Najpierw była euforia. 15. listopada, w pierwszym meczu barażowym Ukraina spuściła manto francuskim gwiazdorom futbolowym 2:0. Była o krok od mundialu, jak głosiły media wszelakie. Cztery dni później odbył się rewanż i 3:0 dla trójkolorowych.
Szok.
Niecałe dwa tygodnie później lud, który nie mógł uwierzyć w utraconą szansę, wychodzi na ulice i skanduje antypaństwowe hasła. Pretekstem jest sprawa akcesu do Unii Europejskiej. Błąd Janukowycza polegał na braku kontroli nad wynikami piłkarzy. Gdyby drużyna Błochina przegrała już w pierwszym meczu 3:0, nie byłoby problemu.
W tym kontekście widzimy mądrość polityki Tuska, który wprowadził na stanowisko najbardziej nieudolną ministrę w dziejach Muchę. Po odtańczeniu "Koko euro spoko" rząd, który wywalił miliardowe kwoty na stadiony i organizację imprezy, mógł spokojnie śledzić porażki reprezentacji. Frustracja i marazm wygenerowały depresyjny nastrój Polaków po Euro 2012. Tu nic nie może się udać - myśleliśmy, myślimy, będziemy myśleć.
Reprezentacja Ukrainy dała nadzieję, a potem straciła sportowy awans. Nadzieja w ludziach szukała ujścia. Na tej nadziei wyrósł nowy lider - Kliczko, kolejny symbol sportowego zwycięstwa. A Janukowycz, rozerwany między Unię a Putina, ma problem.
Jak to dobrze, że nasza reprezentacja tak strasznie partaczy. Jak to dobrze, że nasz rząd partaczy. Dzięki Bogu my nie mamy już żadnej nadziei i możemy spokojnie gapić się na transmisje na żywo z Kijowa. Dzięki Don, dzięki Radziu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz