Ocalony. Ćpunk w kościele” wziąłem piękny tekst z piosenki „Pidżamy porno” pt. „Pryszcze”.
Czerwone pryszcze już nie psują mi twarzy
Sam też stoję trochę z boku
Wiem że dobrze jest być
I dobrze jest mieć
Mieszkam w bardzo długim bloku