Dom (zly)

Dom (zly)

piątek, 12 kwietnia 2013

Recenzja książki Vaclava Havla "Zmieniać świat"


W poszukiwaniu straconych czasów, albo pochwała naiwności


                                                                                                       
                                                                                                          oficrec


Ta recenzja mogłaby się składać z samych cytatów. Nie będzie cytatów. Ta recenzja będzie się składać z samych refleksji. Będą to refleksje z lektury książki Vaclava Havla „Zmieniać świat”, na którą składają się eseje, przemówienia i artykuły  wybrane i przełożone przez Andrzeja S. Jagodzinskiego.
Kim był Vaclav Havel? To tak, jakbym spytał, kim był Karol Wojtyła, Dalajlama albo  Gandhi. Nie chcę nikogo urazić, więc napiszę, kim był dla mnie. Dla mnie Vaclav Havel był człowiekiem, który wyprowadzał Europę z mrocznej epoki totalitaryzmów i wprowadzał ją w pełen nadziei XXI wiek. „Zmieniać świat” to książka pełna nadziei, wiary i miłości, że ten niedoskonały świat trzeba nieustannie zmieniać, nie zgadzając się na kłamstwo i zło. I o tym mówią zamieszczone w tomie teksty, które powstały między 1985 a 2010 rokiem. To zapis ćwierćwiecza, które było dla Havla oczekiwaniem, euforią i w pewnym sensie rozczarowaniem. Tym, co scala wszystkie te sprzeczne emocje, jest właśnie nadzieja, która pcha świat do przemian.
Wielkie słowa zazwyczaj świadczą o wielkiej naiwności. Ale w wypadku Havla jest to naiwność prowadząca do zwycięstwa. Jakże zatem mówić o naiwności? Wszak to siła, która pchała i pcha tych wszystkich wielkich współczesności, by, nie bacząc na słupki, zimne, matematyczne wyrachowanie, statystyczne prawdopodobieństwo, zmieniać świat. Taką zmianą był przełom lat 80. i 90., który unicestwił molocha ZSRR i dał wolność narodom Środkowej Europy. Vaclav Havel w tej historycznej przemianie urzeczywistnił, jak pisze Bohumil Hrabal, dwa mity: Prometeusza, bo dał ludziom ogień nadziei, za co musiał cierpieć, tzn. gnić w czechosłowackim więzieniu, oraz Sokratesa, bo gorszył młodzież, buntując ją przeciw dyktaturze kłamstwa i wolał pozostać wierny ojczystemu prawu niż udać się na emigrację. Efekt ten sam – lata spędzone w więzieniu. Czy ludzie tacy jak Havel mieli prawo mieć nadzieję? Tak – ale była to nadzieja, że warto zmieniać świat mimo wszystko, nie czekając na nagrodę. Była to nadzieja rodem z trzeciego ważnego dla kultury europejskiej mitu – mitu Syzyfa, który dźwiga głaz mimo świadomości daremnego trudu. Bo przecież „zmieniać świat” nie znaczy uczynić go doskonałym, ale dążyć w określonym kierunku, jak Syzyf – ku górze.
Nie lubię jak dziś havlovską naiwnością, ale i wielkością, gęby sobie wycierają ci od słupków, statystyk i od kasy, ci wszyscy zwani ładnie liberałami, a patrzący jedynie „jakby tu swoje ucapić”, parafrazując słowa Ernesta Brylla z wiersza o Ikarze. To oni swoją chciwością, zapatrzeni w ilość zer na swoich kontach bankowych, doprowadzili cywilizację europejską do ekonomicznego wyczerpania, zapominając o duchowym wymiarze kultury Zachodu. W esejach Havla duch i wartości zawsze mają pierwszeństwo nad zyskiem. I o tym zdają się zapominać także ci, którzy dziś z upodobaniem przytaczają słowa wielkiego Europejczyka, a nawet wydają jego teksty.
Na zakończenie przytoczę tylko jeden cytat z przemówienia „Europo, nie ulegaj złu”, wygłoszonego już pod koniec życia czeskiego prezydenta, w 2009 roku: „ Za jeden z największych błędów obecnej polityki – zwłaszcza wspólnoty euroatlantyckiej – uważam stawianie interesów gospodarczych ponad wszystko inne”.  Jeśli chcemy, by myśl Vaclava Havla ożywiała europejską refleksję na temat współczesnego świata, musimy o tym pamiętać.
Bądźmy zatem naiwni i z maniakalnym uporem trwajmy w przekonaniu, że ludzkość zawsze znajdzie swoich Havlów i Gandich, którzy przypomną, że człowiek nie może istnieć w kontekście fałszu i zniewolenia; że w koncepcji „wielkiej naiwności” to prawda i wolność generują wszystkie inne wartości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz