Dom (zly)

Dom (zly)

czwartek, 25 października 2012

Oto są dzieła, których recenzować niepodobna, by nie skazić ich w swej wielkości



Tłumacz idzie na wojnę












                                                oficrec



Także tekst może okazać się wrogiem. Już wcześniej, w swoim „Prospekcie emisyjnym”, wydanym przez wydawnictwo Ha!art, Krzysztof Bartnicki demaskował „obcość” polszczyzny jako wrogą wobec odbiorcy. Czymże są upakowane w walizy słowa Joyce'a przy całkiem realnym zagrożeniu prawniczo-korporacyjnej nowomowy. W „Prospekcie emisyjnym” został ujawniony zdrajca, czający się w mowie rodzimej, która obrosła chaszczami zdziczałej polszczyzny zawartej w bibliotekach pism o charakterze użytkowym – przepisów, regulacji, regulaminów, katalogów. Potrzeba tłumacza staje się dziś równie nieodzowna jak możliwość korzystania z opieki zdrowotnej. „Fu wojny”, czyli „kontynuacja wojny innymi środkami” według opracowania Krzysztofa Bartnickiego, ukazuje strategię tłumacza wobec najbardziej ekstremalnego lingwistyczno-literackiego eksperymentu w dziejach.
„Finnegans Wake” Joyce'a było wyzwaniem wręcz niemożliwym do zrealizowania. Spolszczenie dzieła, które świadomie odbiegało od wzorców języka angielskiego i czerpało nie tylko z lingwistycznej różnorodności, ale także eksperymentowało z pojęciem znaku, stawiało przed tłumaczem zupełnie inne wyzwania niż tradycyjna literatura. Po ukazaniu się polskiej wersji dzieła wielu podważało sensowność wysiłku włożonego przez Krzysztofa Bartnickiego. Padały głosy, że lektura „Finnegans Wake” jest zabawą dla wybranych i przybliżanie jej tak zwanemu „przeciętnemu” czytelnikowi nie ma sensu. Niemniej, mimo wielu krytycznych głosów, niemożliwe stało się ciałem i „Finneganów tren” jako dziesiąty na świecie przekład nieprzekładalnego dzieła Joyce'a przyszedł na świat.

Podziwiam Krzysztofa Bartnickiego za butę, ale i za skromność. Że się podjął tego heroicznego wyczynu, ale też podchodził z szacunkiem do osiągnięć rodzimej „joyco(dżojso)logii”. Sam tłumacz twierdził w licznych wywiadach, że w trakcie pracy nad tekstem, podczas tego jedynego w swoim rodzaju „Translate in Progress”, udało mu się doszczętnie znielubić „Finnegan Wake”. Stąd nie dziwi, że taktyka, którą przyjął tłumacz jest strategią prowadzenia wojny, która dzieje się w głowie podczas procesu tłumaczenia. Aby opisać swoje doświadczenia z tekstem Joyce'a Bartnicki wykorzystał starożytne teksty chińskie, których tematem jest przekład. Trzeba to brać na wiarę, chyba że ktoś jest znawcą rozpraw sinologicznych z dawnych wieków. Cóż – o ile dobrze pamiętam, Bartnicki utrzymywał, że „Prospekt emisyjny” jest napisany językiem wilamowickim. Prawdopodobnie autor oparł się w dużej mierze na klasycznym tekście chińskim z VI wieku p.n.e. pt. „Sztuka wojny”, autorstwa Sun Tzu.
Ile w tym kreacji, ile autentycznych źródeł nie mam pojęcia, ani czasu, by to zgłębiać Wyjaśnienie opisu „Fu wojny” ze strony wydawnictwa Ha!art, że jest to „kontynuacja wojny innymi środkami”, wymagałoby co najmniej przyzwoitej rozprawy, nie tych kilkuset słów. Jedno jest pewne – lektura „Fu wojny” nie jest lekturą lekką i przyjemną. Jest to lektura, podobnie jak FW, wręcz niemożliwa, bo odnosi się do hermetycznego zapisu pracy tłumacza, która jest ukazana jako strategia intelektualna. To co „czytelne” zawarte jest w przypisach, gdzie podane są przykłady tłumaczenia poszczególnych fragmentów „Finneganów trenu” - zresztą owe przypisy stanowią przynajmniej połowę zawartości książki. Jak widać Krzysztof Bartnicki stał się specjalistą od dzieł niemożliwych. Czytelnikowi pozostaje jedynie, albo aż, perwersyjna przyjemność z dziubania kawałków „Fu wojny”, które mimo wszystko zbliżają do dzieła Joyce'a bardziej niż tomy przypisów, o których wspominał Lem, że bez nich „czytanie” „Finnegans Wake” jest zajęciem pozbawionym sensu.
Sławomir Domański

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz