Z (j)elit zmierzch. Poza
2013
Mam pretensje do
rzeczywistości naszej, z którą się męczę, o jedno, że ludziom
nie znającym się na polityce, takim jak ja, każe się w tym
babrać. Zupełnie bez ochoty, ale co robić? Gdy obdzierają ze
skóry, nie ma rady , a w moich żyłach czerwone i czarne pospołu,
nierozłącznie.
2013 to dla mnie rok
narodowego kaca – kaca
po Euro, które miało złagodzić kac po
katastrofie. Mucha bzyczała, puszczała bąki, a w mediach
mainstreamowych trwał karnawał chamstwa. Wciskali nam miłość z
Irlandią i nowe stadiony, które pobudowali za swoje dla
siebie. Spędziłem zatem ten rok na poszukiwaniu
„prawdy”.
Nadzieja płynie z jasnej
postaci Papieża Franciszka. Nadzieja na gruntowną zmianę z pozycji
politycznych, polegających na utrzymaniu władzy, na pozycje ku
człowiekowi.
Beznadzieja płynie z
faktu, że kapitalizm ma wilczą mordę i szczerzy drapieżne kły.
Mainstream utwierdza nas w przekonaniu, że jedyną miarą człowieka
jest szmalec. Dowartościowują się charytatywnością, ale jest w
tym sprzeczność. Uczymy się kłamać, a język coraz bardziej jest
instrumentem propagandy, nie prawdy. Jak za reżimów. Mogli zrobić
naprawdę wiele dla Polski i Polaków, ale dlaczego musieli akurat
nas olać?
Sytuacja stała się
prosta. Szukałem w 2013 refleksów prawdy. W kinie, książkach, w
mediach, na lewo, na prawo, prawie nigdy pośrodku, prawie nigdy w
szerokim nurcie poprawnych kłamstw, które należy wypowiadać z
uśmiechem. Wg mnie czasy
wesołe się skończyły.
Szczerość do bólu
serwował program „Warsaw Shore” w MTV. Nawet nie wiem, czy tych
młodych ludzi można nazwać debilami, a program
pochwałą konsumpcyjnego debilizmu. To chyba jakieś dno, do którego
wytrwale dobijaliśmy i w końcu się udało. Ci ludzie to norma, to
zwierciadło, w którym możemy się przejrzeć bardzo wyraźnie.
Tacy jesteśmy. Możemy sobie pogratulować.
W muzyce prawdę i
festiwal chamstwa zaprezentował zespół Bracia Figot i Fagot.
Zespół już trochę działa, a wyłonił się na fali renesansu
disco-polo. Nieskrępowane niczym chamstwo, wyrażone w wulgarnych
tekstach i prymitywnej muzyce, powstało ku radości młodych ludzi,
którzy szaleją przy hitach
takich jak „Wóda zryje banię” czy „Zobacz dziwko, co
narobiłaś”. Dominujące tematy to wóda, świnia, sztos w WC –
„lepsza maciora w kabinie, niż opłacać drinom świnie” (?) .
Szczególnie upodobałem sobie piosenkę „Pisarz miłości”,
rozpoczynającą się od słów: „Pisarz miłości mówią mi, bo
magiczny długopis w rozporku noszę”.
Seriale. Pod koniec roku
błysnął Lis, który, w swoim serialu „Lis, głupcze”, jak
zwykle nienaganny, zaprosił otyłe ciało Olafa Lubaszenko, na
którego tle prezentował się bardzo dobrze i lekko. Miło było
popatrzeć.
W książkach silnie się
rozdwoiłem. Z jednej strony wybitna literatura była reprezentowana
przez Wiesława Myśliwskiego. Jego „Ostatnie rozdanie” to
esencja prawdy o człowieku, czysta jak spirytus literatura bez
obcyndalania i chwytów. Takiego zero kompromisu potrzebowałem, by
odreagować medialne jazdy. Zero kompromisu z chamstwem. Z
drugiej strony jestem pod wrażeniem prozy Szczepana Twardocha. Jego
„Morfina” to był mój faworyt do Nike, ale jakieś względy poza
prawdą zadecydowały inaczej. „Morfina” to ostra jazda po
polskich dylematach, niestety zostaje odczytywana politycznie, a więc
poza prawdą. Walą z armat, że to rozprawa z polskością, jakby
jeszcze nam się to nie przejadło. Ja odczytałem „Morfinę”
jako transowy moralitet o potrzebie tożsamości w godzinie próby;
jak trudno dokonać wyboru, kiedy nie nosi się w sobie ziarna
prawdy, kiełka z genomem tradycji i historii. Ale i tak numerem
jeden z Twardochów jest dla mnie „Wieczny Grunwald” - mroczna
rozprawa z historią i jej bezwzględnymi mechanizmami, które trwają
po kres kresów. Nie przeczytałem jej o czasie, bo niszowo wydana o
uszy się jedynie co nieco obijała, więc zachwycam się tą jedną
z najważniejszych polskich powieści współczesnych dziś. Jeszcze
Sławek Shuty ze swoim pokoleniowo-wspomnieniowym tomem
„Dziewięćdziesiąte” dał mi pooddychać po
czterdziestce młodości wdechami. Objawieniem roku był i śmieszny i straszny debiut Ziemowita Szczerka "Przyjdzie Mordor i nas zje", a jakże Ha(g)!(ł)art. Jeśli chodzi o rozdwojenie jaźni to: z prawicowego offu, który tak
mierzi, przejrzałem jak na razie „Wałęsa. Człowiek z teczki”
Cenckiewicza i „Resortowe dzieci” o tym, dlaczego w
najważniejszych telewizorach siedzą dzieci byłych działaczy i
dlaczego byle kundel nie ma szans za nimi pobiegać. W zasadzie słowo
mainstream jest nietrafione – lepiej pasuje arystokracja, która
łaskawie czasem wpuszcza na swoje salony.
Z kina najważniejsze dwa
filmy z dalekich krajów – filipiński „Norte. Koniec historii” Lava Diaza
i koreańska „Pieta” Kim Ki-Duka. Obydwa filmy mocno
antykapitalistyczne, ale silnie zakorzenione w nurcie
chrześcijańskim, w swojej wymowie silnie metafizyczne. Gdy w
kulturze europejskiej dzieli i rządzi dżender, to właśnie kino Wschodu, Wschodu zajechanego przez zachodni dobrobyt, dotyka tego co
fundamentalne. Po drugiej stronie jako kicha kinowa dzieło
podstarzałego wazeliniarza Wajdy - „Wałęsa. Człowiek z
nadziei”. „Beznadziei' nasuwa się samo. Tak to się u nas
rozciągało między Wałęsą z nadziei a Wałęsą z teczki. A
prawda pozostawała jak zawsze gdzie indziej.
2013 zapamiętam na długo,
ale w którą stronę się obrócimy jest kwestią przyszłości.
Nierozwiązane problemy, stagnacja, nieumiejętność spojrzenia
prawdzie w oczy, w końcu chamski rechot, który otrzymujemy zamiast
rozwiązania tego, co trudne. Jeśli ten kierunek pozostanie, to,
chociaż na polityce się nie znam i wypowiadam się o niej
przyparty do muru przez rzeczywistość, to niżej dna zejść
niepodobna. Ktoś musi tutaj zacząć coś naprawdę, bo ten kraj
staje się piekielnym zakątkiem. Kto może dziś przywrócić
Polakom poczucie godności i dumy i skończyć politykę z (j)elit?
Jestem nieco zniesmaczona. Taki post i zero reakcji!!! Przecież ktoś tu chyba zagląda i co ? Czy wszyscy mają już zwis na wszystko??? Witam w klubie tych, którzy zaczynają przeglądać na oczy, szkoda, że tak późno, ale lepiej późno niż wcale:)
OdpowiedzUsuńTo moja wina, bo zamieszczam komentarze po moderacji - to taki anty-blog :) Nie chce mi się wchodzić w dyskusje i tłumaczyć z tego , co napisałem, znam to z forów i nie bardzo mi się podoba. W Nowym Roku życzę wszystkim wszystkiego najlepszego? Z akcentem na WSZYSTKIM :)
OdpowiedzUsuńTekst wspaniały i mam nadzieję, że mój komentarz ujrzy światło dzienne, choć wydaje się, że autor nie nawykły do pochlebstw. Dość podobnie mogłabym wypowiedzieć się na temat moich odczuć w stosunku do 2013r, ale z pewnością nie z taką znajomością literatury i kina. Blog naprawdę warty uwagi, szczery, tekst o Urbańskiej też świetny. Jestem pod wrażeniem, co mnie cieszy, bo nie za często się zdarza. Więc ma Pan kolejnego fana.
OdpowiedzUsuńAha i niech Pan nigdy nie tłumaczy się z tego co napisał, po pierwsze ma Pan prawo mieć mało popularne poglądy, po drugie jak ktoś nie rozumie to jego problem. Widać nie każdy chwyta;-) Pozdrawiam.
Hi, all the time i used to check webpage posts here in the early hours in the morning, since
OdpowiedzUsuńi love to learn more and more.
Here is my weblog Dragon City Hack