Dom (zly)

Dom (zly)

sobota, 6 czerwca 2020

Zenon Sakson "Zaczarowany uber" - nierecenzja

Uber ponad, uber Poland, Mexico uber
Zaczarowana dorożka, zaczarowany dorożkarz, zaczarowany koń K.I.Gałczyński

Przeczytałem książkę „Zaczarowany uber”. Książka to zbiór. Zbiór odlotów. Zbiór jazd. Zbiór odjazd. Zbiór odjazdów. Napisał ją Zenon Sakson.

Kim jest Zenon Sakson? Jedyna pewna rzecz, że nie wiem, kim jest. Wiem, że nic nie wiem o Zenonie Saksonie. Nie wiem nawet, czy naprawdę istnieje. Czy nie jest to kolejny bot stworzony przez przywódcę Ha!artu, Mareckiego i jego lewicująco-lewitującą szajkę? Jak wspomniałem wyżej, nie wiem. Na skrzydełku napisano, że Zenon Sakson urodził się 1951 roku w Warszawie i był represjonowany przez komunę, więc wyemigrował do Meksyku. Te dwa światy przenikają się zgodnie z regułami realizmu magicznego na kartach opowiadań Saksona. Ale nazwisko sugeruje anglosaskie korzenie – czy objawia nam się tutaj podróżnik na miarę sfazowanego przez Kurtza Josepha Conrada? Tajemnica goni tajemnicę, bo nazwisko może przywodzić na myśl saksofon, „Saksofonistę” Wojtka Kowalskiego z Częstochowy i legendę brytyjskiego heavy-metalu, zespół „Sakson”. Zenon to może Laskowik, legendarny kabareciarz z Poznania? Dlaczego Zenon? Może z Elei Zenon, który wedle Wiki „ był uczniem Parmenidesa i należał do szkoły eleatów z Elei. Doskonalił sztukę prowadzenia sporów, którą rozumiał jako wykazywanie na drodze samego zestawiania pojęć prawdy własnej i cudzego fałszu”? Już sam autor nastręcza mi zbyt wiele problemów, by o tej książce pisać, a co dalej?

Dalej jest już tylko gorzej i trudniej. Zapętlenia na linii polsko-meksykańsko-saksońskiej tworzą odnogi i plączą się w gordyjskie węzły psychodelicznego rock'n'rolla w wykonaniu „Tito & Tarantulla”. Nie mam zamiaru tego porządkować, ponieważ nie chcę od razu zwariować. Powiem tak, tak mówią ludzie prozaiczni i przyziemni, a tego mi właśnie potrzeba w tym momencie pisania o uberowych jazdach Zenona Skasona, więc powiem tak: hipstertwo miesza się tutaj z dresiarstwem, klerykalizm i dewocja z wyziewami piekielnych otchłani, postkomunistyczny inżynier Karolak z „Cannibal Holocaust” i canabis, miasteczko Macondo z „Milczeniem bar(m)anów” (ewentualnie braminów). Jest to „Narcos” i podróż na San Escobar, polską republikę ubera, w stylu „Easy Rider”. Wszystko nie wiadomo po co. Z dylematu „śmiać się czy płakać” wybieram bramkę numer jeden, chociaż wiem, że za nią znajduje się Zonk.

Zenonie Saksonie, nawet nie pytam, co brałeś, bo psychodelicznym okiem pana Kleksa wpuszczonym w zakrętas twego hipokampa widać, że wszystko na raz. Poza tym nawet nie wiem, czy istniejesz, więc pozostaje mi wiara i ta książeczka. Wszyscy dziś i tak płacą kartą. Miłej lektury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz