Dom (zly)

Dom (zly)

niedziela, 19 listopada 2017

Recenzja filmu Bodo Koxa "Człowiek z magicznym pudełkiem"

Orwell z tevauenu

Pierwsze na co zwracasz uwagę to znaczek TVN-u na plakacie. Po chwili dociera do ciebie, że to film niezależnego reżysera Bodo Koxa, autora „Dziewczyny z szafy” - filmu, który ci się spodobał. Oto jak się wchodzi do mainstreamu. Tylnymi drzwiami przez telewizję.

Jest rok 2030. Piętnasty rok rządów PiSu. Świat jest podzielony na proli i członków partii, stosując terminologię Orwella, bo i z Orwella ten świat jest bezpośrednio wywiedziony. Tyle że członkowie tej partii są z jakiegoś futurystycznego korpoświatka. Jak w klasycznym love story. Dziewczyna ma futurystyczne imię Goria. To szczytująca aktorsko po raz kolejny Olga Bołądź. Adam jest prolem i Polakiem - niszowym aktorem Piotrem Polakiem od Warlikowskiego. Jest jeszcze android jak z Blade Runnera – syn wrednej sekretary z „Ucha prezesa”, Sebastian Stankiewicz.

Ale nie, nie jest tak prosto. Polak Adam lewituje w czasie i przenosi się przez lampowy radioodbiornik z 1952, najbardziej stalinowskiego roku w Polsce. Polak Adam przekonuje się, że po upływie 80-ciu lat nic w Polsce się nie zmieniło. Adam mieszka w opuszczonej kamienicy, którą ludzie z komisji Jakiego zostawili na pastwę niszczenia zamiast oddać jakiemuś sprytnemu prawnikowi za kilkaset złotych. No i oczywiście jest ubrana w stalowe gajerki i wąsata policja – Urząd Bezpieczeństwa Narodowego. Wymazują pamięć. Na koniec jest „Krakowski spleen”, czyli gwiazda TVN Kora, która ustami szamanki, Heleny Norowicz, która urodziła się dokładnie w 1952 roku, czyli jest dzieckiem Adama z czasów stalinowskich, śpiewa - „Czekam na wiatr, co rozgoni
Ciemne skłębione zasłony
Stanę wtedy naraz
Ze słońcem twarzą w twarz”
Chodzi oczywiście o to, co zrobimy z obecną, stalinowską władzą, żeby nam się rok 1984/2030 nie przytrafił. Ale po co tłumaczę tę łopatologię i oczywistą oczywistość obrażającą widza?

Tłumaczę, bo kilku moim znajomym, którzy widzieli ten film podobało się posklejane z różnych filmów, książek niewiadomopoco, bo mamy tu Szulkina, „Brasil” Gilliama, 'Blade Runnera”'Rok 1984”, „Nowy wspaniały świat” , „Seksmisję” i niewiadomoco jeszcze . A jak nie wiadomo co, to wiadomo o co chodzi i kto komu i za co płaci. Płaci, żeby to intelektualne dno komuś się spodobało. Jedyny problem dla mnie jest taki, że środki filmowe użyte w tym filmie czynią pozór dzieła i naprawdę trudno uwierzyć, że zdolny reżyser mógł się tak sprzedać. Z tego powodu nie mogę dać oceny zero, nawet jedynki dać nie mogę. Daję 2/10.

Uświadamiam – ten film jest bardziej pornograficzny od „Smoleńska”. Przypominam - taki rozdwojony polski świat korpo i biedy już mieliśmy od 2008 roku zaserwowany. Udało się nam stamtąd uciec. Ale nie czekamy na wiatr „co rozgoni” tylko tworzymy dla tych, którzy może w 2030 roku podziękują za to.

niedziela, 12 listopada 2017

Recenzja książki Piotra Zychowicza "Niemcy" wyd. Rebis

Niemcy ludziom zgotowali ten los!

Autor recenzji:
Autor książki: Piotr Zychowicz
7,61 (38 ocen i 8 opinii)

Piotr Zychowicz, naczelny historyczny prowokator, po raz trzeci rozlicza tych, z którymi polskie losy złączone są na dobre i złe,ale raczej na to drugie. Po książkach „Żydzi” i „Sowieci” przyszedł czas na tom trzeci - „Niemcy”. Nie „hitlerowcy”, nie „faszyści” ale właśnie „Niemcy”, to naród naszych zachodnich sąsiadów staje się obiektem rozliczeń, które w formie rozmaitych wywiadów ze znawcami historii i felietonów autorstwa samego Zychowicza możemy przeczytać w tej książce.

„Niemcy” - pamiętam z peerlowskiego liceum taką lekturę. Autorem był Leon Kruczkowski, a sam dramat miał charakter komunistycznej agitki, która ukazywała postawy tak zwanych zwykłych Niemców wobec faszyzmu. Bardzo dobrze koresponduje to z punktem widzenia prezentowanym przez Zychowicza, chociaż ideologicznie obaj autorzy stoją na dwóch skrajnych biegunach. Tak – hitleryzm miał swoje źródła w ekspansywnej polityce niemieckiej, których początków można szukać w zamierzchłych wiekach średnich. Tak – bez zwykłych ludzi, tych milionów popierających marzenie o „wielkiej rzeszy” nie byłoby zbrodni hitlerowskich.

I to jest moim zdaniem kwestia różniąca najnowszą książkę od „Żydów”, a przede wszystkim „Sowietów”. W „Sowietach” to nie Rosjanie byli winnymi ludobójstwa i wszystkich strasznych rzeczy związanych z komunistycznym terrorem ale ideologia. W przypadku „Niemców” jest na odwrót - faszystowska ideologia wyciągnęła na wierzch wszystko, co najgorsze z narodu naszych zachodnich sąsiadów. Czytelnik po lekturze książki Zychowicza może dojść do wniosku, że Hitler był na swój sposób Niemcom potrzebny – potrzebny, by zrzucić nań moralną odpowiedzialność za zło w dążeniu własnych „snów o potędze”.

Niemniej w swoich wywiadach i felietonach autor „Niemców” przerzuca pomost między bolszewicką ideologią a faszyzmem, wskazuje na inspiracje dla tworzenia totalitarnego imperium na wzór Związku Radzieckiego oraz na samą fascynację Hitlera w stosunku do Stalina. Zresztą, według Zychowicza działało to w obie strony – podobno Stalin chciał pojmać żywcem Hitlera i wyciągnąć wszystkie jego tajemnice na temat kultu jednostki, który towarzyszył postaci zbrodniczego kanclerza.

 W tych podobieństwach ujawnia się jednak ciekawy paradoks – o ile narody wchodzące w skład sowieckiego imperium nienawidziły bolszewizmu, to lewicowa ideologia bardzo przypadła narodowi niemieckiemu do gustu. Dlatego tytuł „Niemcy”, że ten naród ponosi pełną odpowiedzialność za to, co spotkało Europę i świat w pierwszej połowie XX-go wieku. Z polskiego punktu widzenia ta odpowiedzialność jest tym większa, że pakt aliantów ze Stalinem utrwalił na pół wieku podział polityczny, który wpychał Polaków w ramiona ZSRR, czego skutki odczuwamy do dziś.

Sam Hitler jest sportretowany w Niemcach jako dość typowy przykład człowieka o lewicowych poglądach: wegetarianin, eksperymentujący z narkotykami i new age, nienawidzący Kościoła. Cały obraz hitlerowskiego państwa jest tutaj wywiedziony wprost z utopijnych lewicowych wizji, które sprzeciwiają się podmiotowości i jednostce na rzecz sprawnie działającego systemu. To na pewno cecha wspólna obu totalitaryzmów.

Jednak nie spodobał mi się pomysł, że jakiś wspólny pakt Niemiec, Polski i Rumunii, poparty przez podbite przez Stalina narody mógł mieć zbawienny wpływ na historię Europy i żywym ogniem wypalić zarazę bolszewizmu. Dostrzegam w tej wizji brak zdrowego rozsądku – niemiecki ekspansjonizm, pomijając kwestię Hitlera i nazistów, był groźny dla Polski tak samo jak stalinizm. A do tego był Hitler, który rasową nienawiść uczynił podstawowym elementem swej polityki i próżno było z tą postacią wiązać jakiekolwiek nadzieje. Wszak pakt Ribentrop-Mołotow także nie miał żadnej wartości, a Stalin, mordując polskich oficerów w Katyniu przysłużył się tylko hitlerowcom. Cóż, Piotr Zychowicz lubi snuć teorie alternatywne i chyba nie ma potrzeby zgadzać się z nimi w stu procentach.

Nie zmienia to jednak faktu, że dostajemy do rąk bardzo ciekawy ekstrakt historyczny, który powinien nas inspirować do dalszych poszukiwań i dociekań, które mogą owocować własnymi wnioskami. Cały cykl - „Żydzi”, „Niemcy”, „Sowieci”- trzeba uznać za kontrowersyjny i to nie tylko dla ludzi o lewicowych poglądach. Wielu prawicowców oburza się na tezy prezentowane przez Piotra Zychowicza. I w tym tkwi siła tego historycznego pisarstwa – jest ono żywe i inspiruje do autentycznej dyskusji. Osobiście marzy mi się książka Pana Piotra na temat „żołnierzy wyklętych”. Może to marzenie się spełni?

sobota, 4 listopada 2017

Recenzja filmu "Łagodna" Siergieja Łoznicy dystrybucja Against Gravity

Kafkowska Rosja

Nie wiemy o niej nic. Nawet jak ma na imię. Wiemy, że z powrotem dostaje paczkę, którą wysłała swojemu mężowi do więzienia. Skoro poczta zawiodła, postanawia dostarczyć mu ją osobiście i wyrusza w długą podróż. I o tym jest ten film, cała fabuła, historia jednej niedostarczonej paczki.

Już od pierwszych scen wchodzimy w krainę śmierci, w krainę bez przyszłości. Nikt tutaj nie ma planów, bo kazdy wie, że w jednym momencie wszystko może zostać odebrane. Absurd egzystencji  wzmagają beznadziejne ludzkie oblicza. Ludzie, którzy widzieli ten film czasem w swoich opiniach wspominają o beznadziei, która dominuje w „Łagodnej” Sergieja Łoznicy, ukraińskiego reżysera, znanego polskiemu widzowi z takich filmów jak „Szczęście ty moje” czy „We mgle”. Filmy te, jak mówi Woody Allen w „Miłości i śmierci”, „były o Rosji”.

Łagodna, tak nazwijmy bohaterkę, która nie ma imienia, nie uśmiecha się. W jej zachowaniu dominuje chłód, dystans i determinacja. Jedyną rzeczą , którą możemy o niej powiedzieć na pewno jest to, że nie rozumie. Nie rozumie, dlaczego zamknęli jej męża, dlaczego zwrócono jej paczkę, dlaczego nie może spotkać swego współmałżonka. Nie rozumie, a jednak wie. Wie, że może spodziewać się wszystkiego najgorszego. Mimo to wytrwale dąży do swojego celu, uzbrojona w pancerz z obojętności.

W krainie śmierci, jaką jest Rosja w filmie Łoznicy, nie ma miejsca na ludzkie odruchy, jeśli nawet są to są dziwne i wzbudzają nieufność, ale Łagodna musi żyć w stadzie. Sama zginęłaby od razu. Brnie więc w ten menelski krajobraz jak z Jerofiejewa. Zawsze to lepsze niż służby mundurowe, przedstawiciele tego państwa bez nadziei, więc poniewieranie jest dla nich niejako oczywistością.

To miasto to więzienie. To państwo to więzienie. I ludzie cały czas na coś czekający. I rozbijający swoje głowy o kratę więziennego okna. Wszystko jest rewidowane, rozcinane, rozpruwane. Ale i tak nie widzimy więźniów. Kim są? Widzimy tylko kłębiący się tłum petentów, rodzin i znajomych. Nawet organizacje broniące praw człowieka są usługach tego systemu – pozór prawa w krainie bez nadziei.

 Więzienie wygląda jak kafkowski zamek, a ci ludzie są zaledwie w jego przedsionku. Gdy Łagodna dotrze do środka, trafi tam skąd nie ma powrotu. Ta dantejska symbolika przesyca film Sergieja Łoznicy na równi z kafkowską scenerią. Mniej tu Dostojewskiego, bo „Łagodna” to film o beznadziei. Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy [tu] wchodzicie. A Dostojewski to promyki światła w mroku. Kafka wcale.

I jest to film  z Rosji. I Łoznica ani na moment nie pozwala , aby widz o tej dantejskiej Rosji przestał myśleć. I w pewnym momencie spotykają się carska Ruś, sowiecka komuna i współczesna Rosja Putina. Surrealna wizja, przywołująca to, co określamy jako „rosyjską duszę” ukazuje właśnie bezduszność, marionetkowość,  bajkowy anturaż tego świata, który w swej istocie jest bez serca. I staje się „Łagodna” prawosławnym misterium, ofiarą składaną na ołtarzu sztuki za winy i bezduszność wszystkich tych trzech Rosji. Sama Łagodna też staje się ofiarą. Ale w  świecie bez duszy, bez nadziei i bez Boga nie ma odkupienia.

Nie przypuszczałem, że kino może mną jeszcze wstrząsnąć. A jednak.

środa, 1 listopada 2017

"Wautyzmwzięci" Ireneusza Czesława Gimińskiego wyd, Novae Res

                                                            zdjęcie  novaeres.pl

Szczerze o autyzmie
Irek Gimiński napisał krótką książeczkę, można rzec, że to dłuższe opowiadanie - „Wautyzmwzięci”, które poświęcił swojemu doświadczeniu bycia ojcem autystycznego dziecka. I ten tytuł wcale nie oznacza, że rodzice dzieci autystycznych są „wniebowzięci”, bo ich życie przebiega bardzo daleko od Nieba. Irek opisuje swoje doświadczenia i dzieli się tym, o czym wiemy tak niewiele. Żadne ładne i atrakcyjne historyjki nie są w stanie oddać tego, co w prostych słowach ukazał w swej książce, która jest o upadkach i o wzlotach, ale przede wszystkim o ciężkiej pracy, o codziennym trudzie i codziennej trudnej miłości do syna, który jest inny niż pozostałe dzieci.

Nie potrafię sobie wyobrazić, że można lepiej opowiedzieć o tych intymnych kwestiach niż tak jak przedstawia to książeczka „Wautyzmwzięci”. Jest w tym wielka odwaga, bo jest to bardzo prywatna sfera doświadczenia, ale tylko dzięki takiemu sposobowi ukazania tematu czytelnik może spróbować pojąć to trudne zagadnienie . Jest to także książka o nawróceniu, o roli Boga w ludzkim życiu. Czasem wydaje nam się, że jest ciężko, że życie nie ma sensu. „Wautyzmwzięci” pokazuje jak nasze codzienne problemy są drobiazgiem wobec trudu niektórych ludzi, którzy nie mogą znikąd oczekiwać pomocy, a jednak żyją, a jednak sobie radzą, a jednak kochają. O tym jest ta książka, a właściwie książeczka, która daje nadzieję.