Dom (zly)

Dom (zly)

niedziela, 1 grudnia 2024

MINGHUN reż. Jan P. Matuszyński

 

Paradygmat romantyczny w wymiarze multi-kulti

Gdy Maria Janion rozprawiała się w swoim słynnym eseju „Zmierzch paradygmatu” z polskim romantyzmem jako perspektywą narodowego cierpienia, walki i ofiary, nie mówiła o uniwersalnym wymiarze tej epoki, który płynie do nas choćby z fascynacji muzyką Chopina.

Romantyzm odżywa u Jana P. Matuszewskiego w filmie „Minghun” na wszelkie możliwe sposoby oprócz właśnie tego patriotycznego. Mamy tu człowieka w obliczu tajemnicy śmierci, mamy tu życie dusz kochanków – wszak tytułowy minghun to obrzęd zaślubin po śmierci, mamy fascynację orientem i obrzędami ludowymi. Nie mamy tylko tego wymiaru patriotycznego, który w obliczu uniwersalnej wymowy filmu na wiele się tutaj nie przyda.

Ten romantyczny wymiar podkreślany jest malarskimi kadrami, które dla mnie przywoływały obrazy Caspara Davida Friedricha z „Wędrowcem nad morzem mgły” na czele. To jak Marcin Dorociński w kilku scenach spogląda na bezkres wody jest kontemplowaniem bezmiaru czasu i wszechświata. Gdy śledziłem na ekranie losy Jerzego, to jak przeżywa stratę najbliższej osoby, to jak mierzy się z absurdalnym wymiarem świata i próbuje nadać mu sens, przypominało mi wczesne dzieła Mickiewicza – jego ballady i „Dziady” wileńsko-kowieńskie, czyli te utwory, gdzie jeszcze nie narodził się Konrad cierpiący za naród i ojczyznę.

Celowo nie piszę wiele na temat treści filmu, bo „Minghun” powinien pozostać dla widza tajemnicą, tak jak tajemnicą dla Jerzego pozostaje los ukochanych przez niego osób. Dziś romantyzm ze swoją magią i tajemniczością może wydawać się trywialny, bo przecież izolujemy się skutecznie od tych ostatecznych kwestii, uważając prawdopodobnie, że one nas nie dotyczą.

Ilekroć słyszę o tragicznych wypadkach, myślę o tej pustej przestrzeni, która tak pięknie jest pokazana w filmie Matuszyńskiego – przestrzeni „kota w pustym mieszkaniu” z wiersza Szymborskiej. Myślę, że reżyser zderzył nas z tym, co ostateczne, w najlepszy możliwy sposób – poprzez wyjście poza kulturowy, narzucony nam schemat. Myślę też, że na ten film trzeba się otworzyć, tak jak Jerzy musi otworzyć się na to, czego nie rozumie. Bez tego „Minghun” pozostanie dla widza milczeniem.


Mam nadzieję, że moje romantyczne konteksty wniosą coś do lepszego zrozumienia filmu. Moja ocena 8/10