Dom (zly)

Dom (zly)

niedziela, 17 października 2021

Recenzja książki Mariana Pilota "Dzikie mieso" wyd. Ha!art

 


Muzyka z języka


Gdy Marian Pilot otrzymał nagrodę Nike za swój „Pióropusz” pisałem tak: Nie możemy podejść do tej książki jak do klasycznej narracji, bo ominie nas to najważniejsze. Spróbujmy potraktować „Pióropusz” jak poemat prozą, wsłuchajmy się w dźwięki, w szum potocznej mowy, dajmy uwieść się melodii i odkrywajmy ojczyznę zaklętą w języku – dopiero z tej tkaniny, na którą spojrzymy z dystansu, zaczną wylegać magiczne obrazy utkane z przędzy słowa. Dla mnie uhonorowanie „Pióropusza” nagrodą „Nike” jest wielką radością, bo to nie tylko docenienie książki, ale także wybór określonego sposobu myślenia o literaturze – rozumienie literatury jako pamięci języka”.

Dzikie mieso” – ostatnia, wydana przez Ha!art, książka tego autora idzie w stronę języka jeszcze mocniej i bezwzględniej. Bo czy można tu mówić o narracji albo o prozie, gdy zdania przypominają wersy? Czy te krótkie teksty to opowiadania czy wiersze? Odbieram tę książkę jako stojącą na przecięciu rodzajów i gatunków literackich – „Dzikie mieso” jest rozpostarte na stykach liryki, epiki i dramatu, by wyjść poza gatunkową rutynę i zadać odbiorcy pytanie. Co było pierwsze – język czy literatura?

Wiele razy dawałem tu wyraz swego uwielbienia dla krakowskiego wydawnictwa jako tego, które wymogom ekonomicznym i standardom narzuconym się nie kłania. Mimo że „Dzikie mieso” zaliczone jest do serii prozatorskiej, to zarazem forma prozatorska jest tutaj rozwalona od środka przez samego autora. Poszczególne teksty, te quazi opowiadania, to pogrupowane w tematy fragmenty żywych wypowiedzi. „Dzikie mieso” to żywa mowa potoczna, żywy ludowy język w jego przeróżnych odmianach. „Dzikie mieso” to dzikie mięso, które narasta na gładkiej skórze mowy, tworząc wulgarne wybrzuszenie – język, który ukazuje swą tkankę, ścięgna i włókna rozmaitych rodzajów polskiej mowy; „dzikie mieso”, na okładce urastające w dziką „wieżę Babel”, która swym powrotem do rudymentów mowy polskiej próbuje zrozumieć boskie Logos.

W pierwszym odruchu pomyślałem, że to szkoda, że nie ma tu dzieła w dziele, że tekstowi Pilota nie towarzyszy rozprawa językoznawcza, która przybliżyłaby czytelnikowi rodzaje gwar i języków, całe bogactwo tej „prozy” a raczej poezji z prozy wydobytej. To byłoby jednak rozproszenie, które swymi odesłaniami do przypisu i tekstem pobocznym zburzyłoby meliczny charakter tego utworu. Poetyckość „Dzikiego miesa” wyrasta z muzyczności języka, z tych pierwocin kultury ludowej, która stwarzała pierwsze klechdy, baśnie i eposy ludzkości.

W moim głębokim przekonaniu „Dzikie mieso” to partytura, domagająca się wyrazu dźwiękowego. Na tym fortepianie wszyscy grać potrafimy, bo, lepiej czy gorzej, znamy mowę ojczystą, więc czytajmy tę „prozę”, bądź tę poezję z prozy wywiedzioną, na głos – stwórzmy własnego „audiobooka”. Niechaj te słowa wybrzmią, niech wzburzą spokojną przestrzeń powietrza falami mowy ludowej, abyśmy mogli usłyszeć jak brzmi ta ludowa muzyka z języka.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz