Dom (zly)

Dom (zly)

środa, 22 marca 2017

Recenzja norweskiego kryminału Ingara Johnsruda "Straceńcy" - wyd. Otwarte

Prawdziwa ospa

                                                             oficjalna recenzja portalu

 

Autor recenzji: lapsus
Tytuł książki: Straceńcy
Autor książki: Ingar Johnsrud
Po „Naśladowcach”, pierwszej książce o przygodach komisarza Frederika Beiera, otrzymujemy drugi tom cyklu autorstwa norweskiego pisarza Ignara Johnsruda zatytułowany „Straceńcy”. Znów wracamy do znanych z pierwszego tomu postaci – pochodzącej z Syrii partnerki Frederika, Kafy Iqbal oraz surowego komisarza Kossa. To oni w „Straceńcach” próbują rozwiązać tajemnicę serii brutalnych morderstw, które wiodą w przeszłość, gdy brygada norweskich komandosów w tajemnicy wykonywała swą misję na mroźnej północy Rosji. Pojawia się wirus prawdziwej ospy – czarnej ospy. Od wielkiej tragedii dzieli krok.

To nie jest tak, ze Johnsruda czyta się łatwo i gładko. Z jednej strony dużo tutaj meandrów i powikłań w relacjach między bohaterami i trzeba się skupić, by nie stracić z uwagi tych drobnych szczegółów, które nas mogą wprowadzić na właściwy trop. Poza tym autor umiejętnie wplata psychologiczny rys postaci, które borykają się nie tylko z zagadką kryminalną ale także z własnymi demonami. Powieści Johnsruda cechuje nordycki chłód i mrok. Autor nie daje czytelnikowi chwili wytchnienia i epatuje ekstremalnymi opisami zwłok i wymyślnych tortur. Johnsrud nie cofa się przed ukazaniem fizjologicznych aspektów takich jak defekacja i to w kobiecym wydaniu. Naprawdę, nie jest to lekka i przyjemna lektura.

Ale w tym upatruję siły i wyjątkowości tej prozy. Tytuł „Straceńcy” doskonale oddaje charaktery zbrodniarzy, ale odnosi się także do tak zwanych pozytywnych bohaterów. Nikt tu nie pozostaje czysty, zbrodnia niszczy psychikę tych, którzy starają się z nią walczyć. Ten kryminał jest brutalnie prawdziwy w sposobie ukazania ludzi, stojących po stronie prawa jako balansujących na cienkiej linie rozciągniętej między dobrem i złem. Także ci „źli” nie są u Johnsruda jednowymiarowi, także ich światem rządzą specyficzne reguły i motywacje. „Straceńcy” są bowiem powieścią o tych, którzy chcą służyć prawu i ojczyźnie, ale przyszło im zapłacić zbyt dużą cenę.

Magazyn kryminalnych osobliwości jest w „Straceńcach” szeroki – działania tajnego oddziału komandosów, rosyjscy szpiedzy, uprowadzenia i tortury, broń biologiczna i jej śmiertelne działanie, w końcu ciekawe obrazki z kryminalnego prosektorium. Wszystko to czytelnik znajdzie w powieści Ingara Johnsruda, ale bez postaci z krwi i kości na nic zdałoby się wabienie odorem gnijących zwłok. Tacy są właśnie bohaterowie tej kryminalnej sagi z nordyckich fiordów, Frederik Beier i Kafa Iqbal, prawdziwi i niejednowymiarowi.

Napisałem już, że nie jest to powieść przez którą leci się w dzikim pędzie splotów akcji ku klarownemu zakończeniu. Ingar Johsrud nie ułatwia czytelnikowi zadania i stawia na jego skupienie i inteligencję. Także dlatego warto sięgnąć po „Straceńców”, gdyż nie jest to tuzinkowa robota literacka.

sobota, 4 marca 2017

Recenzja kiążki Petry Sokupovej "Pod śniegiem" - wyd. Afera

Trzy siostry

                           
                           oficjalna recenzja

Autor recenzji: lapsus
Tytuł książki: Pod śniegiem
Autor książki: Petra Soukupová

Blanka, Olga, Kristyna wyruszają wspólnie w podróż, by uczcić urodziny swego ojca. Trzy siostry, które są po trzydziestce, dokonują rozrachunku ze swoim życiem. Tylko jeden dzień, droga i wizyta w rodzinnym domu są dla Petry Soukupovej, autorki powieści „Pod śniegiem”, pretekstem, by ukazać relacje rodzinne, ale przede wszystkim, by zajrzeć pod zewnętrzną warstwę tych relacji. Banalna, rodzinna sytuacja, staje się wnikliwą podróżą do wnętrza ludzkiej psychiki.

Dla Petry Soukupovej najważniejsze były do tej pory dzieci. Tak było w jej powieści „Zniknąć”, tak było w przypadku książki „Bercik i Niuniuch”, skierowanej do najmłodszego czytelnika. W powieści „Pod śniegiem” dzieci także są obecne, ale w nieco inny sposób. W „Pod śniegiem” dzieci są obiektem uwagi matek, dzieci są ukazane jako retrospekcje w świat dzieciństwa głównych bohaterek, jednak w centrum stoją tutaj dojrzałe kobiety, które próbują przyjrzeć się swojemu życiu, dokonać prywatnego remanentu.

Mężczyźni są nieobecni. Zarówno ojciec, jak mąż jednej z bohaterek, jak kochanek innej. Zajęci swoimi sprawami, chcą, żeby dać im święty spokój. Oddają się jakimś swoim tajemnym sprawkom, którymi nie mają się zamiaru z nikim dzielić. Żyją w swoim świecie i pozostawiają całą resztę swojemu biegowi, nie mają zamiaru się zaangażować więcej niż to konieczne. Niby spokojni, opanowani, ale nieobecni.

Pozostają kobiety. Trzy siostry. Wcale nie są doskonałe. Pełno w nich chaosu, życiowego bałaganu, nieuporządkowanych emocji. Droga, którą przemierzają jest naładowana emocjami. Każda sytuacja grozi wybuchem, ale jakoś udaje się te zgromadzone materiały wybuchowe w porę rozbroić. Trzeba się starać, żeby nie doszło do eksplozji, żeby za chwilę można było jakby nigdy nic rozmawiać ze sobą o niczym, udawać, że wszystko jest w najlepszym porządku.

Po co to wszystko? Bo zawsze istnieje jakiś ciąg dalszy, nic nie jest ostateczne. Za każdym trudnym razem trzeba się zebrać do kupy i iść dalej, bo zawsze istnieje jakieś dalej, póki istniejemy na tym świecie. To jest ta siła, która każe im wstać i dalej działać, wikłać się w te niejednokrotnie ciężkie przeprawy z samymi sobą i ze światem. Nie są doskonałe, czasem po prostu brakuje im sił, ale są zdeterminowane, bo noszą w sobie przekonanie, że warto. Takie są one – bohaterki Petry Soukupovej – kobiety niedoskonałe, ale wierzące, że warto być dla innych.

Obraz kobiet ukazany w powieści „Pod śniegiem” nie jest łatwy, tak jak nie jest łatwe do zaakceptowania to, co znajduje się pod sterylną z pozoru warstwą białego puchu. Jest to jednak obraz bardzo prawdziwy i jeśli jesteś czytelnikiem, który oczekuje od literatury prawdy, to jest to książka dla ciebie. Powieść bez łatwych recept, powieść bez rozpaczy, powieść bez łatwego piękna, bo piękno zawsze powinno być trudne, bo trudna jest świadomość, że pod ładną powłoką relacji rodzinnych znajduje się kupa brudu, który po zdarciu iluzji trzeba będzie posprzątać.

„Pod śniegiem” Petry Soukupovej to doskonała powieściowa robota – doskonała kompozycja, doskonały język, dzięki czemu mkniemy przez sytuacje i refleksje bohaterek jak podczas kuligu, chociaż śniegu trochę mało, bo wiadomo, jakie bywają teraz zimy. Jest tutaj moc i energia. I jest prawda. Wielka w tym zasługa wydawnictwa „Afera”, które przedstawia polskiemu czytelnikowi tę książkę i Julii Różewicz, która doskonale przetłumaczyła ją na język polski.

środa, 1 marca 2017

Recenzja książki "Zagadki kryminalne PRL" wyd. Bellona

                               MO-rdercy

                         

oficjalna recenzja portalu

 

Autor recenzji: lapsus
Tytuł książki: Zagadki kryminalne PRL
Autorzy książki: Kazimierz Kunicki, Tomasz Ławecki
6,64 (14 ocen i 3 opinie)
Dwudziestoletni Karol Kot, wampir z Krakowa, powrócił niedawno w filmie „Czerwony pająk” Marcina Koszałki, historia Zdzisława Marchwickiego z filmu „Jestem mordercą” przyciąga tłumy do kin. To tylko dwa przykłady współczesnej popkultury, które sięgają do kryminalnych zagadek okresu PRL-u jako źródła inspiracji. Także film „Dom zły” czerpie z czasów PRL jako świata, gdzie pod powłoką oficjalnej propagandy gotuje się kocioł zła i zbrodni. Wspominam o filmie Smarzowskiego, dla mnie jednym z najlepszych filmów polskich XXI wieku („prawdopodobnie najlepszym”), bo tam inspiracja PRL-owską zbrodnią osiągnęła swój artystyczny szczyt. Matactwa, intrygi, wrabianie niewinnych, polityczne konteksty w sprawach odległych od władzy - reżyser „Wesela” doskonale zsyntetyzował kryminalny klimat tamtego okresu w swojej fikcyjnej opowieści. Jest dziś taka retro-moda na PRL, a książka Kazimierza Kunickiego i Tomasza Ławeckiego „Zagadki kryminalne PRL” jest przewodnikiem po tamtym świecie i przypomina o zbrodniach, które zaprzątały zbiorową wyobraźnię.

Dla tych, którzy pamiętają tamten czas, książka będzie sentymentalnym, mimo tematu, powrotem do zdarzeń, które zaprzątały wyobraźnie ludzi, żyjących w PRL-u. Postaci wampirów takich jak Zdzisław Marchwicki inspirowały twórców filmowych. Powstał wtedy film „Anna i wampir”, który ukazywał ówczesne organy ścigania w glorii i chwale. O to chodziło milicji obywatelskiej – PRL był krajem bez zbrodni, gdzie ludzie spokojnie żyją i pracują, a pojedyncze przypadki odstępstw są piętnowane z całą surowością. Kara śmierci była remedium nie tylko na zbrodnie dokonywane przez seryjnych morderców, ale też w przypadkach malwersacji. Pokazuje to przykład „afery mięsnej” z 1964, gdzie za przestępstwa gospodarcze został skazany ojciec znanego aktora,Pawła Wawrzeckiego. Akurat tej historii brakło mi w książce „Zagadki kryminalne PRL”. Kara śmierci, która obowiązywała w Polsce do 1988 roku była kolejnym elementem, pobudzającym wyobraźnię ludzi w kontekście spraw kryminalnych słusznie minionego systemu. Z jednej strony zbrodniarz, z drugiej państwo, które jest narzędziem zemsty.

Do sprawy wampira z Zagłębia, czyli Zdzisława Marchwickiego, powrócił po latach Grzegorz Pieprzyca, który najpierw w swoim dokumencie, a ostatnio w filmie fabularnym „Jestem mordercą” powrócił do procesu poszlakowego i ukazał inne oblicze aparatu ścigania. W PRL liczyła się „sztuka”. Zbrodnia musiała być wykryta i ukarana, a oskarżony był pozostawiony w nierównej walce samemu sobie. To, co ukazuje Pieprzyca i do czego wracają autorzy książki świadczy o bezwzględności ówczesnych mechanizmów prawnych, gdzie jednostka mogła zostać zmiażdżona w obliczu prawa w imię tak zwanego „dobra ogółu”. Z książki wynika, że nie tylko sprawa wampira z Zagłębia była wykorzystana do celów politycznych. SB i MO same często działały na pograniczu dwóch światów i potrafiły wykorzystywać przestępstwa kryminalne do walki z opozycją.

Wiele tych historii jest w książce Kunickiego i Ławeckiego - Jerzy Paramonow, o którym krąży do dziś pieśń wykonywana m.in. przez Aptekę i Vavamufin, „Janosik” z Podlasia, dla którego przestępczy proceder był walką z systemem, Władysław Mazurkiewicz – zbrodniarz i gentleman, Jerzy Maliszewski – gangster z klasą i pierwowzór bohatera filmu „Zabij mnie, glino”, Zbigniew Najmrodzki i jego słynne ucieczki czy znany wszystkim Nikoś to tylko niektóre z historii opowiedzianych w książce. Mnie najbardziej poruszyła tzw. „sprawa połaniecka”, czyli historia rodowej zemsty, która dokonała się na oczach kilkudziesięciu świadków w czasie wigilijnej pasterki - bezsensowna zbrodnia, będąca wyrazem małego, zaściankowego zła, czyli coś bardzo podłego i polskiego zarazem.

Autorzy wracają do klimatu PRL i do pewnego sentymentu za czymś, co przeminęło. W większości tekstów wskazują, w jaki sposób opowiadane historie inspirowały twórców, pisarzy, reżyserów. Czytałem „Zagadki kryminalne PRL” z dużym zainteresowaniem, przypominałem sobie o sprawach, o których słyszałem w dzieciństwie, ale szczegółów jakoś nigdy nie poznałem. Dzięki tej książce poznałem ciemną stronę tego świata, który już przeminął, a dziś stanowi kolejny element polskiej tożsamości. I wszystkie te historie są sprawnie opisane żywym językiem. Pewnie nie znajdziemy tu wszystkich szczegółów, ale przecież nie o to chodziło autorom, by zgłębiać każdy przypadek z osobna, ale by stworzyć panoramę, ogólny obraz tego wszystkiego, czym był PRL w kontekście kryminalnym. I to udało się autorom osiągnąć!