Dom (zly)

Dom (zly)

środa, 28 lutego 2024

Recenzja "Zbyt głośnej samotności" Bohumila Hrabala


 Sprawa pakowacza Hanti 


W składzie makulatury na ulicy Spalonej w Pradze Bohumil Hrabal spotkał w latach 50-tych Jindricha Paukerta - pierwowzór bohatera "Zbyt głośnej samotności. Mimo swoich prawie 40-stu lat początkujący pisarz, doktor praw trafia po resocjalizującej pracy w kladeńskiej hucie do praskiego skupu makulatury. Kiedy czyta się literackie wspomnienia pisarza z tamtego okresu, wydaje się, że to najpiękniejszy okres jego życia: dom na Grobli Wieczności, czyli stara kuźnia przerobiona na mieszkanie, wędrówki po praskich mordowniach (tak zwany slalom gigant, opisany także w "Głośnej samotności"),  magiczne postaci przyjaciół takich jak Vladimir Boudnik czy właśnie Jindrzich Paukert.


"Zbyt głośna samotność" zostaje wydana w 1976 roku, kiedy Hrabal był już popularnym twórcą o ustalonej pozycji przede wszystkim dzięki oskarowej adaptacji "Pociągów pod specjalny nadzorem", których był współscenarzystą. Od tamtego czasu sporo się w życiu pisarza pozmieniało. Hrabal powoli oswajał się ze swoją starością, ale na kształt książki miały wpływ wydarzenia polityczne, mające miejsce w połowie lat siedemdziesiątych. W tym czasie Hrabal był nękany przez Służbę Bezpieczeństwa jako autor funkcjonujący w dwóch obiegach literackich - tym oficjalnym i legalnym oraz samizdatowym, związanym z działaniem opozycji politycznej na czele z Vaclavem Havlem. Efektem zabiegów bezpieki było nakłonienie pisarza do wykonania gestów lojalności wobec komunistycznej władzy. Nabrało to szczególnie mocnego znaczenia po opublikowaniu przez Havla i opozycję "Karty 77",której Hrabal nie podpisał i wielu miało mu za złe jego konformistyczną postawę.


Ten ból związany z odczuwaniem swych moralnych dylematów stanął u źródła powieści "Zbyt głośna samotność". Hrabal, będący zawsze poza polityką, czuł się w tym momencie swojego życie wyjątkowo silnie uwikłany w procesy historyczne, w których uczestniczyć po prostu nie chciał. Mógł czuć się podobnie jak bohater "Zbyt głośnej samotności" - odstawiony na boczny tor i niezrozumiany. 


Tak właśnie funkcjonuje Hantia - wykształcony mimo woli pakowacz makulatury ze składu na ulicy Spalonej. Jest to człowiek wewnętrznie rozerwany pomiędzy miłość do książek a ich niszczenie. Swoją pracę traktuje jak dzieło sztuki, bowiem każda paczka sprasowanego w sześciany papieru stanowi osobistą realizację twórczą, każda ma swój indywidualny charakter, każda niesie w sobie otwartą księgę i myśl, choć nie wie o tym nikt oprócz Hanti. Jego sztuka ma zatem charakter całkowicie bezinteresowny, nikt nie wie, że sprasowany papier jest artystyczną kreacją. Tam, gdzie wielkie myśli i dzieła niszczy się w potężnych kadziach jako nikomu już niepotrzebne, tam na dnie piwnicy praskiego skupu makulatury siedzi samotny człowiek, który, kochając swoje książki, zarazem posyła je na śmierć. "Zbyt głośna samotność" to głównie opowieść o przemijającej epoce słowa pisanego.


Czas Hanti dobiega końca. W skupie makulatury na Bubnach działa już automatyczna prasa, o wiele bardziej wydajna niż zmęczony, stary człowiek, który porównuje swe dzieło do pracy Syzyfa. Prasa na Bubnach nie ma tych dylematów i refleksji, jest skuteczna i nie istnieje dla niej ilość, która mogłaby ją przerosnąć. Hantia wie, że to koniec jego głośnej samotności, którą chciał uczynić piękną. Nadchodzi czas młodych ludzi, dla których ten świat nie będzie wiecznym borykaniem się z bólem istnienia, próbą odgadnięcia sensu i pragnienia piękna. Zautomatyzowana, radosna ludzkość, która idzie dziarsko do przodu, mija obojętnie przechodzących obok, szarych i nieciekawych Syzyfów, Lao Cy i Chrystusa, Hantię. 


"Zbyt głośna samotność" to powieść tak wielowarstwowa i pełna znaczeń, że czytając ją po raz trzeci, miałem wrażenie, że czytam zupełnie inną książkę. Nie sposób w kilku zdaniach zawrzeć, o czym jest ta krótka, napisana poetyckim, barwnym językiem proza - dla każdego na pewno będzie czymś innym, bo w tym tkwi siła twórczości Bohumila Hrabala, który tworząc swój subiektywny świat, potrafił skłonić odbiorcę do stworzenia własnej wersji dzieła. Jest w tym utworze gorycz, żal i melancholia, ale jest w nim także głębokie przekonanie, że życie jest dziełem sztuki i że nie wolno nam o tym zapomnieć.

poniedziałek, 12 lutego 2024

Ksiązki 2024

42. Fred Fordham wg Aldousa Huxleya "Nowy wspaniały świat"


Dokąd zmierzamy? Skąd idziemy? Komiksowe przypomnienie jednej z najważniejszych książek ludzkości było ostatnią książką w 2024 roku.


41. Philip K. Dick "Cudowna broń" 





Ciężko i nie po drodze mi z tą książką. Czuć, że to miała być jakaś psychodelia na temat zimnej wojny, ale dobrze byłoby w tym wszystkim móc się zorientować, o co tutaj w ogóle chodzi. Mnie się nie udało i jałowa dość lektura okazała się. Zabawki zamiast broni masowej zagłady? Naprawdę?



40. Han Kang "Nie mówię żegnaj" 


Znam ten powolny rytm z koreańskich filmów. Znam ten septyczny klimat. Znam tę umiejętność przywiązywania wagi do drobiazgu. Ale nigdy nie było to tak dojmująco zderzone z cierpieniem i tematyką ludobójstwa. Wydawało mi się, że przemoc na masową skalę w tym temperamencie jest niemożliwa. Na nowo powróciło pytanie - w jaki sposób przekracza się granice bestialstwa? Nobel 2024.


39. Harr Josephinne Giles "Port hwiezdny Topjo" 



Podróż po piętrach Wieży Babel w drodze ku kosmicznej nieskończoności.


38. Annie Ernaux "Bliscy" 

O autobiograficznej prozie mawiają, że to literacka łatwizna. Z drugiej strony czytelnicy to lubią, a że proza Annie Ernaux jest wybitna, więc w czym problem? Przede wszystkim to proza szczera ale nie bezczelna. Bardzo się to komponuje z socjologicznym pisaniem Eribona, który jest surowy wobec bliskich, ocenia ich, ale Ernaux to czysta literatura, która stara się dostrzec przede wszystkim to co ważne, to co nas kształtuje - w sensie pozytywnym i negatywnym. Spogląda zatem autorka na swoje życie na pierwszym miejscu, ale poprzez pryzmat trudnego życia swoich rodziców. Jej historie zaczynają się od pogrzebów, od utraty. To czas, który jest bezlitosny i nie daje szans. I to on jest głównym bohaterem "Bliskich". Nobel 2022


37. Justyna Kopińska "Z nienawiści do kobiet" 


Naprawdę, waham się, czy nie powiedzieć wprost - Justyna Kopińska jest dla mnie najważniejszą autorką reportaży! Także w przypadku "Z nienawiści do kobiet" mogę potwierdzić swój kategoryczny sąd. Reportaż dopiero w drugim rzędzie jest gatunkiem literackim. Na pierwszym miejscu jest polem bitwy i miejscem ścierania się sił dobra i zła. Nie ma dla mnie specjalnie znaczenia ułożenie tekstów - każdy z nich traktuję osobno, każdy jest dla mnie prawdziwym ludzkim dramatem i cała reszta edytorsko-redakcyjna jest wobec ludzkiego bólu mało znacząca. A język tych tekstów prosty, wręcz przezroczysty, bardziej podkreślający to, co się wydarzyło, niż osobę autorki. Ten język może zrozumieć małe dziecko, więc Kopińska ma szansę dotrzeć z empatią do szerokiej grupy odbiorców. Jednocześnie w tym nieskomplikowaniu odbija się cała ludzka obojętność ludzi i instytucji na zło.


36. Dorota Masłowska "Mam tak samo jak ty"


Proza Doroty Masłowskiej jest wręcz stworzony dla felietonów. Teksty o Warszawie nie zawodzą, ale też niczym nie zaskakują. Masłowska nie sili się na oryginalność, jej Warszawa przypomina starą szafę, w której autorka poszukuje ciekawych okazów. Raz udaje się lepiej, raz trochę gorzej. Według mnie brakuje tym tekstom "masłowskiego" pazura, ale poza tym jest tutaj wszystko za co pokochaliśmy "Masło".


35. Karolina Krasny "Love Song" 


Książka o miłości. Więcej nie wiadomo. A jednak jest to podobne do wielu tego rodzaju książek o miłości, gdzie nie wiadomo nic więcej, niż że wiadomo, że się taką książeczkę przeczytało. Czyli istnieje recepta na takie pisanie. Istnieje recepta na taką magię, na takie poetyzowanie świata. Dlatego nie wierzę tej prozie. Że nie potrafi trafić na własną drogę. Że coś udaje.



34. Didier Eribon "Powrót do Reims" 


Między literaturą naukową a autobiografią. Eribonowi mieszają się role pisarza i badacza i taka jest ta książka. Autor w sposób naukowy satara się przyjrzeć swojemu życiu i swojej rodzinie. Pomijając formę, która czasem zgrzyta i budzi irytację, to przede wszystkim opowieść o stwarzaniu siebie od początku i wyzwalaniu z uwarunkowań. I ten aspekt jest u Eribona najcenniejszy - wyjechać, wręcz uciec, by po latach przyjrzeć się sobie z dystansu i próbować zrozumieć kim się jest naprawdę.


33. Piotr Marecki "Ameryczka" 

I nie będzie Niczego

Piotr Marecki znowu wyruszył w podróż. Po kawalerskiej podróży po Polsce B w „Polsce przydrożnej” i poślubnej eskapadzie w „Romantice”, której akcja dzieje się w Ukrainie, nasz ulubiony bohater i autor znów wyrusza w samotną podróż po Stanach i opisuje wszystko, a w zasadzie Nic nie opisuje. I taka jest „Ameryczka” – reportaż z podróży po Ameryce, w którym czytelnik nie znajdzie Niczego.

Marecki realizuje w swojej najnowszej książce program wyborczy kandydata na urząd prezydenta Białegostoku, Krzysztofa Kononowicza, który, jak doskonale pamiętamy, miał plan, żeby „nie było niczego” i tym samym otworzył sobie drogę do wielkiej kariery celebryty i influensera. Zbieżność wizji Mareckiego i Kononowicza nie jest przypadkowa – obaj dla odbiorców są samotnymi jeźdźcami, obu fascynuje świat retro i obaj są zafascynowani możliwościami nowych mediów, skwapliwie je wykorzystując do swojego celu – celu ukazania Nicości.

Jedzie sam. Uwolniony. W końcu. Easy Rider przemierza tysiące kilometrów amerykańskich dróg. Zatrzymuje się w barach. Zatrzymuje się w motelach. Nie ma co opisywać tej podróży. Niczego tutaj nie ma. Niczego interesującego. Żadnych interesujących ludzi. Żadnych interesujących rozmów. Robi zdjęcia lomo. Są dowodem, że naprawdę Niczego tutaj nie ma. Dojeżdża. Byle napić się piwa. Byle w końcu położyć się spać.

Nicość jest dla Mareckiego boginią, Ameryka Mareckiego jest królestwem Nicości. Marecki wróci. Do swojej rodziny. Do swoich obowiązków. Do swojego świata. Do Polski. Ale będzie tęsknił. Za Niczym.



32. Wioletta Grzegorzewska "Tajni dyrygenci chmur" 



Grzegorzewska wraca do swoich rodzinnych stron, do położonej na Jurze wioski Hektary, by opisać mityczną krainę swojego dzieciństwa. Jest to jednak wejście po raz drugi do tej samej rzeki, bo podobne wątki znajdziemy w jej debiutanckim tomie prozatorskim "Guguły". "Tajni dyrygenci chmur" nie mieli dla mnie tej mocy co "Guguły", autorka nie zaskakuje ani w sferze opisywanych wydarzeń, ani w sposobie kreacji świata. Język tych krótkich form jest prosty, co uwiarygadnia dziecięcą narrację jako realistyczny, by nie powiedzieć pozytywistyczny opis rzeczywistości, ale nie jest w stanie unieść dziecięcej magii świata, co zapowiada okładka książki. Widać jednak, że Grzegorzewska w rodzinnych Hektarach czuje się dobrze i ta przyjemność udzieliła się także mi jako czytelnikowi. Ta przyjemność jest spowodowana uwolnieniem się prozy autorki "Stancji" od lęków oswojenie tego stracha na wróble, który widnieje na okładce. Jeśli coś istotnie różni ten tom od "Guguł", to właśnie dojrzałość spojrzenia autorki na swoje dzieciństwo. 


31. Dennis Wojda "566 kadrów" 


Książka graficzna o narodzinach, pokoleniach, czasach i Polsce. Prosta i trudna.


30. Martin Amis "Strefa interesów" 


Martin Amis próbuje zrozumieć Holokaust od środka. Pyta jak możliwe było normalne życie w tym otoczeniu, jak można było pracować w obozie przy ludobójstwie i prowadzić normalne zwykłe czynności, mieć miłości, romanse i zdrady, a potem iść do pracy przy mordowanu ludzi. I odpowiada: nie można było. Ta powieść, ta trudna, wielowątkowa powieść jest zapisem zbiorowego szaleństwa. A może lepiej powiedzieć: diabelstwa.


29. Tadeusz Korzeniewski "W Polsce" 


Nie znana mi wcześniej proza z PRLu. Blisko Marka Nowakowskiego i nurtu środowiskowego. Ciekawie się spogląda z dzisiejszej perspektywy na tamte realia sprzed czasów Solidarności. Bardzo ciekawy język, bardzo dobra energia tej prozy.



28. Philip K. Dick "Loteria słoneczna"


Teoria gier jako spoób na rządzenie światem. Nie ma dobrych, nie ma złych, bo wszystko jest losowe. Dick bardziej action niż filozoficzny, ale jakże to jest splecione! Tylko Philipa Dicka potrafię tak czytać - zapartym tchem, a jednocześnie ze zrozumieniem głębszej koncepcji stworzonego świata i jego wpływu na naszą rzeczywistość.


27. Katja Gorecan "Książeczka macierzyńska" 


Tęczowa książeczka pro-life

Kiedy nad naszymi głowami przetaczają się jak gradowe chmury dyskuje nad ochroną życia poczętego i tabletek wczesnoporonnych, przychodzi do nas ta skromna książeczka – „ Książeczka macierzyńska” Katji Gorečan, urodzonej w Słowenii poetki i pisarki. Opisuje ona w formie specyficznego pamiętnika intymną sytuację kobiety, która poroniła w pierwszym trymestrze ciąży. Specyfika tej książki polega na tym, że autorem „Książeczki macierzyńskiej”, jej narratorem i podmiotem lirycznym jest utracony syn bohaterki, któremu nadała ona imię Tobiasz.

Personifikacja zygoty – powinni powiedzieć w tym momencie oburzeni zwolennicy aborcji. Profanacja świętości życia – powinni powiedzieć teraz aktywiści pro-life, wystawiający swe „aborcyjne” banery w centrach miast, które powiewają jak sztandary krucjaty w dniu rzezi niewiniątek. Dwa obozy, dwie parady, dwie demonstracje, skazujące siebie nawzajem na stos i potępienie.

To wszystko jest poza „Książeczką macierzyńską”. Tutaj nie ma argumentów za i przeciw. Wojna, która tutaj się toczy, toczy się w głowie osamotnionej i opuszczonej, przez świat, ale przede wszystkim przez swoje dziecko kobiety. Człowiek, który się nie narodził, powstał w głowie mamy. To z perspektywy jego nieobecności przyglądamy się nieobecności w świecie bohaterki – tylko on potrafi zejść pod powłokę sformułowań „weź się w garść”, „jutro też jest dzień”. „Książeczka macierzyńska” jest pamiętnikiem podwójnej utraty – utraty dziecka i utraty siebie; pamiętnikiem bardzo intymnym, pamiętnikiem okradzionej duszy. Macierzyństwo jest tutaj stanem poszukiwania zerwanej więzi, tworzeniem przestrzeni metafizyki ponad brutalnym prawem natury. Tyle że to prywatna metafizyka, w której nie ma dogmatów, hierarchii i tłumu wyznawców. Jakże blado wypadają wobec tej prywatnej „książeczki żałobnego nabożeństwa” wszelkie deklaracje „adopcji życia poczętego”, które są wyrazem wojny światopoglądowej, nie zaś jak u Katji Gorečan, jej osobistej, intymnej apokalipsy.

Ale jak ten wewnętrzny świat opisać? Wydawnictwo Ha!art bardzo często staje na skrzyżowaniu liryki i epiki. W tym wypadku możemy dodać także „dramatu”, gdyż „ Książeczka macierzyńska” jest praktycznie gotowym monodramem. Ten monodram jest pisany prozą, który staje się wierszem. Zdania zmienione na wersy nabierają mocy, ekspresji podmiotu, odchodzą od obiektywności na rzecz subiektywizmu. Przełamanie konwencji literackich staje się tutaj przełamaniem granic między tym, co realne, a tym co duchowe. „Książeczka macierzyńska” staje się także traktatem na rzecz odrzucenia poetyk normatywnych, gdy jest to konieczne lub gdy tego pragnie autor\autorka/osoba autorska. Za trud tłumaczenia tej wielopoziomowej komplikacji należą się podziękowania Miłoszowi Biedrzyckiemu.

„Książeczka macierzyńska” jest dla mnie tęczowym traktatem pro-life, bo jej siła, zarówno pod względem literackim jak i pod względem wymowy, jest siłą paradoksu - paradoksu istnienia.

26. Andrzej Stasiuk "Taksim" 


Na Wschód. W kurz. W trasz. W brud. W męski zarost i pot. W dym fajek bez akcyzy i woń alkoholu bez akcyzy. W bezczas. Jedna z najlepszych książek Andrzeja Stasiuka.




25. Olga Tokarczuk "Bieguni" 


Życie w ruchu, w biegu, bez zatrzymywania. Śmierć jako utrwalenie. Preparowane, nieruchome eksponaty z ludzkiego ciała, w których ruch ustał.



24. Georges Perec "Życie instrukcja obsługi" 


Wkroczyć w pustkę. Dotknąć pustki.



23. Sajgon "Brud khaki" 


Na brudnej wojnie znajdziemy swoje przeznaczenie. Męski świat, którego się boimy, ale który wypełnia nasze pragnienia o prawdziwym życiu.


22. Marcin Kącki "Lepperiada"


Czasem warto spojrzeć na Polskę z dystansu. By zobaczyć ten horror, który był dla nas kabaretem.Na kuriozum zakrawa fakt, że człowiek, który ujawnił i opisał seksaferę sam został oskarżony o molestowanie przez dziewczynę, której pomagał rozwijać karierę dziennikarską.



21. Franciszek Bielaszewski "Ta, Panowie, idę umrzeć" 


O Hrabalu z czułością w aromacie pilsnera. Przyjemnie i w duchu hrabalowskiej prozy.


20. Paweł Orzeł "Teksty funeralne" 


 "Piszę tylko dla siebie. Czasami odczytuję to po latach". To zdanie z książki Pawła Orła mówi wszystko o niepotrzebności "Tekstów funeralnych". A ja kocham niepotrzebne ksiązki. Kocham je tym bardziej, im bardziej są osobiste.


19. Maciej Sieńczyk "Spotkanie po latach" 


Piękna powieść graficzna - blokowa przaśność z opowieści w powieść. Wszystko w zwyczajności magicznej i sentymencie do PRL-u. Taki "Pamiętnik znaleziony w Oławie". I do tego tak pięknie wydana. 



 18. Tadeusz Słobodzianek "Śmierć proroka"


Mistyka prawosławia versus ruska polityka. Trzy dramaty mistrzowskiego pióra Tadeusza Słobodzianka właśnie o tym traktują.

17. Wojciech Tochman - "Schodów się nie pali"



Schodów się nie pali - teksty z końcówki XX wieku - to są reportaże jak trzeba, bo przez ludzkie historie spoglądają na wyjątkowy moment w historii. Pierwszy rachunek sumienia po dekadzie wolności. Najważniejsze w tych tekstach, coś jak wspólny mianownik, jest poszukiwanie tożsamości w świecie, z kórego zostaliśmy wyrwani przez nowe reguły gry po 89 roku. Schodów się nie pali, czyli istnieją rzeczy ważniejsze niż historyczne trendy i ideologie, niż pieniądze i sukces, istnieją więzi, bez których nic nie zaspokoi poczucia wewnętrznej pustki i samotności.

14-15-16

Jak co roku w maju.

Marek Nowakowski "Górą Edek"

Olga Tokarczuk "Profesor Andrews w Warszawie"

Andrzej Stasiuk " Miejsce" 

Z cyklu maturalne powtórki.


13. Anna Cieplak "Ciało huty" 

Kobiety i huta "Katowice". Na przestrzeni pokoleń. Zmiany. 
Książka o zmianach w świecie kobiet. W Polsce. Są książki bardziej i mniej potrzebne - ta jest po środku. 


12. Zyta Rudzka "Ten się śmieje, kto ma zęby" 


Powieść jak myśliwiec 

Jeśli powieść jest jak myśliwiec, to powinna: mieć pułap i dużo powietrza, przestrzeni, by nieść czytelnika; powinna być drapieżna, atakować pomysłem narracyjnym i językiem; powinna być prawdziwa, zatem mieć bohaterów z krwi i kości - choćby byli martwi; powinna zaskakiwać, pojawiać się z nienacka tam, gdzie nikt się tego nie spodziewa; powinna w końcu umieć iść pod prąd, nie ulegać oczekiwaniom, nawet jeśli temat, który porusza, wydaje się narzucać pewną oczywistość i poprawność. Jeśli powieść jest myśliwcem wśród prozy, to "Ten się śmieje, kto ma zęby" właśnie nim jest.

11. Jaga Słowińska "Siostro"


Ballada o smutnej wiśni. 

10. Philip K. Dick "Blade Runner" 


Kostium SF, ale problemy związane z AI coraz bardziej aktualne. Osobiście wolę Dicka bardziej metafizycznego, bez chandlerowskich inklinacji.
 
9. Natalka Suszyńska "Chipsy dla gości" Ha!art


"Chipsy dla gości" Zjadłem "Chipsy dla gości" bardzo szybko. Były żywe. To znaczy ożywiały się podczas jedzenia. Jedzenia, czyli czytania. O mało się nie udławiłem. Były tam demony wspólczesne, konsumpcyjne, demony nadchodzącej zagłady. Przerażające tym bardziej, że takie bliskie, takie prawdziwe. Autentyczny horror z uśmiechniętą, bezradną buzią.

8. Bohumil Hrabal "Czuły barbarzyńca"


Wydawnictwo „Czuły barbarzyńca”, specjalista o czułego barbarzyńcy Hrabala uraczyło nas tym razem wznowieniem jednego z najważniejszych utworów mistrza bawidulskiej opowieści – chodzi o krótką powieść „Czuły barbarzyńca”. Powieść ta nie jest o Hrabalu, a raczej nie tylko o Hrabalu. Hrabal jest tutaj narratorem, wspominającym swego przyjaciela, czeskiego plastyka – Vladimira Boudnika. To on jest tytułowym „Czułym barbarzyńcą”.Był absolwentem Państwowej Szkoły Grafiki w Pradze. Z Hrabalem spotkali się w kladeńskiej hucie, gdzie, tak jak wielu intelektualistów i artystów na początku lat pięćdziesiątych, mieli poznać jak smakuje robotniczy chleb. W hrabalowskim panoptikum dziwnych ludzi zajmował miejsce szczególne – nawiedzony artysta; człowiek, któremu życie myli się z twórczością; „boży szaleniec”, dokonujący samospalenia na ołtarzu sztuki. Przez półtora roku Hrabal i Boudnik mieszkali razem w zamienionej na mieszkanie kuźni, która mieściła się na praskiej Libni. Ten legendarny lokal (dziś już nieistniejący) czasem odwiedzał ich kolejny przedziwny towarzysz – Zbyniek Fiszer alias Egon Bondy, czeski kontestator, antypaństwowy komunista, hipis i w końcu buddysta (zmarł kilka lat temu; Mariusz Szczygieł pierwszy reportaż z książki „Zrób sobie raj” poświęcił właśnie tej postaci – udało mu się odnaleźć na krótko przed śmiercią Egona Bondy’ego i porozmawiać z nim). W czasie najtęższej, stalinowskiej zimy ludzie ci potrafili radośnie żyć, czerpać pełnymi garściami z rzeczywistości i udowadniać światu, że, jak to pięknie ujął Hrabal w jednym ze swoich opowiadań z tamtego okresu, „człowieka nie da się odwszyć z wolności”.Jaka była sztuka Vladimira Boudnika? Sam nazywał ją „eksplozjonalizmem”, pisał na ten temat traktaty, a w praktyce sprowadzało się to do wykonywania na metalowych płytach przedziwnych odcisków z wiórów, śrub, kawałków drutu, przy pomocy potężnej prasy. Hrabal wspomina, że Boudnik sam eksperymentował z prasą, którą ustawiał w ten sposób, żeby zatrzymała się tuż nad podłożoną przez niego głową i takie performance wykonywał w obecności swoich kolegów z fabryki. Boudnik fascynował się złomem, ruinami, odpadami. Zawsze zatrzymywał się tam, gdzie prowadzono jakieś roboty, gdzie z rozkopanej ziemi wynurzały się industrialne tkanki kabli i rur. Fascynował go rozkład i destrukcja miejskiej przestrzeni. Z jednej strony kochał rzeczy stare i zniszczone, z drugiej uważał za piękną tymczasowość świata i jego przemijalność. Chwytał chwile, wręcz mgnienia. W całym życiu i twórczości Boudnika łatwo możemy odnaleźć inspiracje abstrakcyjnym malarstwem, które po drugiej wojnie światowej szukało sposobów na opisanie chaosu świata. Twórcą, do którego można odnieść dzieła Boudnika, jest niewątpliwie ekspresjonista Jackson Pollock ze swym agresywnym traktowaniem przestrzeni działań artystycznych. Sytuacje, które opisuje Hrabal w „Czułym barbarzyńcy” świadczą o niespotykanej wrażliwości i entuzjazmie życia, o olbrzymim temperamencie, który okazał się największym wrogiem artysty.„Te przygody mogą przydarzyć i wam” – pisał Hrabal w tekście wygłoszonym podczas wernisażu Boudnika, który miał miejsce już po jego śmierci. W szarym świecie, w którym przyszło żyć bohaterom i przyjaciołom Hrabala, potrafili oni odnaleźć radosny, prometejski płomień i nieść go ludziom. Dziś, w przebogatym hipermarkecie, jakim stała się rzeczywistość, możemy mieć problem ze zrozumieniem, o co chodziło ludziom doświadczonym traumą wojny; możemy nie zrozumieć potrzeby tego intensywnego poszukiwania sensu, która graniczyła z szaleństwem. Wszyscy bohaterowie Hrabala, także Boudnik, przypominają trochę pakowacza Hantię ze „Zbyt głośnej samotności”, człowieka odstawionego na boczny tor, podczas gdy pociąg historii pędzi na złamanie karku. Vladimir posądzany o szaleństwo nie umiał uwolnić się z obsesji bycia obserwowanym, nie umiał pogodzić się z niezrozumieniem świata, gdy on tańczył swoje życie. Lecz jeśli ktoś miałby ochotę na chwilę zapomnieć się oraz opić powietrzem i opowieścią o dziwnych ludziach, to „Czuły barbarzyńca” czeka. Bo, jak powiedział jeden z hrabalowskich bohaterów, „jak się człowiek uchleje, to nawet w Kersku może być Kilimandżaro”. Takiego literackiego upojenia życzę podczas lektury „Czułego barbarzyńcy”.

7 Bohumil Hrabal "Zbyt głośna samotność" 


Sprawa pakowacza Hanti 


W składzie makulatury na ulicy Spalonej w Pradze Bohumil Hrabal spotkał w latach 50-tych Jindricha Paukerta - pierwowzór bohatera "Zbyt głośnej samotności. Mimo swoich prawie 40-stu lat początkujący pisarz, doktor praw trafia po resocjalizującej pracy w kladeńskiej hucie do praskiego skupu makulatury. Kiedy czyta się literackie wspomnienia pisarza z tamtego okresu, wydaje się, że to najpiękniejszy okres jego życia: dom na Grobli Wieczności, czyli stara kuźnia przerobiona na mieszkanie, wędrówki po praskich mordowniach (tak zwany slalom gigant, opisany także w "Głośnej samotności"),  magiczne postaci przyjaciół takich jak Vladimir Boudnik czy właśnie Jindrzich Paukert.


"Zbyt głośna samotność" zostaje wydana w 1976 roku, kiedy Hrabal był już popularnym twórcą o ustalonej pozycji przede wszystkim dzięki oskarowej adaptacji "Pociągów pod specjalny nadzorem", których był współscenarzystą. Od tamtego czasu sporo się w życiu pisarza pozmieniało. Hrabal powoli oswajał się ze swoją starością, ale na kształt książki miały wpływ wydarzenia polityczne, mające miejsce w połowie lat siedemdziesiątych. W tym czasie Hrabal był nękany przez Służbę Bezpieczeństwa jako autor funkcjonujący w dwóch obiegach literackich - tym oficjalnym i legalnym oraz samizdatowym, związanym z działaniem opozycji politycznej na czele z Vaclavem Havlem. Efektem zabiegów bezpieki było nakłonienie pisarza do wykonania gestów lojalności wobec komunistycznej władzy. Nabrało to szczególnie mocnego znaczenia po opublikowaniu przez Havla i opozycję "Karty 77",której Hrabal nie podpisał i wielu miało mu za złe jego konformistyczną postawę.


Ten ból związany z odczuwaniem swych moralnych dylematów stanął u źródła powieści "Zbyt głośna samotność". Hrabal, będący zawsze poza polityką, czuł się w tym momencie swojego życie wyjątkowo silnie uwikłany w procesy historyczne, w których uczestniczyć po prostu nie chciał. Mógł czuć się podobnie jak bohater "Zbyt głośnej samotności" - odstawiony na boczny tor i niezrozumiany. 


Tak właśnie funkcjonuje Hantia - wykształcony mimo woli pakowacz makulatury ze składu na ulicy Spalonej. Jest to człowiek wewnętrznie rozerwany pomiędzy miłość do książek a ich niszczenie. Swoją pracę traktuje jak dzieło sztuki, bowiem każda paczka sprasowanego w sześciany papieru stanowi osobistą realizację twórczą, każda ma swój indywidualny charakter, każda niesie w sobie otwartą księgę i myśl, choć nie wie o tym nikt oprócz Hanti. Jego sztuka ma zatem charakter całkowicie bezinteresowny, nikt nie wie, że sprasowany papier jest artystyczną kreacją. Tam, gdzie wielkie myśli i dzieła niszczy się w potężnych kadziach jako nikomu już niepotrzebne, tam na dnie piwnicy praskiego skupu makulatury siedzi samotny człowiek, który, kochając swoje książki, zarazem posyła je na śmierć. "Zbyt głośna samotność" to głównie opowieść o przemijającej epoce słowa pisanego.


Czas Hanti dobiega końca. W skupie makulatury na Bubnach działa już automatyczna prasa, o wiele bardziej wydajna niż zmęczony, stary człowiek, który porównuje swe dzieło do pracy Syzyfa. Prasa na Bubnach nie ma tych dylematów i refleksji, jest skuteczna i nie istnieje dla niej ilość, która mogłaby ją przerosnąć. Hantia wie, że to koniec jego głośnej samotności, którą chciał uczynić piękną. Nadchodzi czas młodych ludzi, dla których ten świat nie będzie wiecznym borykaniem się z bólem istnienia, próbą odgadnięcia sensu i pragnienia piękna. Zautomatyzowana, radosna ludzkość, która idzie dziarsko do przodu, mija obojętnie przechodzących obok, szarych i nieciekawych Syzyfów, Lao Cy i Chrystusa, Hantię. 


"Zbyt głośna samotność" to powieść tak wielowarstwowa i pełna znaczeń, że czytając ją po raz trzeci, miałem wrażenie, że czytam zupełnie inną książkę. Nie sposób w kilku zdaniach zawrzeć, o czym jest ta krótka, napisana poetyckim, barwnym językiem proza - dla każdego na pewno będzie czymś innym, bo w tym tkwi siła twórczości Bohumila Hrabala, który tworząc swój subiektywny świat, potrafił skłonić odbiorcę do stworzenia własnej wersji dzieła. Jest w tym utworze gorycz, żal i melancholia, ale jest w nim także głębokie przekonanie, że życie jest dziełem sztuki i że nie wolno nam o tym zapomnieć.

6. Robert Ziębiński "King. Instrukcja obsługi" 


King to samograj i żyła złota nie do wyeksploatowania.



5. Art spiegelman "Maus" Tom 1i2 


Całość.


1/24 Art Spiegelman "Maus. mój ojciec krwawi historią"

Maus: Mój ojciec krwawi histor

Maus: Mój ojciec krwawi historią



Zdumienie, że akcja tego legendarnego komiksu zaczyna się w Częstochowie. Żydzi jak myszy, Polacy jak świnie. Hitlerowcy jak koty - serio? Holocaust w popkulturowym wydaniu przerażający jest tym bardziej.

2. Art spiegelman "Maus. I tu zaczęły się moje kłopoty"  


Popkultura powinna być wrogiem tematu Holocaustu - tak miałem, tak miałem nawet z "Listą Schindlera". Ale w "Mausie" jest inaczej. Komiksowy charakter opowieści jeszcze bardziej potęgował we mnie grozę Zagłady. Ta zwyczajność, "dziecinna forma", czyniły historię Władka Spiegelmana jeszcze bardziej porażającą i paraliżującą, że musiałem co jakiś czas odkładać ten pięknie wydany tom. Miałem dość. Niby myszki, kotki, świnki, pieski, ale te alegorie mówiły, że nawet zwierzęta nie zasłużyły sobie na taki świat. I oczywiście postać Władka z jego pięknie wystylizowanym w tłumaczeniu językiem - to ona sprowadza nas z bajki na Ziemię, że to wszystko wydarzyło się naprawdę. 

3.  Przemek Wojcieszek "Świnie wojny" - wyd. Ośrodek Kultury i Sztuki we Wrocławiu

                                                                     zdjęcie  okis.pl


 Kain i Abel – powrót do Raju


Biblijna przypowieść o Kainie i Ablu to odwieczny pierwowzór konfliktu między braćmi, który tak często odnawiany jest na kartach powieści kryminalnych. Ale czy tak często biblijni bracia powracają do Raju? Tak się może zdarzyć jedynie w kryminale „Świnie wojny” autorstwa enfant terrible polskiej sztuki, Przemka Wojcieszka !

Przemysław Wojcieszek – reżyser teatralny i filmowy, reżyser legendarnego filmu i spektaklu „Made in Poland”! Niepokorny twórca, bezkompromisowy buntownik, ostatnio autor niszowych kryminałów – debiutował kryminalnym musicalem „Berlin Heroin”, dziejącym się w Neukoln, mrocznej dzielnicy Berlina. Właśnie do Berlina wyemigrował za chlebem, gdy poszukiwał swego miejsca w świecie, po tym jak wykluczony został z grona nadziei arthousowego kina. Całe szczęście, że Wojcieszek, mimo przeciwności losu i ludzi, nie ustaje w swoich twórczych dążeniach.

W swoich podróżach i poszukiwaniach miejsca na Ziemi Wojcieszek zawędrował do Frydlandu – czeskiego miasta, leżącego w obszarze Trójstyku, miejsca, gdzie łączą się granice Czech, Niemiec i Polski. To właśnie tam umiejscowiona jest akcja „Świń wojny”. Wojcieszek opisuje Frydland jako raj na Ziemi, arkadię pływającą w morzu najlepszego na świecie piwa. Czy tę idyllę i błogie życie komisarza Borovki i jego partnerki Anički jest w stanie coś zakłócić?

Zabójstwo młodego Ukraińca – na to we Frydlandzie nikt nie był gotowy. Wsiowe kradzieże, bardziej wykroczenia niż przestępstwa do tej pory delikatnie wzburzały słodką i nudną idyllę w tej uśpionej nektarem piwa krainie. Tymczasem ukraińscy Kain i Abel właśnie tutaj rozstrzygają swoje porachunki. Borovka musi stawić czoła prawdziwemu przestępstwu, przestępstwu, które przekracza granice i nie obędzie się bez pomocy stróżów prawa z Polski i Niemiec. "Świnie wojny" to napisana żywym i barwnym językiem historia, gdzie kryminał ustępuje klimatowi knajpy i sączącego się powoli browaru.

Kryminał Wojcieszka niesie jednak głębszy sens – do rajskiej krainy docierają tytułowe „świnie wojny”, bracia, którzy stali się z powodu konfliktu śmiertelnymi wrogami, współczesnymi Kainem i Ablem, i ta brutalna rzeczywistość nie jest tak bardzo odległa. Wojna na Ukrainie, ten groźny wiatr od Wschodu, niszczy w Czechach, Niemcach i Polakach iluzoryczne poczucie bezpieczeństwa i braterstwa. Borovka musi przeciwstawić się zagrożeniu dla jego prywatnego raju, dla jego błogiego haju. Jak długo przyjdzie nam się bronić? - to ciężkie jak betonowy gruz ze zniszczonego rakietami wieżowca pytanie wyziera do czytelnika z niewinnej formy kryminału.

Ale od czego jest najlepsze piwo na świecie i heavy metal? Od czego są bajkowe gospody i czerstwe zdrowie ich bywalców? To są dla Wojcieszka i Borovki te wielkie idee, te wielkie wartości, za które warto walczyć i może nie tyle ginąć, co ruszyć swój tyłek znad kufla i oderwać się od hipnotycznych dźwięków Black Sabbath, byśmy nie stali się jutro „świniami wojny”.


4. Georges Perec "Rzeczy"

                                                     okładka wyd. Lokator 
To moje pierwsze spotkanie z twórczością Pereca. Przeczytałem z okazji spektaklu "Życie, instrukcja obsługi" Katarzyny Kalwat w Starym, żeby choć "liznąć" tej prozy. Rzeczywiście jest to zdumiewająco aktualne mimo upływu pół wieku. Sylvia i Jerome są emblamatami swego pokolenia, ale z perspektywy czasowej kumuluje się w nich całe konsumpcyjne marzenie człowieka Zachodu - mieć zamiast być. Tę krótką powieść w dużej mierze stanowią wyliczenia pragnień, a relacje dwojga bohaterów ze sobą i ze światem są schowane za przedmiotami oraz standardem życia, o którym marzą.






Filmy 2024

 Wejście kinowe 1/24 Pieprzyć Mickiewicza Pierwsza wizyta w kinie w tym roku sięgnęła w okolice dna. I to nie dlatego, że coś tam i jestem zdeklarowanym dziadersem. Ten film traktuje młodych ludzi jak głupków i jest w tym bezlitosny. Pieprzyć Ogrodnika. 2/10

Wejście kinowe 2/24 KOS reż. Paweł Maślona Ciężki do oceny film. To, co atrakcyjne, ukryte w ciemnościach. Z drugiej strony więcej mówi o polskiej historii niż poprawne politycznie filmy z cyklu "Bóg Honor Ojczyzna". I to zafiksowanie na Tarantino wychodzi temu filmowi na złe. Wolałbym Maślonino. Ale i tak warto - Więckiewicz jako Christopher Waltz z "Bękartów wojny" naprawdę daje radę, a jak się już rozkręci, to kręci. 6/10

Wejście kinowe 3/24. "Pszczelarz" reż. Dan Ayer Adam Clay zajmuje się hodowlą pszczół gdzieś na uboczu tego świata. Przyjaźni się z emerytowaną nauczycielką i nie lubi nowoczesnych technologii. Niestety, hackerzy nie dają spokoju tym najbardziej bezbronnym - oszukiwanie starszych ludzi, w tym przyjaciółki "Pszczelarza", to intratny i pozbawiony ryzyka biznes. Do czasu, gdy trafiają na Adama Claya, który chroni swój ul, czyli świat prostych wartości. Adam Clay to eko-mściciel, stojący po stronie natury i prawdziwego życia. Adam Clay to bohater kina akcji nowej rasy, który niszczy komputerową dominację i ludzi, którzy stali się już internetową fikcją, narkotykowym mirażem z nowych mediów. A wszystko podbite tym, co najbardziej cenię w kinie popularnym - czarnym humorem dobrej próby. Duża przyjemność oglądania i 7/10.

Wejście kinowe 4/24 "Biedne istoty" reż. Yorgos Lanthimos No, jest to bajucha piękna, na bogato i pełna, jak to bajucha, morałów, metafizyki, ale i erotyki tylko dla dorosłych. Zawsze postrzegałem filmy Lanthimosa jako sterylne, pozbawione zbędnych ornamentów, a tutaj taki przepych popkulturowy, z którego Lanthimos czerpie pełnymi garściami. Czerpie też z baśniowego arthouse'u Guya Maddina, z braci Quay, ale znalazłbym i von Triera, i Leosa Caraxa z dodatkiem Matthew Barneya. Wszyscy ekstremalni kinowi wizjonerzy się tutaj wymieszali, a wykonanie zapiera dech w piersiach. Tylko czy starczyło miejsca dla samego Lanthimosa? Nic nie zmieni sytuacji, że jesteśmy tylko biednymi istotami stworzonymi przez biednego, cierpiącego Boga. A twórca też jest bogiem, biednym i cierpiącym.. 8/10

Wejście kinowe 5/24 "Chłopiec i czapla" reż. Hayao Miyazaki. Wszystkie filmy wytwórni Ghibli to realizm magiczny dla widzów w każdym wieku, a może ci młodsi nie wszystko zrozumieją. "Chłopiec i czapla" wśród tych filmów plasuje się naprawdę wysoko, umieściłbym go blisko "Grobowca świetlików", czyli wielkiego arcydzieła Takahaty. Film o stracie, film o przejściu, niby podobne w tematyce do "Biednych istot", ale "Chłopiec i czapla"dużo mocniej chwyta za serce. Jakże to inne od śmiesznych animacji Disneya czy Pixara. 9/10

Wejście kinowe 6/24 Narodziny bogów reż.Wuershan Chińska superprodukcja fantasy, o której powiedzieć, że jest widowiskowa, to nic nie powiedzieć. Natomiast jest to kino tak inne, tak różne od naszych oczekiwań, że kulturowy szok w czasie seansu może być zbyt duży i może prowadzić do napadów niepohamowanego śmiechu w najbardziej nieodpowiednich momentach. Tylko na dużym ekranie. 5/10

Wejście kinowe 7/24 "Powstaniec 1863" Sebastian Fabijański miał być Bogusławem Lindą XXI wieku, Zbigniewem Cybulskim millenialsów. Coś poszło nie tak. Kuriozalne wybryki, cały ten medialny szoł nie pozwalają uwierzyć w strojone przez niego miny. Dlatego nie sposób brać na poważnie romantycznego wizerunku księdza-patrioty, narodowego mistyka, realizującego mesjanistyczne powołanie. Po tej niestrawnej porcji Boga, Honoru i Ojczyzny pozostaje tylko pusty brecht i niesmak, bo postać księdza Brzóski była jednak prawdziwa, a tu otrzymujemy niezamierzoną karykaturę. Ale może o to chodzi we współczesnym, medialnym cyrku. 3/10

Wejście kinowe 8/24 "Akademia Pana Kleksa" reż. Maciej Kawulski Musimy mieć nasze bajki, bajki, które przemówią do naszych dzieci, ale także do nas. To bardzo ważna rola kultury - budować pokoleniowe mosty, pleść nić porozumienia między dziadkami, rodzicami i dziećmi. Nie na siłę, poprzez niezrozumiałe lektury, ale w sposób autentyczny i atrakcyjny formalnie. Z tej perspektywy pomysł na nową wersję"Akademii Pana Kleksa" był nie tylko potrzebny, ale także, o dziwo, realizacja jego jest sukcesem - artystycznym i komercyjnym (miesiąc po premierze pełna sala w Cinema City, 2 miliony widzów na liczniku, który cały czas bije). Jest także w filmie temat, który w klasycznych bajkach jest rzadko obecny - wszak wątek Alberta to wątek dziecięcej depresji. A że wilkusy to PiS, Pan Kleks - Donald Tusk, Ada i Vincent - młode pokolenie ponad podziałami, tego chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć 😉 Witajcie w nowej bajce! 7/10

Wejście kinowe 9/24 Obsesja reż. Todd Haynes A jeśli powiem, że to nie tyle dramat o pedofilii, a film o bezkompromisowym tworzeniu filmowej postaci, film o inspirowaniu się sztuki rzeczywistością, której horroru nie sposób oddać? Tak, horror - to ten gatunek! 8/10

Wejście kinowe 10/24 Agrylle. Tajny agent. reż.MatthewVaughn Przede wszystkim jest to komedia, parodia filmu szpiegowskiego. Bardzo głupia, ale całkiem śmieszna. I jest Sam Rockwell, więc wytrzymałem do końca. I w jednej z głównych ról nowa piosenka Beatlesów. I jest cudowny kociak. 6/10 A niech tam.

Wejście kinowe 11/24 Dobrzy nieznajomi reż. Andrew Haigh Nie płakałem, choć bardzo się starałem. Sundance'owskie wyciszenie jest tłem dla wielkiego bólu i krzyku, który nosi w sobie bohater. Ten dramat rozgrywa się na pograniczu sennych marzeń i koszmarów. I ta muzyka z lat 90. Pet Shop Boys, Allyson Moyet, Frankie Goes to Hollywood...,czyli wtedy, gdy nikły wcześniej wątek LGBT, zaczął się przebijać do powszechnej świadomości, więc ten temat jest w "Dobrych nieznajomych" bardzo istotny. I niech tak będzie. 7/10

 Wejście kinowe 12 Strefa interesów reż. Jonathan Glazer Siedzę i nie mogę napisać słowa po drugim seansie "Strefy interesów". Poszedłem po raz drugi, żeby poczuć ten film jeszcze mocniej i nie zawiodłem się. Powtórny seans plus większa wiedza i większe skupienie wprowadziły mnie w filmowy trans. Trans codziennego zła. Ale co można jeszcze napisać o tym filmie? Tyle już słów padło, że każda kolejna opinia będzie o kolejną opinię za dużo. Ale to dobrze, że tyle się mówi, wraca do korzeni właściwie, wraca do Norymbergi, zadaje fundamentalne pytania, próbuje dawać odpowiedzi, jak próbowała je dawać Hannah Arendt w swym słynnym reportażu poświęconym procesowi Adolfa Eichmanna, przywoływana w kontekście tego filmu wiele razy. „Rzecz o banalności zła”, zwykli ludzie, jedni z nas, którzy drugim zgotowali ten los. Ale przecież zgotowali go także sobie. Co „Strefa interesów” chce powiedzieć nam, co chce powiedzieć o nas? Dziś za oknem monitora też mamy śmierć i hekatombę i żyjemy jak gdyby nic się nie stało. Nigdy nie mieszkaliśmy tak blisko Auschwitz, nigdy zbrodnia nie była tak odczłowieczona przez media. Budujemy własne enklawy bez fundamentów ideologii i propagandy. Jedynym fundamentem pozostała chciwość - mnie się to lepsze życie należy bez względu na koszty. Chciałbym się dowiedzieć, co Rudolf Hoess myślał, stojąc pod szubienicą, czy nie pomyślał może „a jednak było warto”. Ale przecież są w tej ciemnej historii termowizyjne przebłyski nadziei, jest teściowa, która popada w rozpacz, widząc łunę z komina krematorium, jest wreszcie sam Rudolf, wymiotujący, chociaż nie ma czym. Nadzieja istnieje nawet w piekle. Cały czas 10/10

Wejście kinowe 13/24 Gdy rodzi się zło reż. Damien Rugja Bardzo, bardzo zły film! Miałem ten śmiech, który ma zagłuszać wstręt i przerażenie, kilka razy. 7/10

Wejście kinowe 14/24 Coś w wodzie Pięć dziewczyn i rekinek. Dwie przeżyły, więc film słaby.

Wejście kinowe 15/24 Dzieci Amelii reż. Gabriel Abrantes Jeszcze nie ma na Filmwebie. I może dobrze.


Wejście kinowe 16 Pamięć reż. Michel Franco Pamięć reż. Michel Franco
Jeden z najbardziej rozpoznawalnych dziś twórców filmowych, meksykański reżyser Michel Franco, mówi w „Pamięci” z jednej strony o tej pamięci, którą się traci, która jest ułomna i ukazuje w zniekształcony sposób przeszłość – jakże często próbuje się człowiekowi weprzeć na siłę „oficjalną” wersję zdarzeń. Sylvia (doskonała jak zawsze Jessica Chastain) walczy o prawdę i swoją pamięć, którą chce zdeformować jej bliskie otoczenie – ludzie, którym powinna przecież ufać. Wcześniej uciekała od swej pamięci, topiła ją w alkoholu. Od 13 lat pozostaje trzeźwa i na trzeźwo mierzy się ze swymi traumami. Z drugiej strony Saul zapomina, cierpi na demencję – jego trauma zakryta zostaje przez wyparcie, które powoduje, że nie potrafi sobie radzić z rzeczywistością. Sylvia, która chce pamiętać i Saul, który nie chce sobie przypomnieć, spotykają się, żeby znaleźć „nowy początek”. Ich relacja jest ukazana w filmie Franco jak prawdziwa magia przeznaczenia. Ale jest tutaj jeden bardzo czarny bohater – rodzina. Meksykanin w swoich filmach pokazuje, że rodzina jest „kłębowiskiem żmij” jak kiedyś ujął to Mauriac, gordyjskim węzłem zależności, dla których mamy się poświęcić mimo wszystko. Motyw traumatyzującej i opresywnej rodziny widziałem we wszystkich filmach Franco i jest to okrutna diagnoza. Ale we wszystkich jego filmach widziałem też pragnienie wolności i to jest ten promień w ciemności, który tworzy przestrzeń nadziei także w „Pamięci” i choćby ten promień miał świecić tylko chwilę, to warto za nim iść. To kino trudnych emocji i trudnego piękna. Chociaż poprzedni film Franco,„Sundown”, przemówił do mnie mocniej to za „Pamięć” przynajmniej 8/10.

Wejście kinowe 17/24 Godzilla i Kong. Nowe Imperium Te potwory są śmieszne, natomiast ludzie w tych filmach żałośni. 2/10

Wejście kinowe 18/24 Omen. Początek reż.Arkasha Stevenson Prócz klimatycznego, satanistycznego horroru jest to także film dotykający poważnych kwestii filozoficznych, tematu wiary. Wszystko tutaj dzieje się na trójstyku realizmu, psychiki i metafizyki i udało się twórcom oddać to przenikanie, że nie wiedziałem, co jest rzeczywistą prawdą, co fantastyką grozy a co projekcją psychiki bohaterów. Film, który sam w sobie jest wielkim pytaniem o istotę ludzkiego bytu. A gdyby wyjść z gatunkowej bańki i potraktować Omen

Początek jako opowieść o dylematach młodej bohaterki, która zderza się z coraz trudniejszą prawdą o świecie, jej duchowej inicjacji, gdy pryska iluzja dziecięcej pobożności? 8/10

Wejście kinowe 19/24 Kobieta z... reż.Małgośka Szumowska/Michał Englert Zderzenie transgresji z polską, przaśną rzeczywistością jest tym, co u Szumowskiej lubiłem i lubię także w "Kobiecie z...". Polska od lat 80-tych do dziś jest ukazana z taką delikatnością, wyczuciem, że przez większość seansu byłem urzeczony projekcją wspomnień i bohaterem/ką inną od całego tego peerelu. I teraz spoiler: to zakończenie jak tandetna "woke" agitka jest kolejną wymuszoną ideologiczną maską, kolejnym kiczowatym zniewoleniem. I Szumowska na to idzie, zatracając całe swoje wyczucie? Mimo wszystko 6/10.



Wejście kinowe 20/24 Civil War reż. Alex Garland Wizualnie ten film już tworzy klasykę amerykańskiego kina wojennego. Między "Bitwą o Midway", "Czasem apokalipsy" i "Plutonem*. Później nie było w tym temacie nic ciekawego - "Helikopter w ogniu" czy "Dunkierka" nie były filmami XXI wieku - dopiero "Civil War". Za tę wizję, która się poniekąd ziszcza, ale oby się nie ziściła, daję 9/10, choć mniej przejąłem się bohaterami niż wizją wojny,krwi i śmierci. Przemierzamy z bohaterami kolejne kręgi piekła.Jak u Dantego. Technologie się zmieniły, ale istota człowieka pozostaje ta sama 8/10

Wejście kinowe 21/24 Perfect Days reż. Wim Wenders Po raz drugi. Perfect Days. „Doskonałe dni” w samotności człowieka, który był kimś, ale z własnego wyboru został nikim. Tylko ci ludzie z przeszłości, wzbudzający smutek, żal, ale nie tęsknotę. Jak pisał Hrabal: Ten świat jest niewyobrażalnie piękny, nie dlatego że jest, ale że ja go tak widzę. Cudna, filmowa medytacja, będąca pochwalą zwykłego życia. Ballada filmowa o tokijskim czyścicielu toalet z balladą Lou Reeda w tle. Subtelne kino nie dla każdego.
Najważniejsze dla mnie tutaj było milczenie, które ukazuje, że im więcej człowiek pozostaje w ciszy, tym bardziej potrafi wsłuchać się w świat i ludzi dookoła.
I jeszcze jedno – to szlachetna elegia ku czci czystości. Jeśli ten film jest tokijski, czy japoński (a może buddyjski), to właśnie tę czystość mam na myśli, że dopiero ona daje człowiekowi spokój i wewnętrzną radość.
A kosztuje to bardzo dużo wysiłku.
Po co mówić więcej? Pomilczmy i posłuchajmy tego filmu, bo może faktycznie do oglądania nie ma tu zbyt wiele. Ja zrobiłem to już dwukrotnie i pewnie nie jest to koniec. 9/10

Wejście kinowe 22/24 Abigail reż. Matt Betinelli-Olpin Tyler Gillet Ta wampiryczna wersja zabójczej wyliczanki w stylu Agaty Christie byłaby całkiem zabawna, gdyby nie żenujący poziom aktorski. Tylko Abigail daje radę. 5/10

Wejście kinowe 23/24 Latanie dla początkujących reż.Hafsteinn Gunnar Sigurðsson Kino jako antidotum na syf takiego dnia. Może nie jest specjalnie oryginalny, ale była w nim dla mnie ta islandzka lekkość i lekkostrawność mimo kilku głupstw. 6/10Wejście kinowe 35/24 Samsara Nowe Horyzonty tournée w kinie OKF Iluzja Buddyjski trans, faza Bardo, nie byłem na to przygotowany tego dnia. 7/10

Wejście kinowe 24/24 Samsara Nowe Horyzonty tournée w kinie OKF Iluzja Buddyjski trans, faza Bardo, nie byłem na to przygotowany tego dnia. 7/10

Wejście kinowe 25/24 Delikwenci reż. Rodrigo Moreno Bezkompromisowa elegia na cześć wolności, życia i piękna. Nowohoryzontowe snuje są dla mnie jak smak wakacji. Po latach takie kino znów w Częstochowie 8/10 Nowe Horyzonty tournée w kinie OKF Iluzja


Wejście kinowe 26/24 Back to black. Historia Amy Winehouse
Podstawowym problemem tego filmu jest to, że musi się mierzyć z wybitnym dokumentem Asifa Kapadii z 2015 roku. Był to akt oskarżenia - mimo że Kapadia oparł się tylko na materiałach dokumentalnych, udało mu się pokazać cały mrok showbiznesu, wszystko to, co dzieje się, gdy zgasną światła sceny. A dzieje się samotność wybitnie zdolnej i wrażliwej dziewczyny – Amy nie znalazła wsparcia ani u swego ojca, ani u partnera, którzy w krytycznym momencie byli najbliżej niej.

„Back to black. Historia Amy Wine” Sam Taylor-Johnson jest mową obrońcy, ale reżyserka nie broni Amy, tylko broni szowbiznesu. Dla mnie to tak jakby chciała widzom powiedzieć – sorry, life is brutal. Ten film jest całkowicie wyprany z emocji i pozbawiony empatii, a pani Sam Taylor-Johnson jest takim adwokatem, co to broni korporacji przed swoim klientem. Za muzykę mogę podnieść ocenę najwyżej do 3/10, ale nawet ona nie jest w stanie uratować tego zimnego jak kamień bio-picu.

Wejście kinowe 27/24 Kaskader reż. David Leitch Dziaderski rock i kaskaderskie teledyski do tych hitów są ok i są śmieszne, ale całe to tło komedii romantycznej doskonale psuje efekt. 4/10

Wejście kinowe 28/24 Challengers reż Luca Guadagnino Tenis jako akt erotyczny? Czemu nie. Nie jest to moja bajka, nie jest to moje kino, ale wszystko jest tak pięknie sfilmowane. Tylko dlaczego w tym pięknym wizualnie filmie nie ma emocji? 6/10

Wejście kinowe 29/2 4 Niepokalana Horror kościelno-zakonny, mocno nierówny. Testowanie ludzi strachem to taka broń obosieczna. Ale wątki kościelne i modlitewne były psychotyczne i ok, tylko później to straszenie zakonnicami oklepane. 5/10

Wejście kinowe 30/24 Jutro będzie nasze reż. Paola Cortellesi Kino kobiet w najlepszym wykonaniu. Pięknie sfilmowany w duchu włoskiego kina lat pięćdziesiątych, "Jutro będzie nasze" opowiada z wdziękiem, lekkością i humorem o mrokach patriarchatu. 8/10

Wejście kinowe 31/24 Spirited away. W krainie bogów reż. Hayao Miyazaki Magiczny film wszechczasów. 9/10

Wejście kinowe 32/24 Królestwo Planety Małp reż.Wes Ball Familijne kino małp 3/10

33. "Monster" Hirokazu Koreeda Tak subtelnie o traumach jak potrafi tylko Koreeda. Montaż filmowej opowieści o tym jak mało wiemy o innych, ukazująca różne perspektywy dotkniętych bólem i agresją bohaterów, to masterpiece.

34. Furiosa reż George Miller Wizualny masterpiece rodem z Mad Maxa, który mnie nie ruszył emocjonalnie na milimetr. Jedynie Dementus. 5/10

35. "Jedno życie" reż. James Hawes. Film bardzo skromny i staroświecki, za to pełen emocji. Można być zwykłym człowiekiem i mieć w sobie ten brak zgody na zło. Mało znana historia ratowania dzieci, głównie żydowskich, z Pragi po wydarzeniach w Monachium 38. 7/10

36. Hit Man reż. Richard Linklater Linklater ciśnie na swoją modłę w komedie romantyczne, ale tej psychologicznej farsy, z rozpracowywaniem kontraktów na zabijanie w tle, nie polecalbym na wieczór walentynkowy . Mówię to po seansie rozbawiony do łez. Komediowa rewelacja7/10

37. Królestwo zwierząt reż. Thomas Cailley Tak delikatne przenikanie fantastyki do całkiem realnej, psychologicznej opowieści unosi ten film ponad przeciętną jakość filmów o dorastaniu. I raczej nie fantastyczny, co właśnie magiczny 7/10

38. Mars Express. Świat, który nadejdzie reż. Jérémie Périn Taki "Blade Runner" AI. Wszytko tu mocno konwencjonalne, ale przyjemne i spasowane na gatunkową, cyberpunkową miarę. 7/10

39. ,Do granic" reż. Alejandro Rojas, Juan Vasquez Amerykańskie służby celne to najlepsze biuro matrymonialne - po takim maglowaniu to albo od razu się rozejść, albo zostać póki śmierć nie rozłączy, bo przeszło się przez wszystko. A na pytanie, czy film zamknięty w czterech ścianach może być pasjonujący, odpowiadam - jak najbardziej. Od czasów "12 gniewnych ludzi" odpowiedź jest twierdząca. 7/10

40. Wake up. Horror. Woke kontra Trump. Jedna ujnia i wieje nudą. 5/10

41. Demony Grace. Horror. Świetny. Zatrzymał mnie w kinie. Filipiński z istoty, a wiadomo, że Filipiny to filmowa potęga. Przynajmniej 7/10

42. Amulet. Horror. Fajna muzyka. I nic więcej l. Horrorowa taniocha. 3/10

43. Ciche miejsce. Dzień pierwszy reż. Michael Sarnoski No, to jest dobre 7/10. Jeśli szukasz kina gatunkowego z klasą, to będzie dobry wybór w gatunku sf-horror

44. Horyzont reż. Kevin Costner Tańczący z wilkami to to nie jest, do klasyki westernowej też daleko. Słabo się pan starzeje, panie Costner. 4/10

45. Mój syn Ezra reż. Tony Goldwyn Autyzm. Ojcostwo specjalne. I czy można o tym opowiedzieć bez ckliwości i bez czarno-białych skrajności? Może można, ale Ezra tego nie robi, pozostając na mieliźnie taniej dość melodramy. Na plus mamy tutaj standupowy humor w wykonaniu Bobby'ego Cannavale. 5/10

46. The Royal Hotel reż. Kitty Green Oglądałem ten film jak remake genialnego "Na krańcu świata" Kotcheffa, wersję bardziej współczesną i kobiecą tego klasyka z plenerów Australii. Niby nic się nie dzieje, a wszystko w tym barze na odludziu, gdzie lądują spłukane studentki w ramach Work&Travel, napięte do granic - alkoholiczny, męski klimat grozi na każdym kroku pęknięciem, wszystko dryfuje ku katastrofie. Najtrudniejsze chwile w życiu beztroskich, kanadyjskich studentek pokazują, że może być gorzej. Trochę zaniepokojony zostałem jako ojciec. 7/10

47. Egzorcyzm reż. Joshua John Miller Ten film ma aspiracje artystyczne, ale aspiracje to za mało. Mógłbym powiedzieć, że to jest film o braku zgody psychoanalizy z metafizyką spowiedzi. Mógłbym, ale "Egzorcyzm" się poddaje i koniec końców dostajemy serią oklepanego straszenia diabłem, które nie robi na nas żadnego wrażenia. Smutny koniec ambitnych zamiarów. 3/10, bo nawet do śmiechu mi nie było.

48. Garfield Generalnie film o tym, że koty są mądrzejsze od psów... i ludzi. Ok. I że mają dobrą przemianę materii. Z humorem nie najgorzej 5/10

49. Wieczór kawalerski reż. Szymon Gonera Polskie piekło kinowe nie zna pojęcia dna. Połowa tego filmu to diskopolowy teledysk, druga połowa to Kac WAWA 2. Dla mnie typowy seans bdsm. 2/10

50. Maxxxine reż. Ti West Co ja będę pisał, posłuchajcie tego soundtracku. Hołd dla lat 80-tych i ery VHS, czyli powrót Ti Westa do korzeni kina klasy B, C, D i XXX. Ale Prisoners of Your Eyes Judasów się nie spodziewałem. 7/10

51. Humanitarna wampirzyca reż. Ariane Louis-Seize Kanada Wbrew pozorom bardzo wyciszony i pogrążony w półmroku film inicjacyjny o tym, że wampiry, czyli odszczepieńcy, są wśród nas.. Bez fajerwerków w stylu "Co robimy w ukryciu" i bez dydaktyki "Zmierzchu", film z własną poetyką i klimatem. Ale niespecjalnie do mnie trafił. Lubię filmy nasycone emocjami, nawet jeśli są to emocje zimne. I nie słyszałem jakoś tych salw śmiechu - to nie raki film. 5/10

52. Wredne liściki reż. Thea Sharrock.Hejt i hejtery istnieli zanim było to modne i zanim powstał internet.. Producent ten od Bilboardów i Inisherin, czyli Peter Czernin. W przypadku tego filmu nie ideologizowałbym feministycznie, bo ta komedia stoi przedziwnymi i poza schematem charakterami kobiecymi, które nie podlegają kresce politycznej poprawności, a odtwórczynie tych ról przekraczają same siebie - są to genialne i zupełnie wyjątkowe kreacje. Smaczku dodaje umiejscowienie tej historii na początku XX wieku. Dziwność, która trzyma się kupy. A mnie troszkę "Holonek" się włączył z jego rubasznością i "złym smakiem". 7/10 bez problemu.

53. Tylko my dwoje reż. Valerie Domzelli Miałem nadzieje na arthousowe Walentynki, coś z Lelluche'a, Vadima a nawet Romehra, ale potem ten film skręcił w sztampową opowieść o domowej przemocy, którą słyszałem tysiąc razy. Ze świadomej gry kliszami kina romantycznego spadłem do piekła oczywistości. 5/10

54. "Longlegs" Oza Perkinsa, bo tak powinien nazywać się ten film w polskich kinach według mnie, to taki niby horror, ale wcale nie horror - mroczna przypowieść o potędze zła. Jest tutaj diabelska, czarna moc, której tak naprawdę na ekranie nie widzimy! Widzimy raczej tylko ofiary, które stają się bezwolnymi marionetkami. Ale kto stoi za makabryczną postacią Longlegsa? Tego nie wiemy i to niedopowiedzenie wydaje się kluczowe, że nigdy nie poznamy istoty zła, że jest ona dla nas niedostępna, a jednocześnie jesteśmy w nie uwikłani. Możemy zniszczyć jedynie marionetki, ale nigdy nie dosięgniemy tam, gdzie stoi ich pan i władca. Film powolny i bardzo mroczny, bez tanich efektów, mimo że satanistyczny. Właściwie nie tyle straszny, co bardzo smutny, pokazujący brak antidotum na zło, a Nicolas Cage nie bierze jeńców w tej podróży do piekła. Piekła na ziemi. Horror bywa dla mnie jedynym artystycznym gatunkiem popkultury, gdzie poza „rozrywką” sięgamy metafizyki i stawiamy fundamentalne pytania. Tak jest w tym przypadku. 8/10

55. Zabierz mnie na księżyc reż. Greg Berlanti Amerykańska wydmuszka na kosmiczne tematy - o tym jak kręcili lądowanie na Księżycu w 69. Mdłe role Scarlett Johansson i Chaninga Tatuma. W tym drugim przypadku było to do przewidzenia. Szkoda też talentu Woody Harlesona. O kuriozalnej roli Stanleya Kubricka nie wspomnę. 3/10

56. Twisters reż. Lee Isaac Chung Jest to zrobione niewiarygodnie, ale przygody lepiej mieć samemu a nie w kinie. W sumie to nie rozumiem kina atrakcji, dla mnie liczy się kino emocji - śmiechu, płaczu, smutku, radości, rozpaczy, agresji, nienawiści, dobra, empatii. Tego nie zastąpią żadne efekty. Z tym, że ja zawsze śmieję się i płaczę w najmniej odpowiednich momentach. 5/10

57. Terapia dla par reż.Gerrardo Herrero Tytuł sugeruje wakacyjną komedię romantyczną. To nie jest wakacyjna komedia romantyczna w stylu Miło jest kłamać... To film z dużym ciężarem i suspensem. Czy mógł być lepszy, w sensie mocniejszy? Może mógłby, ale i tak podziwiam sprawność scenariuszową tego filmu. 6/10


Nowe Horyzonty 24

58. Trances reż. Ahmed Al Maânouni Tradycyjne instrumenty i buntowniczy przekaz lat 70. Kontrkultura w klimacie afrykańskim, gdy poezja i rytm tworzą trans. Surowe piękno, które nic nie straciło na sile swego wyrazu. 7/10 NH-początek

59. Ukryty motyw reż. Gustav Möller To jest moc duńskiego kina w stanie czystym, bez muzyki, sterylnie, ale przykuwa do ekranu kajdankami. Jeden z najlepszych dramatów więziennych, ,jakie widziałem 8/10

60. A Different Man reż. Aaron Shimberg W rytmie czarnego humoru z Sundance. W klimacie kina retro. Czyli bardzo klimatyczny a zarazem bardzo przewrotny film. Bardzo dobry. 7/10

61. Simona Kossak reż. Adrian Panek Polska szkoła filmu biograficznego, czyli i do śmiechu i do płaczu i wszystkim będzie się podobało. Ale zdjęcia przyrody są tutaj niesamowicie klimatyczne. Bardzo przyjemnie/mało arthousowo. 6/10

62. Saint Omer reż. Mati Diop Absolutnie na tak. Dramat sądowy, który schodził mi się z Anatomią upadku, ale przebił ją mocą prawdy. Współczesna Medea. 8/10

63. Wielki Tydzień reż. Andrei Cohn Ciężki. Mógłby być jak W samo południe antysemityzmu. Ale nie jest. Very slow, very heavy. Mungiu, Puiu, Jude umieją w rumuńskie kino gadane, ale czy Andrei Cohn też w to kino potrafi? Nie jestem pewien. Doceniam, ale bez przesady - toporność narracji to nie jest zaleta. 6/10

64. Podróż hieny reż. Djibri Diop Mambety Senegal Mocny, awangardowy, brutalny, surowy, afrykański trip do marzeń o wolności. 6/10

65. Bestia reż. Bernard Bonello Bardzo długi odcinek Black Mirror. Wizualnie perfekcyjny, ale scenariuszowo nie spięty. Poczułem wobec niego samotność na podobieństwo bohaterów Bestii 6/10

66. Grand Tour reż. Miguel Gomes Podróżujemy w czasie i przestrzeni, by móc zrozumieć, że jesteśmy potomkami konkwistadorów. Estetycznie ta podróż przypomina oniryczną kliszę ze starego kina znalezioną w portugalskiej piwnicy. Portugalia 8/10

67. Baby reż Marcello Caetano. Brazylia Nic ciekawego nie ma ten film do powiedzenia na temat osób lgbt, żyjących na marginesie społeczeństwa brazylijskiego. Nie potrafiłem uwierzyć w szczerość tego przekazu o biednych dilerach i męskich prostytutkach w molochu Sao Paulo, a i obraz samego miasta mnie nie zaciekawił. 4/10

68. Zła nie ma reż. Rjusuke Hamaguchi Do czasu. Wizualnie przepiękny film zaangażowany. Rzadkie połączenie..8/10

69. Królowe dram reż. Alexis Langlois Kicz, perwersja, queerowe szaleństwo. Takiej pstrokacizny rozmaitych wydzielin i wyziewów nigdy nie widziałem. W rytmie electro i z francuskim wokalem. Poronione płody Eurowizji w niebezpiecznym stężeniu. 1/10 traktuję jako wyraz największego szacunku dla dna, do którego dobił ten ekscentryczny musical.

70. MMXX reż. Cristi Puiu Kino tak wspaniałe, jak niepojęte. Strumień dialogów, który pochłania bez reszty. 9/10

71. Nie obiecujcie sobie zbyt wiele po końcu świata reż. Radu Jude Najlepszy obraz naszej współczesności w kinie ostatnich lat, ukazany przez pryzmat uległości krajów biedniejszych wobec bogatych i roli nowych mediów, które cofają nas w czasie do epoki nienawiści. Jude demaskuje Unię jako krainę hipokryzji, a jej biedniejszych członków jako zakompleksionych, ubogich krewnych. Film o tym, że historia niczego nas nie uczy. Jude nie bierze jenców, ale pokazuje niewolników, którzy mogą się zbuntować. 10/10

72. W drodze reż. Julia de Castro, María G. Royo

On the Go W tym filmie jest tyle życia, radości, zmysłowej erotyki, że po co mówić o wadach? Skojarzył mi się ten radosny trip ze "Słabnącym światłem sierpniowego słońca" 7/10

73. Motocykliści reż. Jeff Nichols Dopiero w tym otoczeniu dobrze widać jak te amerykańskie sny są puste i mało warte. 3/10

74. To nie ja reż.Leos Carax Trudne sprawy Leosa. Krótko i na temat biograficzny. 8/10

75. Jak zostałam perliczką reż. Rugano Nyomi Senegal Kolorowy smutek i barwna gorycz kobiet na krańcach świata, więc nie narzekajmy przynajmniej tutaj. 7/10

77. 76. Trenque Lanquen cz.I i II reż. Laura Citarela 293 minuty

Długi i ładny. Melodramat w stylu slow movie, który w drugiej części przechodzi w fantastyczną hybrydę w stylu slow movie. Efekt genialny. 8/10 NH

78. Mowa wspólna reż. Matthew Rankin Kanadyjski surrealizm rodem z Winnipeg a do tego w języku farsi. 6/10 NH

79. Kneecap reż. Rich Peppiatt Energetycznie poziom Trainspotting. Nauczyciel pomaga uczniom w założeniu hiphopowego składu i wchodzi w konflikt z prawem. Coś jak Pieprzyć Mickiewicza tylko o dwa nieba lepiej. 8/10

80. Rumours NH

Guy Maddin, Evan Johnson, Galen Johnson
Kanada Kolejny film o końcu świata, ale jakże zabawny. Szczyt G7, szczyt głupoty w ujęciu Guya Maddina. 7/10

81. 3 kilometry do końca świata reż. Emanuel Parvu Rumunia Są filmy, które na mnie czekają. To był taki film. Chłopak, mieszkający na wsi, zostaje pobity za to, że całował się z letnikiem z Bukaresztu. Zaczyna się dochodzenie, które zmienia się w sąd nad ofiarą przemocy.

Scena egzorcyzmów jest jedną z najbardziej opresyjnych scen w kinie ostatnich lat. Tak to jest, że my, Polacy, przeglądamy się w rumuńskim kinie, bo sami boimy się/nie potrafimy mówić jak jest. 8/10 NH

Nowe Horyzonty - koniec

82. Love Lies Bleeding

Bardzo mocny i bardzo kobiecy. Klimat lat 80-tych i muzyka w stylu tamtych lat tworzą niesamowity, mroczny świat rodem z kina klasy B. I Pumping Iron. Tarantino kobiet. 8/10

83. Deadpool,& Wolverine reż. Shawn Levy Dla mnie doświadczenie graniczne - wyjść z kina? zostać? po co to? Kolorowe obrazki z przemocy. Nieśmiertelność dla dzieciaków odrealniająca dramat życia. Atrakcyjność pustki. 3/10

84. Pułapka reż. M. Night Shyamalan Taki gupi, jak fajny. Poszedłbym dalej w tym pokazywaniu seryjnego mordercy jako super taty 4'10

🤣4/10

85. Mnich i karabin reż. Pawo Choyning Bhutan Pozytywne kino z krainy na krańcu świata. Właściwie to przeglądamy się w nim i widzimy, że kapitalizm i postęp to zło, które odbiera ludziom szczęście. A że zrobione łopatą i kilofem a nie subtelnym, filmowym zmysłem? To Bhutan! 5/10

86. Bulion i inne namiętności reż. Tran Ahn Hung Klasyka Foodporn bez cienia kuchni molekularnej. Po seansie będziecie zachwyceni i głodni. 7/10

87. Borderlands reż. Eli Ruth Super zabawa. Marvele mnie nudzą, a tu był trash, pustynia i Cate Blanchet! I śmiesznie też było z tą całą dziecinadą i przebierankami. 6/10

88. Hrabia Monte Christo - klasyczne kino, które oddycha pełnym ekranem, a trzy godziny mijają nie wiadomo kiedy. Epickie.7/10

89. "Tatami" reż. Guy Native, Zar Amir Ebrahimi. Iran. Kinematografia irańska to od dawna wiodąca siła światowego filmu, choć często nie może prezentować się pod irańskim godłem. "Tatami" jest tego kolejnym dowodem. Film sportowy czy polityczny thriller? I jedno, i drugie, ale ja na pierwszym miejscu dostrzegam istotę sportu poddanego rozmaitym naciskom. Niby to jest o irańskim reżymie, niszczeniu kobiet i ich marzeń, ale wymowa "Tatami" jest wiele bardziej uniwersalna. Doskonałe, czarno-białe zdjęcia, rewelacyjne aktorstwo, zapierający dech scenariusz - to wszystko powoduje, że wychodzimy poza gatunkowe ramy, by zobaczyć kawałek prawdy o okrutnym świecie i podziwiać walkę bohaterek, która w większości rozgrywa się nie na tatami, ale w ich głowach. 8/10

90. Obcy. Romulus reż. Fede Alvarez Powrót do korzeni serii i to jest dobre. Niesamowita scenografia, wzbudzająca klaustrofobiczny klimat, odegrała dla mnie większą rolę niż młodzi aktorzy. Na minus przeciąganie scen ucieczek i końcówki jakby za wszelką cenę trzeba było dobić do tych 120 minut. 6/10

91. "Wróbel" Tomasza Gąssowskiego z Jackiem Borusińskim to przykład, nie tak znowu częsty w polskim kinie, czeskiego komediodramatu. Film bardzo skromny, ale w tym przypadku skromność to zaleta. Uśmiech delikatny, bohaterowie zwykli i szlachetni, przesłanie pozytywne bez zbędnej pedagogiki. Jak najbardziej kino festiwalowe na środkowoeuropejską miarę. 6/10

92. "Ja, kapitan" reż.Matteo Garrone Odbywamy podróż z senegalskimi, nastoletnimi emigrantami. Nie umiem odpowiedzieć na pytanie, na ile ten straszny świat, który przeżywamy z bohaterami podczas ich podróży, jest prawdziwy. Nie umiem odpowiedzieć, po co ci ludzie to robią. Garrone pokazuje, że piekło na Ziemi istnieje. Troszkę nie rozumiem też, jak ten film może pozostawiać obojętnym. To prawdziwe kino emocji. 7/10

93. "Kruk" reż. Rupert Sanders Jak bardzo nie moje strachy na lachy. To jest Kruk na miarę naszych czasów! czyli słabe 3/10. Ta estetyka jest okropna! Najgorszy ze wszystkiego jest nieświadomy siebie kicz. Disco relax w stylu gore - mógłby być, ale niestety nie jest, bo nie jest mi nawet do śmiechu.

94. Mrugnij dwa razy reż. Zoe Kravitz Nic bardziej stereotypowego nie obejrzycie tego lata. Miliarder zabiera na swoją wyspę dziewczyny, którym wydaje się, że wygrały los na loterii. Jest impreza, jest bogato, twist goni za twistem, by skończyło się ogólną rozpierduchą i jakże zaskoczeniem, że ofiara jest drapieżnikiem. Sory my french za spoiler, ale nic bardziej przewidywalnego. 4/10

95. Rodzaje życzliwości reż. Yorgos Lanthimos Załóżmy, że głównym tematem tego filmu jest życzliwość. A właściwie piekło życzliwości. Prawda o grzecznościowych formach, za którymi czają się diabelskie intencje. Nawet zmartwychwstanie jest tu z piekła rodem. A człowiek jest istotą zmieniającą każdą wartość w koszmar. Tak, to jest koszmar. Dla widza też. 7/10

96. Dobry nauczyciel reż. Teddy Lussi-Modeste Film mocno pod prąd poprawności politycznej, inkluzywności i wierze w tolerancję. Coraz więcej takich filmów we Francji, coraz więcej obaw. Ale nie tylko. Fałszywe oskarżenia, szukanie winy w ofierze - bardzo wnikliwie pokazane skomplikowanie współczesnego świata. Film dość skromny i mocno surowy. Ale bardzo prawdziwy, zresztą powstał w oparciu o prawdziwą historię. 7/10

97. It Ends With Us reż. Justin Baldoni- polski tytuł Jak chłop baby nie bije, to jej wątroba gnije. Mocne 3/10.

98. Strange Darling reż. JT Mollnar Powrót urodzonych morderców

Za pisanie o fabule „Strange Darling” powinno się karać. Już tytuł, który zaproponowałem, zdradza zbyt wiele. To Ameryka, która wyrosła na spluwach, krwi i przemocy. Z jej pięknem i z jej okrucieństwem, które tak dobrze znamy chociażby z kina Sama Pekinpaha, z jego „Nędznymi psami” na czele. Ale gdyby potraktować ten film jako metaforę miłości? „Dzikość serca” młodych bohaterów versus „czułość serca”, którą symbolizują żyjący na uboczu, bezbronni hipisi? Miłość współczesna versus miłość staroświecka? Wtedy z horroru urodzi się nam melodramat i pokochamy ten perwersyjny film jeszcze mocniej. Film zrobiony w stylu lat 70-tych, czemu dopomaga zastosowanie kamery 35 mm. Film ze świetnymi kreacjami aktorskimi i nieprzekombinowaną grą narracyjną. Film, który bierze widza z zaskoczenia i otwiera się na niego z różnymi interpretacjami.
Film za tę otwartość i nieoczywistość okrzyknięty przez wielu filmem sezonu. Dla mnie 8/10


99. Eternal reż. Ulaa Salim Bardzo przyjemnie mi się ten film oglądało. Takie pomieszanie fantastyki i melodramatu, ale bez efekciarstwa. Raczej rozkmina filozoficzna nad sensem życia, która nie przekraczała granic żenady, ale proponowała wyciszenie i skupienie. Szału nie było, ale było 6/10.

100. Sok z żuka reż. Tim Burton Podróż sentymentalna do epoki VHS. Ależ to jest cały czas świeże i zabawne. 8/10

101. Beetlejuice reż. Tim Burton No niestety. Porażka. Film z gwiazdami, film pozbawiony klimatu. Trochę tam plusów bym znalazł, ale przesłaniają je minusy. Chyba ekipa na planie za dobrze się bawiła i taki tani-drogi efekt. 4/10

102. Biała odwaga reż. Marcin Koszałka

Inny patriotyzm



„Biała Odwaga” reż. Marcin Koszałka


Jeśli szukałbym we współczesnym polskim kinie twórców „odważnych”, to takim reżyserem byłby Marcin Koszałka – twórca bezkompromisowy, szukający trudnych tematów. Widzimy to już w jego ekshibicjonistycznym debiucie „Jakiego pięknego syna urodziłam”, gdzie sportretował swoich rodziców w sposób daleki od laurki – mówiąc bardzo delikatnie. Pójść do przodu po tak ekstremistycznym debiucie było bardzo trudno, Koszałka jednak się nie poddał i powoli tworzył swe artystyczne port folio jako operator i reżyser. W każdym przypadku twórca pozostał wierny swojej bezkompromisowej postawie.


W swojej krótkiej recenzji, poświęcam tak wiele miejsca reżyserowi, żeby chociaż pobieżnie uzasadnić, że nie było lepszego wyboru dla tematu tabu, jakim pozostaje dla naszej historii inicjatywa „Goralenvolk”, która zrzeszała kolaborujących z hitlerowcami Górali. Mamy z tym problem jako Polacy. Tak często musimy mierzyć się z oskarżeniami o kolaborację w czasie II wojny światowej, a przecież oficjalnie takiej współpracy nigdy nie było. Było tylko bohaterstwo, heroizm i tyrtejskie poświęcenie.


Na film Koszałki można zatem spojrzeć w szerszym kontekście. Cofnijmy się kilka kroków i przyjrzyjmy się polskiej historii z szerszej perspektywy – co mogło powodować, że wśród bohaterskich ludzi pojawiały się przesłanki do zdrady? I nie chodzi tu tylko o zdradę narodową, ale o zdradę drugiego człowieka. Wola przetrwania, silny instynkt samozachowawczy bierze w „Białej Odwadze” górę nad wartościami, wybory, które każe się tutaj dokonywać bohaterom przekraczają czarno-białe granice między dobrem a złem. Istotnym kontekstem mógłaby być tutaj książka i film „Wybór Zofii”. Dylematy te zostały doskonale ukazane w duecie braci Andrzeja - antybohatera (znany choćby z wcześniejszego filmu Koszałki „Czerwony pająk” rewelacyjny Filip Pławiak) i Maćka - bohatera (nieustępujący Pławiakowi ani na moment Julian Świeżewski). Do niejednoznacznych kreacji przyzwyczaił nas już Andrzej Konopka, tutaj jako filmowy Skorus gra górala otwarcie będącego zwolennikiem kolaboracji dla prywaty i własnej ambicji – niby postać jednoznacznie ciemna, ale czy aby do końca? Kolejnym przykładem niejednoznaczności jest rola Jakuba Gierszała jako nazisty ze swymi ideami i marzeniami, dla których jest gotów poświęcić człowieczeństwo.


Koszałka oparł swój film na niejednoznacznych postawach i osiągnął efekt, jakiego dawno nie osiągnęło polskie kino z gatunku widowiska historycznego. Mówię tutaj o widowisku, bo jest jeszcze jeden bohater, według mnie główny – bohaterem tym są Tatry, które zostały tutaj pokazane pięknie jak nigdy dotąd w polskim kinie. Bo Koszałka to nie tylko reżyser „trudnych tematów”, to także doskonały operator, który rozumie jak nikt inny język filmowej kamery.


„Biała Odwaga” reprezentuje inny typ patriotyzmu, niż ten do którego zdążyliśmy przywyknąć – to patriotyzm krytycznego spojrzenia na historię. I może są tutaj słabsze wątki, sprowadzające ten film na mieliznę gatunkowego romansu, to mimo wszystko wysoka nota 8/10. Jeden z najlepszych polskich filmów, jaki ostatnio widziałem, a to zawsze jest dla mnie powodem do wielkiej radościi. 

103. Tyle co nic reż. Grzegorz Dębowski Film sformatowany pod kina studyjne jest wyświetlany w Cinema City Poland. Nie po raz pierwszy instytucja ta promuje niszowe, polskie kino. Trzeba to docenić. A film traktuje o polskiej wsi - film ważny, film prawdziwy, aktualny i film bardzo smutny, aż kipiący od wściekłości. Ale cały czas jest to kino tworzone na zasadzie produkcji niezależnej, bardzo skromne. Filmy podobne w nastroju i wymowie, ale rozwinięte formalnie i nie tak surowe, spotykałem dotychczas w produkcjach francuskich bądź hiszpańskich, więc dało się odczuć tę lukę tematyczną. Inna sprawa, że powinien powstać film o mechanizmach upolitycznienia polskiej prowincji - najlepiej od lat 90-tych do dziś. W tym obszarze wszystko naprawdę wydaje się filmową fikcją 7/10

104. Bękart reż. Nikolaj Arcel W roli głównej Mads Mikkelsen Czegóż ja bym nie dał i komu, żeby zobaczyć polską epopeję z bohaterami z ziemi, krwi i kości. Bo też po to powstają tak wielkie, historyczne dramaty jak "Bękart" - żebyśmy nie zapomnieli o pionierach, o osadnikach, tych którzy musieli walczyć z naturą i ludźmi. I musieli wierzyć, że ta walka ma sens - nie dla pustych haseł, ale prawdy swojego życia i marzeń. 8/10

105. Diuna cz.2 reż. Denis Villeneuve Nie ma tej mocy co część I, ale ma swoje mocne momenty. Kraina Harkonnenów wygląda tak, że Fritz Lang ze swoim Metropolis i cały niemiecki ekspresjonizm by jej nie wyśnił w najsmutniejszym, czarno-białym koszmarze. Diuna 2 bardziej przygodowa i mniej epicka od jedynki, ale cały czas to Diuna Villeneuve'a 7/10

106. Diuna cz.I reż. Denis Villeneuve Obejrzany kiedyś w jakimś niewydarzonym formacie monitoru laptopa nie zrobił wrażenia. To monumentalne, epickie dzieło można docenić jedynie na wielkim ekranie - wtedy znika powolność, a zaczyna się kontemplacja wyobraźni twórców zarówno literackiego pierwowzoru jak i jego adaptacji. 8/10

107. Żegnajcie laleczki reż. Ethan Cohen Bezpretensjonalna satyra z filmów nurtu LGBT utrzymana w klimacie niezależnego kina drogi. Bardzo przyjemne i lekkie, także obyczajowo. 7/10

108. Anatomia upadku reż. Justine Triet Strasznie się umęczyłem na tym przegadanym i nudnym filmie o depresji i jej ofiarach. Ale proszę się nie sugerować - ja się nie znam. 5/10 Bo Sandra Huller robi,co może, żebyśmy nie posnęli. No i piesio.

109. "Sami swoi. Początek" reż. Artur Żmijewski Przyznam się do swoich obaw, bo świętości się nie rusza, a Sami swoi to świętość prawdziwa. Tymczasem Żmijewski potrafi grać na nucie swojskiej nostalgii. Polska historia, bo postrzegam ten film jako historyczny - akcja toczy się od 1913 roku do lat powojennych, gdy Pawlaki jadą repatrianckim transportem - jest tu ukazana bez tego ciężaru martyrologii i cierpienia, jak to przywykliśmy oglądać w polskich filmach. I za to wielka chwała Żmijewskiemu, że odszedł od tych nachalnych, patetycznych wzorców. Zresztą łączy to klasyczny film Chęcińskiego i nową wersję. Mniej tu humoru, mniej komedii, a jeśli już to tylko delikatny rys satyryczny. Podczas seansu wybuchy śmiechu sporadyczne i krótkie, natomiast wzruszenia i łez dużo więcej. Wzorzec wsi "sielskiej i anielskiej" jest cały czas aktualny i ściska za gardło. A Polak ukazany w tym filmie to taki Sancho Pansa, który musi sobie poradzić z wariatami tego świata. - chłopskim sprytem ratuje Żydów i Ukraińców, samemu wychodząc cało z każdej opresji. Jest to zatem film z prawdą na bakier, za to ku pokrzepieniu serc i w tym sensie jest to dziś obraz bardzo potrzebny. 7/10

110. Chłopaki nie płaczą reż. Olaf Lubaszenko Legendarny rok 2000 i legendarna komedia oparta na grepsach. Nie byłem i nie będę fanem, ale i tak lepsze to niż kinopolskie komedie współczesne, od których umieram z żenady. 5/10

111. Substancja reż. Coralie Fargeat Co kryje piękno? Piekno Instagrama, piękno medialnych celebrytów? Gładkie ciała, gładkie wypowiedzi pozbawione są treści. Treść to flaki, trawienie, gnicie, procesy starzenia i destrukcji tkanek - wszystko to zaprojektowane w dajszym planie obumierania i w końcu śmierci. Celebrytka poszukuje serum młodości - niby nic nowego, ale w ujęciu Coralie Fargeat wszystko zaskakuje, a przede wszystkim obrzydza, by zmusić widzów do zastanowienia, co kryją tajemnice pięknego, medialnego świata. Wybitny horror, gdzie uroda i brzydota mieszają się w melasie czarnego humoru! Przebrzydki! 9/10

112. "Lee. Na własne oczy" reż. Ellen Kuras

Historia Lee Miller, angielskiej reporterki, która dla Vogue'a sfotografowała dramat II wojny światowej, obozy koncentracyjne tuż po wyzwoleniu przez aliantów i główną kwaterę Hitlera w Berlinie po zwycięstwie w maju 1945 roku. Kate Winslet w głównej roli robi, co może, aby utrzymać ten film na przyzwoitym poziomie i przykuć uwagę widza, ale do roli w oskarowym "Lektorze" nawet się nie zbliża. Dostajemy dość typowy film biograficzny w feministycznym stylu - historię o kobiecie, która wbrew męskiemu światu wyprzedza swój czas i dociera tam, gdzie nie dotarł wcześniej żaden mężczyzna. Wszystko do bółu typowe i przewidywalne. Tak jak Lee Miller była osobą bezkompromisową i nieprzewidywalną, tak tutaj dostajemy kobiecy film w schematycznym stylu, który widzieliśmy już po wielekroć, a zmieniają się tylko dekoracje i osoby. Mam wrażenie, że dziś nie wystarczy w filmie powiedzieć: "O! Jaka dzielna kobieta", ale trzeba znależć na to własny sposób. Ellen Kuras to się nie udało. Dodatkowo uderzyła mnie w tym filmie niewiedza bohaterów na temat hitlerowskich zbrodni, konkretnie chodzi mi o wojenne realia ukazane we Francji - czy było to zamykanie oczu, by nie widzieć zła, czy strach przed prawdą, który paraliżował ludzi, a może rządził nimi imperatyw przetrwania? Tego się z filmu Ellen Kuras nie dowiemy. Warto było pójść tym tropem, ale reżyserka zatrzymała się wpół kroku i stworzyła obraz, który pozostawił mnie obojętnym. 4/10

Wejście kinowe 113/24 Nie mów zła reż. James Watkins Amerykański remake duńskiego horroru "Goście". I poczułem to połączenie artystycznego filmu grozy rodem ze Skandynawii z gatunkowym, komercyjnym kinem anglojęzycznym. Wyszło nieźle jak na horrorowe realia kinowe, które z reguły nie są straszne. A udało się to głównie dzięki świetnej roli Jamesa McAvoya, który potrafi złapać za gardło i trzymać do końca seansu. 6/10

Wejście kinowe 114/24 Transformers. Początek To jest wizja komunistycznej rewolucji dla dzieci - niestety.

Wejście kinowe 115/24 "Drużyna A(A) reż. Daniel Jaroszek Prze-dziwny to film, a nawet prze-dziwaczny. Czy o uzależnieniach można w stylu Tarantino? Okazuje się, że nie można. Doborowa obsada aktorska próbuje wykonać na naszych oczach kuriozalne piruety, których nie potrafi. Przypomina to występ na igrzyskach australijskiej zawodniczki, która nie umiała w break-dance albo skoki Eddiego Edwardsa w Calgary. Ale to są profesjonaliści, kombatanci i kombatantki polskokinnego gwiazdozbioru - o ile na roli Danuty Stenki można by zbudować tę dziwną hybrydę Tarantino i kina społecznego, to absurdalność postaci Magdaleny Cieleckiej sięga zenitu i w rezultacie zasmuca, a nie śmieszy. Gdy granice żenady zostają przekroczone, pozostaje wrażenie grubego oszustwa, w którym przyjemne zdjęcia łudzą nas niezależnym klimatem, a fabuła kopie w głowę tandetnymi wymysłami scenariuszowymi. Ten film miał potencjał, ale ktoś go zakopał na poziomie scenariusza. Szkoda. 3/10

Wejście kinowe 116/24 "Wytłumaczenie wszystkiego" reż. Gabor Reisz Symetrystyczna wizja Węgier, tylko czy na pewno znane jest tam pojęcie symetryzmu? Czterech bohaterów, cztery motywacje - polityka i życie prywatne w ich wypadku pomieszane i nie do rozdzielenia. Fidesz Orbana i liberalna wi zja Sorosa zawładnęły węgierskimi bohaterami do tego stopnia, że zapominają o tym, kim są i rzucają się na siebie bez opamiętania. Skąd my to znamy? Tak, to bardzo polski film, tylko szkoda, że zrobiony na Węgrzech – film o tym, że jak powiedział klasyk „Trzeba im przypier…”, a nie bawić się w próbę zrozumienia czy daremne dyskusje. „Wytłumaczenie wszystkiego” to taki symetrystyczny i jednocześnie czuły wobec swych bohaterów obraz, który naprawdę sporo wyjaśnia z tego, co się z nami porobiło. Bardzo kameralny i w klaustrofobicznym formacie zwężonego do kwadratu ekranu. Kamera podąża za aktorami, śledząc ich każdy krok, uświadamiając nam jak bardzo nie żyjemy swoim życiem. Jaka szkoda, że nie polski to film, bo moja racja jest mojsza niż twojsza, a zwycięzcami tej awantury są tylko politycy ze swoimi willami z basenem. Film bardzo polityczny, ale zarazem poetycki. 8/10



Wejście kinowe 117/24 "Nausicaa z Doliny Wiatru" Jak kocham wyobraźnię Miyazakiego, tę trudną stylistykę dziecięcego świata, jej urodę połączoną z brzydotą i okrucieństwem. 8/10

Wejście kinowe 118/24 Aftermath. Most w ogniu Ciemno jak u ...... . ..., to i nie wiadomo, co napisać. Akcyjna taniocha

Wejście kinowe 119/24 Idź pod prąd reż. Wiesław Paluch Historia KSU i Siczki. Grzeczny punk rock z socrealu. Ale sentyment pozostał. Dziś my wszyscy ugrzecznieni. 6/10

Wejście kinowe 120/24 W głowie się nie mieści 2 reż. Kesley Mann Raczej z pedagogicznego obowiązku, ale to kino, które uczy, bawi i szanuje młodego widza. 6/10

Wejście kinowe 121/24 "Joker. Folie A Deux" reż. Todd Phillips Na pewno nie mogę o tym filmie napisać, że było to dla mnie rozczarowanie, jednak poprzeczka w przypadku "jedynki" była zawieszona tak wysoko, że ryzyko wydawało mi się ogromne i dla mnie nie powinno się kontynuować skończonego arcydzieła, które jest policzkiem dla kina stylu "marvelowskiego". Tzn. traktuję oba filmy Phillipsa jako oskarżenie popkultury za żerowanie na niedostodowaniu społecznym i przypisywaniu mu szczególnych mocy. Phillips w obu filmach pokazuje, że jest to siła niszczycielska. W "Folie A Deux" problem ten zostaje pogłębiony, jest to jeszcze głębsza wiwisekcja naszej fascynacji szaleńcami. Niestety, nie idzie to w parze z formalnym wyrazem tego filmu, zwyczajnie jest to rozcieńczanie musicalem ekspresji, która była w "jedynce". Zatraciła się gdzieś moc tanecznej sceny na schodach pod Gary Glittera. Doceniam mroczny klimat i obraz więzienia jako tak naprawdę uwięzienia ludziej duszy w mroku, ale ten "joker" nie ma siły swego pierwowzoru. Magnetyczny jak zawsze Phoenix i magnetyczna Lady G jako Harley Quinn podnoszą moją ocenę 7/10

Wejście kinowe 122/24 Pokaz specjalny filmu "Kulej. Dwie strony medalu" reż. Xawery Żuławski Da się połączyć PRL i Hollywood? Rocky'ego i Kuleja? Da się! Efekt jak na Żuławskiego komercyjny, ale w dobrym sensie. Dużo dają temu filmowi wstawki archiwalne, które jak na polskokinne realia są niezwykle dopieszczone i na miejscu. Jeden z lepszych polskich filmów biograficznych ostatnich lat. 7/10

Wejście kinowe 123/24 Pod wulkanem reż. Damian Kocur Polski kandydat do Oskara. Film o wojnie w Ukrainie, który dzieje się podczas wakacji w Hiszpanii. To nie jest polski film, to jest film, który przekracza granice państw. To jest film światowy, ale przede wszystkim ludzki. 10/10

Wejście kinowe 124/24 Armand reż. Halfman Ullman Tondel Norwegia Psychodrama, która przerodziła się w psychodelię. Budynek szkoły gra główną rolę jako miejsce traum. Jak ktoś kręcił się wieczorem po opuszczonych, szkolnych korytarzach, to zrozumie, jak te demony powracają. 7/10

Wejście kinowe 125/24 Dekalog 1. reż. Krzysztof Kieślowski Powrót do najlepszego projektu filmowego ever - Edukacja Nowe Horyzonty. Klasyka polskiego filmu trafiła do mnie po raz kolejny. OKF Iluzja 8/10

Wejście kinowe 126/24 Wrooklyn Zoo reż. Krzysztof Skonieczny To mógł być naprawdę dobry film pokoleniowy dla Z. A jest tylko w porządku. Mimo wszystko warto. "Kids" było w latach 90. a "Wojna polsko-ruska" i tak lepsza i niepobita. Bardzo nierówno, ale motyw cygański, zapomniany w polskiej kulturze motyw cygański, jest naprawdę fajny. 6/10

Wejście kinowe 127/24 "Wybraniec" reż. Ali Abbasi Chyba znalazłem dla siebie film tego sezonu. Historia kariery Donalda, która zachwyciła mnie jako gra z gatunkiem kina biograficznego. Film, który chociaż pokazuje krytyczny wizerunek tej kontrowersyjnej postaci, to nie pokazuje jej w sposób karykaturalny. A jeśli chodzi o prawdę? Żaden ze znanych mi filmów nie pokazał tak dobitnie, co się dzieje z człowiekiem, który na pewnym etapie życia uwierzył, że aby osiągnąć sukces trzeba uprawiać makiawelizm i już nigdy nie mieć dość. Pycha jak narkotyk. Ten wąski, arthousowy format ekranu świadomie stoi w kontrze do przepychu wnętrz i amerykańskich, miejskich plenerów - to mały człowiek wobec swych wielkich pragnień. "American Psycho" bez karykatury. 9/10

Wejście kinowe 128/24 Terrifer 3 reż. Damien Leone Niby śmieszne, ale wcale nieśmieszne.

Wejście kinowe 129/24 Megalopolis reż. F.F. Copolla Nie zrozumiałem tego filmu. Kupuję cały ten staroświecki kicz, ale mógłby to być film niemy. Nie zrozumiałem nic z tych napuszonych, patetycznych przemów. Po co? Do kogo? Do samego siebie mówił Copolla tymi dialogami? 5/10 za wizyjność wizualną. Megalopolis, Megalon - to nie chodzi o sztukę, to chodzi o megalomanię. Ten film jest szczytem megalomanii - samego Copolli i wielkich gwiazd, grających w tym filmie. Targowisko próżności medialnych bóstw.

Wejście kinowe 130/24 Konklawe reż. Edward Berger Czy można kardynałów ukazać jako ludzi wyjątkowo inteligentnych zamiast uprawiać prymitywną satyrę, której oczekuje gawiedź? Można. Czy może to być interesujące? Może. Czy jest estetycznie dojrzałe i świadome? Jest. Powolne, majestatyczne, pełne mrocznego, katolickiego przepychu dobre kino. 7/10

Wejście kinowe 131/24 Hellboy. The Crooked Man. Piekielny Halloween w Cinema City. Klimatyczne zdjęcia i nic więcej.Lubilem Hellboya za humor, ironię. Tutaj tego nie mam. Zwykły horror, jeden z wielu. 3/10

Wejście kinowe 132/24 The Demon Disorder Piekielny Halloween w Cinema City. Lubię ten młody klimat podczas maratonów horroru, ale nie lubię tego filmu. W kategorii: Horror bez pomysłu, byłby całkiem niezły, ale też miałby dużą konkurencję. 2/10

Wejście kinowe 133/24 Szkarłatny pilot reż. Hayao Miyazaki Po prostu Ghibli, czyli nie traktujemy dzieci jak dzieci.7/10

Wejście kinowe 134/24
Bardzo skromny, wręcz reportażowy film o podróży młodych Amerykanów do
"jądra ciemności", czyli Polski, aby oddać cześćżydowskim przodkom - ofiarom Zagłady. W tle Chopin, Warszawa,Lublin, obóz w Majdanku i Polskie Koleje Państwowe – można powiedzieć „Polska w koncentracie”.
I Jesse Eisenberg jako reżyser, scenarzysta, producent i
odtwórca jednej z głównych ról. Druga
główna rola to Kieran Culkin, grający neurastenicznego kuzyna. Autorskie,
niskobudżetowe kino ma swoje prawa, ale dlaczego ten film sprawia
wrażenie improwizacji i zadań aktorskich? Czy to aby nie za mało
na spory potencjał emocjonalny? „Prawdziwy ból” wygląda jak
wielka improwizacja na temat bólu duszy. Jakby nie miał
scenariusza, tylko pomysły. Eisenberg chce powiedzieć „ składamy
się z tego, co nas boli”, ustawia taki punkt wyjścia dla
swych protagonistów i do tego ogranicza się jego rola. Bo
w istocie „Prawdziwy ból” miał
potencjał dla bardzo ciekawego i wiarygodnego ukazania choroby
afektywnej dwubiegunowej. Ale
my – widzowie – tak mało o tym z filmu się dowiadujemy. Czy
oddanie się intuicji jako sposób tworzenia filmowego autentyzmu to
dobry pomysł, każdy musi ocenić sam. Dla
mnie okazało
się to za mało. Jako punkt odniesienia przychodzi mi do głowy film
właściwie magiczny i wizyjny, dopracowany
scenariuszowo i wizualnie, i też o podróży do korzeni - „Wszystko jest iluminacją” Liva
Schreibera. „Prawdziwy
ból” doceniam za pomysł, nie doceniam realizacji tego pomysłu,
ale uznaję prawo twórców do wyboru własnej drogi. 6/10

Wejście kinowe 135/24 Czerwona jedynka reż. Jake Kasdan Zaczął się sezon na mikołajkowe guilty pleasure, ale jednak pleasure. J.K. Simmons jako umięśniony i fit Santa Claus rewelacja, szkoda tylko, że go tak mało w tym filmie. 5/10

Wejście kinowe 136/24 Imago reż. Olga Chajdas Zimnofalowy film zanurzony w zimnofalowych latach 80-tych. 7/10

Wejście kinowe 137/24 "Dolina Issy" reż. Tadeusz Konwicki W ramach Częstochowskich Dni Literatury. Magic Trip według prozy Czesława Miłosza. 9/10

Wejście kinowe 138/24 Paddington w Peru reż.Dougal Wilson Bardzo chciałem, żeby było miło, ale rozjechałem się z tym filmem. Wersja książkowa i telewizyjna są nie do podrobienia.4/10

Wejście kinowe 139/24 Gladiator 2 reż.Ridley Scott Przyjemne kino z boskimi efektami wizualnymi o naparzaniu się po łbach. I nic więcej. I tyle mi wystarczy. Jak w części pierwszej. Tęsknota za epickim kinem złotej ery Hollywood, nie do końca spełniona pogoń za męstwem i blichtrem. 6/10

Wejście kinowe 140/141/142 "Anhelli", ”Świteź", "Świtezianka" Trzy krótkie adaptacje utworów naszych wieszczów. Najciekawsza to animacja mickiewiczowskiej "Świtezi" z efektami 3D w reżyserii Kamila Polaka. Nad pozostałymi spuśćmy zasłonę milczenia.



Wejście kinowe 143/24 U Pana Boga w Królowym Moście reż. Jacek Bromski Takie głupie że aż fajne. 4/10

Wejście kinowe 144/24 Kolonia nr 5 reż. Ladj Ly Film o bloku we współczesnym getcie. Koszmar emigrantów we współczesnej Francji, którzy zadają w tym filmie fundamentalne pytanie - po co żeśmy tu przyjechali? Ale zadają je wbrew intencjom reżysera. Ludzie zawsze będą się źle traktować w trosce o swoje twierdze. Niby dobry ale raczej średni. 6/10

Wejście kinowe 145/24 Anora reż. Sean Baker Wyuzdany melodramat urodzonych w XXI wieku. Po prostu genialny. 8/10

Wejście kinowe 146/24 Minghun reż. Jan P. Matuszyński
Paradygmat romantyczny w wymiarze multi-kulti
Gdy Maria Janion rozprawiała się w swoim słynnym eseju „Zmierzch paradygmatu” z polskim romantyzmem jako perspektywą narodowego cierpienia, walki i ofiary, nie mówiła o uniwersalnym wymiarze tej epoki, który płynie do nas choćby z fascynacji muzyką Chopina.
Romantyzm odżywa u Jana P. Matuszewskiego w filmie „Minghun” na wszelkie możliwe sposoby oprócz właśnie tego patriotycznego. Mamy tu człowieka w obliczu tajemnicy śmierci, mamy tu życie dusz kochanków – wszak tytułowy minghun to obrzęd zaślubin po śmierci, mamy fascynację orientem i obrzędami ludowymi. Nie mamy tylko tego wymiaru patriotycznego, który w obliczu uniwersalnej wymowy filmu na wiele się tutaj nie przyda.
Ten romantyczny wymiar podkreślany jest malarskimi kadrami, które dla mnie przywoływały obrazy Caspara Davida Friedricha z „Wędrowcem nad morzem mgły” na czele. To jak Marcin Dorociński w kilku scenach spogląda na bezkres wody jest kontemplowaniem bezmiaru czasu i wszechświata. Gdy śledziłem na ekranie losy Jerzego, to jak przeżywa stratę najbliższej osoby, to jak mierzy się z absurdalnym wymiarem świata i próbuje nadać mu sens, przypominało mi wczesne dzieła Mickiewicza – jego ballady i „Dziady” wileńsko-kowieńskie, czyli te utwory, gdzie jeszcze nie narodził się Konrad cierpiący za naród i ojczyznę.
Celowo nie piszę wiele na temat treści filmu, bo „Minghun” powinien pozostać dla widza tajemnicą, tak jak tajemnicą dla Jerzego pozostaje los ukochanych przez niego osób. Dziś romantyzm ze swoją magią i tajemniczością może wydawać się trywialny, bo przecież izolujemy się skutecznie od tych ostatecznych kwestii, uważając prawdopodobnie, że one nas nie dotyczą.
Ilekroć słyszę o tragicznych wypadkach, myślę o tej pustej przestrzeni, która tak pięknie jest pokazana w filmie Matuszyńskiego – przestrzeni „kota w pustym mieszkaniu” z wiersza Szymborskiej. Myślę, że reżyser zderzył nas z tym, co ostateczne, w najlepszy możliwy sposób – poprzez wyjście poza kulturowy, narzucony nam schemat. Myślę też, że na ten film trzeba się otworzyć, tak jak Jerzy musi otworzyć się na to, czego nie rozumie. Bez tego „Minghun” pozostanie dla widza milczeniem.
Mam nadzieję, że moje romantyczne konteksty wniosą coś do lepszego zrozumienia filmu. Moja ocena 8/10

Wejście kinowe 147/24 Wicked reż. Jon M. Chu Konfekcyjny, hollywoodzki koszmar. I co z tego, że w starym, hollywoodzkim stylu? Nadal pozostaje to magazyn ze świecidelkami i nic więcej. Okropieństwo. 2/10

Wejście kinowe 148/24 Heretic reż. Scott Beck, Bryan Woods Taki horror, co to przestaje bawić, kiedy staje się horrorem. Póki są rozkminy teologiczne w stylu przekomarzań ze Świadkami Jehowy, jest całkiem zabawnie, ale od momentu, gdy pojawia się piwnica robi się nudno i smutno. Ale Hugh Grant rewelacja. 6/10
Wejście kinowe 149/24 Ziemia obiecana reż. Andrzej Wajda To już niemal pół wieku od premiery tego arcyfilmu.
Wejście kinowe 150/24 Kraven Łowca reż. J.C. Chandor Mógł być dobry film akcji, a miał być film o superbohaterze z uniwersum Marvela. Wyszło coś pomiędzy, takie ni pies nie wydra, ale nie brakuje ładnych scen, szczególnie rosyjskich. Takie mocne 4/10.

Wejście kinowe 151/24 Diabeł reż. Błażej Jankowiak Niedawno była moda na kryminały, które działy się w lokalnym kolorycie miast polskich - każde szanujące się miasto miało kilka takich książek. Teraz przyszedł czas na filmy sensacyjne. Fabuła "Diabła" dzieje się w Tarnowskich Górach. Z Tarnowskich Gór pochodzi Eryk Lubos. Tarnowskie Góry leżą blisko Częstochowy i jeszcze bliżej Lublińca. W Lublińcu znajduje się elitarna jednostka komandosów, Eryk Lubos gra weterana z Afganistanu, więc wszystko się zgadza. A że każdym polskim zadupiem rządzą lokalne mafie, to weteran-Lubos musi sporo posprzątać i trup ściele się gęsto. Andrzej Bursa napisał: "mam w dupie małe miasteczka". 4/10

Wejście kinowe 152/24 "Władca pierścieni. Wojna Rohimirrów" reż. Kenji Kamiyama Jestem zachwycony tą idącą w stronę anime produkcją. Po raz pierwszy w przypadku uniwersum Tolkiena poczułem się w kinie, jakbym znów miał naście lat. Mocne 7/10.

Wejście kinowe 153/24 "Kompletnie nieznany*
Film Jamesa Mangolda, reżysera "Spaceru po linie" o Johnnym Cashu, opowiadający epizod z kariery Boba Dylana, jest bardzo tradycyjnym filmem biograficznym. Tyle że mówi on o przekraczaniu granic w sztuce, o wierności artystycznej intuicji wbrew swemu środowisku, a nade wszystko o wierności samemu sobie - także kosztem innych. Dużo muzyki i amerykańskiej tradycji. Porządne, klasyczne, biograficzne, muzyczne, amerykańskie kino. Jak dla mnie mocne 7/10.

Wejście kinowe 154/24 Here. Poza czasem reż. Robert Zemekis Okropny film. Zamiast bohatera mamy pokój z XIX wieku, jego lokatorów na przestrzeni dwustu lat i Foresta Gumpa w roli głównej. Irytujący jak "Megalopolis" to nic nie powiedzieć. 3/10

Wejście kinowe 155/24 "W pokoju obok" reż. Pedro Almodovar Piękna Tilda Swinton, piękna Julianne Moore, piękny John Tortturo i piękna śmierć. Najładniejszy film o eutanazji, jaki widziałem. Nikt jak Almodovar nie potrafi w kicz, jeśli chodzi o trudne tematy. W "Bólu i blasku" podsumował swe życie, więc przyszedł czas na pożegnanie. Lepiej mimo wszystko umierać w dizajnerskich wnętrzach i w otoczeniu pięknej natury niż waląc krwią w pampersa na oddziale paliatywnym 😉 Niby stereotyp, ale kto by tak nie chciał? Za moc ironii i i rzeźbę w kiczu 9/10.
Może być zdjęciem przedstawiającym 1 osoba i tekst


Wejście kinowe 156/24 Emilia Perez reż. Jacques Audriad Tradycjonaliści mają szopkę noworoczną, tęczowi "Emilię Perez*. Ja? Nieustannie gdzieś z boku.I niech tak zostanie. Czego tutaj nie ma? Śmiech i łzy,, przemoc i czułość, komedia, tragedia i musical, mężczyzna i kobieta w jednym ciele. Audriad to mistrz, niezależnie od tematu. Potężna kinowa energia, mógłbym ten filmowy, wielopiętrowy labirynt porównać do twórczości Tarantino, do potężnej, narracyjnej katedry, w której nie ma Boga. 7/10