Kłaniam
się uNIŻenie
Kelner
– prozaiczna profesja. Współczesny służący. Wynieś, przynieś,
pozamiataj. Ale jest w tym jakaś magia. To nie taki rzadki motyw w
literaturze i filmie. „Obsługiwałem angielskiego króla”,
„Zaklęte rewiry”, a współcześnie chociażby „Atak paniki”.
Kelner to cień, ale czasem wypływa na pierwszy plan.
Kelner-zabójca, albo Afera taśmowa. Temat, widać, nie nowy, cóż
zatem może przynieść książka Macieja Topolskiego zatytułowana
„Niż”?
Przynosi
zestaw zgrabnych apostrof, które stanowią anty-ody do
poszczególnych elementów, składających się na życie kelnera -
„do pracy”, „do usług”, „do dupy”. Topolski w swojej
prozie poetycko demitologizuje profesję kelnera. Wspólczesny,
polski kelner u Topolskiego to najniższy szczebel w gastronomicznej
branży, z którym nikt się nie liczy. Może być, może nie być. I
brak tu jakiejkolwiek misji – jak u Hrabala, czy w roli Marka
Konrada. To raczej kelner z „Ataku paniki” - wykorzystany i
wykorzystujący, odwzorowanie kelnera od Sowy, podsłuchujacego
polityków, lub przynajmniej o takiej roli marzący.
Ale
to tylko marzenia kelnera. W książce Topolskiego są one obecne
jako miraże zemsty na bezdusznym systemie, wykręcającym człowieka
jak szmatę. W większości tekst „Niżu” ukazuje bezsensowne
tyranie za miskę ryżu, by pojechać klasykiem. Cały sukces oparty jest tutaj na autosarkazmie, który czyni jego żale lekkimi i nie
pozbawionymi czarnego humoru. Taki śmiech przez łzy jest nam dziś
potrzebny.
I
czytam ostatnie książki Ha!artu właśnie w ten sposób – jako
antidotum na toksynę w pułapce na myszy, w której wszyscy dziś
siedzimy. „Niż”, obok „Zaczarowanego ubera” i „Ludzi z
wolnego wybiegu”, wpisuje się w ten odtrutkowy trend doskonale.
Zatem – klaniam się uNIŻenie, jak typowy polski, wcurwiony kelner.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz