Oto
tajemnice kleru
Na
początku był zwiastun. Prześmiewczy to mało powiedziane.
Szyderczy i wulgarny, walący na odlew po pysku – po prostu czysty
Vega. Zabieg promocyjny powiódł się w 100%. Wszyscy dowiedzieli
się, że Smarzowski „dowalił” Kościołowi i to nie na żarty
dowalił, ale po „vegańsku”, cynicznie i bez litości dla
opływających w luksusy, „bezbożnych” katabasów. Dyskusje
rozgorzały, o gorliwych modłach i akcjach protestacyjnych przed
kinami informowała Gazeta Wyborcza, wszystkie media o „zakazaniu”
filmu w Ostrołęce. „Wróciła cenzura!” -grzmiały nagłówki.
Nikt nie czekał już na sam film, tylko na antyklerykalną chłostę
należną „czarnym” za wieki prześladowań, gnębienia i walki z
aborcją.
„Na
pohybel czarnym” mówił w kultowych „Psach” ubek Gross grany
przez Gajosa, zbrodniarz niewahający się przed torturami i
zabijający z zimną krwią. Jednym słowem potwór. Gen
antyklerykalizmu przetrwał mimo ofiary księdza Popiełuszki, mimo
hektolitrów łez po śmierci papieża-Polaka wylewanych cysternami
we wszystkich bez wyjątku mediach oprócz „Nie”. Postać biskupa
Mordowicza, granego w „Klerze” przez Janusza Gajosa, to ciekawa
klamra, zwieńczająca dorobek tego wybitnego aktora – bohater ten
uosabia wszystko to, czego możemy nienawidzić w „czarnych”.
Chciwość, pazerność, umiłowanie luksusów, obłuda doprowadzona
do skrajności i cynizm moralny – wszystkie te elementy łączy
postać grana przez „prawdopodobnie” najwybitniejszego dziś
polskiego aktora, który po swojej roli ubeka w „Psach” pod
koniec XX-go wieku, staje dziś na drugim biegunie wartości.
Potworny ubek przemienia się w potwornego „czarnucha”. No i nikt
nie przeklina jak biskup Mordowicz. To bardzo wymowne, jaką drogę
przebyliśmy przez te 20 lat.
Nie
jest to moja ulubiona rola Gajosa – zanadto „czarna”, taka
aktorska łatwizna. Niektórzy mówią o hiperboli, o przerysowaniu,
„panie, daj pan spokój”, wcale mnie to nie przekonuje. Kundera
powiedział, że kicz to świat bez gówna. Można to odwrócić i
powiedzieć, że samo gówno bez dobra to też kicz. Udało się to
kiedyś pokazać Agnieszce Holland, gdy w swoim filmie „Zabić
księdza” spojrzała na Jerzego Popiełuszkę z perspektywy
oprawcy. Było minęło. „Czerń” biskupa Mordowicza to
łatwizna, jedank nie można tego powiedzieć o pozostałych wątkach,
które rzeczywiście ukazują psychologiczną prawdę postaw i
zachowań. Zarówno Arkadiusz Jakubik jako ksiądz Kukuła, Robert
Więckiewicz jako ksiądz Trybus i Jacek Braciak jako ksiądz
Lisowski tworzą postaci z krwi i kości. Żaden z nich nie jest
aniołem – Kukuła jest oskarżony o molestowanie, Trybus jest
alkoholikiem z kochanką na boku, Lisowski ustawia przetargi,
dogadując się z mafiosami i wręcza łapówki. Jednak to, kim są
naprawdę, wychodzi dopiero, gdy życie poddaje ich prawdziwej
próbie, gdy muszą przestać udawać i zadać sobie pytanie, kim są,
nie jako kapłani, ale jako ludzie. Te odpowiedzi w filmie padają, a
rola Jacka Braciaka to wstrząsające studium psychopatii. W aspekcie
tych postaci „Kler” przestaje być opowieścią o klerze, a staje
się spektrum odcieni „czerni” ludzkiej duszy.
Poczepiam
się jednak trochę i tutaj, bo uważam, że każdy z tych wątków
można by rozwinąć w osobny film. W praktyce to trzy sklejone
nowele. U Smarzowskiego podobny zabieg był w „Pod mocnym aniołem”,
ale tam było to podyktowane literackim oryginałem i mimo wszystko
skupiał się tamten film wokół postaci granej przez Więckiewicza.
W „Klerze” wszystko się rozpada na cztery części i reżyserowi
nie udało się zejść wystarczjąco głęboko pod powierzchnię
masek, a w przypadku biskupa Mordowicza skończyło się na
powierzchownej karykaturze, która mnie nie przekonała. Najmocniej
wybrzmiała dla mnie postać Lisowskiego – demoniczna niczym diabeł
w sutannie.
„Kler”
, mimo swoich wad, jest filmem ważnym, bo pokazuje problemy
polskiego Kościoła. Pewnie większość z nas chce słuchać
miłych opowieści o lekarzach z Leśnej Góry i o księdzu Mateuszu,
ratującym zbłąkane dusze. Prawda jest inna, a właściwie jest
tych prawd o Kościele wiele. Tych prawd jest tyle ilu jest księży,
hierarchów, zakonnic i zakonników. Prawd o Kościele jest tyle, ilu
jest wiernych. Często te prawdy są bardzo trudne, ale nie znaczy
to, że należy o nich milczeć, szczególnie jeśli chodzi o
cierpienie dzieci. Wydaje mi się, że jest rzeczą oczywistą, że
pedofilia, w Kościele i poza nim – nie rozgraniczam, jest
straszliwą zbrodnią, a jakakolwiek chęć tuszowania tego jest w
tej zbrodni współuczestniczeniem. Nie wyobrażam sobie, by ktoś
będący człowiekiem wiary mógł dawać przyzwolenie na tego typu
zwyrodnialstwa. Pamiętać jednak należy, że za tymi czynami stoją
konkretni ludzie i to oni winni odpowiedzieć za swoje czyny, nie
tylko przed Bogiem. Jeśli efektem tej narracji nie będzie prawdziwe
oczyszczenie, a tylko nagonka w postaci wyzwisk i niszczenia
Kościoła, to taka sytuacja niczego dobrego nie przyniesie nikomu.
Mówi o tym sam Smarzowski, ukazując wątek niewinnie
prześladowanego przez społeczność księdza Kukuły. Nasili się
jedynie dzięki temu nasza wojna polsko-polska i zadowoleni będą
wtedy jedynie ci, którzy eskalacji tego konfliktu pragną, ci, dla
których prawda i Polska jest „najmojsza”, ci którzy nie chcą,
aby ktoś myślał inaczej niż na czarno, albo na czerwono. Na słowa
ubeka Grossa „Na pohybel czarnym” Olo Żwirski grany przezMarka
Kondrata odpowiada „I czerwonym”. W rezultacie „na pohybel”
wszystkim.
Tyle
razy płakaliśmy razem – po śmierci Papieża, po katastrofie
smoleńskiej najbardziej. Pamiętam te łzy i te obietnice, że nawet
kibice wrogich klubów sobie wybaczali. Trwało to chwilę, by do
głosu znów dochodziły stadne instynkty i wyszczerzone, wściekłe
kły. Nie chcę być w żadnej z waszych Polsk, nie jestem
zainteresowany waszą wzajemną nienawiścią. Nikt nie ma monopolu
na to jak być człowiekiem. Smarzowski opowiada część prawdy, a
ta część to pojedyncze historie ludzi o tym, że warto za wszelką
cenę pozostać człowiekiem a nie trybem w systemie. Tak chcę
rozumieć te historie i tak chcę odebrać film „Kler”. Tylko
wtedy będzie on czymś więcej niż kolejnym zarzewiem konfliktu.