Dom (zly)

Dom (zly)

środa, 28 kwietnia 2021

Recenzja książki Jagi Sławińskiej "Czarnolas" wyd. Ha!art

 


Arcydzieło zrobione na odpiernicz


Jaga Słowińska przywołuje w tytule swej książki Czarnolas – miejsce zarezerwowane w literaturze polskiej dla poezji wsi, który to nurt zainicjował na naszym gruncie Jan Kochanowski swoim poetyckim umiłowaniem natury i sielskim nastrojem wyrażonym w swych wielu utworach. Autorka nawiązuje do renesansowych wzorców także poprzez podział książki na pory roku – kolejne rozdziały to Lato, Jesień, Zima i Wiosna. To właśnie rytm przyrody, rytm pracy na roli przyciąga pisarkę swym naturalizmem i magią jednocześnie. Przypatrzmy się jak dziełko Jagi Słowińskiej, mini-powieść „Czarnolas” wydana przez Ha!art, prezentuje się na tle tego, co określamy nurtem wiejskim w literaturze polskiej?

Książę, „tak nazywali tego, który miał się narodzić”, doświadcza kolejnych śmierci – ojca Mikołaja, matki Zojki, ukochanego psa Gustawa, w końcu wuja Józefa. Książę postanawia wyruszyć w podróż w zaświaty i kładzie się do trumny, w której leży ciało Józefa. Wraz nimi wyrusza w tę podróż zwierzęcy towarzysz – wymyślony przez chłopca pies Fago. W trójkę wyruszają w podróż do Czarnolasu, magicznego lasu po „złote runo nicości” ich ostatnią nagrodę.

Rej, Kochanowski, Mickiewicz, Reymont, Kasprowicz, Prus, Orzeszkowa, Wyspiański, Leśmian, Haupt, Nowak, Kawalec, Redliński, Pióro,Myśliwski, Stasiuk, Tokarczuk. To tylko nieliczni z całej plejady twórców polskich, podejmujących temat wiejski. Można rzec krótko – najwyższe literackie loty. Ale ostatnio o wsi polskiej w książkach jakby mniej. Czy znaczy to, że temat można uznać za wyczerpany? Jaga Słowińska postanowiła zmierzyć się z tym tematem i jest to wyjątkowa próba wśród autorów najmłodszego pokolenia, a zarazem duże wyzwanie.

Pozostaje pytanie, czy udało się nawiązać młodej autorce do tych wybitnych autorów? I tak, i nie. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że Jaga Słowińska czerpie z tych tradycji, prowadzi z tymi dziełami literacką grę, tworząc książkę baśniową i magiczną. Poetyckie obrazowanie prowadzi nas w bezczas, w uniwersalną krainę archetypów – wiejska rzeczywistość staje się pretekstem dla ukazania metafizycznego obrazu świata. Takie neoromantyczne ujęcie tematu jest bliskie żyjącym pisarzom jak Stasiuk, Tokarczuk czy przede wszystkim ostatnie dzieła Myśliwskiego. Jednak Jaga Sławińska stawia bardziej na baśniowość, na magię i znajduje własny sposób na tworzenie przestrzeni dla takiego nastroju.

Czytanie „Czarnolasu” daje dużo czytelniczej przyjemności. Tyle tylko, że poprzestaje na wielkiej obietnicy. Moje wrażenie po przeczytaniu tej książeczki jest odczuciem niespełnienia. Rozumiem, że ta fragmentaryczna opowieść jest pewnym pomysłem literackim, że puste miejsca są celowymi lukami dla wyobraźni czytelnika. Mamy tu jednak do czynienia z dużym potencjałem językowym, rodzącym apetyt, który nie zostaje zaspokojony i trzeba zadowolić się tą propozycją arcydzieła. Mogę zrozumieć, że autorce się spieszyło, jednak pozostaje żal, że nie dała sobie, swojej wyobraźni i swoim bohaterom czasu. Dlatego dostajemy arcydzieło zrobione na odpiernicz, mówiąc językiem młodzieżowym aczkolwiek delikatnym.

Na koniec jeszcze jedna uwaga, która rodzi u mnie wrażenie niespełnienia po lekturze „Czarnolasu”. Postrzegam dziś przestrzeń wsi jako obszar gentryfikacji. To, co stanowiło o wyjątkowości polskiej wsi, to ta „małorolność”, to te niewielkie gospodarstwa z jednym chlewikiem i jedną oborą. Taka wieś znika na naszych oczach. Tereny wiejskie są zaludniane przez nuworyszy, którzy posiadłościami o ludowym charakterze ze sztuczną strzechą na dachu chcą potwierdzić swój nowy status społeczny i oczywiście odpocząć. Odpocząć kosztem prawdziwego życia, które jest z polskiej wsi rugowane. Zamiast tworzyć kolejne baśniowe opowieści warto było opowiedzieć o tym, czym jest strata, w sposób bardziej aktualny.


środa, 21 kwietnia 2021

Konkurs VOD NH - stwórz własną sekcję. Moja propozycja "Dekalog" otrzymała nagrodę

 

                                           kadr z filmu "Słudzy"

Sekcja „Dekalog”


W swojej sekcji pragnę zaprosić na filmy, które podejmują tematy stare jak świat, będące jednak wciąż aktualne w swych rozlicznych ujęciach kwestii etycznych. Czasy się zmieniają, natura ludzka jakby mniej. Zapraszam zatem do krainy filmowych opowieści na temat grzechu i zła. Nie jest to temat oryginalny i doskonale pamiętamy chociażby wybitne dzieła Krzysztofa Kieślowskiego w cyklu „Dekalog”. Można więc potraktować moją sekcję jako swoisty „nowohoryzontowy” hołd w stronę naszego wielkiego reżysera. Temat sam, zdaję sobie sprawę, oryginalny nie jest, lecz filmowe interpretacje grzesznych manowców w duchu festiwalu Nowe Horyzonty są gwarancją, że oryginalności artystycznej i interpretacyjnej tutaj nie zabraknie. W każdym przykazaniu można było wskazać wiele tytułów, ale ja pozostałem przy jednym – dopiero tworząc swoją sekcję, zdałem sobie sprawę jak wiele ważnych etycznie filmów przynosi nam VOD NH. Sekcję tę uważam za otwartą i niezamkniętą!



I. Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną. Ale przecież ja nie jestem czarownicą! „Nie jestem czarownicą”

II. Nie będziesz brał imienia Pana Boga twego nadaremno. Szczególnie jeśli jesteś sługą Pana. „Słudzy”

III. Pamiętaj, abyś dzień święty święcił. Szczególnie jeśli jesteś sługą Pana, bo mogą się zacząć dziać dziwne rzeczy. „Sieranevada”

IV. Czcij ojca swego i matkę swoją. Mimo wszystko. „Toni Erdmann”

V. Nie zabijaj. A właściwie… „Dom, który zbudował Jack”

VI. Nie cudzołóż. A właściwie, dlaczego? „Nimfomanka”

VII. Nie kradnij. Nawet jak jesteś ładny jak aniołek! „Anioł”

VIII. Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu. Nawet jak cię bardzo o to ktoś prosi. „Nie obchodzi mnie, czy przejdziemy do historii jako barbarzyńcy”

IX. Nie pożądaj żony bliźniego swego. Nawet jak jesteś jej przybranym synem. „Królowa Kier”

X. Ani żadnej rzeczy, która jego jest. Miłe złego początki...„Parasite”




poniedziałek, 19 kwietnia 2021

O wierszach „Zrozumiałych samych przez się” Guya Bennetta przez binokle Szymborskiej


 

O wierszach „Zrozumiałych samych przez się” Guya Bennetta przez binokle Szymborskiej


Niektórzy lubią poezję


Niektórzy -
czyli nie wszyscy.
Nawet nie większość wszyst­kich ale mniejszość.
Nie li­cząc szkół, gdzie się musi,
i sa­mych po­etów,
bę­dzie tych osób chy­ba dwie na ty­siąc.


Czytam „Wiersze zrozumiałe same przez się” Guya Bennetta, bo jestem niektórym. Ty ją też czytaj, bo to poezja zrozumiała sama przez się - „Będzie z nas para i to się rozniesie zaraz”. Niektórzy lubią taką poezję, bo jest „Prosta jak podanie ręki”. Nie tak prosta jak poezja Szymborskiej, gdzie jest taka kawa na ławę, że bardziej się już nie da. Ale zawsze to dość zrozumiałe, gdyż zrozumiałe same przez się, chociaż daje do myślenia. Więc czytam. Czytam i rozumiem. I jestem zadowolony, że zrozumiałem i że poeta nie ma mnie za kretyna i nie tłumaczy mi świata tak łopatologicznie jak Szymborska i że mogę się tego świata domyśleć. Jestem niektórym czyli nie wszystkim. Tak.

Lu­bią -
ale lubi się tak­że ro­sół z ma­ka­ro­nem,
lubi się kom­ple­men­ty i ko­lor nie­bie­ski,
lubi się sta­ry sza­lik,
lubi się sta­wiać na swo­im,
lubi się gła­skać psa.


Lubią też wódeczkę, seksik po obiadku dla spalenia kalorii, papieroski jak Szymborska, a niektórzy ziółkiem sobie parzą usta. Moja żona lubi ciepło, ja wolę chłód. Grzeje mnie coś od środka od zawsze. Muszę się notorycznie schładzać. Więc czytam „Wiersze zrozumiałe same przez się”, bo są jak kostki lodu na mój rozpalony mózg. Czytam „Wiersze zrozumiałe same przez się”, bo nie są męczące. Są lekkie, ale dają mi do myślenia, żeby myślenie uspokoić. Dlatego je lubię czytać przed snem. One wyłączają mi głośnik myśli. A ja to lubię jak nie muszę myśleć.




Po­ezję -
Tyl­ko co to ta­kie­go po­ezja.
Nie­jed­na chwiej­na od­po­wiedź
na to py­ta­nie już pa­dła.
A ja nie wiem i nie wiem i trzy­mam się tego
Jak zba­wien­nej po­rę­czy.


Tylko co to takiego poezja? Czy to jest poezja? Ja nie wiem i nie wiem. I się tej niewiedzy nie boję. Strach jest zawsze ukryty, niejasny, tajemniczy, zagadkowy. Boimy się tego, co się może wydarzyć, bo tego nie rozumiemy. „Wiersze zrozumiałe same przez się” mnie ratują. Jest to świat jasny, czysty , konkretny i niegłupi. I trzymam się tych wierszy „jak zbawiennej poręczy” i czytam je. Czytam sobie i innym. Żeby wyjść poza pytania – po co, dlaczego, z jakiej przyczyny. I kto? Kto lubi poezję? I czym ona jest? I czy są nią „Wiersze zrozumiałe same przez się”? Nie ma dla mnie znaczenia. Wystarczy mi, że je rozumiem.

sobota, 17 kwietnia 2021

Recenzja książki Beaty Kołodziejczyk "Uśpieni" wyd. Oficynka

 

                                                              okładka www.oficynka.pl

Wszystkie fobie tego świata – początek


Dlaczego tak dobrze pamięta się to, co złe” Maciej Maleńczuk


Wszyscy nosimy je w sobie. Traumy, psychiczne blizny – większe lub mniejsze. Czasem te mniejsze jednak wydają się szczególnie bolesne. Czy mamy prawo oceniać, w jaki sposób drugi człowiek przeżywa swoje doświadczenia, czy mamy prawo bagatelizować to, co siedzi w jego wnętrzu jak stara, niewyciągnięta drzazga? Człowiek ze swej istoty zaprzecza swoim porażkom i chce składać się jedynie z rzeczy chwalebnych, ze zwycięstw. Ale czy nie jest tak, że gdy spojrzymy w głąb siebie, widzimy jedynie takie drzazgi, zardzewiałe druty rozczarowań, blizny upokorzeń?


Czytając „Uśpionych” Beaty Kołodziejczyk długo przedzierałem się przez banalność opisów życiowych sytuacji, które niczym nie zaskakiwały. Oto bohaterka, Agata, mała dziewczynka, która opisuje swoje relacje z rodzicami, bratem, babcią, wysuwającą się na ważne miejsce w jej życiu, z dalszą rodziną, kolegami w szkole. Czas akcji to koniec komuny i początek kapitalizmu, przełom lat 80/90. Banalność codziennych dziecięcych traum i dobijający się ze wszystkich stron kapitalizm, który dominuje życie bohaterów, każąc im być twardymi, wypełniają strony tej skromnie wyglądającej książeczki.


Jednak to właśnie banalność cierpienia, dziecięcego cierpienia jest tutaj najważniejsza, cierpienia, które wszyscy dookoła ignorują. Ale przecież te blizny, drzazgi, czasem zardzewiałe gwoździe pozostaną w ludzkiej duszy. Można chodzić z nimi wiele lat, znieczulając je kolejnymi porcjami używek, czy wersjami uzależnień. Ale to przecież tylko drobiazgi, takie jest życie, „Weź się w garść!” I tak dalej.


To, co przychodzi z upływem „Uśpionych”, to świadomość. W pewnym momencie czytelnik zaczyna dostrzegać, że te drobne, codzienne sytuacje są ważne, że były ważne dla bohaterki, że to właśnie one ją ukonstytuowały. Ta książka ma dwie narratorki – jedną jest mała Agata, ta „co nogą zamiata”, drugą, ukrytą, jest dorosła kobieta; kobieta, która wspomina, bo musi zmierzyć się ze sobą z czasów dzieciństwa. Dlaczego? Ponieważ musi się dowiedzieć, co ją ogranicza, co ją trzyma i nie chce puścić.


Ta książka graficznie i pod względem wydawniczym jest niepozorna, jedna z setek książek zalegających półki tak zwanej „literatury kobiecej”. Nie daj się zwieść, czytelniku! – ta niepozorna książeczka kryje ogromny ładunek emocji. Jej surowy i prosty styl, budujący tę opowieść, jest podróżą w krainę dziecięcych ciemności, ciemności, które towarzyszą człowiekowi w życiu.

niedziela, 4 kwietnia 2021

"Pieśń o moim Chrystusie" - kilka zdań refleksji i jeden wiersz

 

 


 

 Czytanie pierwsze. Czas Triduum 2021. Rzadko tutaj oceniam poezję, ale tom Brandstaettera to raczej poemat - coś pomiędzy poezją a narracją. Cykl poetyckich utworów to podróż przez historie z Ewangelii od narodzin Chrystusa po zmartwychwstanie. Czytałem to w swoim lockpicie w swoim lockdownie. Historia Jezusa z Nazaretu jest potraktowana bardzo osobiście, wręcz wewnętrznie - mistyczne fragmenty biografii Syna Bożego mieszają się z osobistymi doświadczeniami podmiotu/narratora. Ten osobisty ton był ryzykownym punktem wyjścia, ale poetyckie piękno i wrażliwość języka stworzyły utwór, gdzie egzystencja i metafizyka przenikają się nawzajem i tworzą wyjątkowej urody poetycką tkaninę. Zachwycony biegłem przez te wiersze zbyt pospiesznie, ale wiem, że będę się nad tym tomem powoli pochylał i to jest dopiero początek mojego spotkania z tą małą-głęboką książeczką. Ile takich zapomnianych arcydzieł skrywa nasza literatura?

Stała pod krzyżem judejska Madonna,
Obelisk bólu wołający w niebo
Z pieców Treblinki, włosy rozpuszczone,
Nieco w nieładzie jak pieśń nad pieśniami.

O, Matko Boga, o Matko stojąca
Może w tym miejscu, gdzie ja teraz stoję,
Wpatrzona w żółte ciało swego syna,
W owoc żywota i w świętą gromnicę
Na krzyż przybitą.

O, zakryj oczy i nie patrz na dramat,
Kowalu siedmiu mieczów, które Matka
W sercu poczuła, gdy jej Syn
wstąpił w sad oliwny Raju
I wszystkim ludziom udowodnił,
Że Bóg potrafi jak człowiek umierać.

O Matko stojąca
Może w tym miejscu, gdzie ja teraz stoję,
Madonno Treblińska,
Święta Madonno obozów zagłady,
Święta Madonno mordowanych żywcem,
Święta Madonno skwierczącego ciała,
Święta Madonno gazowej komory,
Święta Madonno rozpalonych rusztów,
Święta Madonno człowieczych popiołów,
Módl się za popiół
Mojej Matki,
Za jej spalone życie,
Za jej spalone włosy,
Za jej spalone oczy,
Módl się, Madonno,
Na szczycie Trupiej Czaszki.
Madonno Treblińska.