Oczywistość
Nowy Houellebecq nie taki nowy, ale
adekwatny, przeczytany bowiem zaraz po zamachach w Paryżu. Byłem
nieźle zjechany po piątkowym melanżu, kiedy w nocy obudziły mnie
informacje z radia. W tygodniu żałoby i wnerwienia pojawiła się
„Uległość”. Czytałem i uspokajałem się stopniowo. Dzięki,
Michel! Nigdy mnie nie zawiodłeś.
Jest rok 2022, mija 12 lat od roku 2010
i 10 od 2012. We Francji na drugą siłę polityczną wychodzi
Bractwo Muzułmańskie z charyzmatycznym przywódcą islamskim
Mohamedem Ben Abbesem. Dochodzi do II tury wyborów, gdzie kandydat
arabskiej większości zmierzyć się ma z reprezentantem Frontu
Narodowego. Wydarzenia te śledzimy z perspektywy Francoisa,
wykładowcy literatury na Sorbonie, specjalisty od Huysmansa,
wielbiciela dobrej kuchni, pięknych kobiet i świętego spokoju.
Dochodzi do kulturowego przełomu. Jak przyjmą to ludzie
„kulturalnego” Zachodu, ludzie pokroju Francoisa?
Będzie dobrze, mówi Houellebecq.
Wydanie Jego książki zbiegło się z atakiem terrorystycznym na
redakcję Charlie Hebdo. Zupełnie przypadkowo książka ta
uśmierzyła pesymistyczne nastroje po tej tragedii, bo przecież nic
się nie stało, Francuzi, nic się nie stało. Skoro świat nasz tak
dynamicznie się zmienia, skoro to, co tradycyjne odchodzi w
przeszłość, czemu mielibyśmy bać się nowego? Ostatnio Andrzej
Stasiuk w wywiadzie-rzece mowił o tym, że męski świat odchodzi w
przeszłość, że nadchodzi era kobiet. Zresztą nie tylko Stasiuk
tak mówi, większość intelektualistów-artystów jest z tym
pogodzonych. Dlaczego nie miałaby nadejść era islamu?
Byłem wkurzony nie tylko na
terrorystów, zabijających bestialsko dzieciaki w klubie Bataclan.
Byłem wkurzony na tych wszystkich światłych, dobrych,
tolerancyjnych, którzy otwierali, także w moim imieniu, swe ramiona
i zapraszali, by ku nam zmierzały miliony wyznawców Allaha,
uciekających przed innymi wyznawcami Allaha. Bo islam niejedno ma
imię. Dlaczego tak trudno to zrozumieć? Przecież islam w Europie
wcale nie musi mieć maski terroru i śmierci. Mohamed Ben Abbes w
powieści Houellebecqa jest światłym, kulturalnym człowiekiem. My
przedstawiamy ich jako krwiożercze bestie, ale zapominamy, że
ekstrema jest potrzebna , by zainicjować pewne przemiany. Tak jak
bohaterowie każdej rewolucji, ba, każdej poważnej zmiany. Ale z
czasem dochodzi do stabilizacji. Ekstrema wysadzi się w powietrze
albo zajmie ciepłe posadki w służbach. No i luz, no i bardzo
dobrze.
Na czym mielibyśmy oprzeć swój opór?
Chrześcijaństwo? I tak jest w odwrocie, a jeśli nawet ktoś
wierzy, to bezbronna twarz papieża Franciszka mówi wszystko.
Lewica? Laicka inteligencja? Tradycja oświecenia? W „Uległości”
popierają Ben Abbesa. Pamięć nacjonalizmu, faszyzmu, generalnie II
wojny światowej jest zbyt świeża, by Europa wybrała opcję
narodową. Poza tym nikomu nie chce się tutaj walczyć, więc
jesteśmy podani na tacy. Nasza kultura nie jest w stanie niczego
przeciwstawić, bo w nic nie wierzy. Uwierzyliśmy w dobro, ale
zapomnieliśmy, że nasze dobro zawsze wyrastało z biedy i ucisku
narodów Afryki i Azji. Swoją uległością zatem spłacamy dług za
wieki ciemiężenia. Sprawiedliwie i mądrze.
W rezultacie, skoro powiedzieliśmy A
planem multi-kulti, musimy powiedzieć B i sprostać oczekiwaniom
naszych kolonizatorów. Oni odpłacą nam się tolerancją dla
naszych słabości (alkohol) i kulturową autonomią w ramach islamu
oczywiście. Jedynie przyzwyczajenia kulinarne trzeba będzie trochę
zmienić, ale przecież i tak już jesteśmy przeżarci kebabami.
Wyobraź sobie – burki w bramach, burki na ulicach, burki pod
kopcem Kościuszki. Kobiety w islamie są szczęśliwe, mężczyźni
tym bardziej. Patriarchat to naturalny porządek rzeczy, poligamia
jest w przyrodzie stanem najczęściej spotykanym, więc o co ci
chodzi. Będziesz miał swój harem, choćby malutki, będziesz znała
swe miejsce na ziemi ku chwale Allaha i nie będziesz już więcej
zaprzątać głowy swej niepotrzebnymi problemami. To my wyrażamy na
to wszystko zgodę, nasz świat przeminie i nie ma o co kruszyć
kopii. Ludzkość przetrwa tak, czy siak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz