Dom (zly)

Dom (zly)

wtorek, 12 lipca 2016

Recenzja książki "Ja, Olga Hepnarova" Jana Cilka - wyd. Afera


zdjęcie i recenzja www.lubimyczytac.pl


12-07-2016

Error czy terror

Zacznę od końca, ale dla mnie od początku, czyli od Hrabala, bo od Hrabala zaczęło się moje halo na punkcie czeskiej literatury i kultury czeskiej w ogóle. Otóż Bohumil Hrabal w wydanych 1990 w Czechosłowacji „Podziemnych rzeczkach” przytacza słowa przypadkowo spotkanego praskiego kata: Ja osobiście – odezwał się czule – jestem przeciwko śmierci, przeciwko karze śmierci przez powieszenie, a to od tej chwili, kiedy wieszałem tą piękną pannę, która tak długo krążyła po placu Sztrosmajera, aż zebrało się na przystanku tramwajowym tyle ludzi, że już nie wahała się i władowała się w nich tą swoją ciężarówką, i zabiła sześcioro ludzi, i dostała karę śmierci... zanim ją zaprowadziłem, a potem powiesiłem, zesrała mi się i zeszczała, i na dodatek porzygała, tak że mi ten zawód zbrzydł do reszty... dlatego jestem przeciwko karze śmierci! Słowa te dotyczą Olgi Hepnarovej – ostatniej kobiety, na której wykonano karę śmierci u naszych południowych sąsiadów. Było to 12 marca 1975, a historię tę po 26. latach przypomniał Roman Cilek w książce „Ja, Olga Hepnarova”. Dziś dzięki wydawnictwu „Afera” i doskonałemu jak zawsze, tłumaczeniu Julii Różewicz może sięgnąć po nią polski czytelnik.

To się wydarzyło 10 lipca 1973 r. Olga Hepnarova miała wtedy 22 lata. Wspaniały czas, wiosna życia w pełni. Co popchnęło tę delikatną, kruchą kobietę o łagodnych rysach do tak strasznego czynu? Wiadomo prawie wszystko: co, kto, gdzie, kiedy, jak, czym. Pozostaje tylko jedna kwestia: dlaczego? I ona też zostaje wkrótce rozwiązana. Hepnarova cały czas trwania procesu będzie powtarzać jedno zdanie: chciałam zemścić się na społeczeństwie, które mnie nienawidziło.

Dziwnym trafem osiem ofiar wypadku były to osoby w podeszłym wieku. W socjalistycznej Pradze praca była niemal obowiązkiem, co może poniekąd tłumaczyć, że zebrani o poranku na Placu Strossmajera ludzie byli w wieku emerytalnym. To pogłębia według mnie ponurą groteskowość tej tragicznej sytuacji – młoda dziewczyna w akcie paranoicznej zemsty na społeczeństwie zabija tych, którzy są tak samo bezbronni i doświadczeni cierpieniem. Dla Olgi Hepnarovej nie miało jednak znaczenia, kim byli ludzie, których w bestialski sposób zgładziła. Tak jak dla terrorysty, którego nie obchodzi, kim są poszczególne ofiary.

W książce Cilka wszystko jest wiadome od początku, nie ma tutaj miejsca na spoilery. Jedyne pytanie, jakie zadaje sobie czytelnik podczas lektury, dotyczy kwestii zdrowia psychicznego bohaterki, kwestii, która mogłaby ocalić jej życie. Hepnarova od początku procesu twierdziła, że jest przy zdrowych zmysłach i wszystko, co zrobiła, było od początku do końca przemyślane i zaplanowane. Tyle, że większość szaleńców pewnie zachowuje się w podobny sposób – są przekonani, że to świat zwariował, a nie oni.

„Ja, Olga Hepnarova” to opowieść o dwóch szaleństwach – szaleństwie pojedynczego człowieka i szaleństwie systemu. „Ja, Olga Hepnarova” jest opowieścią o narodzinach terroru, który godzina po godzinie, dzień po dniu rozrasta się w duszy chorego na wykluczenie człowieka. Dziś słowo „wykluczenie” ma wymowę, która niesie ze sobą poczucie wyższości i litości. Olgi Hepnarovej żałować nie sposób, tak samo jak nikt normalny nie będzie żałował terrorysty, który zabija niewinnych ludzi. A jednak była wykluczona, nieakceptowana, wyrzucona poza margines rzeczywistości. Z książki Cilka dowiadujemy się nie tylko o przebiegu procesu, ale poznajemy młodą morderczynię, widzimy świat z jej perspektywy – perspektywy pełnej mroku i zimna, bo taki był on dla bohaterki tej książki.

Ludziom społecznie dostosowanym, tak zwanym normalsom, pewnie łatwiej byłoby przyjąć do świadomości, że Hepnarova popełniła samobójstwo, bo taką cenę płaci się za nieumiejętność funkcjonowania w świecie – ot kolejny szajbus znaleziony z podciętymi żyłami, bądź wiszący na rurce w łaźni czy piwnicy. Jednak ona nie była w stanie zdobyć się na taką nienawiść wobec samej siebie, by się unicestwić, umiała jednak, kierowana swą nienawiścią, rozpędzić ciężarówkę i wjechać w pełen ludzi przystanek tramwajowy.

Książkę Romana Cilka czyta się jak kryminał najlepszej próby. Nie mogłem oderwać się od tej przerażającej historii, od której włos jeżył mi się na głowie. Ale jest to kryminał specyficzny o tyle, że nieważne jest kto zabił, jest to dochodzenie w sprawie motywu, a może duszy sprawcy – jak w przypadku Raskolnikowa. Mnie ono zaprowadziło w niebezpieczne rejony, bo zadałem sobie pytanie – czy we mnie też mieszka Olga Hepnarova? Ile razy chciałem zemścić się na świecie za to, że był niesprawiedliwy, okrutny, bezwzględny? Ile razy myśl o odwecie była zaćmieniem w środku słonecznego dnia? I wtedy przeklęta wyobraźnia produkowała niecne warianty zbrodni, odwetu, zemsty. Oczywiście za każdym razem był to tylko wentyl bezpieczeństwa dla gotującej się z poczucia niesprawiedliwości psychiki, ale czytając książkę Romana Cilka „Ja, Olga Hepnarowa” tysiąc razy zadawałem sobie pytanie – gdzie leży granica, za którą człowiek staje się potworem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz