Dom (zly)

Dom (zly)

środa, 3 września 2014

Recenzja książki Joanny Dziwak "Gry losowe" - wyd. Ha!art

       
oficjalna recenzja portalu  Lubimy czytać

Męczył mnie ten termin. Wszędzie słyszałem tylko: hipster to, hipster tamto, hipster tu, hipster tam. Ale gdy prosiłem: dajcie mi hipstera!, odpowiadała głucha cisza. Zrozumiałem dopiero, gdy na Facebooku zobaczyłem memy ze strony „Hipsterski maoizm”. Autorką strony jest w połowie Joanna Dziwak. Joanna Dziwak jest także autorką „powieści” „Gry losowe”, „powieści” wydanej przez Ha!art – najbardziej hipsterskim z hipsterskich wydawnictw na naszym rynku księgarskim.
Hipsterstwo strony „Hipsterski maoizm” objawia się kontrkulturowym sprzeciwem wobec elit politycznych. Ostrze szyderstwa jest wymierzone w polityków wszelkich ugrupowań i przekonań. Skłania to odbiorcę do wniosku, że hipster jest zbuntowany wobec wszystkiego, co ma wpływ na masę, w której przyszło mu żyć. Jednak hipster nie uważa, że jego bunt ma jakikolwiek sens, więc pozostaje na poziomie dowalania memami. Jednym z głównych elementów memowych jest „piąteczek”, czyli moment, gdy i ci z PiS, i ci z SLD i ci z PO, ba!, nawet sam Putin i Angela Merkel, udają się na melanż. Wedle „Hipsterskiego maoizmu” najlepsze melanże odbywają się u Olka Kwaśniewskiego.
Ale zostawmy już „Hipsterski maoizm”. „Gry losowe” bowiem z polityką nie mają wiele wspólnego. „Gry losowe” są o współczesnych artystach, którzy, chcąc nie chcąc, są poniekąd niezdefiniowanymi hipsterami. Są różni - wiekowo, płciowo nieraz bardzo odlegli, ale łączy ich Internet. Czy ktoś widział kiedyś Internet? Nie pamiętam, czy to cytat z książki „Gry losowe”, która opowiada o podwójnej fikcji – fikcji twórczej spotęgowanej przez fikcję Internetu. Pokazuje, jak bardzo pogubiliśmy się w świecie, w rzeczywistości, gdzie każdy staje się twórcą, gdzie byle szczyl, przyprawiający wąsy Komorowskiemu, panu prezydentowi, staje się artystą współczesnym, hipsterskim, niezależnym prawie od nikogo, niezależnym prawie od samego siebie
Arkadiusz Pszczoła. Wiedzie nas autorka od alfabetu łacińskiego, że litery to świat kobiecych schiz, przez świat cyfr arabskich, które symbolizują pozorny sukces marketingowy męski, lecz także uniwersalnie romansowo-internetowy, aż do cyfr rzymskich, które są porządkiem Arkadiusza Pszczoły. Arkadiusz Pszczoła jest mi bliski. Pewnie jest bliski wielu adeptom sztuki pisania, którzy wchodzą w „smugę cienia”. Jest mi bliski wiekowo i bliski wykształceniowo. Ma, rzecz jasna, wiele przypadłości świra. Podstawową jego przypadłością jest to, że świruje. To znaczy nie potrafi mieć normalnych relacji ze światem. Tą cechą przypomina nas wszystkich. Wszystkich, którzy prawdy o świecie i relacji międzyludzkich szukają w Internecie. Oprócz tego jest polonistą, jest po czterdziestce i pisze wiersze, które publikuje w Internecie.
A wszystko to opisane z wyczuciem narracji fejsa. Teksty są jak podpisy pod memami. Lekko i wesoło, chociaż tak naprawdę smutno, wiedzie nas ta narracja od Los Angeles do Bytomia. Bo świat to jednak globalna wioska. Globalna wioska, gdzie jednak wszyscy są tak cholernie samotni, że wierzą w Internet i w fejsa, i w lajki na fejsie. Że bez tej pompy ssąco-tłoczącej nie daliby rady już istnieć, bo tak naprawdę nie potrzebują drugiego człowieka. Bo boją się, że ci inni są tak samo popieprzeni, jak i on sam, ona sama.
„Gry losowe” stawiają znak równości między wygranymi i przegranymi. Niwelują to, co do tej pory stanowiło o sensie kultury, że na przykład ktoś dostał Nobla albo Nike, bo i tak sens tego jest sensem doraźnym i niepewnym. Encyklopedie, których już nikt nie kupuje, pękają w szwach od różnych laureatów, a o Wikipedii to już w ogóle szkoda mówić. Tak zatem każdy stał się twórcą, ale odbiorców nie starcza, a jak starcza, to jest to jeszcze bardziej podejrzane, bo kim są ci, którzy zamiast tworzyć, czytają? I czy w ogóle można im w związku z tym ufać?
Pojechała Masło Dziwak. Zarzut to czy pochwała? Sam nie wiem. Ja to lubię. Czyli nie jest to książka natrętnie oryginalna. Ale co dziś jest natrętne i oryginalne zarazem? Internet?
„Gry losowe” są z pozoru książką błahą. Może się prześlizgują, może zbyt szybko się czytają, może nie zgłębiają. Ale czy nie taki charakter ma świat „fejsbukowych” doznań? „Gry losowe” są pytaniem o rolę kultury w dobie Internetu. Pytaniem ważnym, pytaniem ciekawym. Czy wystarczająco głębokim i na poziomie? A co dziś jest wystarczająco głębokie i na poziomie? Internet?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz