Dom (zly)

Dom (zly)

sobota, 24 sierpnia 2024

Tęczowa książeczka pro-life. Wrażenia po książce „ Książeczka macierzyńska” Katji Gorečan

 

     
okłądka Wydawnictwo Ha!art

Tęczowa książeczka pro-life


Kiedy nad naszymi głowami przetaczają się jak gradowe chmury dyskuje nad ochroną życia poczętego i tabletek wczesnoporonnych, przychodzi do nas ta skromna książeczka – „ Książeczka macierzyńska” Katji Gorečan, urodzonej w Słowenii poetki i pisarki. Opisuje ona w formie specyficznego pamiętnika intymną sytuację kobiety, która poroniła w pierwszym trymestrze ciąży. Specyfika tej książki polega na tym, że autorem tego pamiętnika, jego narratorem i podmiotem lirycznym, jest utracony syn bohaterki, któremu nadała ona imię Tobiasz.


Personifikacja zygoty – powinni powiedzieć w tym momencie oburzeni zwolennicy aborcji. Profanacja świętości życia – powinni powiedzieć teraz aktywiści pro-life, wystawiający swe „aborcyjne” banery w centrach miast, które powiewają jak sztandary krucjaty w dniu rzezi niewiniątek. Dwa obozy, dwie parady, dwie demonstracje, skazujące siebie nawzajem na stos i potępienie.


To wszystko jest poza „Książeczką macierzyńską”. Tutaj nie ma argumentów za i przeciw. Wojna, która tutaj się toczy, toczy się w głowie osamotnionej i opuszczonej, przez świat, ale przede wszystkim przez swoje dziecko, kobiety. Człowiek, który się nie narodził, powstał w głowie mamy. To z perspektywy jego nieobecności przyglądamy się nieobecności w świecie bohaterki – tylko on potrafi zejść pod powłokę sformułowań „weź się w garść”, „jutro też jest dzień”. „Książeczka macierzyńska” jest pamiętnikiem podwójnej utraty – utraty dziecka i utraty siebie; pamiętnikiem bardzo intymnym, pamiętnikiem okradzionej duszy. Macierzyństwo jest tutaj stanem poszukiwania zerwanej więzi, tworzeniem przestrzeni metafizyki ponad brutalnym, "nienaturalnym" prawem natury. Tyle że to prywatna metafizyka, w której nie ma dogmatów, hierarchii i tłumu wyznawców. Jakże blado wypadają wobec tej prywatnej „książeczki żałobnego nabożeństwa” wszelkie deklaracje „adopcji życia poczętego”, które są wyrazem wojny światopoglądowej, nie zaś jak u Katji Gorečan, jej osobistej, intymnej apokalipsy.


Ale jak ten wewnętrzny świat opisać? Wydawnictwo Ha!art bardzo często staje na skrzyżowaniu liryki i epiki. W tym wypadku możemy dodać także „dramatu”, gdyż Książeczka macierzyńska” jest praktycznie gotowym monodramem. Ten monodram jest pisany prozą, który staje się wierszem. Zdania zmienione na wersy nabierają mocy, ekspresji podmiotu, odchodzą od obiektywności na rzecz subiektywizmu. Przełamanie konwencji literackich staje się tutaj przełamaniem granic między tym, co realne, a tym co duchowe. „Książeczka macierzyńska” staje się także traktatem na rzecz odrzucenia poetyk normatywnych, gdy jest to konieczne lub gdy tego pragnie autor\autorka/osoba autorska. Za trud tłumaczenia tej wielopoziomowej komplikacji należą się podziękowania Miłoszowi Biedrzyckiemu.


Książeczka macierzyńska” jest dla mnie tęczowym traktatem pro-life, bo jej siła, zarówno pod względem literackim jak i pod względem wymowy, jest siłą paradoksu - paradoksu istnienia.

niedziela, 18 sierpnia 2024

O filmie Love Lies Bleeding

 Tarantino Kobiet


Love Lies Bleeding reż. Rose Glass


Tarantino kobiet – powiedziałbym o tym filmie. Mrocznym filmie, brutalnym filmie, filmie pełnym zabijania i śmierci. Filmie zatopionym w klimacie lat 80-tych, erze VHS. Z muzyką z lat 80-tych, gdzie na pierwsze miejsce wysuwa się słynny „Smalltown Boy” zespołu Bronsky Beat – piosenka o uciekaniu, gdy nie ma dokąd uciec. Oczywiście wybrzmiewa tu silnie temat osób LGBT. To „one” stają się w LLB tarantinowskimi wojowniczkami, które gotowe są zabić, by nie żyć w pułapce na myszy.


Myszy to Lou i Jackie, pałające do siebie namiętnością dziewczyny, które spotkały się na pustynnym zadupiu – świetne role Kirsten Stewart i Katy O’Brain. Pan myszy to tata Lou, właściciel kompleksu ze strzelnicą i siłownią, które są przykrywką dla handlu bronią – w tej roli demoniczny Ed Harris. Nad tym piekielnym trójkątem unoszą się piekielne tajemnice, które mają dla siebie i dla nas bohaterowie.


Scenarzystki, Rose Glass, reżyserka znanego szerokiej publiczności horroru „Maud” i Weronika Tofilska, twórczyni „Mrocznych materii” i „Reniferka”, pełnymi garściami czerpią z bogactwa popkulturowych klisz – „Prawdziwy romans”, „Natural Born Killers” czy „Atak kobiety olbrzyma” to nie jedyne inspiracje, przychodzące do głowy po seansie „Love Lies Bleeding”. Ale takim istotnym punktem odniesienia był dla mnie słynny dokument „Iron Pumping” z 1977, w który debiutował i dał się poznać szerokiej publiczności także jako uzdolniony aktor Mister Universum, Arnold Schwarzenegger. Była też kobieca kontynuacja tego filmu w 1985 roku - „Pumping Iron II. The Women”.


„Love Lies Bleeding” w tym kontekście to film o przekraczaniu ograniczeń własnego ciała i własnego świata, o marzeniu, aby wyjść poza to, kim się jest, gdy się swój świat tak mocno nienawidzi, jak robią to bohaterki filmu. To marzenie jest filmem, to marzenie jest kinem. Właśnie dlatego uważam, że „Love Lies Bleeding”, ten śmiertelnie mroczny i brutalny film, mruga do nas cały czas okiem, tak samo jak w przepojonych brutalnością filmach czyni to Quentin Tarantino. Właśnie dlatego – „Tarantino Kobiet”.