Dom (zly)

Dom (zly)

piątek, 8 lipca 2022

Refleksje po "Podnieść na siebie rękę. Dyskurs o dobrowolnej śmierci" Jeana Amery'ego

 Podnieść na siebie rękę


Eseistyczna książka na temat samobójstwa to moje pierwsze spotkanie z twórczością Jeana Amery’ego. Trudne spotkanie i ciężkie jak wieko trumny myśli na temat, który jednak mocno dotyczy każdego z nas. Tematy tabu – seks i śmierć. Naturalne ludzkie determinacje i droga do ich przekroczenia. Z seksem - czyli życiem - jakoś tam, lepiej czy gorzej, poszło. Ze śmiercią, czymś najnaturalnieszym pod słońcem i wręcz obowiązkowym, mamy większy problem. Pracuję od ćwierć wieku w szkolnictwie zawodowym i nie pamiętam/nie wiem, żeby kształcono w Polsce w zawodzie grabarza. Wielka szkoda, bo profesja ta wymaga niebywałego kunsztu. Temat śmierci, temat tabu. W wielu przypadkach załatwia to religia. Normy i zakazy religijne w sferze erotyki w dużej mierze determinują nasze zachowania, nawet jeśli się z nimi nie godzimy. Podobnie ze śmiercią. Przy akcie poczęcia i przy akcie zgonu nieodłącznie towarzyszy nam ksiądz, nawet jeśli go tam nie ma. Człowiek musi znać odpowiedź, musi wiedzieć, co mu wolno, czego nie – taka jego natura. Przysłowiowe – jak żyć, panie premierze!

Amery stawia na absurd i niechciany dar wolności. W kontekście samobójczych inklinacji odbija się pierwotna pycha, chęć bycia Panem każdej sytuacji. Amery chce, żeby zwyciężyła wolna wola wobec absurdu egzystencji, wobec braku odpowiedzi, której autor nie znajduje w religii.

Jeden widzę mankament tej transgenicznej literatury, transgresji ku niebytowi, ku nicości. Samotność. Dla mnie ona jest słabym punktem jego wywodów. Dla Amery’ego samotność to prawda, ludzkie relacje to kicz i kłamstwo. Jako rasa próbujemy podporządkować sobie drugiego człowieka, zniewolić go dla siebie. Nazywamy to miłością. Samobójcza śmierć jest dla Amery’ego wyzwoleniem z tej obłudy. Pragnienie dobra dla Amery’ego to kajdany, które może zerwać jedynie akt podniesienia na siebie ręki – wtedy stracicie nade mną swą władzę, grozi autor.

Ale jest to wymowa egotyczna, podkreślająca za każdym razem owo „ja” jako najważniejsze. I to jest dla mnie słaby punkt tych rozważań. Humanistyczne „człowiek w centrum” zmienia się w postmodernistyczne „ja w centrum”. Zostawię zatem to wszystko i wyjadę w zaświaty, których nie ma.

Dla mnie życie to struktura połączeń. Zerwanie jej każdorazowo powoduje zawalenie się porządku. Jeśli jest to śmierć naturalna, to potrafimy tę strukturę odbudować. Akt samobójstwa jest zburzeniem, po którym zostają ruiny. Wtedy trzeba wywieść gruz i zaczynać od zera.

Szacunek dla tych, którzy to potrafią. Nie wzbudza mego szacunku ten, który czyni chaos w imię swoje. Zamiast uczyć się jak żyć i jak umierać, mamy u Amery’ego mądrość wandala, który pragnie pustki, zapominając, że zostawia zgliszcza.


Wielka literatura, która niczego nam nie powie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz