oficjal recozja
Z mroku dziejów
Czytałem ostatnie powieści Szczepana Twardocha całkiem nie po kolei.
Najpierw bowiem była „Morfina” - najlepsza powieść minionego roku, mój
murowany kandydat do Nike i rozczarowanie, że tak się nie stało. Dopiero
po tym dotarłem do „Wiecznego Grunwaldu”. O książce słyszałem co nieco,
ale to, z czym zderzyłem się podczas lektury było jak tsunami
literackich obrazów, myśli, ale przede wszystkim polszczyzny.
Książka została wydana po raz pierwszy przez Narodowe Centrum Kultury i
było to z okazji projektu „Zwrotnice czasu”, który miał uczcić 600-lecie
bitwy pod Grunwaldem poprzez wyłonienie najciekawszych powieści, które
prezentowałyby polską historię w sposób alternatywny. Szczepan Twardoch w
swoim pomyśle odwołał się bezpośrednio do tematu bitwy grunwaldzkiej,
jednak sposób, w jaki to uczynił, przyprawić może o wywichnięcie
zawiasów szczękowych, gdyż każda kolejna strona przyprawia o coraz
większe rozdziawienie paszczy, więc radzę uważać! Zresztą zawiasy
szczękowe to nic w porównaniu z zawiasami umysłowymi, które książka ta
wywraca na drugą stronę!
Nieślubny syn Kazimierza Wielkiego, Paszko, ginie pod Grunwaldem jako
rycerz zakonny i niczym Billy Pilgrim z „Rzeźni numer pięć” wypada z
czasu. Wypada jednak nie tylko z ram czasowych, wypada poza wymiar
materialny, staje się „wiecznym Grunwaldem”, bytem wyrzuconym poza czas i
przestrzeń, podróżującym przez krainę mitów i archetypów ludzkości.
„Wieczny Grunwald” ma formę monologu - monologu spoza czasów, monologu, w
którym język i historia splatają się w jedność. Językowa fala
uderzeniowa, którą częstuje nas Twardoch niesie nas nie tylko przez
historię polszczyzny, ale też przez historię ludzkich myśli i pragnień.
Autor nie pozostawia nam złudzeń – historia ludzkości to historia
zbrodni i konfliktów. Nawet pozostając biernymi, bierzemy udział w
wojnie i ponosimy za nią odpowiedzialność. Pojęcie „dobra” jest u
Twardocha najbardziej zakłamanym słowem, które zna ludzkość.
Współczucie, miłość to tylko kłamstwa słabych. Kto chce żyć naprawdę
musi zabić. Musi wziąć na siebie moralną odpowiedzialność za zło, bo to
zło kreuje obraz świata. Archetypiczne zło, polegające na wyeliminowaniu
wroga. Odwieczna zasada „plus-minus” i bez znaczenia, czyj plus, a czyj
minus.
Uczyniliśmy wiele, by rozmyć moralną odpowiedzialność za śmierć i
cierpienie. Jaką odpowiedzialność ponosi palec naciskający odpowiedni
guzik, jaką odpowiedzialność ponoszą sterujący dronami? Wojny robotów
powoli stają się faktem, ale zasada pozostaje ta sama. Klucz do zbrodni
znajdziemy w słowach, w myślach, w pojęciach takich jak miłość, rodzina,
ojczyzna. Zawsze były one dobrym pretekstem, można powiedzieć
pretekstem naturalnym, do prowadzenia kolejnych podbojów. Bo jeśli nie
my ich, to oni nas. „Lepiej być wilkiem niż bezbronną owcą” - śpiewają
moi znajomi z hip-hopowego składu. Czyż nie tak? Czyż takiej wojny nie
toczymy na co dzień w imię „wyższych wartości”? W pracy, w rodzinie? Co
nas obchodzi los tych, którzy stoją na naszej drodze? Co ich obchodzi
nasz los?
„Wieczny Grunwald” to także rozprawa z silnym w naszej kulturze mitem
Wallenroda. Ja uważam jednak, że o Wallenrodzie i tożsamości jest
„Morfina”. „Grunwald” jest powieścią uniwersalną. Jest powieścią o złu, o
świecie, jakim uczynił go człowiek, że zmieniają się jedynie metody,
ale zasady obowiązują wciąż te same. Siłą tej powieści jest brak
wyraźnego odniesienia do etyki. Dla jednych zbrodniarze pozostaną
bohaterami, dla drugich odwrotnie. Etyka jest bowiem tutaj jedynie
nadbudowana wokół podstawowej zasady świata, jaką jest konflikt. Jest
tutaj miejsce na oskarżenie męskiego pierwiastka, miecza, który w imię
rodziny-ojczyzny broni i podbija, by zapewnić byt następnym pokoleniom. W
tym ujęciu jednak pozostanie on ślepym instynktem, który nie podlega
ocenie moralnej, bowiem winna jest pierwotna zasada świata. W tym
momencie otwiera się pole metafizyki, pytanie o samą zasadę, o twórcę
tego porządku. Jest to perspektywa otwarta na wiele odpowiedzi, także
tych religijnych, także o sens chrześcijaństwa i rolę religii w
dziejach; jak to możliwe, by przesłanie miłości zostało zaprzęgnięte do
walki z drugim człowiekiem?
„Wieczny Grunwald” to książka, która mnie przerasta. Wywołuje u mnie
bunt i niezgodę, a zarazem rodzi przekonanie, że jest to książka bardzo
prawdziwa. Być zbrodniarzem czy bohaterem to jedno. Błąd Raskolnikowa
jest błędem ludzkiego umysłu, ale jednocześnie jest odwiecznym błędem
człowieczeństwa, który tworzy ten świat. „Wieczny Grunwald” to mroczny
trans, upojenie przemocą i władzą, zejście do najmroczniejszych czeluści
zawieszonego w historii człowieka. Chciałbym zapytać: Co wziąłeś,
Szczepan? Nie chcę tego za żadne skarby! „Wieczny Grunwald” jest jedną z
najważniejszych powieści o historii, jakie znam. „Wieczny Grunwald” nie
da nam odpowiedzi, ale da nam prawdę. Co z nią zrobimy, zależy
wyłącznie od nas samych. To dzieło otwarte.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz