Za wzgórzami Pana
Boga - „Za wzgórzami” Cristian Mungiu , Rumunia 2012
Dopiero teraz udało
mi się nadrobić film Cristiana Mungiu, który został nagrodzony na
festiwalu w Cannes 2012 za scenariusz i kobiece kreacje aktorskie.
Lepiej późno niż wcale, ale za każdym razem, gdy widzę
wartościowy, ważny film, który omija ekrany polskich kin, a przede wszystkim świadomość polskiego widza, zastanawiam się jak wiele takich dzieł
istnieje poza moją świadomością. Mówimy wszak o filmie reżysera
„z dorobkiem”, filmem nagradzanym na międzynarodowych
festiwalach. Ominął mnie ten film w 2012 na Nowych Horyzontach, ale
całe szczęście wyszedł w pakiecie DVD. To i tak fart nie lada.
Niestety, znam tylko
dwa filmy Mungiu, obydwa wspaniałe. Oprócz „Za wzgórzami”
udało mi się obejrzeć jeszcze „4 miesiące, 3 tygodnie, 2 dni”
- przejmujący dramat, poruszający temat nielegalnej aborcji w
komunistycznej Rumunii doby Nicolae
Ceaușescu, nagrodzony w 2007 r. Złotą Palmą. Szkoda, że nie
udało mi się dotrzeć do innych filmów rumuńskiego reżysera, ale
nie jest tajemnicą, że kino rumuńskie święci w ostatnich latach
wielkie sukcesy dzięki kameralnym dramatom, które potrafiły
pokazać aktualne, uniwersalne problemy Europy w początkach XXI
wieku. Marginalny, rumuński punkt widzenia stał się doskonałym
miejscem dla obserwowania globalnych przemian związanych z nowym
kształtem Zjednoczonej Europy. Dziś, przy trwającym kryzysie
wielkich kinematografii Francji, Niemiec, Hiszpanii, liderami sztuki
filmowej stali się ci, którzy dobrze pamiętają czasy i realia
obozu socjalistycznego.
„Za wzgórzami”
też do pewnego stopnia opowiada o opresji grupy wobec jednostki,
jednak w filmie z 2012 roku polityczny środek ciężkości zostaje
zastąpiony tematem religijnym. Mungiu mimo podjęcia problemu małej
zakonnej społeczności prawosławnej potrafił odejść od prostej
publicystyki (było to wyraźne także w „3 miesiącach…”,
gdzie totalitaryzm doby Ceauşescu był
tylko pretekstem dla ukazania wewnętrznego więzienia głównej
bohaterki, która boryka się z problemem, który ją przerósł).
Kanwą „Za wzgórzami” była autetyczna historia młodej
zakonnicy, która zmarła wskutek egzorcyzmów przeprowadzonych
przez członków wspólnoty, w której żyła, czyli najbliższych
jej ludzi. Społeczność religijna, w naszym rozumieniu klasztorna,
współpracowała z miejscowym domem dziecka, skąd wywodziło się
kilka oddanych i
wspólnocie Bogu
sióstr, w tym dwie
główne bohaterki.
Wszystko
dzieje się tutaj w duchu chrześcijańskiej miłości i bogobojnego
lęku przed światem zewnętrznym, który jest źródłem grzechu.
Mungiu pokazuje doskonale proces odchodzenia od zmysłów ludzi,
którzy wzajemnie „nakręcają” się przekonaniem o słuszności
działania w imię walki z szatanem. Nie wiadomo, kiedy zostają
przekroczone granice zdrowego rozsądku, w
którym momencie przepełnione miłością siostry na czele z
prawosławnym duchownym stają się oprawczyniami. Jedno jest pewne –
gdyby w tej wspólnocie był ktoś, umiejący spojrzeć z dystansem
na sprawy hermetycznej wspólnoty, do takiej tragedii nigdy by nie
doszło. Tą rolę spełnia w filmie bezstronna kamera
filmowa.
Film mimo skromnej
formy idzie swoją niesamowitą dynamiką w stronę thrilleru i mimo
prawie 3-godzinnego metrażu pochłania bez reszty widza - to zasługa nagrodzonego w Cannes scenariusza. Mungiu
sprawdza się znów doskonale w prowadzeniu aktorów – trudno tu mówić o
rolach głównych, mamy tu bohatera zbiorowego i kunszt reżyserski
objawia się w tym, że nawet wiodące postaci nie są w tym filmie
specjalnie wyróżnione, a tylko umiejętnie współtworzą kolaż
osobowości poddanych z własnej woli opresji grupy. Czyni to „Za
wzgórzami” filmem wiarygodnym psychologocznie zamiast, jak na
przykład widzimy to w „Klerze”, nośnikiem ważnej sprawy,
artystyczną publicystyką.
Piszę o tym filmie
także po to, by pokazać jak kino zmarginalizowane może albo
powinno być ważne. No i dlatego, żeby uświadomić jak trudno,
mimo tych wszystkich internetów, do takich dzieł dotrzeć. Jak
dobrze, że Roman Gutek urodził się w Polsce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz