Dom (zly)

Dom (zly)

wtorek, 17 października 2023

Kinowe loty 23

Wejście kinowe 87/23 Ferrari reż. Michael Mann. Chociaż sobie film obejrzę o samochodach. Epicki. Perfekcyjny. Z wielkimi kreacjami. I co? Nic. 5/10

Wejście kinowe 86/23 Pierwszy gol reż. Taika Waititi ❤️ Największy LOVE BOMBiNG filmowy tego sezonu! I drużyna największych przegrywów w historii piłki nożnej. Samoa Amerykańskie. 7/10

Wejście kinowe 85/23 Nóż w nocnej ciszy. Słaba świąteczna rozrywka. 2/10

Wejście kinowe 84/23 Fuks2 reż.Maciej Dutkiewicz.I muszę powiedzieć, że mimo wrogiego nastawienia, całkiem ok. Bezbolesny seans, choć kobieca strona aktorska raziła, ale reszta dawała radę. Miej proporcje, mocium panie. Sonia Bohosiewicz po żeńskiej stronie jest ok, ale to kobiety miały tutaj dawać radę, a daje kwartet Pazura, Stuhr, Gajos, Musiał 4/10.

Wejście kinowe 83/23 Przesilenie zimowe reż. Alexander Payne. Piękny, staromodny, ciepły i zero kontrkultury. Opowieść wigilijna przeniesiona na początek lat 70-tych do konserwatywnej amerykańskiej szkoły. Wszystko mi się tu podobało, ale najbardziej Paul Giamatti w głównej roli, roli Scrooge'a. A jak to klimatycznie jest sfilmowane i umuzykalnione - perfekcja subtelności, czyli Alexander Payne w najlepszym możliwym wydaniu. 9/10

Wejście kinowe 82/23 Dream Scenario reż. Kristoffer Borgli - ten od Chorej na siebie. Nicolas Cage. Czym był Truman Show u progu XXI wieku, tym powinien być Dream Scenario w trzeciej dekadzie XXI w. Boski Cage, film prawdziwy i smutny. Czuć klimat amerykańskiego kina niezależnego i to jest dobre. I choć dla mnie z tą komedią raczej słabo, bo to smutna groteska z futurystyczną nutką jest, to widzę w Dream Scenario artystycznie dojrzałe Black Mirror 8/10.

 Wejście kinowe 81/23 Nagle reż. Thomas Bidegain. Co nagle, to po diable. 5/10

Wejście kinowe 80/23 Służka reż. Bishal Dutta Horror z dobrymi zdjęciami. Wytwórnia M2 często pokazuje filmy o mrocznej stronie multikulti. Wraz z kulturowym miksem przeniknęły na Zachód afrykańskie i azjatyckie demony. Jakby własnych było tutaj za mało. Bo pogańskie bożki hasają po katolickim uniwersum do woli, ku uciesze zwolenników opcji pentekostalnych. 5/10

Wejście kinowe 79/23. 20 000 gatunków pszczół Bardzo kobiece kino transgresji, oparte w dużej mierze na dialogach. Mocno kobiece oznacza zazwyczaj dla mnie mocno przytłaczające. I tak jest tym razem. 8-letni/a bohater/ka poszukuje swej tożsamości płciowej i wsparcia. Nie dało się lżej? 6/10

Wejście kinowe 78/23 Uśmiech losu reż. Andrzej Jakimowski Poszedłem się ogrzać i odpocząłem.od mrozu i przedświątecznego pędu. Dziękuję Andrzeju Jakimowski za twój najlepszy film. 7/10

77/23 Napoleon reż. Ridley Scott Powiem tak - kto lubi monumentalne historyczne widowiska rodem z Hollywood lat 50. i uważa, że takie kino się nie zestarzało, to śmiało może iść na ten film. 5/10

Wejście kinowe 76/23 Lęk reż. Sławomir Fabicki Listopad to przede wszystkim śmierć. Dobry moment na taki film. Ten film jest septyczny, męczący jak wszystkie filmy Fabickiego. I właśnie ta sterylność umierania jest najbardziej dobijająca. Ciężko zrobić dobry film o wspomaganym samobójstwie, dlatego doceniam wysiłek i końcowy efekt. 6/10

Wejście kinowe 75/23 Raz, dwa, trzy ...wchodzisz do gry. Horoł. 2/10, bo na 2nie zasługuje.

Wejście kinowe 74/23. The Palace reż. Roman Polański Najnowszy film Polańskiego nie jest tak dobry jakbym chciał i nie jest tak zły jak mówią. W koncepcji przypomina "W trójkącie", ale nie jest tak konsekwentny w groteskowym charakterze. Polański śmieje się z siebie jako bogatego starca nad brzegiem grobu, jednak zły smak i wszystkie wyolbrzymienia nie są doprowadzone do tego ekstremum, które uzasadniałyby cały ten barokowy przesyt. Scenariuszowo wszystko tutaj grzęźnie i gubi się bez puenty. Mimo wszystko ogląda się ten film dobrze i jest często zabawnie - szczególną radość sprawia oglądanie gwiazd, które kpią same z siebie późną jesienią a może nawet zimą swej kariery, bo starość to w The Palace karnawał i dekadencja. 6/10

Wejście kinowe 73/23 Pięć koszmarnych nocy. Stoi blisko Stranger Things i To!, ale jest na swój sposób oryginalny i klimatyczny. Wiadomo, że dla rodziców i ich nastoletnich pociech, więc nie ma się co czepiać. Mnie się podobało o tyle, że nie ma tu horrorowej brutalności, a jest specyficzny nastrój dziecięcych demonów przełamany delikatnym humorem. Bardzo fajnie, nadspodziewanie fajnie. 6/10

Wejście kinowe 72/23 Przejścia. Kameralny dramat Iry Sachsa buzuje od emocji dzięki doskonałym aktorom. Specyficzny trójkąt miłosny w kolorach tęczy nie jest żadnym peanem na cześć LGBT. To nowa jakość w filmach tego typu. "Przejścia" są filmem o manipulowaniu uczuciami i o zakłamaniu socjopaty, dla którego liczą się tylko jego cele, a nie inni ludzie. Odkrywanie, że często żyjemy w spreparowanym kłamstwie, wyreżyserowanym nam przez tych, których pokochaliśmy. 7/10

Wejście kinowe 71/23 Egzorcysta.Wyznawca. Strasznie się wlecze ten film. A mogło być jeszcze śmieszniej. 3/10

Wejście kinowe 70/23 Czas krwawego księżyca reż. Martin Scorsese Wielkie, epickie, amerykańskie kino z uniwersalną wymową.Najlepszy film Scorsese od czasów "Chłopców z ferajny". Monumentalne i bardzo smutne. Tu naprawdę nie ma co pisać, tylko trzeba obejrzeć. Amerykańskie mity jako sterta gnoju. 9/10

Wejście kinowe 69/23 Chłopi reż. Hugh Welchman DK Welchman Wersja folkowa noblowskiego klasyka. Wizualnie podobał mi się bardziej od Twojego Vincenta, bo to takie nasze, swojskie malarstwo z przełomu wieków (Chelmoński, Gierymski) - wygląda ten film naprawdę dobrze i niesamowicie klimatycznie. Muzyka z dużą dozą folku też robi swoje. Jednak fabuła sprowadzona do wątku Jagny i te wszystkie uproszczenia kierowały moje myśli ku wybitnej i wielowymiarowej ekranizacji Rybkowskiego z 73 roku. Brak mi było też gwary, tego lokalnego języka małych społeczności, który jest esencją prozy Reymonta i który uszanował Rybkowski w swoim filmie. Dobry relaks na ludową nutę. Sławianie - my lubimy sielanki.6/10

Wejście kinowe 68/23 Poprzednie życie. reż. Celine Song Zaległość nowohoryzontowa. Takie koreańskie "Przed wschodem słońca". Bardzo powolne dialogi snują się leniwie i przynoszą ulgę. Film bardziej o uczuciach niż o miłości. Ogląda się bardzo przyjemnie. 7/10

Wejście kinowe 66/23 "Święto ognia" reż. Kinga Debska . To co zle - Jakub Małecki, to co dobre - Kinga Dębska. Cenię Kingę Dębską za jej autorski optymizm i nie musi nim się z nikim dzielić, czy inspirować czyimś pomysłem. Pozostaję rozdwojony tym bardziej, że proza Małeckiego wydaje mi się dość toporna. Może dlatego "Święto ognia" straciło na lekkości w porównaniu do wcześniejszych filmów Kingi Dębskiej. Jednak nie straciło na wierze w dobrych ludzi i że mieszkają tuż obok nas, w Polsce. Niewiarygodne? Zamiast TV... obejrzyjcie "Święto ognia". Film zyskuje dzięki świetnym kobiecym kreacjom aktorskim - Karolina Gruszka ❤️6/10

Wejście kinowe 65/25 Raport Pileckiego. Patriotyczny slasher.


Wejście kinowe 64/23 Sound of Freedom 6/10. reż. Alejandro Monteverde Znów film na ważny temat - pedofilia, handel dziećmi. I znów, podobnie jak u Agnieszki Holland, nasuwają się chrześcijańskie konteksty jako wspólny mianownik dla obu filmów. Zresztą produkcja AgelFilm, Mel Gibson, Jim Caveziel - Jezus z Pasji - wskazują bezpośrednio na na takie inspiracje. Walka o Boże Dzieci z siłami diabła jest tutaj podkreślana na każdym kroku. A jednak Sound of Freedom, mimo że gładki, czarno-biały w sensie etycznym i opowiadany trochę przez łzy, to jednak film zrobiony bardzo dobrze i bez epatowania przemocą, a nade wszystko wzruszający. Wspólnym mianownikiem dla filmów Monteverde i Holland jest także aktualność poruszanych problemów i duże zaangażowanie emocjonalne twórców. Ja jednak wybieram "Zieloną granicę" za jej nie-hollywodzki styl i nieoczywistość. Sound of Freedom to film, który zna odpowiedź o zasadę świata i walkę dobra ze złem, a "Zielona granica" tej odpowiedzi szuka - także w Ewangelii. I ta nieszczęsna sekta Qanon - szukają masonów, sami nimi będąc.

Wejście kinowe 63/23 "Zielona granica" reż. Agnieszka Holland. Dla mnie to nie był film o żadnych służbach czy opluwaniu munduru. Mundur plamią ci, którzy tak postępują, a ja nie wiem ile w tym prawdy czy fikcji. Chcę wierzyć, że prawdy jak najmniej. Zresztą jest to mniej znaczący wątek. Dla mnie to film bardzo bolesny i ciężko się go ogląda. Pokazuje ludzi w kleszczach, ludzi wykorzystanych i okłamanych przez polityków, ludzi pozostawionych samych sobie, ludzi, którym my, chrześcijanie, winniśmy nieść pomoc. Dlatego zamiast narodowego kina właśnie na ten film organizowałbym parafialne wycieczki. A najbardziej "Zieloną Granicę" poleciłbym ludziom służb mundurowych właśnie - do refleksji, do dyskusji. Film bardzo chrześcijański, film bardzo uniwersalny i wypełniony duchem dialogu międzykulturowego i międzyreligijnego. Współczesna wersja przypowieści o dobrym Samarytaninie. Boli i porusza sumienie. Spotu MSWiA w Cinema City nie było. Chyba się wszyscy solidarnie na tę głupotę wypięli, a polityczne rozjuszenie pokazuje tylko, że "Zielona granica" trafiła w czuły punkt tej władzy, a jest nim mało- i bezduszność. Agnieszka Holland pozostaje wybitną reżyserką bez względu na swoje polityczne poglądy i udowadnia to po raz kolejny. 8/10 Autor plakatu Andrzej Pągowski 10/10

62/23 Obecność 2. Maraton Horrorów w Cinema City. Całkiem śmieszny. 6/10

61/23 Zakonnica 2 Maraton Horrorów w Cinema City. Część I była lepsza. 5/10

60/23 Zakonnica Maraton Horrorów w Cinema City. Fajny gotycki klimacik, z którego robi się horrorowy cyrk. 6/10

59/23 Annabelle Narodziny zła. Maraton horrorów w Cinema City.

58/23 Ukryta sieć. Połączyć dwa bardzo ważne i trudne tematy w jednym plocie scenariuszowym i nie zrobić z tym nic więcej? To jak zarżnąć kurę znoszącą złote jaja. Możliwe tylko w polskim filmie. Z czasem, gdy pojawia się Trojan, jest nieco lepiej. 5/10 dla tego aktora za to, że uratował tyle, ile mógł.

57/23 Cicha dziewczyna. Niedawno na Nowych Horyzontach już w kinie. Filmy o małych dziewczynkach są samograjem kina ostatnich lat. Aftersun, Georgie ma się dobrze, Totem, W suszarni. I wszystkie świetnie wypadają dzięki małym aktorkom Tak samo jest w przypadku Cichej dziewczyny. Dużo ciepła, świat wiejskiej codzienności blisko natury i mały człowiek wobec przerastających go problemów. 7/10

56/23 Kochanica króla. Dla Johnny'ego D. U mnie zawsze masz wsparcie. Dobra lekcja historii - kostiumy, scenografia, duch epoki. Mało, czy dużo? 5/10

55/23 Demeter. Dracula - lovecraftowskie ujęcie, ale z wykonaniem gorzej.Jest staroświecki klimat, ale mógłby być bardziej, jest obcy zamiast Draculi, ale mógłby być bardziej. 5/10 za dobre chęci.

54/23 Blue Battle. Universum DC. Jak dla mnie superfun! Już zapomniałem jak zapomnieć w kinie o złym świecie. 7/10

53/23 Mów do mnie. Obiecanki cacanki. Ani straszne, ani mądre, ani śmieszne. Mam dość horrorów z młodocianymi bohaterami. 4/10

52/23 Reality. Zapis przesłuchania przez FBI młodej kobiety podejrzanej o szpiegostwo. Na faktach. Właściwie to samo robią nasi sygnaliści niepraworządności do UE, ale w Polsce nikt ich nie sadza do więzienia. Film bardzo skromny, ale formalnie niesamowicie wciągający. 7/10

Wejście kinowe 51/23. 3D. Meg2. Lubię filmy Bena Wheatleya, Turyści i Free Fire były świetne. Zobaczymy. Do polowy, czyli pod wodą, trochę się męczyłem i brakowało mi tlenu. Na Wyspie Frajdy było już frajdy i śmiechu pod dostatkiem. Ja w sztuce szukam spowolnienia świata, żeby świat, żeby życie mi się dłużyło w medytacji. Na szczęście to obok sztuki nawet nie leżało, a dwie godziny minęły tak, że nie zauważyłem Zauważyłem natomiast różnicę między seansem 3 D Anselma na Nowych Horyzontach a Meg.

Wejście kinowe 50/23. Blockbusterowe Oppenheimer. Film o tym, że genialni naukowcy to debile, którzy najpierw tworzą dla orków narzędzia zniszczenia, a potem się martwią, co narobili. Jak na Nolana film wyjątkowo nieefekciarski. 6/10

Wejście kinowe 49/23 Perfect Days Nowy Wenders fabularny. Ostatni. Doskonałe dni w samotności czyściciela kibli w Tokio. Tylko ci ludzie z przeszłości, wzbudzający smutek, żal. Jak pisał Hrabal: Ten świat jest niewyobrażalnie piękny, nie dlatego że jest, ale że ja go tak widzę.

Wejście kinowe 48/23 Gorzki pieniądz. Początek trylogii szwalni. Ostatki. Życie chińskich robotników w mieście Huzhou - jednym z centrów przemysłu tekstylnego. Kilkunastogodzinne dniówki i wyśrubowane normy. 200 koszul dziennie.
Wejście kinowe 47/23 Anselm 3D Nowy Wenders na froncie wizualnym. Anselm Kiefer, uczeń Josepha Beuysa, w swojej wielkoformatowej sztuce i potężnych instalacjach rozliczał historię niemieckiego narodu. Trójwymiarowy efekt filmowania jego dzieł jako opowieści o twórczości jest piorunujący. Dla mnie dużo bardziej wizualny od Piny.

Wejście kinowe 46/23 Stracony kraj. W 2009 przyjechałem do Wrocławia na NH po raz pierwszy Obejrzałem wtedy min Zwykłych ludzi Presica - film o masakrze w Srebrenicy. To było 14 lat temu. Taka swoista klamra. Lost Country pokazuje upadek reżymu Milosevica, a Perisic znów przyjmuje punkt widzenia beneficjentów systemu. I znów mi się podobało. Film dla zwykłych ludzi.

Wejście kinowe 39-45/23 Sześć krótkich metraży Paulo Abreu. Focus na Portugalię Czego nie widać Broda We śnie Varadouro Small talk Conde Ferreira Allis Ubbo - oprowadzanie po Lizbonie tuktukiem w duchu Pessoi. 6/10

Wejście kinowe 38/23 Przetrwanie Potsapo western z rana jak śmietana. Bajka jak z Cormaca. Mocne 7/10

Wejście kinowe 37/23 Jesteśmy dziećmi słońca. Ale czy to prawda? Jessica Hausner się waha. Jeść czy nie jeść? Septyczne kino.

Wejście kinowe 36/23 Blue Jean. Ejtisy rules! Mam nadzieję 😉 Takie słabe 5/10

Wejście kinowe 35/23 Totem. I znów bohaterką będzie mała dziewczynka. Tygrysica, W suszarni, Georgie były świetne. Why so sad? Bo takie bywa życie. Nie oszczędza nawet, a raczej przede wszystkim, dzieci. Oszczędnie i blisko smutnej prawdy. 7/10

Wejście kinowe 34/23 Rów Fabularny debiut Wanga Binga. Reedukacja w komunistycznych Chinach okiem Binga. Rów, głód, zupa ze szczurów wykarmionych na stosach trupów więźniów. Nie widziałem w kinie bardziej autentycznej wizji obozu i to było bardzo prawdziwe i bardzo nieprzyjemne 7/10

Wejście kinowe 33/23 Czas Wanga Binga. Biograficzna opowieść o przemocy reżymu i sztuce. Nagi, stary mężczyzna opowiada pantomimą, słowami i muzyką o życiu artysty w komunistycznych Chinach. Ból pamięci, która doprowadza do szaleństwa i sztuka jako jedyne lekarstwo. 10/10

Wejście kinowe 33/23 Czas Wanga Binga. Biograficzna opowieść o przemocy reżymu i sztuce. Nagi, stary mężczyzna opowiada pantomimą, słowami i muzyką o życiu artysty w komunistycznych Chinach. Ból pamięci, która doprowadza do szaleństwa i sztuka jako jedyne lekarstwo. 10/10

Wejście kinowe 32/23. Ostatni Godard "Zwiastun filmu, który nigdy nie powstanie. Dziwne wojny

Wejście kinowe 31. Georgie ma się dobrze. Ja też. Koniec emocjonującego dnia. Ta młoda dama powinna otrzymać Oscara. Stoi gdzieś obok Aftersun, ale jest lżejszy i sympatyczniejszy, choć o trudniejszej sytuacji. 7/10

Wejście kinowe 30 Czerń i biel. Z przyjemnością ♥️ Piękne, brutalne, czarno-białe zdjęcia.

Wejście kinowe 29/23 W suszarni Realizm magiczny na hiszpańskiej prowincji. Bardzo ciepły i trochę smutny.

Wejście kinowe 28/23. Wśród wyschniętyvh traw Nuri Blige Ceylana. Opijam się kinem. Piękne, literackie dialogi uwiodły i odwiodły od znużenia przez 3,5 godziny. 9/10

Wejście kinowe 27/23. Zaczniemy od krótkiego Wanga Binga. Pani Fang umiera na naszych oczach w otoczeniu swojej rodziny. Alzheimer po chińsku. 7/10

Wejście kinowe 26/22 Płynne stany rozkoszy Klasyk z lat 70-tych. Erotyczny surrealizm.

Wejście kinowe 25/23 Jej dom w mocy snu Lost Lost Lost Slow Slow Slow 10/10

Wejście kinowe 24/23 Tygrysica. Malezja, Tajwan, Singapur, Katar, Indonezja - ok. Przepiękny. Prawdziwe odkrycie w sekcji odkrycia. Jeśli traficie gdzieś Tygrysice, to sprawdźcie ją koniecznie. Młodzieżowy i feministyczny film inicjacyjny w klimacie etno, który zmienia się w body horror - brzmi nieźle mam nadzieję. 7/10

Wejście kinowe 23/23. Disco Boy. Muzyka Vitalica. Vive La France i Legia Cudzoziemska. Europa słabnie i zdycha w poczuciu swych win i wyrzutów sumienia. Był Więckiewicz i polscy pogranicznicy.

Wejście kinowe 22/23. Filipiński mistrz slow movie w swoim krótkim metrażu - tylko 187 minut. Powolny fresk filmowy z czytelną inspiracją Dostojewskim. Diaz znów eksploruje złogi zła zalegające ludzkie dusze - tym razem w kontekście reżymu Duterte. Manilla Mon Amour. 9/10

Wejście kinowe 21/23. Kokomo City reż. D. Smith Nieznane światy trans.

Wejście kinowe 20/23. Nowohoryzontowe trzecie. Poemat Pantha Rei. Woda nie zna granic. Filmowa poezja. 8/10

Wejście kinowe 19/23. Nowohoryzontowe drugie. Menopauza u gruzińskiej dziewicy. Do czasu. Ciężka komedia z ciężkiej, gruzińskiej rzeczywistości.

Wejście kinowe 18/23. Pierwsze nowohoryzontowe. After. Techno. Dicho. Potem Cicho. Kino transowo-polityczne. 7/10

Wejście kinowe 17/2023 Barbie reż. Greta Gerwing. „Barbie” sprawdza się jako, mimo że kiczowata, to jednak bardzo brutalna komedia o iluzji dziecięcych marzeń. Ten różowy, cukierkowy świat mówi nam od początku jak niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Możemy się wtedy pośmiać z tego jak jesteśmy od dziecka programowani na funkcjonowanie w medialnym świecie i tylko ci, którzy mają świadomość fikcji, potrafią się z niej wyzwolić. „Barbie”, gdy jest o kłamstwie medialnego świata, gdy mówi o stereotypowych rolach, w które wciska nas kultura – rolach płci (przecież lalki nie mają genitaliów!), charakterze przemian obyczajowych, patriarchacie i feminizmie – jest po prostu prawdziwa i komicznie bolesna. Ale przychodzi taki moment, że „Barbie” staje się poglądową lekcją psychologii dla ubogich, gdzie przemowy na temat zniewolenia, wyzwolenia itp. stają się śmiertelnie poważne, mając w tle cały czas różowy kicz. Tam, gdzie konfekcyjny sarkazm ustępuje miejsca tępej jak dzida dydaktyce, tam „Barbie” staje się głupsza od samej siebie. I do tego ten smutny wątek świata bez miłości jako postfeministycznego manifestu. Widziałem to już nieraz w kinie czy książkach, że aby być szczęśliwym, trzeba zabić romantyzm i programować się na samodzielną rzeczywistość bez drugiego człowieka. Może i jest w tym dużo prawdy, ale jakoś szkoda mi tego Wertera czy Madame Bovary. 6/10

Wejście kinowe 16/2023. Indiana Jones i artefakt przeznaczenia. Film całkiem śmieszny. 6/10

Wejście kinowe 15/23. "Chłopiec z niebios". Film Tarika Saleha - reżysera mieszkającego w Szwecji a pochodzącego z Egiptu, mimo kryminalnej fabuły, potrafi oddać arabską duchowość i przedstawić ją w całej złożoności. Slow-kryminał wymagający skupienia. 7/10

Wejście kinowe 14/2023. Asteroid City. Slow od Wesa Andersona? Dla mnie kolorowy, bardzo specyficznie zabawny i jak zawsze pełen kolorowych postaci. Bawiłem się do łez. Ale fakt -naszpikowany gwiazdami jak dobra kasza słoniną . Tym śmieszniej 🤣7/10

Wejście kinowe 13/2023. Pamfir. Ukraińska historia Hioba w krainie, gdzie bogiem jest gangster. 7/10

Wejście kinowe 12/2023 "Liczba doskonała". Zanussi pozostaje sobą, choć świat się zmienił. Filozoficzne kino, które nikogo dziś nie obchodzi. Ale oczywiście ocean zachwytów tych, którzy na co dzień pieją o "nowym wspaniałym świecie", bo tak wypada, ale poglądów raczej własnych nie mają, tylko niesie ich medialna fala. Jeśli chodzi o sam film, to zupełnie dla nikogo - dla zwolenników Pana Boga za mało kościelny, dla przeciwników najwyżej pole do szydery. Ale Zanussi się nie zmienia i próbuje mówić, co myśli, w świecie, gdzie wszyscy już wszystko dawno wiedzą. 6/10

Wejście kinowe 11/2023 "Bo się boi" reż. Ari Aster. Trzy godziny wędrówki po pokojach duszy chorego psychicznie człowieka. Bezkompromisowy, a przede wszystkim dziwaczny film dla tych, co lubią czuć się dziwnie w kinie. Ja lubię. Joaquin Phoenix jako żywo przypomina Jurka Rychlewicza.

Wejście kinowe 10/2023 To wszystko widziałam Rumcajs

Wejście kinowe 9/2023 Holy Spider. Wstrząsający. Fanatyk religijny morduje prostytutki na ulicach irańskiego miasta. Normalne, zwykle życie i normalne, zwykłe zbrodnie. Abassi jest bezlitosny dla widza, ale przede wszystkim jest bezlitosny dla swojej kultury. Dzień Kobiet w kinie. Wchłonąłem. 9/10

Wejście kinowe 8/2023 Wszystko wszędzie naraz. Nowy format kina nowej przygody, taki co to dzieje się w kuchni Bozi z Matrixa. Codzienność jako tło supermocy. Cały czas podstawową wadą takiego kina pozostaje dla mnie przefajnowanie.

Wejście kinowe 7/2023. Właściciele. Kino czeskie, a jakby trochę polskie. Mocna rzecz, mocniejsza niż Rzeź I prawdziwsza. Banalne sytuacje, które rozrastają się do rozmiarów greckiej tragedii. Śmiech przez łzy. Wszystko to,czego nie zobaczycie w polskim kinie! 8/10

Wejście kinowe 6/23 Niebezpieczni dżentelmeni

Wejście kinowe 5/2023 Duchy Inisherin. Esencja celtyckiego piękna. Ale przede wszystkim w swej poetyckości to absolutnie niezwykły film. Nic, czego mogłem się spodziewać 9/10

Wejście kinowe 4/2023. Wieloryb. Darren Aronofsky. Wielka pochwała lekcji on-line. Keatting XXI wieku.

Wejście kinowe 3/2023. Lunana. Szkoła na końcu świata. Na końcu świata, czyli w Buthanie na wysokości 5000 m. W poszukiwaniu wszystkiego, co utraciliśmy wraz z cywilizacją. W poszukiwaniu naturalnego piękna, w poszukiwaniu relacji międzyludzkich, w poszukiwaniu kontaktu z naturą, w poszukiwaniu powołania nauczyciela w końcu - bez podstaw programowych, treści i systemu, bez technologii. Za to z poczuciem spełnienia i z poczuciem bycia potrzebnym. O szczęśliwych ludziach i szczęśliwych dzieciach na krańcu świata. Przeglądam się w tym filmie i widzę wyraźnie ból człowieka Zachodu, ból zrodzony z materializmu i pragnienia posiadania. Walden - niespełnione marzenie ludzkości.

Wejście kinowe 2/2023. Feryjne i postnowohoryzontowe. Godland reż. Hlynur Palmason. Islandia. Właśnie dla takich filmów stworzono kina studyjne. Minimalistyczny, surowy, zimny i piękny. Islandzka odyseja.

Wejście kinowe 1/2023 Moonage Daydream. Obraz Bowiego, którego poznajemy z jego własnych wypowiedzi, egzaltowany, sztuczny, że nie rozpoznałem prawdziwej twarzy artysty, a nawet że on sam zatracił się we własnym wizerunku. Dużo muzyki - to dobrze robi temu filmowi. I dużo blasków, błysków, fleszów i kolorów, spoza których nie widać Davida Bowie, tylko to, czym chce być dla widowni - kolorowym mirażem.
Wszystkie re





re

wtorek, 3 października 2023

Książki 2023.

41. Jon Fosse "Drugie imię. Septologia 1-2"

Co im odwaliło w tej Akademii, żeby dać Fossemu Nobla? Zawsze jakaś szmira, a tu proza pełna, dojrzała i chłodna. Jak starość, którą przeżywają bohaterowie wśród norweskich fiordów. Proza zrobiona ze wspomnień i obrazów, ze sztuki jako ostatniej szansy przeciwstawienia się marności ludzkiego życia. Bolesna jest ta dojrzałość narratora, który u zmierzchu pogodził się z okrucieństwem świata i życia. Ale "Septologia" to także proza przetykana modlitwą - Kohelet, który w ciemności i cierpieniu dostrzega blask. Nadzieja. 10/10 Ostatnia lektura 2023 - najważniejsza.


41. Olga Rembielińska "Klaster"

Poezja Rave'u. Poezja clubbingu.






40. Sinisa Galvasevic "Opowiadania z Vukovaru"

Tekst jak literacki testament. Krótki, wręcz epigramatyczny, bo kiedy można było pisać w oblężonym Vukovarze. Trzy miesiące - od sierpnia do listopada 91 roku - podczas których miasto to zostało całkowicie zniszczone. Po zdobyciu Vukovaru setki obrońców miasta zostało zabitych przez siły serbskie. Z tej krótkiej książki mówi do nas duch, mówią do nas odnalezione kości autora. Mówią o rzeczach najważniejszych - o miłosci, o czasie, o życiu, o mieście. Tekst-testament dla tych, którzy pozostaną. Wysłany faksem z oblężonego miasta. Krótki, bo nie było czasu. Błyski nadziei dla tych, którzy pozostaną. Żeby nie zapomnieli o tym, co najważniejsze. Nigdy.





39. Tina Oziewicz "Co robią uczucia?" 
Dla dzieci. Czasem warto. 






38. Grzegorz Kopiec "Plon"

Lubliniec jako miasteczko pełne mrocznych tajemnic, schiz i śmierci . Naprawdę strach się bać tego miasteczka w wydaniu Grzegorza Kopca :) Mroczny psychiatryk kryje wiele krwawych tajemnic i nikt nie jest tutaj do końca normalny.





37. Walerian Borowczyk "Co myślę patrząc na rozebraną Polkę?"

Album i komentarze autora przyjąłem raczej bez emocji, w przeciwieństwie do jego filmów. erotyki tam niewiele.







36. "Diabeł to czarny pies" Sándor Jászberényi




Jak dla mnie scenki z życia reportera wojennego zbyt dosłowne. Ha!art przyzwyczaił mnie do swoistej poetyckości - nawet reportaży, specyficznej, konceptualnej formy, gry z gatunkiem reportażu wojennego. Tu jest tej gry, w porównaniu do moich oczekiwań, za mało. Zaskoczenie na minus, ale tradycjonalistom powinno się spodobać.


35. Rafał Cuprjak "manifesty"

Książka przyjaciela. Wiersze? 





34. "sajlent disko" - Sławomir Domański 
Krew, pot i łzy. Wszystko moje. 




33. Kacper Wodiczko "Piękny dzień na demokrację" 

Proza filozoficzna napisana z niezwykłą erudycją. Dyskusja i głosowanie - czy Bóg istnieje? Intelektualne pojedynki, które przypominały mi film "Malmkrog" Cristiana Puiu. W lekturze "droga przez mękę" dla ignoranta. Wymaga wiedzy i skupienia, żeby zrozumieć ten żart.





32.  Mariusz Sepioło - "Narodowcy"


W czarnych mundurach i garniturach
Subkultury wymarły. Idee stały się ścieżką kariery. Dziś nikt nie chce być outsiderem. Outsider jest passe. Może jeszcze kibole trzymają się mocno, chociaż coraz częściej słyszy się o powiązaniach ze światem przestępczym wcale nie w znaczeniu chuligańskim. Młodzi ludzie chcą się szybko na coś załapać, mieć oparcie w silnej grupie. I o tym jest ta książka - o drodze, jaką radykałowie pokonali od społecznego marginesu do mainstreamu. W skonfliktowanym świecie radykalizm staje się szansą. Sepioło mówi jednak o tożsamości, o nacjonalistycznych korzeniach tego nurtu i że jest się czego bać w świecie, gdzie króluje MY. Idee, nawet te najbardziej skrajne, stają się usprawiedliwieniem dla społecznego egoizmu. Tam, gdzie mamy zwalczające się obozy zamiast dobra współnego, robi się miejsce na autorytaryzm. O tym jest ta książka, książka bardzo serio.


Wrzesień

31. Przemysław Wojcieszek " Berlin Heroin"


Transpłciowa detektywka na tropie zbrodni, narkotyków i niebezpiecznej sekty. W kieszeniach dzwonią małpki z żubrówką. Mało? To jeszcze mroczny Berlin z jego ciemnymi zaułkami. Mało? To jeszcze świat kaset z muzyką rockową lat dziewięćdziesiątych. Mało? Poetyckie strumienie świadomości zamiast klarownego, sensacyjnego plotu. Mało? Jest także czeska gospoda. Wszystko to, za co kocham Przemka Wojcieszka.

30. Adam Kaczanowski "Ze Słowackiego" 



Książka Kaczanowskiego jest typowym-nietypowym-atypowym wytworem Ha!artu - proza ale poezja/eksperyment ale klasyczny. Po pierwsze zapis z grupy lokatorów na Messengerze, którzy trwożą się o bezpieczeństwo na swoim osiedlu. Samo życie - słudzy i panowie, programowy brak równości, walka klas, która przybiera apokaliptyczne rozmiary. W pewnym momencie, konkretnie w drugim rozdziale, realistyczny zapis zdarzeń przechodzi w sferę fikcji - bohaterowie dialogów z czatu pojawiają się w scenariuszu adaptacji "Lekarza wiejskiego", bardzo dziwnego opowiadania Franza Kafki, które przpomina operetkę i horror jednocześnie. Autor staje się złym demiurgiem, władcą marionetek, manipulującym ludźmi kręcącymi się po osiedlu, prowadzącym ich drogi ku tragicznemu konfliktowi. Autor/Artysta staje się perfidnym twórcą buntu, zblazowanym intelektualistą głodnym rewolucji. W tym wymiarze "Ze Słowackiego" staje się opowieścią o rewolcie właśnie, o wyrywaniu zębom krat, o uruchamianiu kół historii. "Ze Słowackiego" to powieść/nowela przestroga, że żadnego końca historii nie ma i nie było, a nad realnością góruje wizja chorego umysłu stwórcy. Jak z psychiatryka Kordiana, ze Słowackiego, który spotyka w swoim więzieniu Franza Kafkę. Wyzwolenia jednak nie będzie, ale będzie kolejna rozróba. Bardzo to wszystko smutne. 7/10 


 29. Małgorzata Lebda "Łakome" 



Tu chodzi o sposób, żeby wejść w paradoksalne emocje, tu chodzi, żeby znaleźć sposób na opowiedzenie o łakomstwie tego świata - jeść i być zjadanym. Zjadamy życie, świat, czas, pokarm, które nas zjadają. Istota świata oparta na pożeraniu siebie nawzajem. Szczęście i przerażenie jako awers i rewers wszelkiej egzystencji. Niedająca się pogodzić biologiczna dychotomia życia i śmierci, jedzenia i bycia jedzonym, nigdy nie została tak przejmująco. opisana. A czytałem długo. smakowałem. Nie chciałem się poddać łakomstwu. 


 28. Tu byli, tak stali - Gabriel Krauze 


Językowy wulkan z ciemnych, londyńskich zaułków. Chłopak z rodziny polskich emigrantów przez 400 stron opowiada historie, że trzeba być twardym a nie miętkim. To nie jest kariera gangstera od zera do milionera, tu nic się w życiu bohatera za bardzo nie zmienia - violence, sex and drugs czynne całą dobę. I z drugiej strony zdolna bestia, co lubi czytać Nietzschego i Conrada, że nawet chłopak z marginesu, jeśli pochodzi z Polski, to na brytyjskie realia zawsze będzie wybitny. No tak, ale najważniejsze są te wszystkie rozboje i kradzieże. Bez nich byłby nikim. W istocie jest to bardzo smutna książka o kulcie przemocy i egoizmu. Język robi swoje, tłumaczenie miażdży, przynosząc bardzo pesymistyczne wnioski, że w naturalnym środowisku liczy się walka o przetrwanie a nie dobro. 

27. Barbara Hrinova - Jednorożce


O książce Barbary Barbora Hrínová jak zwykle tylko kilka zdań. Ten zbiór niewątpliwie zasługuje na głębszą analizę każdego z opowiadań osobno niż tylko na tę ogólną garść refleksji. Jednorożce
Jednorożce, misfity, wszelakie odmieńce sięgajcie po tę prozę Słowaczki, Barbary Hrinovej.
A że wszyscy jesteśmy odmieńcami, dlatego te opowiadania są dla każdego! Nie chodzi tutaj o gloryfikowanie jakiegoś konkretnego misfityzmu, ale o szukanie wspólnego mianownika dla misfitów maści wszelakiej.
Ile razy czujecie się poza? Niezrozumiani? Pominięci?
Naturalnym odruchem w takich sytuacjach jest dopasowywanie, amputacja tego, co skaża nasz idealny wizerunek społeczny. Być w grupie, być w stadzie, być akceptowanym zawsze i przez wszystkich. Zobaczcie, nadaję się, nadaję się do waszej grupy, nadaję się do waszej wizji społeczeństwa. Nasza codzienna rewolucja kulturalna w europejskim wydaniu.
Hrinova jednak nie pisze o samotności i wyobcowaniu. Jej opowiadania są o uniwersalnym doświadczeniu wykluczenia, a dziwne staje się to, co doskonałe. Wielkie idee, narzucone wzorce i wartości, cała sztuczność konwencji i konwenansu staje się w świecie „jednorożców” patologiczna i wyuzdana.
„Jednorożce” nie szukają formy, szukają za to wspólnego mianownika dla tego, co osobne – szukają go w głębokim doświadczeniu codzienności. To splecenie zwyczajnego dnia i magicznej odmienności ludzkich egzystencji czyni z tej prozy wyjątkową jakość literacką – literaturę empatyczną, wyciszającą zgiełk i gwałt ideowych sporów.
Właśnie dlatego uważam, że nie da się tej książki zawłaszczyć dla jakiejś frakcji odmieńców w imię udawanej tolerancji, pojmowanej w jedyny właściwy sposób, gdyż każdy faszyzm jest wybrukowany dobrymi chęciami. „Jednorożce” idą zatem pod prąd „cancel culture”, która przecież nie istnieje. A misfityzm jest wspólnym mianownikiem naszej indywidualnej wolności.

26. Oczyszczenie - Sofi Oksanen


Oczyszczenie. Sofi Oksanen tworzy obraz estońskich kobiet na tle brutalnej historii tego kraju. Warstwy czasowe mieszają się od lat 40-tych do 90-tych XX wieku, by dać obraz akuszerek i zarazem ofiar systemowej męskiej przemocy. Kobiety jako cienie w drodze ku zemście. "Za głód, za krew, Za lata łez,Już zemsty nadszedł czas" jak w Marszu Gwardii Ludowej. Hodowanie siebie jako spadkobierczyni zemsty u Oksanen nie daje nadziei ani oczyszczenia. Mnie nie dało. Właściwie powieść o daremności wyrównania krzywd. 7/10

25. Sprawa Mersaulta - Kamel Daoud


Spojrzeć na Obcego Camusa oczami Araba - nadać imiona bezimiennym. Perfekcyjna forma narracji pierwszoosobowej. Wnikliwa proza psychologiczna. 8/10

24. Philip K. Dick "Boża inwazja"


Wchodzę w świat Dicka dla metafizyki i dla tej wizji, bo nie potrafię znaleźć innego określenia dla tego typu wyobraźni. "Boża inwazja" to nie jest świat wymyślony, to świat ujrzany. Wyjście poza okowy czasu i przestrzeni, poza więzienie rozumu w zrodzoną w wyobraźni wizję - oto główny temat Dicka. Przerażające jest to zło, w którym wedle Dicka tkwimy , nie mając o tym pojęcia i łudząc się , że los leży w naszych rękach. Ale jest Nadzieja i ona jest właśnie w "Bożej inwazji" obecna najmocniej. Nadzieja, że to wszystko ma jakiś głębszy sens, sens , który daje ulgę.

23. Lęk i odraza w Las Vegas - Hunter S. Thompson


Wakajkowy trip ze schyłku kontrkultury. Chyba się zestarzałem. Nie poczułem ani lęku, ani odrazy. Poczułem zmęczenie bohaterów substancjami psychoaktywnymi. Raczej żal i ból niż uśmiech.


22. Ślicznota doktora Josefa - Zyta Rudzka 


Czeka na nas obóz

W „Ślicznotce Doktora Josefa” szokujące najbardziej jest zestawienie rzeczywistości „Domu Niespokojnej Starości” z obozowym doświadczeniem lokatorów, przechylających się na drugą stronę. Zyta Rudzka stawia tutaj pytanie o sens słowa „wolność” oraz pokazuje perspektywę biologicznego zniewolenia starością. Obóz koncentracyjny i faza terminalna, biologiczny wyrok, o którym zapominamy w normalnym świecie, stają się egzystencjalnym doświadczeniem każdego człowieka. To wolność „normalnego” świata staje się tutaj ułudą. Dojmujące jest w tej powieści, utkanej z prostych zdań, pokazanie niechcianego heroizmu starości, który każe być za wszelką cenę ludziom niepotrzebnym, niechcianym przez zdrowe społeczeństwo – analogia starości i holokaustu jest tutaj porażająca.   

21. Adrianna Alaksnin - Na coś trzeba umrzeć 


Na coś trzeba umrzeć, ale nie trzeba umierać, cierpieć, chorować młodo. To trochę wstyd. Trochę twoja wina. Co jadłaś, co piłaś, jak się prowadziłaś? Teraz wszystkim jest przez ciebie smutno, a to przecież twoja wina. Taki czarny humor prosto z żyćka. 


20. American Psycho - Bret Ellis 


Życie amerykańskiego psychopaty składa się: z luksusowych posiłków i drinków, intensywnych imprez w nocnych klubach, luksusowych spotkań biznesowych, luksusowego sprzętu hi-fi, luksusowych kobiet i z pogardy, która zmienia się w ekstremalną przemoc. W tej książce wszystko to jest opisane ze szczegółami, dlatego trochę się ciągnie ten brak tajemnicy.

19. Kazimierz Sowa "Niewierni/wierni"


„Czarne owce” są nam potrzebne. Refleksje po spotkaniu wokół książki „Niewierni/Wierni” Kazimierza Sowy.

Spotkanie, które odbyło się w częstochowskim Muzeum Haliny Poświatowskiej 15. czerwca wokół książki „Niewierni Wierni. Rozmowy o prawdziwym Kościele”, było kameralne i sympatyczne, chociaż tematy poruszane w wywiadach Kazimierza Sowy wcale do lekkich i przyjemnych nie należały. To wielka sztuka, żeby o kontrowersjach mówić w sposób delikatny i „nie nakręcać” niepotrzebnych emocji – Ksiądz Kazimierz Sowa niewątpliwie posiada ten niezwykły dar spokoju i pogody ducha. Całość poprowadził znany śląski dziennikarz, Marek Twaróg – wieloletni redaktor naczelny „Dziennika Zachodniego” a obecnie redaktor naczelny „Presserwisu”. Wśród zgromadzonych nie dostrzegłem osób duchownych, co zastanowiło mnie o tyle, że spotkanie dotyczyło kondycji współczesnego Kościoła w Polsce.

Urodziłem się w Gnaszynie. W 71. była to wioska pod Częstochową. Dopiero po „gierkowskiej” reformie 1975 roku ta peryferyjna dzielnica stała się częścią Częstochowy. Z okna mojego domu całkiem dobrze widać jasnogórską wieżę. W czasie pandemii chodziłem modlić się na pobliskie hałdy – widok na Jasną Górę jest stamtąd całkiem dobry. Wiosna 2020 była przepiękna. Wielki Tydzień przeżywałem spacerując po gnaszyńskich łąkach i słuchając mszy z częstochowskiego sanktuarium. Często słuchałem wtedy także ojca Kramera z Opola i biskupa Rysia z Łodzi. Czułem się jak „czarna owca” Kościoła na gnaszyńskich pastwiskach i było mi z tym dobrze. Od dawna nie czułem takich „metafizycznych ciar” jak wtedy.

Kim jest czarna owca z okładki najnowszej książki Kazimierza Sowy? Fragment obrazu Borysa Fiodorowicza „Keep out” sam w sobie jest wielce wymowny – artysta w swoich dziełach miesza sacrum i profanum, zastanawia się nad dzisiejszym funkcjonowaniem religii nie tylko „od święta”. Matka Boska z tęczową flagą, Chrystus w dresie, Maryja w maseczce – tradycjonalistów te motywy mogą oburzać, ale rzeczywistość nie stoi w miejscu, czas płynie a świat dookoła nas się zmienia. Czy Kościół ma pozostać do „końca świata” enklawą tradycyjnego myślenia?

Ksiądz Kazimierz Sowa dla wielu jest taką „czarną owcą”. Niektórzy mówią o nim „Rydzyk dla lemingów”, jak bumerang powracają też słynne nagrania z restauracji „Sowa i przyjaciele”, gdzie autor książki „Niewierni Wierni” został podsłuchany w prywatnych rozmowach o polityce ze znanymi postaciami z obozu PO. Sama książka jest zapisem szesnastu rozmów ze znanymi ludźmi – naukowcami, publicystami, politykami, zajmującymi się tematem współczesnego Kościoła w Polsce. Są wśród nich między innymi: Tomasz Terlikowski, Justyna i Paweł Kowalowie, Zbigniew Mikołejko czy Szymon Hołownia. W swoich rozmowach Ksiądz Sowa porusza tematy, które do dziś są „kościelnymi tabu” – LGBT w Kościele, Kościół a pieniądze, rola kobiet, pedofilia, uchodźcy i wiele innych. Ale motywem przewodnim „Niewiernych Wiernych” jest polityczna zmiana , która dokonała się w 2015 roku i wpływ, jaki wywarła ona na polski Kościół.

Wierzący często uciekają od zgiełku czasów, od nowoczesności do kościoła. Kościół często jest dla nas schronieniem, ostoją, miejscem, gdzie możemy się zatrzymać albo nawet zrobić krok wstecz, by dostrzec to, co opiera się cywilizacyjnemu pędowi; by wyjść poza czas i przestrzeń, w której żyjemy; by szukać tego, co jedyne i niezmienne. Ale czy oznacza to, że mamy porzucić świat, w którym żyjemy? Czy mamy nie dostrzegać palących problemów rzeczywistości? Być do końca „odklejeni” i „niekompatybilni”, używając przestarzałego już nieco określenia, z tym, co dookoła?

„Czarne owce” Kościoła nie chcą być takie. „Czarne owce” chcą żyć tu i teraz, chcą zrozumieć Ewangelię w kontekście zmian cywilizacyjnych i kulturowych, które czasem są trudne do zaakceptowania. Zawsze było mi blisko do „czarnych owiec”Kościoła, do tych, którzy próbowali wyjść z kolein rytuału i spojrzeć prawdzie w oczy. A „prawda nas wyzwoli” i nie da się jej zakryć splendorem i blichtrem, poczuciem wielkości, wynikającej z bycia spadkobiercami pontyfikatu Jana Pawła II. Ksiądz Józef Tischner, czeski duchowny Tomáš Halík, ksiądz Jan Kaczkowski, ksiądz Kazimierz Sowa – duchowni ci odbiegają od tego, co moglibyśmy określić mianem kościelnego main streamu, ponieważ nie bali się poruszać trudnych tematów, nie bali się trudnej prawdy o Kościele.

Książka Księdza Sowy jest ważną diagnozą stanu współczesnego Kościoła, diagnozą, której wielu nie chce usłyszeć, dlatego tworzy się wokół tej postaci i jego książek aurę zgorszenia, która nie ma nic wspólnego ze stanem faktycznym. Prawdziwe zgorszenie jest gdzie indziej – w faktach, które bolą i oddalają „niewiernych wiernych”, te wszystkie „czarne owce” z okładki, od Kościoła.

Czarna owca spaceruje po gnaszyńskich łąkach, odmawiając różaniec. Czarna owca idzie w niedzielę na dziewiątą do Kościoła i przekazuje znak pokoju sąsiadom, którzy odwracają głowę. Czarna owca macha radośnie, widząc nadchodzących, rozśpiewanych pielgrzymów. Czarna owca idzie na Jasną Górę, stoi w tłumie pod szczytem, gdzie miesza się z pątnikami, potem, przemierzając park, spogląda na komin elektrociepłowni na Zawodziu, potem idzie do OKF albo na jakiś koncert, czarna owca gdzieś po drodze uzupełnia płyny i myśli, że nie ma nic wspanialszego od bycia czarną owcą.


18. Objawienie bogini świni - Marcin Czub 

 Metafizyczny vege horror Marcina Czuba rozebrał mnie jak półtuszę!

17-15

Marek Nowakowski "Górą Edek"

Olga Tokarczuk "Profesor Andrews w Warszawie"

Andrzej Stasiuk " Miejsce" 

Z cyklu maturalne powtórki.


14. Sławomir Domański "sajlent disko"

Krew, pot i łzy.




13. Leś Belej "Plan naprawy Ukrainy"


Ironiczna Ukraina w przededniu wojny. Bardziej standup niż literatura.






Kwiecień

12. Zakaz zwałki - Marian Pilot 


Niby to stare, z lat 70., a jakie świeże, jakie uniwersalne. Głowa narratora wypełniona przerażeniem, głowa świadomości między życiem a śmiercią. Zawieszam się na tej książce i męczę ją i międlę. Odkrywam rwane fragmenty myśli i obrazów. Poetyckość istnienia w prozie. Ile bym nie czytał, nigdy nie splotę tych pourywanych strzępów, zerwanych wątków. Ale to jest ta nieoczywista spójność, paradoksalna spójność przypadkowej, wyrwanej z kontekstu, przypartej do muru świadomości.

11. Zjawiska kultury teatralnej i filmowej w Częstochowie przed 1939 rokiem

Zj
Bardzo ciekawie o przedwojennej, częstochowskiej kulturze.
awiska kultury teatralnej i filmowej w Częstochowie do 1939 rok

Zjawiska kultury teatralnej i filmCzęstochowie do 1939 rMarzec 

10 Tego pokoju nie da się zjeść Nicol Hochholczerova



Ha!art celuje w poezję, nawet jeśli to proza. Właściwie mało wydają poezji, ale te osobiste, pamiętnikarskie formy blisko poezji stoją. Właściwie wystarczy zamienić zdanie na wers i mamy poemat. Te pojedyncze zdania, które wypowiada nastoletnia narratorka, opisując swoje uczucie do podstarzałego nauczyciela i swoje erotyczne doznania, są jak wbijane gwoździe w nasze drobnomieszczańskie morale. I na końcu ten śmieszny dopisek jak filmach, gdzie informują nas, że nie ucierpiały żadne zwierzęta. A przecież chodzi o to, żebyśmy właśnie ucierpieli. Podwójna lewicowa moralność demaskuje się bezlitośnie w bezczelnej poetyckiej prozie Hochholczerovej.

 

9 Unicestwianie - Michel Houllebecq


„Unicestwianie” Houllebecqa to współczesne „vanitas”. To Księga Koheleta pisana w XXI wieku. To umiejętność spojrzenia na współczesną technologię, politykę, ekologię, media, na współczesną miłość i współczesne umieranie z klasycznej perspektywy. Wielka powieść współczesna, wielka synteza świata w kontekście jego marności i znikomości ludzkich dążeń. Czas płynie, nic się nie zmienia. Pozostajemy na koniec samotni i pełni bólu.

8. Nie ma i nie będzie - Magdalena Okraska 


Jedna z nas

„Nie ma i nie będzie”, reporterska książka Magdaleny Okraski, wyszła w przedziwnym momencie – po oficjalnie zakończonej pandemii wybuchła wojna w Ukrainie. Czy to najlepszy moment, by rozliczać się z transformacją ustrojową w Polsce? Pokazywać miejsca, gdzie nie wszystko poszło jak trzeba, gdzie kiedyś tętniło życie, były duże zakłady, były duże osiedla a dziś pozostają tam tylko ci, którzy nie mieli dokąd uciec? Czy nie ma większych problemów? Nie ma i nie będzie.

Magdalena Okraska pisze o smutnych miejscach i sfrustrowanych ludziach, którzy nie załapali się na nowe. Krajobrazy Wałbrzycha, Myszkowa, Skarżyska-Kamiennej, Włocławka i Tarnobrzegu są zatopione w postindustrialnej scenerii upadłych zakładów, dookoła których snują się cienie ludzi, którzy nie byli w stanie/nie potrafili znaleźć sobie lepszego miejsca i zostali ze swoimi wspomnieniami. Autorka dociera do nich i z własnych wrażeń, rozmów oraz pejzaży upadłości tworzy swoją opowieść – opowieść pełną melancholii o świecie, który przestał istnieć.

Książka „Nie ma i nie będzie” nie jest diagnozą, nie jest analizą sytuacji, silącą się na obiektywizm. Jej siła tkwi w nostalgii, w ukazaniu ludzkich emocji w scenerii upadłości i wszystko to jest na swój ponury sposób piękne. Czytając te reportaże, nie sposób uwolnić się od wrażenia, że autorka zwyczajnie lubi ten krajobraz i , co oczywiste, tych ludzi. To nie jest tak, że Okraska biegnie ratować, co się da. Tytuł „Nie ma i nie będzie” nie jest tytułem z nadziei – tutaj już się wszystko dokonało.

Nowe ciuchy, nowe gadżety, odpicowane rezydencje, zdjęcia z egzotycznych krain, zapier… maszyny i fitness. Tego u Magdaleny Okraski nie znajdziecie. Spełniony kapitalizm jest tak kiczowaty, że ucieszone, zadbane twarze dziewczyn z insta i chłopaków spekulujących kryptowalutami są nijakie, giną w masie produkowanej fikcji. To, czym jaraliśmy się w PRL-owskiej podstawówce, okazało się kolejną wydmuszką, co gorsza - szkołą egoizmu.

I to najbardziej uderza w reportażach Okraski – fikcja PRL-u zabrała nam wizję wspólnoty, że można żyć, mieszkać, pracować razem, dzielić radości i smutki. Nie bieda, nie ludzkie niespełnienie i bezradność przyciąga autorkę w te opuszczone miejsca. Przyciąga ją tam nostalgia za wspólnotą, którą zatraciliśmy wraz z kapitalizmem i obraz postindrustialnych ruin jest pamięcią o świecie, gdzie zamiast lansu ludzie musieli się wzajemnie wspierać, by móc przetrwać ponad albo lepiej pod systemem.

I w tych niespełnieniach, rozczarowaniach, utraconych marzeniach zanurzone są reportaże z książki „Nie ma i nie będzie”. Wraz z autorką i jej rozmówcami spacerujemy po tym krajobrazie straty, utraconej szansy, w przekonaniu, że lepiej i tak nie będzie. A Magdalena Okraska w tym świecie jest jedną z nas.

7. Ziemia jałowa - Magdalena Okraska 



Świat, który mało kogo obchodzi, obchodzi Magdalenę Okraskę, zwykłą dziewczynę z Zagłębia, zwykłą dziewczynę z Zawiercia. Jeśli obejdzie ciebie, czytelniku, ta intymna historia rozpadu, nieładu, szarości, będziesz zachwycony.

 Luty

6 Empuzjon - Olga Tokarczuk 

Bardzo przyjemna książeczka. Niewymagająca i sympatyczna. Coś jakby „Czarodziejska góra” z Netflixa.


STYCZEŃ

5. "Myśliwice, Myśliwice" Krzysztof Bartnicki




Myśliwice trans


Długo zabierałem się i nie wiem , czy mi się uda.

Alternatywna historia „Seksmisji”. Kobiety zamknięte pod ziemią myśliwickiej kopalni prowadzą nierówną walkę z najeźdźczyniami z Siczy, które dysponują najnowszą bronią psychotropową. W oparach szaleństwa i prymitywizmu dzieje się tak dzika postapokalipsa.

W utworze Bartnickiego, tak jak w tłumaczeniu jegoż Dżojsa „Finneganów trenu”, mieszają się języki, gwary i czasy z dominantą dialektu śląskiego. Bo jest to proza z gruntu, a nawet z podziemi, śląska.

Śląskie kobiety zamieszkujące śląskie Myśliwice, a może Mysłowice, prowadzą swoją podziemną działalność spiskową. Owa działalność odbywa się w mowie, dialogach, rozmyślaniach narratorki. Mężczyźni zginęli na wojnie. Kobiety muszą obronić się same – stają się zatem myśliwymi, polują, żeby przeżyć. Zamiast zhierarchizowanej religii cofamy się ku pogańskiemu kultowi bogini Gai – „zielony gaik”, „gaj” jest tęsknotą tego ciemnego świata z podziemnego węgla. Kobiety zajmują się myśleniem, szczególnie Moszwa. Stąd Myśliwice jako kraina myśliwczyń i myślicielek.

Ta mroczna alternatywa rzeczywistości i historii wyziera w „Myśliwicach, Myśliwicach” jak pamięć, teraźniejszość i przyszłość Śląska.

Cieszę się, że Krzysztof Bartnicki nie ustaje w swoim „Fu wojny” i prowadzi swoją walkę z tekstem. Czytelnik, czyli ja, jest co prawda jego ofiarą, bo on – jedyny on-pisarz - jeńców nie bierze i zostawia cię cienko piszczącym w podziemnym, węglowym labiryncie słów; w kopalni, która lada moment zostanie zalana, a na jej zgliszczach usypią tajemny kurhan-hałdę.



4. "Izbica, Izbica" Rafał Hetman 

 „Izbica, Izbica” – możemy wypierać z pamięci to, co niewygodne. W mitach greckich Starożytni wyrażali wiarę, że za wyrządzone Zło płaci się fatum, przeklętym losem rodu a nawet całego narodu. Mit o rodzie Labdakidów stał się zalążkiem tragedii greckiej. „Król Edyp” i „Antygona” są opowieściami o znikomości ludzkich dążeń wobec etycznej odpowiedzialności, którą dziedziczą kolejne pokolenia. Te opowieści miały charakter oczyszczający. Przeżywając „ból i trwogę” starożytni widzowie dostępowali katharsis. Sztuka pozwalała im się uwolnić od zakłamania, przeżyć w fikcji tragedii swą winę. Jeśli myślę o literaturze Holocaustu, myślę właśnie o możliwości katharsis, czyli doświadczenia Prawdy – Prawdy, której często nie chcemy przyjąć. Okrucieństwo wojny dotknęło nasz naród wyjątkowo – wg badań prof. Łuczaka prowadzimy w statystyce ofiar II wojny światowej. Terror hitlerowski rodził Zło – Zło strachu i Zło czynów wobec słabszego. Czy potrafimy stworzyć uczciwy obraz żydowskiej i polskiej tragedii, która tutaj się rozegrała, nie popadając w skrajność? Czy potrafimy dostąpić katharsis i zrozumieć naszą skalaną zbiorową tożsamość, która nie jest kryształowa jak chcieliby niektórzy? „Izbica, Izbica” mówi o wypieraniu, tłumaczeniu sobie, swojej pamięci, że jesteśmy uczciwi jak Edyp. Prawda jest inna. „Izbica, Izbica” chce być o tej prawdzie, ale nie przywołuje wiernego kontekstu tamtych dni. „Izbica…” jest o Złu, ale nie jest o strachu, przerażeniu tych, którzy wobec tego Zła pozostawali obojętni.


3. "Las zbliża się powoli" Rafał Hetman 


 „Las zbliża się powoli” Rafała Hetmana zapełnia kolejną białą plamę w polskiej historii. Książka bez łatwych osądów powinna oburzyć tych wszystkich, którzy oczekują łatwych recept i diagnoz. Ale nie oburzy. Wszyscy ci „wszystkowiedzący” będą wiedzieli, kto jest winny zbrodni popełnionych w lesie Dębrzyna koło Przeworska na powracających z robót w hitlerowskich Niemczech bezbronnych ludziach. Ja powiem inaczej – to my jesteśmy tymi milczącymi, zastraszonymi i zapominającymi sąsiadami. My wszyscy. Jeśli ktokolwiek pomyśli – TO ONI! - to lepiej by po tę książkę nie sięgał wcale, bo do niczego mu się nie przyda.Zwykła strata czasu.



1. Bohumil Hrabal "Piękna rupieciarnia"

Hrabal o sobie. Hrabal u schyłku życia. Wywiady. Eseje. Refleksje. O sobie. O bliskich. O Vladimirze Boudniku. W tej rupieciarni wszystko już znane, ale ten bałagan ma inny charakter. To jest bałagan, gdy przychodzi się do mieszkania zmarłego po jego pogrzebie.




2. Konrad Ludwicki "O Schulzu, egzystencji, erotyzmie i myśli... Repliki i fikcje" wyd. Universitas


Na razie tylko zajawka, bo ta książka zasługuje na więcej. Zasługuje, by się nad nią pochylić i ją podnieść, i żeby w tym zalewie, tym potopie książek, które przemijają zanim zaistnieją, tę właśnie książkę poświęconą Bruno Schulzowi dostrzec. Jest pięknie wydana przez wydawnictwo Uniwersitas, jest wydrukowana piękną, oryginalną czcionką i na pięknym papierze, jest w końcu wielce oryginalną próbą zrozumienia fenomenu Schulza. To według mnie najlepsza książka Konrada, bo opiera się na ryzykownym koncepcie – zrozumieć Schulza poprzez literaturę, poprzez krótkie biograficzne „repliki i fikcje”. Kondzio próbuje cały czas łączyć, w tym, co pisze, siebie – literaturoznawcę, doktoranta UJD i siebie – pisarza. W książce „O Schulzu…” wyraża się to pragnienie najpełniej – najpierw mamy esej krytyczno-literacki na temat tematów i recepcji Schulza, w którym znać całą pasję naukową Dr. Ludwickiego. Ta część jest wstępem, w którym autor tłumaczy się z wybranej drogi, że nie sposób prozy Schulza ująć w teoretyczno-literackie karby, że wszystkie naukowe narzędzia zdają się być tym przeklętym „prokrustowym łożem” dla poetyckiej prozy autora „Sklepów cynamonowych”. W drugiej części Ludwicki staje się autorem-pisarzem, który odpowiada i opowiada o życiu twórcy z Drohobycza. „Repliki i fikcje” przenikają prozę Schulza na wielu poziomach – na poziomie biografii, na poziomie reportażu, na poziomie impresji a także ekspresji. Widzimy zatem Schulza oczyma Ludwickiego, rozumiemy jego prozę intelektem Ludwickiego, czujemy wreszcie tę prozę przez Ludwickiego emocje. Bo to jest książka z miłości – miłości Ludwickiego do literatury i do Schulza w szczególności. I dlatego że z miłości, udało się szczęśliwie przeprowadzić ten zabieg przeprowadzony na otwartym sercu schulzowskiej prozy.