W ciemnościach
Mam na własne potrzeby stworzony nurt dla takich filmów jak „Dziewczyna z igłą” – to „magic trip”, oniryczna podróż, która niekoniecznie jest horrorem, niekoniecznie wykorzystuje elementy fantastyki dla ukazania grozy świata – tego świata, który nas otacza, ale także tego wewnętrznego świata, który tworzymy z naszych traum i lęków. Wszystko jak zwykle zaczęło się od literatury – od Franza Kafki i Brunona Schulza, mniej więcej w tym samym czasie w plastyce niepokoi nurt surrealizmu. Film dał możliwość stworzenia nieograniczonych wizji, które mogły stwarzać na ekranie nasze wewnętrzne światy – Bunuel z Dalim tworzą swego „Psa andaluzyjskiego”, Ted Browning „Dziwolągi” a w Niemczech rodzi się ekspresjonizm filmowy, opisujący zjawisko rodzącego się w umysłach szaleńców faszyzmu. Mamy zatem czas po zakończonej I wojnie światowej, czas obudzonych demonów zbiorowej podświadomości, które już nie umilkną.
"Dziewczyna z igłą" reż. Magnusa von Horna, reżysera, który jest Szwedem, ale od lat związany z polską kinematografią, to bardzo mocny akcent w nurcie „magic trip”. Ten film to mroczne malarstwo, utrzymany w kafkowskim tonie wizyjny poemat, gdzie trudna społecznie fabuła, dotycząca niechcianego macierzyństwa, schodzi na drugi plan wobec czarno-białych kadrów. Rzadko można zobaczyć film tak malarski, przywodzący na myśl wczesne, czarno-białe filmy Lyncha ale także twórczość Piotra Dumały i braci Quay, filmowy ból i trwogę Belli Tarra, malarstwo Beksińskiego, gdyby pozbawić je fantastyki a zostawić sam mroczny romantyzm – mógłbym długo wymieniać tych, którzy w kinie i sztuce mierzyli się z ciemnością.
Klimat dolnośląskich kamienic, Bystrzycy, Kłodzka i Wrocławia, staje się tutaj kafkowskim labiryntem. Wnętrza mieszkań wyglądają jak piekielne klatki dla ludzi. Rzeczywistość czasów I wojny światowej staje się w tym ujęciu prawdą horroru. Ten film jest mistyczną niszą, z którą trudno będzie się widzowi spotkać, bo iskierka nadziei jest tu bardzo wątła. Ale jest. Na tym polega fenomen tego filmu, że społeczny wymiar staje się mroczną, malarską wizją. Nieprzypadkowo u von Horna odżywa dziś pełna ciemności historia o bezduszności świata.
Ten film nie miałby swojej mocy bez autora zdjęć Michała Dymka, autor tych koszmarowych wizji, to także operator filmu "Prawdziwy ból". Cieszy zaufanie do polskich operatorów, bo przecież Jonathan Glazer zatrudnił w "Strefie interesów" Łukasza Żala. Oba te filmy opowiadają bardziej obrazem niż słowami. Natomiast nie uważam tego filmu za polski. O przynależności narodowej decyduje w sztuce język, a tutaj mamy język duński.
Tak, duch Carla Theodore'a Dreyera także mocno przenika ten film. 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz