Dom (zly)

Dom (zly)

piątek, 1 stycznia 2016

Recenzja mojego filmu 2015 "Pięćdziesiąt twarzy Greya"

A może masz ochotę na klapsa?

"Jak chłop baby nie bije, to jej wątroba gnije" mądrość ludowa
zdjęcie www.filmweb.pl

Rok 2015 obfitował w filmy, dające do myślenia o czasie, w którym żyć nam przyszło, bowiem czas ten należy okreslić jako moment przełomu. Było wiele dzieł, które zasługują na uwagę, ale filmem a w zasadzie fenomenem popkulturowym tego kluczowego momentu stał się film „50 twarzy Greya”. Odwołam się do filmu, bo książki, mimo najszczerszych chęci, nie dałem rady przeczytać.

Kilka lat wcześniej był bestseller E.L. James. Odżegnywany od czci i wiary, święcił swe tryumfy na listach najlepiej sprzedawanych książek. Mówili, że grafomania, że pornografia, że paranoja. Ale czy „Grey” doczekał się porządnej, socjoanalizy, gdzie wytłumaczono by jego sukces. Do tematu podchodzono z ostrożnością, by nie tykać kulturowego tabu, jakim jest przemoc wobec kobiet.

Dopiero enfant terrible europejskiej kinematografii, Lars von Trier, nawiazał do tego antymitu w swojej „Nimfomance” z 2014 roku i podjął temat kobiecego masochizmu jako drogi ku seksualnemu wyzwoleniu, choć już w „Antychryście” znać było zaczątki tego kobiecego diabolizmu a rebours. Kiedy już kobiecie wszystko wolno, kiedy staje się wyzwolona a nawet uświadamia sobie swą siłę jako obiekt pożądania, kiedy to kobieta decyduje z kim, jak i gdzie, kiedy partner jest, w zgodzie z biologią, jedynie dopełnieniem aktu miłosnego, kiedy kulturowo dochodzimy, powiem więcej – szczytujemy ku kulturowemu apogeum, nadchodzi on – nagi w swej szarości Grey, który pyta niewinnie: mógłbym złoić ci skórę?

Oto ona, Anastasia Steel , trochę pogubiona, trochę nieśmiała, niewinna, spotyka siłę i pewność. Grey staje się dla niej ostoją. Anastasia nie pragnie wolności, dużo bardziej pożąda kilku porządnych klapsów, a Grey jej to daje lub jak kto woli wymierza.

Wolność jest niepewnością, niewiadomą. W opozycji mamy złotą klatkę, którą daje Anastasii Christian G., klatkę, w której jest bogiem. Anastasia chce mieć do kogo się modlić, dla kogo znosić pokutę i czuć się zbawiana. To wszystko otrzymuje w związku z Greyem. W tym świetle bohater jawi się jako obraz religii w świecie bez Boga. W pogoni za wolnością współczesna kobieta wpada w zastawione przez siebie sidła, a w zasadzie w przykryty mchem dół, gdzie czeka on – ucieleśnienie pogańskiej boskości z jej siłą i przemocą. Wyzwolenie w „Greyu” odbywa się przez niewolę, przez kajdanki, pęta i bicze.

Pogańskość Greya to klucz. To Apollo – piekny i samowystarczalny. Ale nie tak „absolutnie”. Do pełni boskości potrzebna mu czysta dusza Anastasii. Grey walczy o duszę niewinnej dziewczyny przy pomocy wyrafinowanych środków – nie, nie mówię o szpicrutach i bacikach. On przekonuje ją do uległości, do czerpania przyjemności z poddaństwa i cierpienia. Ta „ucieczka od wolnosci” w świat flagelantyzmu i totalitarnej dominacji odbywa się za zgodą ofiary. Oto przewrotność „50 twarzy Greya” - nie chodzi o seks, chodzi o pozwolenie, o zgodę, chodzi o cyrograf podpisany wlasną krwią, podpisany upokorzeniem, podpisany bólem. Cyrograf o tyle wartościowszy o ile dusza czystsza. Bo po cóż Greyowi dusza zepsuta? W piekle ich pełno, tych, co bez celu oddają się hedonizmowi. Dla Greya to łup zbyt łatwy. Czysta Anastasia jest dla niego niczym mądry Faust. On staje w szranki tylko z tymi, którzy tego są warci.

Szarość Greya to tautologia. Zawieszony między czernią i biela nie wiemy, czy jest dobry czy zły. Wiemy, że jest piekny, pociągający. Ale mimo to jest szary. Jego oblicze jest smutne, przypruszone popiołem. Rozjaśnia się tylko na moment, gdy rozdaje kolejne klapsy.

Anastasia ucieka. To piękna scena, gdy postanawia zerwać swój „syndrom sztokholmski” i płacze. Ale nie martwmy się – Grey powróci. Są już następne części. Cóż za szatańska przewrotność – by oddać duszę diabłu, trzeba się najpierw wyzwolić. Tak, obejrzałem film, bo po co czytać książkę, gdy można obejrzeć film, tym bardziej, że próbowałem czytać i nie dałem rady – nie mogę czytać zbyt głupich i zbyt źle napisanych książek, choć wiem, że znajdę tam najwięcej prawdy, wiem, że źle napisane książki są najwazniejsze, bo trafiają pod strzechy, nie są książkami elit, przemadrzalców, takich jak ja. Są to książki kur domowych, geeków, niespełnionych marzycieli. To od nich zależy los świata, nie od elit. Ale czytać tego nie potrafię. Na szczęście są adaptacje filmowe, a „50 twarzy Greya” jest dla mnie najwazniejszym filmem roku, bo pozwolił dotknąć i zrozumieć to, co najważniejsze – diabolizm dzisiejszego świata, piekło zwykłych ludzi, którzy pragną dobra, ale nie odnajdują go w świecie bez Boga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz