Niedziele reż. Alauda Ruiz de Azúa Hiszpania-Kraj Basków 2025/
Kino religijne nie kojarzy się zbyt dobrze, szczególnie polskie kino religijne – hagiograficzne „czyńmy dobro” brzmi natrętnie i kiczowato po wyjściu z kina po kolejnej wizji polskiego świętego, walczącego za Boga i Ojczyznę. Ktoś mi powiedział ostatnio, że Boga próżno szukać w polskim Kosciele, który bardziej stoi dziś na straży tradycji i wartości narodowych niż Wiary. Polski Bóg stał się polityczny, cóż robić? Trzeba zatem spojrzeć z dystansu, wyjść do tego co katolickie, czyli powszechne. Takim wyjściem był dla mnie baskijski film „Niedziele” – film bardzo skromny, cichy, ale bardzo autentyczny i prawdziwy. „Niedziele” to historia 17-letniej Ajnary, która żyje pod jednym dachem z ojcem, babcią i rodzeństwem. Łączy ich trauma po tragicznej śmierci matki, żony i córki. Często odwiedza ich ciotka, siostra taty, która nie kryje znużenia ciągłym roztrząsaniem rodzinnej tragedii. Przez ból żałoby do Ajnary dociera głos Boga, coraz bardziej pragnie odejść do zakonu z bardzo surową klauzurą, ale nie wie do końca, czy jej powołanie jest autentyczne i szczere. Postawa dziewczyny polaryzuje członków rodziny – wszak Ajnara chce ich opuścić na zawsze, zostawić samych wobec tragicznych wspomnień, a może chce od nich po prostu uciec?
Wiele egzystencjalnych pytań rodzi ta prosta z pozoru historia. Wszystko tutaj takie skromne i wyciszone, a przecież wciągające przez swą uniwersalną prawdę o człowieku wobec sytuacji granicznych. Celowo posługuję się terminologią egzystencjalistów, bo „Niedzielom” bliżej do tego nurtu filozoficznego niż do katechetycznych historii z podręczników do religii.
„Niedziele” Alandy Ruiz De Azny to kino szlachetne i czyste jak łza, Film z ducha Simone Weil i Edyty Stein. Dzieło zostało docenione i nagrodzone na festiwalu w San Sebastian. Ode mnie 8/10

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz