Dom (zly)

Dom (zly)

czwartek, 8 lutego 2018

Recenzja filmu "Trzy billboardy za Ebbing, Missouri"

Bardzo prosta historia

Martin McDonagh nie jest rodowitym Amerykaninem. Ma 48 lat i pochodzi z Wielkiej Brytanii. Znany jest z komedii kryminalnych takich jak „In Bruges” (nie cierpię polskiego tłumaczenia „Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj”) i „Siedmiu psychopatów” - daleko tym filmom do fajerwerków Guya Ritchiego. Jednak to, co robi w swoim amerykańskim debiucie „Trzy billboardy do Ebbing, Missouri”, to jest skok z potrójnym saltem na głęboką wodę amerykańskiej tradycji.

Mildred Hayes (ekstremalnie brawurowa Frances McDormand) cierpi po stracie córki, która została zgwałcona i brutalnie zamordowana. O d kilku miesięcy miejscowym policjantom z miasteczka Ebbing w stanie Missouri nie udaje się w tej sprawie niczego ustalić. Szefem miejscowych stróżów porządku jest powszechnie szanowany Szeryf Bill Willoughby (Woody Harrleson jako szowinistyczna męska świnia 100% i 100% męskiego ciepła i opiekuńczości pospołu) i to on staje się obiektem ataku zdesperowanej Mildred. Wynajmuje ona trzy billboardy przy zapomnianej drodze i umieszcza na nich hasła szkalujące miejscowych stróżów prawa z Willoughbym na czele. W małym miasteczku rozpętuje się wojna.

Trzy billboardy” to film wywiedziony z amerykańskiej tradycji, z Faulknera i Cormaca. To film o prostych ludziach i prostych emocjach opowiedziany w prosty sposób. Martinowi McDonagh udało się utrzymać cały obraz w klimacie takiej szlachetnej prostoty. Dzięki temu, że reżyserowi udało się cały czas zachować balans między dramatem a komedią, między prostą mądrością a ludzką głupotą, między szczerym dobrem a zwyrodniałym bestialstwem, film nie traci autentyczności swej etycznej wymowy. A było przecież tak łatwo wpaść w moralizatorski ton. Tymczasem to po prostu bardzo prosta historia.

Ten efekt szlachetnej, zamierzonej prostoty uzyskał McDonagh dzięki absolutnie perfekcyjnym kreacjom aktorskim - „Trzy billboardy” to koncert wirtuozów aktorstwa i to nie tylko w pierwszoplanowych rolach. Obok Harrlesona i McDormand największe wrażenie robi kreacja Sama Rockwella w roli policjanta Dixona – wiejskiego przygłupa, żyjącego pod jednym dachem z matką alkoholiczką. Postać Dixona wydaje się z pozoru wizerunkiem typowego „rednecka”, znęcającego się nad „kolorowymi” i żłopiącego na przemian whiskey i browar – brutalna postać bez szans na przemianę. Ale McDonagh tę szansę swojemu bohaterowi daje. I wygrywa, bo wychodzimy poza schematy w postrzeganiu ludzi, wychodzimy poza strach, wynikający ze stereotypów, bo u McDonagh okazuje się, że stereotypy to nie tylko postrzeganie uciśnionych mniejszości, ale także ci, którym z góry przypisujemy negatywne role.

Nie tylko rola Sama Rockwella uderza swoją bezpretensjonalnością i szczerością. Niemal każdy epizod w tym filmie to perełka. Z takich aktorskich diamencików jest utkany cały ten film, który niby niczym nie zaskakuje, niby jest tradycyjnie sfilmowany, ale coś powoduje, że odbieramy go w wyjątkowy sposób – bohaterowie są tutaj tragiczni i śmieszni, jakże bezradni w swej walce ze złem i śmiercią; skazani na porażkę, jakże często nieudolni a jednak heroiczni w pragnieniu dobra. Hasło „czyńmy dobro” już dawno nie wybrzmiało dla mnie w sposób tak szczery i autentyczny jak w filmie „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri”.

4 komentarze:

  1. Film zaliczam do jednego z lepszych tego roku, mimo że dopiero mamy luty. Zapomniałeś dodać, (A przynajmniej takie wrażenie odniosłem) że chciałoby się, żeby film nie miał końca. Paręnaście minut przed końcem, sprawdzałem ile to jeszcze zostało i zadawałem pytanie: dlaczego tak mało..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie byłoby jakbyś się przedstawił ;) W pewnym sensie ten film rzeczywiście nie ma końca, ale nie chciałem spilerowac ;)

      Usuń
  2. Film podtrzymuje wiarę w jakość Oscarów, szczególnie w obliczu banalności większości nominowanych dzieł. Pięknie napisałeś to zdanie "który niby niczym nie zaskakuje, niby jest tradycyjnie sfilmowany, ale coś powoduje, że odbieramy go w wyjątkowy sposób". Dokładnie takie wrażenie miałem podczas emisji - nic nowego, a jednak ma jakąś wewnętrzną magnetyczną siłę, która przyciąga. Trzymam za niego kciuki.

    OdpowiedzUsuń