Dom (zly)

Dom (zly)

sobota, 6 maja 2017

Recenzja powieści Petra Sabacha "Dowód osobisty" - wyd. Afera

                                                          oficjalna recenzja portalu
                                                                           

Dowodziki do kontroli

Petr Šabach to jeden z bardziej znanych w Polsce czeskich prozaików. Dzięki wydawnictwu Afera i tłumaczeniom Julii Różewicz mogliśmy poznać liczne jego książki, takie jak „Gówno się pali” czy „Pijane banany”. Twórczość czeskiego autora jest znana także z adaptacji filmowych, jego książki przenosił na ekran jeden z bardziej znanych czeskich reżyserów – Jan Hrebejk, a ostatnim sfilmowanym dziełem Petra Šabacha jest „Dowód osobisty”, film w reżyserii Ondreja Trojana z 2010 roku. Właśnie tę książkę, która w Czechach ukazała się w 2006 roku, otrzymujemy dziś do rąk.

Šabach w swoich krótkich powieściach trzyma się nurtu gawędy i chętnie czerpie z własnych doświadczeń. Oczywiście jego utwory są indywidualnym miksem tego, co wydarzyło się naprawdę i wyobraźni. To twórcze przetworzenie zbliża prozę Petra Šabacha do mistrza czeskiej gawędy Bohumila Hrabala. Zwraca tutaj uwagę także krótka forma minipowieści, która łączy obu autorów. Petr Šabach przyszedł na miejsce Hrabala w czeskiej literaturze, by opowiedzieć o socjalistycznej rzeczywistości, gdy już nie było cenzury. Taki jest „Dowód osobisty” - chłopacka opowieść o młodzieńczym buncie wobec skostniałego reżymu, ale także o tym, że, jak pisał Hrabal, „człowieka nie da się odwszyć z wolności”. Człowieka „nie da się odwszyć” także z pragnienia pięknych przeżyć i pięknego życia, choćby miało być najzwyczajniejsze. To także łączy Hrabala i Šabacha.

Bohaterowie powieści to najpierw koledzy z ostatniej klasy szkoły podstawowej, a potem młodzi buntownicy i długowłosi fani muzyki Beatlesów. Narratorem jest alter ego autora, cała narracja jest prowadzona w pierwszej osobie, a imię jego nie pada, co wskazuje, że sam Petr Šabach wraca do lat swojej młodości, by opowiedzieć o swoich młodzieńczych przygodach. W opowieści tej przewija się niemały tłumek młodych gniewnych, którzy szukają swojej przestrzeni w ciasnym świecie socjalistycznej codzienności. Próbują oni pokolorować ten świat według własnego pomysłu, ale te inicjatywy nie spotykają się z pozytywnym stosunkiem władzy. Niepokorni bohaterowie często spotykają się z reakcją milicji, która nie może darować im tego, że próbują wyróżniać się z szarego tłumu. Są to historie zabawne i smutne jednocześnie, bo w pewnym momencie żarty z opresyjną władzą się kończą.

To właśnie postaci ówczesnych milicjantów i pracowników służby bezpieczeństwa są dla mnie u Šabacha najciekawsze. Szczerze mówiąc, zawsze uważałem, że dobra opowieść o Stanie Wojennym powinna być pisana z punktu widzenia zomowca, jak w „Domu złym” Smarzowskiego. Oczywiście Petr Šabach nie tworzy jednorodnego portretu człowieka systemu, nie dokonuje wiwisekcji psychologicznej, ale pokazuje całą menażerię ludzkich typów w mundurach (albo po tajniacku), którzy mogliby stać po przeciwnej stronie barykady i wkładać kwiaty do luf, ale tak się poskładało, że krzyczą, poniżają, zastraszają, biją; zdefiniowani totalitarnie, jakby nie sobą byli, tylko nakręconymi przez system androidami, którzy na krótką chwilę odzyskują ludzkie oblicza.

Praska Wiosna jest clou tej opowieści. Początkowo pełna nadziei, radosna i niosąca zgodę, zmienia się na oczach bohaterów w ponury koszmar totalitaryzmu. Wyjątkowo dobrze udało się Šabachowi sportretować te przemiany i to jak władza nabiera ludzkich kształtów, by za moment stać się podkutym butem i gumową pałą. A potem ten cały korowód czechosłowackich motywów z Kartą 77, ubekami, emigracją aż do „aksamitnej rewolucji”. Śledzimy te ważne wydarzenia z punktu widzenia bohaterów, którzy wcale nie chcą być bohaterami. Po prostu – zwykli chłopcy, którzy chcą ciut za dużo wolności niż im się na to pozwala. Wiem, że ten wolny od heroizmu ton może się spodobać polskim czytelnikom.

Šabach swoją powieść buduje wokół małej książeczki dowodu osobistego, który, w odróżnieniu od obywateli polskich, dla których dokument ten był oznaką dorosłości, w Czechosłowacji wydawano w wieku lat piętnastu. Podobne było to, że obywatel krajów socjalistycznych miał obowiązek mieć go stale przy sobie, by w razie potrzeby móc wylegitymować się przed organami władzy. Pamiętam odcinek "Czterdziestolatka" jak inżynier Karwowski legitymuje się tym dokumentem, będąc w piżamie. Z powieści zrozumiałem też, że otrzymanie dowodu osobistego upoważniało obywateli czeskich do korzystania z knajp, bo nastoletni bohaterowie cały czas przesiadują nad kuflami piwa i nawet VB to nie przeszkadza, bardziej przeszkadza im jak bohaterowie nie mają rzeczonego dowodu osobistego. Taka czechosłowacka, środkowoeuropejska perspektywa. Ale jakże odmienna od polskiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz