Dom (zly)

Dom (zly)

środa, 10 lutego 2016

Recenzja książki Jerzego Sosnowskiego "Co Bóg zrobił szympansom?" - wyd. "Wielka Litera"

Coś Pan, Panie Sosnowski, uczynił polskim katolikom?

                                                     zdj. www.lubimyczytac.pl


„Co Bóg zrobił szympansom?” to tytuł najnowszej książki Jerzego Sosnowskiego, autora poczytnej powieści „Apokryf Agłai” i popularnego dziennikarza radiowej „Trójki”. Po przeczytaniu tej książki nie potrafię odpowiedzieć na pytanie postawione w tytule, a liczyłem na to, więc można powiedzieć, że się przeliczyłem.

Po co się tłumaczyć? A jest w tej książce trochę tak, że Jerzy Sosnowski uczynił coś na kształt spowiedzi, w której grzechem głównym i najcięższym jest przyznanie się do swojej wiary. No bo jak to – człek światowy, intelektualista, erudyta nie waham się stwierdzić, odczuwa potrzebę metafizycznych uniesień? I to jeszcze w Polsce, w polskim ciemnogrodzie ze stolicą w Toruniu! Trzeba uczynić zatem rachunek sumienia. Niech słuchacze radiowego „Klubu Trójki” wiedzą, że być katolikiem to nie żaden wstyd, a być może nawet powód do dumy.

Swoją ekspiację autor wyraził w trzech częściach, które składają się z esejów na temat osobistego doświadczenia religijnego. Rozważania te są oparte o filozofię, religioznawstwo, literaturę i inne dziedziny sztuki, które są jak najbardziej prywatnym obrazem poszukiwania Boga. Autor w części pierwszej porusza temat podziału „wierzący-ateiści” - „Podziały i mosty”. W drugiej części czytelnik zostaje wprowadzony w świat bardzo osobistych niejednokrotnie rozważań na temat stosunku autora do chrześcijańskiego Boga, by w ostatniej części tego prywatnego triduum przejść do relacji „kultura-kult” i podjąć się interpretacji wybitnych tekstów kultury, które odegrały istotną rolę w jego religijnych wyborach. Dla mnie najbardziej ciekawa okazała się właśnie trzecia część, gdzie Jerzy Sosnowski dokonuje mistrzowskiej analizy dzieł Miłosza, Wojcieszka, Rymkiewicza, Tokarczuk i Philipa Dicka.

Właśnie z osobistego tonu prezentowanych tekstów czynię podstawowy zarzut tej książce, że jest to zbyt własne, zbyt jednostkowe, właśnie spowiednicze. O ile krytyk ma prawo, by wyrażać się w taki subiektywny sposób, to już kwestie filozoficzno-religioznawcze winny mieć charakter obiektywny i dążyć, mimo wszystko, ku uniwersalnemu charakterowi. I jest to książka z takiego intelektualnego zawstydzenia, że człek oczytany, autorytet w końcu, pragnie się z tego prowincjonalnego, zaściankowego charakteru polskiego katolicyzmu usprawiedliwić.

Szedłem sobie kiedyś do kościółka z członkami rady parafialnej i też im tak trajlowałem o Tomaszu Haliku, Tomaszu Mertonie i innych „niewiernych” Tomaszach. I taki pan-ślusarz, metr sześćdziesiąt w kapeluszu, z nieświadomym afro, brzuszkiem i odciskami na dłoniach, mówi mi: „A ty nie masz innych problemów?”. Bo wiara jest gdzie indziej, nie tam gdzie mądre księgi i analizy, bo wiara przekracza horyzont poznania, a co dopiero naszego doświadczenia.

Czy ludziom kultury, ogłady i elokwencji jest trudniej uwierzyć, „być jak dziecko”? Myślę, że nie. Pod warunkiem, że nie będziemy za dużo o tym myśleć, a więcej czuć. Tak jest w przytoczonych przez Jerzego Sosnowskiego w części „recenzenckiej” dziełach, dziełach, które zdają się przekraczać granicę poznawalnego. Zatem „miej serce i patrzaj w serce”.

Postawione w tytule recenzji pytanie można by odwrócić. „Cóż Panu, Panie Sosnowski, uczynili polscy katolicy?”. Ale także na tak postawioną kwestię nie znalazłem w książce odpowiedzi. Znów się przeliczyłem. Cóż, trzeba iść dalej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz