Nad historią Mistrzostw Europy ciążyło jakieś fatum. Nawet w czasach największej chwały polskiego futbolu naszej reprezentacji nie udało się awansować do elitarnego grona zespołów, które występowały w tych rozgrywkach. Dopiero w 2008 roku drużyna Leo Beenhakkera odniosła historyczny sukces i po dziwnych eliminacjach, w których pokonaliśmy Belgię i Portugalię, remisowaliśmy z Serbią, a w skórę dostawaliśmy od Armenii i Finlandii, udało się przełamać tę „europejską” klątwę i pojechać do Austrii na Euro. Szału nie było – baty od Niemców i Chorwacji i gorszy od nich stokrotnie remis z Austrią po absurdalnym karnym, podyktowanym przez sędziego w doliczonym czasie gry. Jednak przekleństwo ciążące nad biało-czerwonymi zostało przełamane. 18 kwietnia 2007 roku – kolejny szok. Legenda francuskiej piłki, Michel Platini, ogłasza wybór gospodarzy Euro 2012. Mają nimi być Polska i Ukraina. Upadłem, ale się podniosłem.
Wydawnictwo „Czarne” od lat wędruje w swoich książkowych eskapadach w niezbyt odległe, ale cały czas egzotyczne dla nas rejony – często są to kraje, które powstały po rozpadzie Związku Radzieckiego. Ukraina znajduje się w spektrum zainteresowania „Czarnego” od samego początku, to dzięki niemu możemy poznać twórczość świetnych ukraińskich prozaików – Serhija Żadana, Jurija Andruchowycza i Natalii Śniadanko. Zespół ukraiński uzupełnia Ołeksandr Uszałkow. To właśnie ich eseje możemy przeczytać w tomie „Dryblując przez granice. Polsko-ukraińskie Euro 2012”, który traktuje o naszych narodach w kontekście piłki nożnej i zbliżającego się wielkimi krokami święta europejskiego futbolu.
Po polskiej stronie występują: Marek Bieńczyk, Paweł Huelle, Natasza Goerke i Piotr Siemion. Każdy z autorów napisał tekst o mieście, w których rozegrane będą mecze Euro i o roli piłki nożnej w historii Warszawy, Poznania, Gdańska i Krakowa. Wynik meczu 3-3. Niestety dwie panie strzelają do własnych bramek, bo piszą bardziej o historyczno-społecznym tle gospodarzy Euro, miast o pięknie futbolu. Szkoda, bo to by dopiero pojechało po stereotypach, jakby znaleźć taką zakochaną w piłce poetkę. Taką strategię przyjął także częściowo Piotr Siemion, który pisze o drużynie Śląska, ale bardziej go zajmują dzieje Wrocławia i chyba nie wyszło to jego tekstowi na dobre. Przebiegałem po linijkach wyżej wymienionych esejów, czytając o poplątanych losach Poznania, Lwowa i Wrocławia, na próżno wypatrując, gdzie ta piłka się toczy. Jurij Andruchowycz w swoim eseju słusznie jednak zwraca uwagę, że piłka nożna to męska rzecz. Pozostali autorzy wiedzą jak wykonać zwód czy uderzyć z woleja i dzięki nim powstała pełna nostalgii, wspomnień i futbolu książka o krajach, które łączy tak wiele, a dziś, dzięki Euro, wchodzą wspólnie do historii piłki nożnej.
Ja pojadę do Wrocławia. Lubię to miasto, dolnośląską atmosferę, gdzie duch Wschodu, pamięć przesiedlonych z radzieckiego po wojnie Lwowa łączy się z poniemieckim „ordnungiem”; jak słusznie zauważa Piotr Siemion – miasto renegatów, gdzie każdy może czuć się jak u siebie. Nie mam biletu – nie znam nikogo, kto ma, ale pojadę właśnie tam pooddychać klimatem Euro, gdzie Polacy zagrają z tymi, których wolałbym jako współpartnerów do organizacji imprezy, czyli z Czechami. Ale Czesi są tak europejscy, że nawet wydawnictwo „Czarne” rzadko wydaje książki naszych południowych sąsiadów. Boisko i tak zweryfikuje, kto, z kim, po co, gdzie i jak.
„spotykam j.p.
Jest pijany jak świnia
A ja jestem trzeźwy
jak świnia”.
Jest pijany jak świnia
A ja jestem trzeźwy
jak świnia”.
Pamiętacie legendarnego „j.p.” z wiersza „Nieprzysiadalność” Marcina Świetlickiego? To on powinien napisać o futbolu, i to nie esej ale całą książkę, tylko on stworzyłby dzieło na miarę piłkarskiego „Pana Tadeusza”. Ale Kraków nie organizuje Euro, „Czarne” nie wydaje „j.p.”, więc tenże dalej będzie pisał o swojej Cracovii . I tą lekko smutną konstatacją kończę swoje refleksje o rzadkim zjawisku, jakim jest ewenement na naszym rynku książka „Dryblując przez granicę....”, książka, której tematem jest futbol.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz