Dom (zly)

Dom (zly)

sobota, 8 stycznia 2022

Książki 2022

38. Narodowy Spis Zespołów Ha!art 30.12.2022



 Moje ulubione nazwy z Narodowego Spisu Zespołów z uzasadnieniem (ocenzurowano w zgodzie z zasadami netykiety i kancelowania mowy nienawiści – mam nadzieję)


ŻNIWA SIĘ SKOŃCZYŁY SPADŁ DESZCZ I SŁOMA POSZŁA SIĘ JEBAĆ – za życiową mądrość

UŚCISK DŁONI PREZESA – za uniwersalną wymowę

UŚMIECH KOMBINEREK – coś dla majsterkowiczów i fanów Adama Słodowego

SUPERPAŁKA I NAJEŹDŻCY Z KOSMOSU – z miłości do Jacka Pałuchy, jego malarstwa i FNS oraz Częstochowy

ROZBITE JAJA NA SZYBACH PARLAMENTU – wierząc w siłę protestu

MAGISTER Z WYCIĘTĄ PRZYSADKĄ MÓZGOWĄ – ze wstrętu do wszelkich tytułów, etykietek, półek

LATAJĄCY TABORET CZCIGODNEGO SZKIELETORA – bo wiem, kim był Szkieletor

KUFAJKA RENCISTY – słowa przeciw wykluczeniu

KULTURA OBSZCZYMURA – moja kultura

GALOPUJĄCE SANDAŁY – mieszkam w światowym centrum pielgrzymkowym

FURA GNOJU – za życiową prawdę

CIUCIO MORALES – z szacunku do spaghetti westernów i filmów Segia Leone

DELAYED EJACULATION – wiadomo

DZIADY ŻOLIBORSKIE – za aktualność polityczną

BURDEL PANA KLEKSA – czyli wszystko, co w życiu najlepsze

DENAZYFIKACJA – oby ta prawdziwa szybko nastąpiła

ŁOGDAN BAZUKA – czyli co naprawdę wydarzyło się w kwaterze komendanta

KOMBAJN DO ZBIERANIA KUR PO WIOSKACH – bo nie ma go w spisie

37. 

Kathy Acker "Krew i flaki w szkole średniej"  27.12.2012



Pełna bólu, krwi i flaków książka Kathy Acker przybywa dziś do nas z lat 70. Brutalna, postfeministyczna i prepunkowa proza jest de facto opowieścią o umieraniu dziewczynki-dziewczyny-kobiety, która pragnęła wolności i płaci za to najwyższą cenę. Dziś bardzo nieaktualna. Dziś w świecie skrzywdzonych kobiet nie ma miejsca na krew i flaki. I nie ma miejsca na wolność. Można tylko łkać u psychiatry o swojej krzywdzie, włóczyć po sądach, skarżyć w SM i nazywać to walką.



36. Peter Markus "Bob albo mężczyzna na łodzi".





Ha!art. Nieznana u nas proza Petera Markusa jest jak baśń, jest jak baśniowy poemat pisany prostymi zdaniami, wypełniony rytmem i refrenami. "Bob..." jest jak starodawna opowieść. Jakby ktoś opisywał obraz, jakby ktoś wyobrażał sobie, co dzieje się poza płótnem. Jakby bohater tego obrazu w pewnym momencie znikał. Opowieść z rzeki, opowieść o rybie, opowieść wypełniona milczeniem, które jest rozmową.

35.  "Berdyczów" Mata Kozłowska  17.12.2022





Barszcz radziecki


Marta Kozłowska w swoim metafizycznym kryminale „Berdyczów” podejmuje grę z tradycją rosyjskiej powieści. Pod pozorem kryminalnej zagadki – afrykański pomór krów w ukraińskim Berdyczowie – opisuje dziwności na wschód od naszego edenu.

Coś mi to przypomina, mianowicie persyflaż z tradycji rosyjskiej prozy, z którym zetknąłem się przy okazji lektury „Ruskiej klasyki” Daniela Majlinga. Obydwie książki łączy wydawnictwo Ha!art. Ruska klasyka jest dziś na topie - przynajmniej gdy widzimy ofertę krakowskiego wydawnictwa, gdzie możemy znaleźć dużo ciekawych, ale też dużo śmiesznych książek.

W Ha!arcie najczęściej ten śmiech bywa przez łzy i tak jest w przypadku „Berdyczowa” Marty Kozłowskiej. Karol Pytanko, specjalista do spraw weterynarii, przyjeżdża do Berdyczowa, by odkryć przyczynę pomoru trzody chlewnej. Na miejscu odkrywa, że dzieją się tam dziwne rzeczy – jak za przyczyną czarodziejskiej różdżki znikają ludzie a nawet przedmioty. Karol Pytanko staje twarzą twarz wobec metafizycznych zagadek godnych „Mistrza i Małgorzaty” i Archiwum X.

W posttotalitarnej aurze wszystko jest możliwe. Diabelskie harce odżywają i wiodą nas w tym groteskowym korowodzie poprzez życie tak nieprawdziwe, że nie wiadomo, czy Śmierć w ogóle istnieje. Ale włącza mi się małe pytanko (sic!) - czy to wszystko się u Marty Kozłowskiej zgadza? Czy udało się jej mnie zaczarować a nie rozczarować? I to pytanko jest w kontekście „Berdyczowa” niebezpieczne. Bo nie byłoby tego „pytanka”, gdyby wszystko mi się tutaj zgadzało, choć nie potrafię wskazać, jakiego elementu mi tutaj brakuje, żeby móc „pisać na Berdyczów” bez nadziei na odpowiedź.

Lubię ha!artowe groteski i ryzykowne konwencje, jestem cały „za” i jestem także „za” „Berdyczowem”. To była jednak wysoko postawiona poprzeczka – z ludowości Gogola i „urban legends” Bułhakowa.  Czy udało się ją pokonać? Każdy czytelnik musi sam poszukać odpowiedzi, ja mam poczucie, że trochę zabrakło.


34. "Pulverkopf" Edward Pasewicz 2.12.2022



Jeśli chcesz wiedzieć, co to książka nie przeznaczona pod strzechy, nie przeznaczona dla idiotów, to

na pewno nie są to powieści Olgi Tokarczuk. Taką książką jest "Pulverkopf". Boziu, jak mnie to

umęczyło, znudziło, rozczarowało. Ale też pozostaję pełen podziwu dla wybitności powieści i

Edwarda Pasewicza - poety, pisarza, który mnie zgiął, przybił do ziemi swoim tomiskiem. Ledwo zipię

. Co za nuda. Cięzka, listopadowa lektura.


33. Gaba Krzyżanowska "Jedna czwarta wróbla"  1.11.2022

                                                                     okładka HA!ART

Analiza ciąży


Książka Gaby Krzyżanowskiej, „Jedna czwarta wróbla”, to dziennik ciąży - intymny zapis tych dziewięciu miesięcy, zapis niemal fizjologiczny, jednak to, co najważniejsze dla tej książki dzieje się w sferze myśli. W efekcie dostajemy ciążowy „overthinking”, który wciąga czytelnika w głowę bohaterki i autorki.

Przepływamy z dnia na dzień, z płynami ustrojowymi, pokarmami, nastrojami. Czujemy się jak embrion orbitujący w tym świecie między mózgiem autorki-bohaterki a płodem, bezradni wobec natury i biologii. I to jest bardzo intymne wejście praktycznie w ciało przyszłej matki. Doświadczenie może niezbyt przyjemne, ale interesujące – jakby przeniknąć przez czyjąś skórę.

Empatio – pozwól żyć. Tak mi się pomyślało, że bez pancerza obojętności ciężko byłoby dotrwać do rana. I tak mi się pomyślało, że ta wirująca pralka myśli, mogłaby nabrać takiego impetu, jak nuklearny figdet spinner i wynieść przyszłą matkę na orbitę okołoziemską albo jeszcze dalej, a my czytelnicy moglibyśmy tylko zawołać – Halo! Gaba, tu ziemia!

Uważam, że można pisać o wszystkim, że opisywanie sytuacji skrajnych, oswajanie tabu ma po prostu sens. Ma sens tym bardziej, jeśli to „przepisanie” wrażeń i emocji pozwoliło przetrwać, pozwoliło zwolnić wirującym myślom.  


32. Daniel Majling "Ruska klasyka" 7.11.22


Co nam pozostało z tych wielkich idei? Z tych dialogów pełnych dramatu? Co pozostało z Dostojewskiego, Czechowa, Turgieniewa? Kupa śmiechu! Jak u Gogola. Ze słowackiego przepisała Weronika Gogola.

31. 

Mai Staśko "Hejt polski" - wyd. Ha!art 7.10.2022

 

                                                               okładka https://www.sklep.ha.art.pl/

Królowa hejtu


Piszę o książce Mai Staśko „Hejt polski”. Książka Mai Staśko składa się z hejtu, hejtu wypreparowanego z jej internetowych aktywności – komentarzy pisanych pod jej postami. Książka Mai Staśko to szambo, które wybiło i które zalewa nasze oczy i mózgi. „Hejt polski” to ważna książka, bo jest żywym zapisem tego, czym żyje Maja Staśko i czym żyjemy my – my, użytkownicy internetu, my, użytkownicy nowych mediów.

Starożytni dobrze wiedzieli, że portret jest dialektycznie złożony z wymierzonych przeciw niemu paszkwilów i z jego sławy. My w XX wiekuzmierzamy do tego, aby u siebie widzieć tylko powód do sławy, a u innych tylko do hańby” – pisał w XX wieku Bohumil Hrabal. Na dowód tego we wstępie do swojej książki „Aferzyści” zamieścił fragmenty listów, które otrzymywał od czytelników. Były to głównie, mówiąc dzisiejszym językiem pop-kultury, „hejty”. Hrabal, wracając do korzeni, wyprzedzał swój czas.

W XXI wieku hejt jest towarem. Co łączy Maję Staśko, Marcina Najmana i Jarosława Jakimowicza? To na nich „internety” wylewają hektolitry hejterskich odchodów. Wszyscy oni nie są wybitnymi przedstawicielami swoich dziedzin – Maja nie jest wybitną pisarką (podobnie jak Jaś Kapela), Najman nie jest wybitnym bokserem, Jakimowicz-dziennikarzem. Ale wszystkie te osoby mają silną konstrukcję psychiczną i nie przejmują się „co ludzie powiedzą”. Ktoś powie, że Maja Staśko walczy o słuszną sprawę. Podobnie uważa Najman, broniąc Jasnej Góry, Jakimowicz, wyrzucając tęczowe flagi do kosza na śmieci– każda z tych osób przekonana jest o własnej racji i może za nią oddać życie. Hejt jest dla nich wszystkich tylko dowodem, że ich racja jest ichnia!

Niedawno Ha!art wydał książkę „To nie jest Polska” – także w serii konceptualnej. Książka jest audiodeskrypcyjnym scenariuszem ważnych dla Polski wydarzeń. Książką tą rządzą skrajne emocje, ale audiodeskrypcyjny opis pozbawia je elementu wartościowania. Tęczowe i feministyczne marsze zrównują się z marszami narodowców. Zostają emocje, zostaje kultura hejtu, w jakiej żyjemy. Te same wpisy, co u Mai Staśko, znajdziemy u Najmana czy Jakimowicza. Bohaterowie internetów nie odkryli Ameryki, że aby wzrastać, potrzeba nawozu. Wspólnym mianownikiem dla ich działań jest subkultura MMA, gdzie hejt połączony jest z bezpośrednią, fizyczną agresją. Maja Staśko wystąpiła na takiej gali, czym, w moim przekonaniu, przypieczętowała swoje autentyczne motywacje.

Lepiej żeby cię nienawidzili, niż gdyby cię nie było – tak brzmi motto współczesnych czasów. „Hejt polski” będzie kolejną trampoliną dla internetowej sławy. Ale, pamiętajmy, ta zabawa jest tylko dla silnych osobowości. Hejt polski ma dziś twarz Mai Staśko.


30. Lawrence Durell "Balthazar" 12.09.2022






29. WG SEBALD "Wojna powietrzna i lteratura"

Rozliczenia niemiecko-niemieckie jako temat literacki.

 Niemiecka literatura - literatura, która milczy.


28. Eustachy Rylski "Wyspa"


Oniryczne, magiczne opowiadania wyłaniające się z morskiej

 toni. Szczególnie "Dziewczynka z hotelu Excelsior" mnie

 urzekła swą wyjątkową, językową urodą. I powrotem do PRLu.


27Raymond Carver "Na skróty" 8/10 23.08


Zwykły, powszedni koniec świata, opisany w prostych słowach.


26. Jacenty Dędek, Katarzyna Dędek "portretprowincji.pl"  10/10


portretprowincji.pl -refleksja






                                      fotografia z albumu portretprowincji.pl autor Jacenty Dędek


 Czarno-biała fototapeta


Ta Polska B była wcześniej obśmiana jako rakowa przestrzeń po transformacji. Filmy „Arizona” i „Czekając na sobotę” dobijały tę egzystencjalną prostrację politowaniem lub szyderą. Polska prowincja to był krajobraz po demontażu – PGR-ów, przemysłu, kultury. Nikt nie potrafił dostrzec tego ulotnego piękna, skazanego na pożarcie przez „nowy wspaniały świat”. Ale z czasem pojawiło się poczucie straty. W tym miejscu pojawiły się książki Magadaleny Okraski „Ziemia jałowa” i „Nie ma i nie będzie” czy Piotra Mareckiego „Polska przydrożna”. W tym miejscu – trzydzieści lat po rozpadzie, w roku 2020 – pojawił się album Jacentego Dędka z tekstami Katarzyny Dędek „portretprowincji.pl”.

A ja dodam, że to niechciane piękno znałem od dawna – z książek Bohumila Hrabala, z obrazów Jerzego Dudy-Gracza. To są te „miasteczka, w których zatrzymał się czas” z ich niesamowitymi, zwykłymi-niezwykłymi bohaterami. W pędzie za „nowym wspaniałym światem” nie mamy czasu przeżywać piękna. Dziś wszystko przypomina fototapetę, obrazek bez głębi, bez ostrości marzeń i tęsknot, który wyrażał ten wszechobecny i wstydliwy prlowski kicz – kicz z Madonną, kicz z papieżem, kicz z morzem i plażą. Urzeczywistnienie marzeń o dostatku odebrało nam prawdziwe marzenia o spokoju i beztrosce. Na to miejsce przyszło zagrożenie, że wypadniemy poza margines. A wypadniemy, gdy nie zdążymy za tym światem. Dziki pęd bez szczęścia i pocztówki z egzotycznych wakacji w realnym kiczu naszego życia na fejsbuku lub instagramie zastąpiły nam prawdziwą radość i piękno.

Takie jest piękno polskiej prowincji w książce Katarzyny i Jacentego. „portretprowincji.pl” to czarno-biała fototapeta z prawdziwego życia, z prawdziwych marzeń, wspomnień i emocji. "Ich portret” to także zapis dzielności ludzi, którzy może nie wyglądają jak superbohaterowie z instagrama, ale którzy się nie poddali.

I muszę dodać jeszcze jedno – temat żydowski powraca tutaj nieustannie. Momentami odbierałem teksty Katarzyny jako dyskusję z „Shoah” Claude’a Lanzmana, szczególnie tekst „Miasto balkonów”. Dawno nie czytałem tak przejmującego tekstu na temat rozliczeń polsko-żydowskich. Ten tekst aż prosi się o ciąg dalszy – ciąg dalszy, który poszedłby pod prąd obowiązujących, upolitycznionych narracji.  

 


25. "Podziemia" Don DeLillo 16.08 9/10

W "Podziemiach", tej arcypowieści z motywem przewodnim piłki bejsbolowej, powieści arcyamerykańskiej, powieści o powojennej Ameryce XX-go wieku, wszystko - bogaci i biedni, luksusy i śmieci, wojna i pokój  - zostaje zrównane w planie śmierci. Sztuka próbuje to wyrazić, tylko nie wiadomo po co. I takie wrażenie pozostaje po tym blisko tysiącu stron syntezy Ameryki przed WTC- poczucie głębi egzytencji i historii oraz straty czasu jednocześnie.

24. "Walden" Henry David Thoreau 21.07 8/10 





Medytacje nad jeziorem Walden. Medytacje w czasie pracy. Medytacje nad przyrodą. Medytacje nad przemijaniem. Medytacje nad samotnością. Medytacje nad szczęściem. Medytacje nad spełnieniem. Życie każdą chwilą.W skupieniu. Bez strachu. Poemat prozą, który jest medytacją. Mimo, że od tamtego czsu minęło prawie 200 lat, wszystko, co tu napisane, pozostaje aktualne, chociaż coraz bardziej pogrążamy się w cywilizacyjnym pędzie. A może dziś bardziej aktualne niż wtedy?  Wszystkie ludzkie aspiracje, poglądy, fascynacje, walki stają się bez znaczenia wobec prawdy natury.


23. "Justyna. Kwartet aleksandryjski" Lawrence Durrell 18.07 


 Niech sczeźnie równość.„Justyna. Kwartet aleksandryjski” Lawrence Durrell

„To lepsze niż wycieczka do Hurghady” Łukasz Suskiewicz

Aleksandria – miasto, gdzie spotkała się Afryka i Grecja. Kolebka kultury europejskiej. Tło opowieści miłosnej Durrella. Świat przedwojenny, wielokulturowy, świat podziałów, klas i ras. Miłość jest w centrum tej scenerii. Jest to tak intensywne pisanie, że wydaje się jeden raz za mało, by rozpoznać tutaj wszystko. „Justyna” to pierwszy tom tego kwartetu, gdzie wszystko przenika się, splata i tłumaczy siebie nawzajem. Ale już po tym pierwszym tomie pozostało mi jedno wrażenie – tego świata już nie ma, tych emocji już nie ma, tych dramatów już nie ma. Dlatego była to dla mnie powieść o stracie. O utracie głębi egzystencji. Arystokratyczny charakter dzieła Durrella nie polega na podziale klasowym. Arystokrata w tym dziele to artysta, myśliciel, psycholog. Ktoś, kto schodzi głęboko. Proces demokratyzacji zasypał wszystkie doły. Także te nierówności, które są nierównościami naszych dusz. W „Kwartecie aleksandryjskim” brzmi tęsknota za głębią – za głęboką miłością, za głęboką zazdrością. Ta zmysłowa opowieść nie jest w dzisiejszym rozumieniu erotyczna. Erotyka „Justyny” to intensywność poznania kobiety, jej ciała i jej duszy, które za każdym razem myli tropy i za każdym razem jest tylko cząstką, namiastką. W tej pogoni, w tym poszukiwaniu zatracamy się wraz z narratorem do samego końca. Na styku kultur. W świecie, który bezpowrotnie przeminął. A my podróżujemy, latamy, biegamy z miejsca na miejsce, by brodzić w płyciźnie – czy w Europie, czy Azji, Afryce, Ameryce. W Grecji i Rzymie. Utraciliśmy swoją tożsamość, więc nie potrafimy kochać. I to jest bardzo smutne. Niech sczeźnie równość.


22. "Podnieść na siebie rękę. Dyskurs o dobrowolnej śmierci" Jean Amery 9.07 8/10


Never give up

Eseistyczna książka na temat samobójstwa to moje pierwsze spotkanie z twórczością Jeana Amery’ego. Trudne spotkanie i ciężkie jak wieko trumny myśli na temat, który jednak mocno dotyczy każdego z nas. Tematy tabu – seks i śmierć. Naturalne ludzkie determinacje i droga do ich przekroczenia. Z seksem - czyli życiem - jakoś tam, lepiej czy gorzej, poszło. Ze śmiercią, czymś najnaturalnieszym pod słońcem i wręcz obowiązkowym, mamy większy problem. Pracuję od ćwierć wieku w szkolnictwie zawodowym i nie pamiętam/nie wiem, żeby kształcono w Polsce w zawodzie grabarza. Wielka szkoda, bo profesja ta wymaga niebywałego kunsztu. Temat śmierci, temat tabu. W wielu przypadkach załatwia to religia. Normy i zakazy religijne w sferze erotyki w dużej mierze determinują nasze zachowania, nawet jeśli się z nimi nie godzimy. Podobnie ze śmiercią. Przy akcie poczęcia i przy akcie zgonu nieodłącznie towarzyszy nam ksiądz, nawet jeśli go tam nie ma. Człowiek musi znać odpowiedź, musi wiedzieć, co mu wolno, czego nie – taka jego natura. Przysłowiowe – jak żyć, panie premierze!

Amery stawia na absurd i niechciany dar wolności. W kontekście samobójczych inklinacji odbija się pierwotna pycha, chęć bycia Panem każdej sytuacji. Amery chce, żeby zwyciężyła wolna wola wobec absurdu egzystencji, wobec braku odpowiedzi, której autor nie znajduje w religii.

Jeden widzę mankament tej transgenicznej literatury, transgresji ku niebytowi, ku nicości. Samotność. Dla mnie ona jest słabym punktem jego wywodów. Dla Amery’ego samotność to prawda, ludzkie relacje to kicz i kłamstwo. Jako rasa próbujemy podporządkować sobie drugiego człowieka, zniewolić go dla siebie. Nazywamy to miłością. Samobójcza śmierć jest dla Amery’ego wyzwoleniem z tej obłudy. Pragnienie dobra dla Amery’ego to kajdany, które może zerwać jedynie akt podniesienia na siebie ręki – wtedy stracicie nade mną swą władzę, grozi autor.

Ale jest to wymowa egotyczna, podkreślająca za każdym razem owo „ja” jako najważniejsze. I to jest dla mnie słaby punkt tych rozważań. Humanistyczne „człowiek w centrum” zmienia się w postmodernistyczne „ja w centrum”. Zostawię zatem to wszystko i wyjadę w zaświaty, których nie ma.

Dla mnie życie to struktura połączeń. Zerwanie jej każdorazowo powoduje zawalenie się porządku. Jeśli jest to śmierć naturalna, to potrafimy tę strukturę odbudować. Akt samobójstwa jest zburzeniem, po którym zostają ruiny. Wtedy trzeba wywieść gruz i zaczynać od zera.

Szacunek dla tych, którzy to potrafią. Nie wzbudza mego szacunku ten, który czyni chaos w imię swoje. Zamiast uczyć się jak żyć i jak umierać, mamy u Amery’ego mądrość wandala, który pragnie pustki, zapominając, że zostawia zgliszcza.


Wielka literatura, która niczego nam nie powie.

21. "Czepiec" Katerina Kucbelova 1.07 6/10


                                                       zdjęcie okładki Wydawnictwo Ha!art


Wszystko było zakryte

„Czepiec” Kataríny Kucbelovej to opowieść o plamach. O plamach na sumieniu narodowym i na sumieniu własnym. Plamach, które trzeba zakryć, tak jak czepiec zakrywa kobiece włosy, by wiadome było każdemu, że kobieta nie jest już stanu wolnego i należy się jej, jako mężatce, szacunek.

Czepiec” to utwór na przecięciu reportażu i powieści. Przenikają się tutaj świat folkloru i wewnętrzna, psychologiczna przestrzeń kobiet, którym towarzyszymy w podróży po słowackiej tradycji Przewodniczką dla Katariny, autorki-narratorki-bohaterki „Czepca”, jest osiemdziesięcioletnia Il’ka. Możemy je nazwać Katerina-niewiasta oraz Il’ka-wiedźma. Pierwsza nieświadoma, ta która odrzuca tożsamość jako zbyteczny balast dla przyszłości. Druga, to ta, która wie, która rozumie, że roślina odcięta od korzeni usycha.

Katerina-niewiasta pragnie uszyć tradycyjny czepiec. Il’ka-wiedźma, ta która wie i potrafi, wprowadza ją w arkana trudnej, mozolnej ludowej sztuki. Uszyć dla siebie czepiec to uszyć dla siebie zniewolenie – zniewolenie mężatki, której społeczność przypisuje określoną rolę, ale także zniewolenie tradycją, całym historycznym ciężarem. Taki paradoks. Czy potrzebny? Czy nie lepiej rzucić to wszystko i stworzyć „nowy, lepszy świat”.Tego właśnie próbuje dowiedzieć się Katerina-niewiasta. 

Sensem staje się tutaj droga, a cel nie ma znaczenia. Cel jest ukryty w mozole, w pracy, w codziennym procesie odbudowywania rzeczywistości. Tak jak w „Micie Syzyfa” Camusa, tyle że na ludowo. Przeszłość jest ciężka, często mroczna, kolorowe, ludowe wzory zakrywają mrok, jednak bez niej nic nie ma. Dla Kateriny-niewiasty ta podróż staje się wiedzą, że nie ma idealnego świata, że ci, którzy wierzą w idealny świat – kłamią, że ci, którzy pragną tej pięknej, czystej rzeczywistości są największymi jej niszczycielami. Największą lekcją Kateriny-niewiasty staje się pokora – pokora dla swych poprzedniczek, zwykłych kobiet z ludu, które, nie będąc idealnymi, miały swoją mądrość i swoją drogę.

Żyjemy w świecie, w którym wszystko jest wywalone na wierzchu. Ekshibicjonistycznie obnażamy naszą codzienność. Kręcimy w social-media serial z nami samymi w roli głównej. Czepiec nakazywał skromność, przyzywał poczucie wstydu – zakrywania tego, co nie powinno ujrzeć światła dziennego. Brodzimy zatem w chwilowości, która zamienia się w sterty odpadków – zamiast wspomnień ciągniemy za sobą śmietnik wykreowanych przeżyć.Życie staje się nieistotne. Katerina-wiedźma. Jeśli wy też chcecie wiedzieć, to sięgnijcie po „Czepiec”.


KsiążkęCzepiec”, autorstwa Kateriny Kucbelovej, wydało Wydawnictwo Ha!art, a przetłumaczyła ją ze słowackiego Katarzyna Dudzic-Grabińska.


20. 23.06 "Wszystko za życie" Jon Krakauer 7/10 


Oczywiście najpierw był film. Książka została wydana dopiero w 2021 roku. O tym, że "można rzucić to wszystko i wyjechać na Alaskę". Bieszczady to przy tym mały pikuś. Alexander Supertrump tak zrobił i był przez chwilę szczęśliwy. Film, dzięki wspaniałym zdjęciom, robi duże wrażenie. Reportaż nie był w stanie oddać piękna dzikiej przyrody.


19. 16.06 "Kobiety, których nie ma" Sylwia Góra 3/10

Trudne tematy. Bardziej praca naukowa z dziedziny socjologii niż reportaż. Tyle że praca naukowa bez rozbudowanej bibliografii, przypisów i badań. Czyli książka popularno-naukowa dla nieświadomych problemu.

18. 1.06 "Hotele" Łukasz Suskiewicz 8/10

"Hotele" Łukasza Suskiewicza wyd. Fundacja Duży Format - refleksja ogólna


                                                      https://fundacjadf.pl



Dzień dobry


Witam się sam ze sobą. Tym, którego nie znam. Tym, który żegna się ze sobą, by wyruszyć w dalszą drogę i zamieszkać w miejscach bez nazwy. Śmierć nie jest odpowiedzią – mówi Łukasz Suskiewicz w tomie opowiadań „Hotele”.

Częstochowski autor dał nam się poznać jako surowy obserwator zwykłego świata. Opowiadania „Mikroelementy” bolą drobnymi dawkami Polski, mini-powieść „Zależności” dobija traumą wychowania w polskiej rodzinie. Rozjeżdżamy się tutaj z pozytywnym mniemaniem na swój temat i takie pisanie zaboli megalomanki/megalomanów, czyli 99 % z nas. Usadowieni w narcystycznych bajaniach na swój temat, podkreślający własną wyjątkowość, snujemy swoją bajkę utkaną z kłamstw, które zwiemy prawdą. Ten trop łączy wyraźnie wcześniejsze książki Suskiewicza z „Hotelami”.

Fikcja literacka jest w „Hotelach” poligonem Prawdy. Żyjemy na progu tragedii, a każde nasze kłamstwo zostanie obnażone – ten egzystencjalizm „Hoteli”, oczekiwanie na „break point”, „sytuację graniczną”, odwołując się do terminologii egzystencjalistów, przesyca wszystkie te teksty. Tak, ale po co?

W moim przekonaniu chodzi tu o ateistyczną etykę. W świecie bez Boga także istnieje Prawda – mówi Suskiewicz. Bohaterowie jego opowiadań stają wobec Prawdy o sobie. Mit to kit. Narcystyczna banieczka pryska. I co wtedy? Egzaltowani, nowocześni, utopieni w rodzinnych wartościach, intelektualnie  bogaci i artystycznie wrażliwi, stają się jak menele, jak brutalne, osiedlowe orki. Do tej pory wciągali proch standardu, upajali się dokładaniem kolejnych cegiełek w sztafecie pokoleń. Teraz stali się jak Walter White, bohater serialu „Breaking Bad”, który z nauczyciela chemii przeradza się w potężnego dilera narkotyków. Nienawidzący siebie, swojego życia i gotowi na wszystko.

Ateistyczna etyka u Suskiewicza to otwarcie się na Prawdę, to świadomość, że jeszcze nie jest za późno. Że w świecie bez Boga także powinno nam zależeć. I że tylko fikcja, że tylko sztuka może nam o tym, w świecie bez Boga, opowiedzieć.

17. 25.05 "Trash Story" Mateusz Górniak 7/10


O książce "Trash Story" Mateusza Górniaka wyd. Ha!art

 

                                                             okładka Bolesław Chromry


zdech

kompiluj mnie w megaszepty zastanych obrazków, ściemniaj na pigule fandomowej iluminacji, strofuj mą starość i robaczywość bez nazw, izmów, przydomków

to moje dzieci z włatców móch, south parków, pokemonów

stary telewizor kupiony za niemca, otake, słaba antena naziemna śnieży, mundial w korei oglądany z czeskich kanałów, zero kablówki, zero interneta

jeszcze wierzyłem, że świat jest dobry, że wszystko się przemieni i nie wierzyłem w biedę, chlejąc po meczu w piątek

nawet nie zauważyłem jak skończyłaś szkołę, potem studia po nic, trash, życie biegnie samo nie wiadomo dokąd, trash trash trash rapy, hiphopy, bloki, zespoły szkół

skąpani w biedzie i słońcu, beztroscy

tak tu jest, kenny, nie ma lekko, ale jesteś zadowolony

zdech ten czas, zdech pies

krew w piach

analiza serca, trzustki, wątroby

węgiel się kończy, gaz się kończy, ropa się kończy

w hiszpanii mega tanie mieszkania, tam jedź, pracę i tak masz zdalną



16. 22.05 "Straszydła na codzień" Karel Michal 8/10


Doskonały czarny humor, ale niekoniecznie w ścisłym sensie, bo to rzeczywistość socrealu straszniejsza niż "paranormal activity". Czeskie klimaty w najlepszym, groteskowym wydaniu. 

15. 6.05 "Zuza albo czas oddalenia" Jerzy Pilch 6/10


Pilch o swych smutnych dziwkach.


14.     16.05  "Pokora" Szczepan Twardoch 6/10  


Twardoch o Śląsku i Ślązakch, ich problemach z tożsamością. Akcja zaczyna się w 1911 i trwa do powstań śląskich w latach dwudziestych. Bohaterem jest syn górnika, Alois Pokora, którego wciągają tryby historii. A ja nie musiałem czytać tłumaczeń ze śląskiej gwary i miałem poczucie monotonii. Jakby mi się przejadło takie pisanie. Jakbym to już czytał kiedyś. Dobra książka, przewidywalna książka.


13. Magdalena Okraska 5.05 " Nie ma i nie będzie" 9/10



Jedna z nas


„Nie ma i nie będzie”, reporterska książka Magdaleny Okraski, wyszła w przedziwnym momencie – po oficjalnie zakończonej pandemii wybuchła wojna w Ukrainie. Czy to najlepszy moment, by rozliczać się z transformacją ustrojową w Polsce? Pokazywać miejsca, gdzie nie wszystko poszło jak trzeba, gdzie kiedyś tętniło życie, były duże zakłady, były duże osiedla a dziś pozostają tam tylko ci, którzy nie mieli dokąd uciec? Czy nie ma większych problemów? Nie ma i nie będzie.

Magdalena Okraska pisze o smutnych miejscach i sfrustrowanych ludziach, którzy nie załapali się na nowe. Krajobrazy Wałbrzycha, Myszkowa, Skarżyska-Kamiennej, Włocławka i Tarnobrzegu są zatopione w postindustrialnej scenerii upadłych zakładów, dookoła których snują się cienie ludzi, którzy nie byli w stanie/nie potrafili znaleźć sobie lepszego miejsca i zostali ze swoimi wspomnieniami. Autorka dociera do nich i z własnych wrażeń, rozmów oraz pejzaży upadłości tworzy swoją opowieść – opowieść pełną melancholii o świecie, który przestał istnieć.

Książka „Nie ma i nie będzie” nie jest diagnozą, nie jest analizą sytuacji, silącą się na obiektywizm. Jej siła tkwi w nostalgii, w ukazaniu ludzkich emocji w scenerii upadłości i wszystko to jest na swój ponury sposób piękne. Czytając te reportaże, nie sposób uwolnić się od wrażenia, że autorka zwyczajnie lubi ten krajobraz i , co oczywiste, tych ludzi. To nie jest tak, że Okraska biegnie ratować, co się da. Tytuł „Nie ma i nie będzie” nie jest tytułem z nadziei – tutaj już się wszystko dokonało.

Nowe ciuchy, nowe gadżety, odpicowane rezydencje, zdjęcia z egzotycznych krain, zapier… maszyny i fitness. Tej kupy śmieci u Magdaleny Okraski nie znajdziecie. Spełniony kapitalizm jest tak kiczowaty, że ucieszone, zadbane twarze dziewczyn z insta i chłopaków spekulujących kryptowalutami są nijakie, giną w masie produkowanej fikcji. To, czym jaraliśmy się w PRL-owskiej podstawówce, okazało się kolejną wydmuszką, co gorsza - szkołą egoizmu.

I to najbardziej uderza w reportażach Okraski – fikcja PRL-u zabrała nam wizję wspólnoty, że można żyć, mieszkać, pracować razem, dzielić radości i smutki. Nie bieda, nie ludzkie niespełnienie i bezradność przyciąga autorkę w te opuszczone miejsca. Przyciąga ją tam nostalgia za wspólnotą, którą zatraciliśmy wraz z kapitalizmem i obraz postindrustialnych ruin jest pamięcią o świecie, gdzie zamiast lansu ludzie musieli się wzajemnie wspierać, by móc przetrwać ponad albo lepiej pod systemem.

I w tych niespełnieniach, rozczarowaniach, utraconych marzeniach zanurzone są reportaże z książki „Nie ma i nie będzie”. Wraz z autorką i jej rozmówcami spacerujemy po tym krajobrazie straty, utraconej szansy, w przekonaniu, że lepiej i tak nie będzie. A Magdalena Okraska w tym świecie jest jedną z nas.



12.  24.04.22

"Lincoln w Bardo" George'a Saundersa - kilka zdań.

                                                      zdjęcie okładki  www.znak.com.pl
 

Życie grobowe


Wszytko, co mamy, po śmierci przestaje być nami. Tak trudno się z tym pogodzić. Właściwie „Lincoln w Bardo” George’a Saundersa jest o niemożliwości pogodzenia się ze śmiercią, o braku zgody na opuszczenie życia, które nadawało ciału kształt. Abraham Lincoln nie może pogodzić się ze śmiercią 12-letniego synka, Willie’go. Nie chce pozostawić syna samego w cmentarnym grobowcu, odwiedza go, bierze jego ciało w ramiona.

Opowiadają nam o tym duchy, zamieszkujące cmentarz. Zjawy te obserwują cierpienie ojca, ale widzą też pośmiertne przemiany duszy Willie’go. Wokół jego śmierci odbywa się mroczny taniec duchów, ukazujący ich jako zbłąkane i uwięzione na cmentarzu wspomnienia o życiu. Przedziwne te zmory żyją wspomnieniami i marzeniami swej minionej egzystencji. To duchy historii i duchy niespełnionych pragnień. Żyją one jako wyobrażenia i pamięć o zmarłych – uwiecznione na kartach opowieści, uwiecznione na kartach historii.

A gdyby je przestać nękać pamięcią i dociekaniami? A gdyby nie tworzyć na nowo tych zjaw w naszej zbiorowej tożsamości? Zostawić je i pozwolić odejść – wbrew potrzebie żyjących, wbrew potrzebie nieśmiertelności?

„Lincoln w Bardo” łączy prozę, poezję i dramat, łączy horror, tren i tragedię, by opowiedzieć o cierpieniu ojca w żałobie. I że to my, ludzie żywi, tworzymy swoje opowieści o śmierci, próbując nadać sens temu, co jest naszym ostatecznym przeznaczeniem. I że tylko życie ma sens.

11. 16.04.22 

"Jak Bóg przykazał" Ammanitiego - kilka zdań.


                                                            zdjęcie okładki www.muza.com.pl


Apokalipsa zdarza się


„Jak Bóg przykazał” Niccolo Ammanitiego jest jak rwący nurt rzeki dla bezbronnego czytelnika w pontonie. Nie sposób się oprzeć ani zatrzymać, zdani na łaskę pędzącej narracji, czytając myślimy o tym mrocznym tygodniu – apokaliptycznym tygodniu dla bohaterów, a siłą tej mrocznej powieści także dla czytelnika.

Rino Zena jest faszystą, Christiano Zena jego nieodrodnym synem, Cztery Sery jest debilem, Danilo Aprea nieudacznikiem po rozwodzie. Planują ukraść bankomat. Tyle na temat zarysu fabuły. Banalnie i z gruntu fałszywie – ten zarys niczego wam nie powie o „Jak Bóg przykazał”. Jest to bowiem książka precyzyjna w swej meandryczności, realistyczna i metafizyczna jednocześnie, łączy gatunkowość i autorską wizję. Niemożliwe? Trzeba zatem sprawdzić samodzielnie.

Horror? Kryminał? Thriller? Powieść o skomplikowanych relacjach ojca samotnie wychowującego swojego syna? Mroczna metafizyczna wizja? Powieść psychologiczna? Brutalna proza społeczna?

Wszystko. Często sarkam, że autor błądzi w gatunkach i konwencjach, nie potrafi odnaleźć pomysłu na powieść. W tym przypadku wszystko jest tak misternie splecione i wyraziste, że można jedynie upajać się pisarstwem Ammanitiego w podziwie i przerażeniu.




10. Piotr Bratkowski "W stanie wolnym" 30.03 5/10

Umęczony po lekturze debiutu Piotra Bratkowskiego z 1983 roku. Szukałem czegoś uniwersalnego i buntowniczego zarazem i nie znalazłem. Życie literackie, życie pisarza doby PRL-u- próby ujęć i dystansów zjawiska. Zbyt formalne? Dla mnie zbyt męczące, bo miało być o życiu a życia tej prozie brakuje najbardziej. Naśmiewał się, naśmiewał, a czytelnikowi do śmiechu daleko.


9. Antonio Lobo Antunes - "Zadupia" 25.03 8/10

Monolog o wojnie. Bliska poezji osobista proza o czasach dyktatury Salazara w Portugalii. Jakoś blisko Pessoi bym tę powieść położył. Intensywnie, mocno, nieraz wręcz behawiorystycznie o wielkim kłamstwie konfliktu w Angoli.


8. "Bowie w Warszawie" Dorota Masłowska 16.03 8.10

                                                        okładka www.wydawnictwoliterackie.pl


Dziewczyno, przecież ty nie pamiętasz prl-u


Jest początek lat 70-tych . Nadchodzi epoka Gierka. Nie znany bliżej nikomu Dawid Bowie wysiada na dworcu – to ostatni przystanek kolei transsyberyjskiej - i spaceruje po Warszawie kilkadziesiąt minut. W księgarni kupuje kilka płyt – m.in. album zespołu „Śląsk”. Tak powstaje znany z ponurości utwór „Warsaw” i legenda o nieformalnej wizycie Bowiego w stolicy prl-owskiej Polski.

No i jest Masłowska, która przepoczwarza tę legendę na swój genialny sposób. Jej utwory zawsze były dramatyczne, a nawet operetkowe, na swój hip-hopowy style. Bo świadomie, czy nieświadomie, ale te konwencje przeszyte są groteską i folklorem. Z reguły jest to folklor miejski, przeniknięty duchem „urban legends” – tutaj reprezentuje te legendy dusiciel kobiet. Brzmi to wszystko wesołkowato i smutno zarazem, jakby ludowa operetka przeistaczała się w tragiczną operę „Halka”, tyle że w „Warszawie”, a Bowiego tyle, co trwał jego spacer po Warszawie.

Trochę z mitów prlowskich utkana jest ta drama, z wyobrażeń o rodzicach, może dziadkach jak to się do Warszawy ze wsi przeprowadzili. To mogliby być raczej moi rodzice z początku lat 70-tych, ale, wiadomo, różnie bywa. I że Warszawa prlowska to jednak wieś była. Nie dziwne zatem, że ten folklor taki przaśny, szary i monotonny tutaj. Zamiast wiejskiej chaty – betonoza. I są momenty, jest inicjacja kobieca w duchu gender i stylu socrealnym.

Dziewczyna, która nie pamięta prl-u, daje nam tę energetyczną operetkę w sosie tragifarsy, bo myśli o korzeniach, o tożsamości, o tożsamości kobiet – co da się wycisnąć z legendy o wizycie Bowiego w Warszawie na początku lat 70-tych?

No, kocham ten perwersyjny styl, który zaciera to, co śmieszne i to, co straszne; że zrazu śmieszy, by za chwilę straszyć - postwojenny folklor ze stalinowskich, grubych murów nim nastała epoka wielkiej płyty.


7. "Przewóz" Andrzej Stasiuk 13.03 5/10
Wojenna książka Stasiuka. Wszystko stoi tutaj w miejscu, albo lepiej, kręci się dookoła. Przez 400 stron. Wojna jako czekanie na śmierć. Stasiuk nie poszedł w tani, lewicujący pacyfizm, ale nie udało mu się dotrzeć tam, gdzie zamierzał. To znaczy, ja tam nie dotarłem.

6. "Zawsze jest dzisiaj" Michał Cichy 30.02 7/10 


Spacery po Warszawie jako droga do zrozumienia siebie. Cicha, poetycka, medytacyjna proza. Literatura piękna.


5. "Mambo dżumbo" Ishmael Reed 22.02 9/10 


                                                                      okładka ha.art.pl


Zaraza


Od tysiącleci toczy się walka – walka uwięzionych i strażników, walka niewolników i panów. Walka między postem, utrapieniem i pokorą a ekstazą, radością i dumą. Wszystko to dzieje się w dwóch planach – makro- i mikrokosmosu, w przestrzeni kosmicznej i w przestrzeni duchowej. O tym zniewoleniu, o walce z nim jest np. „Ubik” Dicka czy film „Matrix”, sprowadzający transcendent do młodzieżowego wymiaru pop-kultury. Taką książką jest „Mambo dżambo” Ishmaela Reeda - powieść z 1971 roku, powieść o inwazji voodoo, powieść o epidemii Dżes Gru, czyli epidemii tańca i epidemii wolności.

W universum Marvela odwieczni bogowie toczą ze sobą walkę o rząd dusz, mityczni superbohaterowie-herosi powracają do naszego świata, by rozprawić się z siłami zła, które zabierają człowiekowi poczucie wolności i spontanicznej radości. Drobny człowiek zaczyna czuć kosmiczną moc przemian, staje się jej cząstką – a może jest wybrańcem? Ten ukryty pod komiksową treścią przekaz może trafić do ciebie, ty, który cierpisz; ty, który czujesz się zniewolony; ty, który jesteś słaby. Przekaz ten nasila się w dobie komputerowych nerdów – oni mogą stwarzać swoje uniwersa, mogą być panami swoich własnych wszechświatów. Istnieje zatem groźba – groźba powstania milionów mikrotyranii na dyskach i serwerach. Jak ma się do tego Dżes Gru?

Dżes Gru to epidemia tańca i radości, wypływająca z ragtime’u i swingu. Zaczyna się wszystko w Nowym Orleanie i szybko rozprzestrzenia się w kierunku Nowego Jorku – centrali Mordoru, przywołując Tolkiena, bo w Mambo Dżambo może znaleźć się wszystko. „Mambo Dżambo” to psychodeliczny dżem zmiksowany ze wszystkiego, co spontaniczne i swobodne. Tyrania polityków i systemów religijnych musi nad tym zapanować. PaPa LaBas, człowiek, który zna tajemnice naturalnej siły Czarnego Lądu, tkwiącejw rytmie, śpiewie i tańcu, prowadzi prywatne dochodzenie w sprawie spisku wokół zagrażającej światowemu reżymowi epidemii wolności.

Jazz, blues, rock, funk, soul, hip-hop – muzyka dla wielu stawała się sposobem wyrażania siebie, wokół muzyki tworzyły się i tworzą subkultury niedopasowanych do obowiązujących standardów. Muzyka klasyczna – uporządkowana, wyrazicielka hierarchii dla grzecznie siedzących na koncercie w filharmonii. Taniec towarzyski jako narzucone normy w opozycji do wyzwolenia tanecznej manii - tańca Świętego Wita, który był zrzucaniem jarzma średniowiecznego zniewolenia.

„Mambo dżambo” Ishmaela Reeda mimo tego całego „afrofuturyzmu”, którego najbardziej znanym przykładem jest marvelowska „Czarna Pantera”, mimo tych wszystkich komiksowych inklinacji, jako powieść jest wybitną metaforą pragnienia wolności jako źródła szczęścia. Konwencja zabija, konwencja jest katem spontaniczności. „Mambo dżambo” na wszystkie sposoby stara się wyjść poza konwencję, poza to, co, mimo kolorów i dynamiki obecnych w produkcjach o superbohaterach, jest zniewoleniem zmysłów. Konwencja w powieści Ishmaela Reeda jest androidem, który bierze z Dżes Gru tylko to, co potrzebne jest do założenia nowych ram człowieczeństwu tęskniącemu za niewolą. „Mambo dżambo” czytane dziś, pół wieku od premiery – a mówię to ja, rocznik 71 - było dla mnie powieścią o kulturowej drodze od wolności ku niewoli konwencji.

Nie byłoby tej barwnej książki w moich rękach bez wydawnictwa Ha!art, któremu od lat kibicuję, nie byłoby jej w języku polskim bez tłumaczki, Teresy Tyszowieckiej blasK!, która tłumaczyła już Dicka, Bukowskiego, Millera, co jest rekomendacją samą w sobie, tak samo jak dopisek „blasK!”przy nazwisku.



4. "Tajemnice Los Angeles" James Ellroy 13.02 7/10

Ach, jakże ten kryminał jest cudownie niepoprawny – czerń czarnych, dewiacje jak dewiacje nie jak walentynkowy romans, bezwzględna, męska brutalność i kobieca bezwzględna erotyczna przebiegłość zostają przedawkowane na wszelkie sposoby. A nad tym wszystkim „biali panowie”, których zasadą jest panowanie. Nie jest to łatwa lektura, bo liczba bohaterów, powiązań, wątków jest ogromna. Oczywiście Ellroy wszystko co jakiś czas porządkuje, ale ja, przyzwyczajone do szybkiej i pobieżnej lektury kryminałów, co jakiś czas gubiłem się w podziemnym labiryncie wszelakiego zła, które zalało w „Tajemnicach LA” „miasto upadłych aniołów”.  


3. "Myśliwice, Myśliwice" Krzysztof Bartnicki. Instytut Mikołowski 5.02 10/10 

 Myśliwice trans

Długo zabierałem się i nie wiem , czy mi się uda.

Alternatywna historia „Seksmisji”. Kobiety zamknięte pod ziemią myśliwickiej kopalni prowadzą nierówną walkę z najeźdźczyniami z Siczy, które dysponują najnowszą bronią psychotropową. W oparach szaleństwa i prymitywizmu dzieje się tak dzika postapokalipsa.

W utworze Bartnickiego, tak jak w tłumaczeniu jegoż Dżojsa „Finneganów trenu”, mieszają się języki, gwary i czasy z dominantą dialektu śląskiego. Bo jest to proza z gruntu, a nawet z podziemi, śląska.

Śląskie kobiety zamieszkujące śląskie Myśliwice, a może Mysłowice, prowadzą swoją podziemną działalność spiskową. Owa działalność odbywa się w mowie, dialogach, rozmowach narratorki. Mężczyźni są na wojnie. Kobiety muszą obronić się same – stają się zatem myśliwymi, polują, żeby przeżyć. Zamiast zhierarchizowanej religii cofamy się ku pogańskim wierzeniom bogini Gai – „zielony gaik”, „gaj” jest tęsknotą tego ciemnego świata z podziemnego węgla. Kobiety zajmują się myśleniem, szczególnie Moszwa. Stąd Myśliwice jako kraina myśliwczyń i myślicielek.

Ta mroczna alternatywa rzeczywistości i historii wyziera w „Myśliwicach, Myśliwicach” jak pamięć, teraźniejszość i przyszłość Śląska.

Cieszę się, że Krzysztof Bartnicki nie ustaje w swoim „Fu wojny” i prowadzi swoją walkę z tekstem. Czytelnik, czyli ja, jest co prawda jego ofiarą, bo on – jedyny on-pisarz - jeńców nie bierze i zostawia cię cienko piszczącym w podziemnym, węglowym labiryncie słów; w kopalni, która lada moment zostanie zalana, a na jej zgliszczach usypią tajemny kurhan-chałdę.  



 2. "Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku" Zbigniew Rokita 30.01  7/10

 „Kajś” czyli gdzieś, lecz gdzie?


Sam żyję na tym pograniczu. Codziennie, od 25 lat, dojeżdżam do śląskiego miasteczka z „kongresówy”, z częstochowskich peryferii. Obecnie Częstochowa stanowi część województwa śląskiego, a poza tym tutaj krzyżują się losy Ślązaków, „goroli” i Rusów – jedna moja babcia pochodziła z Miasteczka Śląskiego, dziadek spod Częstochowy, druga babcia i drugi dziadek spod Białej Podlaski, żona moja pochodzi z rodziny migrujących po wojnie z terenów dzisiejszej Ukrainy na Dolny Śląsk. Mocno wymieszane tu już wszystko.

Dla mnie nie było żadnego problemu i nie rozumiałem, o co chodzi ludziom, kiedy studiowałem w Opolu, nie rozumiałem ludzi, którzy tak aktywnie potrzebowali demonstrować swoją śląską odrębność i jednak odcinali się od tej szerokiej i przaśnej polskości.

My, gorole spod Jasnej Góry, nie mieliśmy z tym problemu – smakowała nam śląsko rolada z kluskami i modro kapusto, podobała się nam gwara i filmy Kutza. Było to coś innego, pewien folklor, który miał swój urok. Nie rozumiałem, że to może być serio problem – problem tożsamości.

I o tym jest książka Rokity, książka nagrodzona Nike w 2021 roku, książka zatytułowana „Kajś”. To książka o poszukiwaniu tożsamości w zmiksowanym świecie, o tym, jakie to ważne, żeby nie stać się skansenem, folklorystyczną ciekawostką.

Rokita zestawia w swojej książce kilka perspektyw – osobistą, próbując zrozumieć samego siebie też takiego śląskiego miszunga; genealogiczną, próbując uporządkować losy swojej rodziny; historyczną, ukazując dzieje Śląska oraz współczesną, pokazując jak śląskość funkcjonuje dzisiaj. Tę wielość perspektyw spaja Rokita żywą gawędą o ludzkich losach i rozterkach tych, dla których Śląsk jest ważny i aktualny.

„Kajś” pięknie się czyta, „Kajś” daje światło.


1. "Wielka księga radości" Dalajlama XIV, arcybiskup Desmond Tutu, Douglas Carlton Abrams 8.01.2022/ 7/10

To jest taka łatwizna, którą ratuje praktyczny wymiar książki, że zastanawiasz się - a może warto spróbować, może to rzeczywiście nie jest trudne?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz