Dom (zly)

Dom (zly)

piątek, 29 września 2017

Recenzja książki "Nienasyscony" Łukasza Radeckiego - wyd. Phantom Books


Heavy Metal Zmory

Autor recenzji:
Tytuł książki: Nienasycony
Autor książki: Łukasz Radecki
6,29 (34 ocen i 12 opinii) 
                                 LC oficjalna recenzja
 
Heavy metal i horror to połączenie tak oczywiste jak kawa z mlekiem, tequila z cytryną lub wódka ze śledziem. Albo każdy inny zestaw, jaki wam pasuje. Od czasów zombiaka Eddy'ego, który patronuje dokonaniom Iron Maiden i opowieści z krypty Kinga Diamonda, czyli od początku lat 80., od samego początku heavy metalu jako gatunku, nic nie wydaje się bardziej oczywiste jak mariaż tematyki grozy z ciężkim, metalowym brzmieniem. Tak jest w książce „Nienasycony” Łukasza Radeckiego. Sam autor powieści także jest muzykiem metalowego zespołu – Acrybia. Przypadek? Nie sądzę.

Bohaterowie „Nienasyconego” lubią heavy metal, tanie wino, mieszkają na wsi nieopodal Torunia i są żywcem wyciągnięci z ostatniej dekady XX-go wieku . Eksperymentują także niebezpiecznie z okultyzmem, co owocuje przywołaniem krwiożerczej zjawy Nienasyconego, czyli słowiańskiego demona, który, niczym V1 był tajną bronią Krzyżaków w wojnie z Litwą. Potwór powraca do życia siejąc grozę i zniszczenie. Zasysa niczym krwiożercza trąba wszystko, co się rusza po tym padole łez.

Jeśli lubisz old school, heavy metal, tanie wino, Krzyżaków i słowiańskie demony, to będziesz zadowolony. Mnie przeczytanie tej książeczki zajęło raptem chwilę. Mniej więcej czas potrzebny na wypicie dwóch butelek „Czaru PGR-u”, mojego ulubionego napoju winopodobnego. Oczywiście przy dźwiękach albumu „Abigail” Kinga Diamonda.

„Nienasycony” to pozycja typowa dla Phantom Books, wydawnictwa, które słynęło w latach 90. z horrorów klasy B. Trochę brakowało takich książek na naszym rynku wydawniczym i wznowienie działalności tego kultowego już wydawnictwa może jedynie cieszyć. Czyta się to łatwo i z niekłamaną przyjemnością, rozpoznając motywy oraz charakterystyczną stylistykę. Może i nie drży się cały czas ze strachu chociaż jest to horror, za to nie raz można się przy lekturze uśmiechnąć. Nobody's perfect.

sobota, 2 września 2017

Recenzja książki "Rok koguta" Terezy Boučkovej - wyd. Afera

365 stron prawdy

                                                     zdjęcie  www.afera.pl
                                                     
                                                       oficjalna recenzja
Autor recenzji:
Tytuł książki: Rok koguta
Autor książki: Tereza Boučková
365 – tyle stron. 365 – tyle dni w roku. Książka – dziennik, książka – pamiętnik. Książka o roku, o jednym ważnym roku w życiu jednej kobiety. Tereza Boučkova, autorka „Roku koguta”, nie oszczędza na szczerości. Pisze o sobie i o swoim życiu – tak, ta książka to dokument, gdzie element kreacji został sprowadzony do minimum. To jest proza ekshibicjonistyczna, to jest proza niepoprawna, to jest literackie reality-show bez „big brothera”, a jednak jest w niej nuta ubezwłasnowolnienia, coś, co każe bohaterce-autorce myśleć i działać. Czy taka kondensacja prawdy ma sens? Czy literacki „projekt-życie” pozwoli nam przejrzeć się w naszych problemach i kompleksach? Czy wyciąganie swej intymności, intymności kobiecej u progu menopauzy, może uwieść polskiego czytelnika? Moja wstępna odpowiedź na to zasadnicze pytanie jest jednoznaczna – tak! „Rok koguta” wciąga i nie pozwala się oderwać. To fascynująca podróż w świat wewnętrznej prawdy.

Tereza Boučkova jest pisarką, scenarzystką i dziennikarką. Na pewno autorka „Roku koguta” zawdzięcza swoją popularność także postaci swojego ojca, znanego pisarza i dysydenta, Pavla Kohouta – autora wybitnej i znanej także w Polsce powieści „Kacica”. „Rok koguta” w samym swoim tytule nawiązuje do ojcowskiej legendy. Mówi nam o tym także okładka, która wyraźnie pokazuje, że jednym z tematów tej historii jest cień ojca w życiu kobiety. A nie jest to dla Boučkovej doświadczenie o pozytywnej wartości. Sama, działając od najmłodszych lat w opozycji, będąc sygnatariuszką Karty 77 i ofiarą represji urzędu bezpieczeństwa, konkurowała, a może chciała dorównać mitowi swego ojca – ten „cień ojca” zalega zarówno na jej życiu zawodowym, jak i osobistych wyborach. Z tym także chce się uporać bohaterka a zarazem autorka książki.

Rok koguta w horoskopie chińskim przypadał na czas między 09.02.2005 - 28.01.2006 i właśnie do tego momentu w swoim życiu odnosi się Tereza Boučkova. Wiem, że kobietom nie powinno się wypominać wieku, ale „rok koguta 2006” poprzedzał 50. urodziny autorki, był to dla niej ważny moment, czas życiowego remanentu, uporządkowania swoich spraw i przygotowania się do kolejnego etapu życia. Ten remanent wiąże się z faktem, że Boučkova adaptowała dwójkę romskich dzieci, Patrika i Lukasa. Patrik w 2006 roku osiąga pełnoletność, Lukas kończy 17 lat. Przybrani Rodzice, Tereza i Marek, stają wobec faktów i dylematów, które nie są dla nich łatwe. Patrik i Lukas na tym etapie swego życia, w momencie wejścia w dorosłość, są zlepkiem najgorszych stereotypów na temat cyganów – kradzież, narkotyki, niechciana ciąża stają się dla dwójki rodziców, którzy mieli dobre intencje i chcieli wyjść poza społeczny wizerunek społeczności romskiej, źródłem bólu, ale także dramatycznych wyborów moralnych.

Wydziedziczenie, skierowanie do ośrodka wychowawczego, procesy w sądzie rodzinnym i finansowa odpowiedzialność za czyny podopiecznych – oto z czego składa się życie codzienne Terezy Boučkovej w roku 2006. Autorka w tych opisach jest szczera do bólu. „Rok koguta” w aspekcie romskim nie ma nic wspólnego z poprawnością polityczną. Ukazane są tutaj realne problemy, które przerastają człowieka. Dominuje tutaj nastrój beznadziei i niemożności, uświadomienie, że dobra wola może prowadzić na manowce, że tak naprawdę nic nie da się tutaj zrobić dobrze, bo wszystkie możliwości zostały wyczerpane, a pozostają sądy i strach.

Boučkova pisze o ostracyzmie, z jakim spotkała się ze strony „wszystkich dobrych rodaków” (aluzja do tytułu znanego filmu czechosłowackiej Nowej Fali w reżyserii Vojtěcha Jasný'ego, o którym autorka nieprzypadkowo wspomina także w „Roku koguta”), gdy została niemalże oskarżona o rasizm, gdy odważyła się szczerze opowiedzieć o swoich uczuciach. Jakże jest nam to bliskie! Książka powstawała ponad dziesięć lat temu. Co będzie dziś, gdy polityczna poprawność staje się moralnym i jedynym argumentem w sporach, dotyczących procesów geopolitycznych w Europie.

„Rok koguta” to także autotematyczna opowieść o twórczości, która czerpie z „8 i pół” Felliniego. Rozterki scenarzystki są przeplatane refleksjami na temat literatury i roli sztuki w ogóle. Jest to także dzieło o tworzeniu i powstawaniu dzieła, o tym, co wpływa na twórcę i jak wyglądają jego interakcje ze światem, że proces twórczy to nie uniesienia i natchnienie, ale że odbywa się w konkretnej, często trudnej rzeczywistości. I zostaje tu podważony mit twórcy-demiurga. To bardziej wygląda tak, że to życie pisze ten scenariusz a nie sama autorka, że nawet twórca jest uwieszony na niewidzialnych niciach, które determinują jego samego, że twórczość jest wypadkową tak wielu elementów, na które nie ma się wpływu.

Tak, „Rok koguta” jest książką aktualną, bo szczerość jest zawsze aktualna. Pozostaje jedynie pytanie, czy jesteśmy w stanie z taką dawką szczerości się uporać w świecie gotowych recept, w świecie, gdy zawsze to ci „inni” decydują o tym, co masz myśleć i robić. Za tę „końską dawkę” literackiej prawdy składam podziękowania „Aferze” - wydawnictwu od spraw czeskich i tłumaczce, Oldze Czernikow. „Rok koguta” na pewno nie jest książką pisaną pod tezę, a takich książek bardzo mi dziś brakuje w Polsce. Oby więcej takich dzieł było asumptem do dyskusji, która wyjdzie poza polityczne uwarunkowania, a będzie realnym dialogiem o realnych problemach. Wydaje mi się, że tego, my, Polacy, będziemy musieli się jeszcze długo uczyć. Czesi, jak widać, lekcje szczerości mają już dobrze odrobione.