Po rozwodzie z producentem „Pitbula”
Vega poszedł w swoją stronę. Tym razem wziął na warsztat
szpitale i kobiety, konkretnie kobiety powiązane z biznesem
medycznym. Jest tak jak można się było spodziewać, czyli nie jak
w „Leśnej Górze”. Ludziom nakładziono do głów, że o
lekarzach i szpitalach nie można inaczej jak na kolanach. Niech ten
Vega tylko się znajdzie w szponach łapiduchów. Nie chciałbym być
na jego miejscu.
W „Pitbulu” było tak, że
policjanci byli pokazani po ludzku, czyli źle. No, mieli tam jakieś
ludzkie odruchy, ale w tej robocie nie da się po prostu inaczej,
więc byli takimi sukinsynami, co to, robiąc w gównie, są nim
uwalani. Czy można tak opowiedzieć o szpitalach, o kobietach,
które w tych szpitalach pracują? Patryk Vega spróbował i wyszedł
z tego vegański, feministyczny pro-life.
No, nie jest to „Leśna Góra. Hajs
rządzi. Film ukazuje głównie kobiece sprawy, ginekologię,
chirurgię plastyczną, dużo miejsca jest tutaj poświęcone
„modelowaniu” kobiecych organów. Wchodzimy z kamerą i buciorami
w najbardziej intymną sferę kobiecości. Vega nie pozostawia
miejsca na aluzje i domysły, jego sposób ujęcia jest w najbardziej
możliwy sposób naturalistyczny. Jego szpital to sceny z jatki i
kostnicy, a film nie pozostawia złudzeń – współczesna medycyna
to biznes. „Wchodzący w bramy szpitala, porzućcie wszelką
nadzieję” i szykujcie hajs. Czy tak daleko mija się ta wizja z
prawdą? Oczywiście jest to makabreska i to taka, że co wrażliwsi
wychodzą z seansu. Ale to przecież tylko jedna strona medalu – po
prostu trochę inna niż w popularnych serialach, ale do pewnego
stopnia prawdziwa.
Zastanawiałem się, co może naprawdę
wkurzać ludzi w tym filmie? Czy świadomość, że aborcje pokazane
w „Botoksie” to nie żadne „płody” tylko w pełni rozwinięte
ludzkie organizmy? Jak to się ma do „wieszaków” i parasolek?
Vega nie jest poprawny politycznie. Nie opowiada się także po
żadnej ze stron, tylko w swoim złym guście opowiada historie,
których słyszeć nie powinniśmy. To powinno odbywać się za
parawanem i nie wypada o tym mówić w świecie światłych,
nowoczesnych kobiet, które decydują o swoim życiu, a resztę
zrobią ginekolodzy i pielęgniarki. Dla Vegi takie coś jak zły
gust nie istnieje. Ten film jest w brutalny sposób pro-life, tak jak
pro-life są banery z zabitymi dziećmi, które nie chciane
dogorywają kilka godzin po aborcji. Ten film jest pierwszym
fabularnym filmem pro-life, ale nie po kościelnemu, tylko po ludzku,
że człowieczeństwo, moralność zaczyna się na sali porodowej
niezależnie od światopoglądu, a kultura, która dopuszcza aborcję,
przestaje być kulturą.
Kobiety w filmie Vegi są wkurwione i
potrafią być złe, ale nie dlatego, że tak lubią. Męski świat,
z którym się zderzają jest wyjątkowo podły i okrutny, więc
jeśli chcesz zawalczyć o swoje musisz być też taka czasami. Tutaj
nie ma miejsca na łzy i użalanie się nad sobą. Świetnie
wykreowane postaci głównych bohaterek są z krwi i kości,
niejednoznaczne, wrażliwe w porąbanym świecie i silne, to znaczy
nie odpuszczają z byle powodu i walczą w rzeczywistości, która ma je
gdzieś. Ten element jest z kolei wyrazem feministycznej postawy. To
znaczy, że nie znajdziemy tutaj miłych pań z serialu, ale kobiety
prawdziwe, tworzące własne życie w świecie opanowanym przez
mężczyzn, którzy są także sportretowani z należnym im pazurem
jako obojętni, wyalienowani, zakochani w sobie i egoistyczne dupki.
„Botoks” jest o Polsce i może
byłoby lżej, żeby był z innego, lepszego świata, ale nie jest.
„Botoks” to rachunek wystawiony post-demoludowemu krajobrazowi,
wystawiony bez kurtuazji i po chamsku. Może najwyższy czas coś
zmienić?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz