Dom (zly)

Dom (zly)

wtorek, 1 stycznia 2019

Książki 2018, na liczniku 35

Kinowa setka 2018

Styczeń
1. Party
2.Serce miłości
3.Gniew
4. Gra o wszystko
5. Walc z Bashirem
6. Atak paniki
7.Dzikie róże
8. Gotowi na wszystko. Exterminator

Luty
9 Tamte dni, tamte noce
10. 60 kilo niczego
11. Amerykański sen
12. Najpiękniejsze fajerwerki ever
13. 3 billboardy za Ebing, Missouri
14. Disaster Artist
15 Slow West

Marzec

16 Viktoria
17 Jeszcze nie koniec
18. Lady Bird
19 Kształt wody
20 Nic widmo
21 Czas mroku
22 Profesor Marsden i Wonder Woman
23 Wieża . Jasny dzień
24 Happy end

Kwiecień 

25 Twarz
26 Niewidzialne
27 Felicite
28 Banana Motherfker
29 Nigdy cię tu nie było 
30 Madame
31 Moja miłośc

Maj

32 Znikasz
33 Kosmiczna surykatka
34 Śmierc Stalina

35 Spotkamy się w zaświatach
36 Balanga
37 Zimowi bracia
38 Ignacy Loyola
39 Wyspa psów


Czerwiec
40 Tully
41 Ślimaki
42 Najbrzydsze auto świata
43 Zimna wojna
44 W cieniu drzewa

Lipiec

45 Isabelle i mężczyźni
46 Obietnica poranka
47 Na głęboką wodę
48 Ava
49 41 dni nadziei
50 Ostatnie prosecco hrabiego
51 Blanka
NH
52 Sezon diabła
53 Lek i psy
54 Krew Pedro Costa
55 Noc okrywa swiat

67 Oko na Julię
68 Na plazy Chesil
 69 MCQueen

Sierpien
56 Rodziny sie nie wybiera
57 Czlowiek ktory zabil DonKichota
58 Nieposłuszne
59 Pod ciemnymi gwiazdami
60 303. Bitwa o Anglie


Wrzesien
61Underground
62 Konkurs  Forman
63Plan B
64 A gdyby tych orkiestr nie bylo  Forman
65  Lato 
66 Dywizjon 303 Historia prawdziwa


 70 Żona
71 Przyjęcie na 10 osób plus 3
72 Dogman

Październik

73 Kler
74 Krzysiu, gdzie jesteś?
75,76,77,78,79 Częstochowa 1918-1939, Etiudy Sylwestra Chęcińskiego Lato, Człowiek nie umiera, Rozmowa kontrolowana z Sylwestrem Chęcińskim, "Dziewczyny z Szymanowa" Magdaleny Piekorz, Festiwal Braci Krzemińskich

80 Winni
81 Cezar musi umrzeć
82 Climax
83  53 wojny
84 7 uczuc
85 Pierwszy człowiek

Listopad

86 Jeszcze jeden dzień życia
87 Jak pies z kotem
88 Utoya
89  Bohemian rapsody


Grudzień


90 Fuga
91 Narodziny gwiazdy
92 Roma
93 Kraina wielkiego nieba
94 Autsajder
95 Wszystko, co kocham
96 Cheff Flyn
97 Planeta singli2
98 Oni
99 Wszystkojest miłością
100 Pech tonie grzech

poniedziałek, 24 grudnia 2018

Recenzja pilota serialu "Czarne pola" reż. Przemek Wojcieszek


Czarne mary z Polski

Nie tak dawno otrzymałem propozycję przedpremierowej recenzji „1983” pierwszego polskiego serialu na Netfliksie. Przyciągały nazwiska reżyserek z Agnieszką Holland na czele i plejada znanych aktorów z Robertem Więckiewiczem, Andrzejem Chyrą i Maciejem Musiałem. Serial obejrzałem, a raczej zmęczyłem, recenzji nie napisałem, bo nie chciałem wylewać hektolitrów swego rozczarowania, żalu, bólu dupy. W sierpniu wpłaciłem na crowfounding pilota serialu „Czarne pola” w reżyserii Przemka Wojcieszka – chałupniczą produkcję, która powstaje z potrzeby serca, z potrzeby buntu, z potrzeby niezależności.

Sam będąc pisowską, faszystowską łajzą trochę się bałem tych politycznych deklaracji, które czytałem na fejsbukowym wallu reżysera. Będąc klerykałem, który na pasterkę idzie samotnie, bałem się antyklerykalizmu i płonących krzyży. Będąc patriotyczną konserwą bałem się szargania ojczyzny. Więc dlaczego wsparłem ten diabelski projekt? Pytałem sam siebie i przez kilka miesięcy czekałem na odpowiedź. Doczekałem się tuż przed świętami. Wpłaciłem pięć dych, bo kocham wściekłość Wojcieszka, bo chcę kina jako erupcji, bo wierzę w sztukę bez dogmatów w żadną stronę. Ten film w Polsce nie miał prawa powstać, bo niezależnie od poglądów tutaj wszyscy mają gdzieś kino jako własny wyraz poglądu na sztukę. Dziś Wigilia. Za oknem mętna szaruga. Do oglądania „czarnych pól” pogoda najlepsza.

W jakichś starych zgliszczach, jakich w Polsce postpegerowskiej i postindustrialno-komunistycznej bez liku, przyjeżdża samochód – dwóch gangsterów wiezie człowieka z workiem na głowie. Gangsterzy to policjanci z Czarnych Pól, człowiek z workiem to proboszcz z pobliskiej parafii, a cały odcinek to nieoficjalne przesłuchanie w sprawie zabójstwa lewicowego polityka, który walczył z miejscowymi układami, za którymi stoi sprawa kombinatu. Polska mała miejscowość staje się w tych rozmowach czarną Polską w pigułce, gdzie w cieniu machloj zdychają nasze marzenia o wierze i wolności.

Najbardziej bałem się jednak, że niezależny reżyser nie udźwignie ciężaru konwencji serialu kryminalnego, że to nie jego bajka opowieść o zbrodniach, policjantach i bandziorach. Ale Wojcieszek zrobił to po swojemu, nie rezygnując w własnej wizji kina. Jego bohaterowie to wkurwieni Polacy, którzy nie chcą więcej udawać, ale nie mają też złudzeń, że naprawią ten świat. Czarna Polska pozostanie czarna, ale i tak nie ma na to zgody. Odcinek oparty jest na dynamicznych dialogach, które są głęboko literackie. To zawsze była mocna strona Jego filmów – język, nie znający granic dla emocji, które wyrażał. Zdania wyprowadzane są jak ciosy, niektóre są celne, inne nie docierają do szczęki, ale cały odcinek to 40 minut ostrego pojedynku, bokserskiej walki na słowa. Wychodzisz z niej z obitą gębą, ale jest ci z tym dobrze.

Do tego mamy zdjecia w klimacie noir, spójną muzykę i aktorów, którzy wytrzymują ten fightclub, a widzowie męczą się wraz znimi. Najlepszy oczywiście ksiądz, który wchodzi w prowadzoną przez policjantów grę, a jako tarczę trzyma podwójną gardę cynizmu, braku wiary w cokolwiek, by za chwilę wygłaszać płomienne modły. Tyle tylko, że nie wiadomo do kogo się modli - do Boga czy do szatana? Jest w tej postaci tajemnica i można na niej zbudować coś wymykającego się jednoznacznym ocenom. Ciekaw jestem jak rozwinie się ten wątek i naprawdę mnie ostro zassało. Nie pozostaje mi nic innego jak czekać – pewnie kolejne pół roku, ale będę wytrwały.

Oczywiście mógłbym się czepiać o detale, ale nie mam zamiaru. „Czarne pola” są obietnicą czegoś, czego na polskim rynku kulturalnym po prostu nie ma – wolnej ideowo produkcji filmowej na wysokim poziomie artystycznym, która nie powstała pod dyktando. To wg mnie położyło serial „1983”. To nic, że życie dopisuje swoje scenariusze, że w trakcie realizacji pilota zamordowany został na Dolnym Śląsku lokalny polityk, tyle że związany ze środowiskiem narodowym, że powiązania polskiej lewicy z ludźmi ruskich służb są taką samą tajemnicą jak machlojki kleru, że takie kombinaty jak z filmu do dziś są w łapach oligarchów z po. To nic. Niech „Czarne pola” będą polską „Suburrą” bez jej rozmachu ale z jej energią i szczerością. A ta prawda jest bardzo banalna, ale warto o niej sobie co jakiś czas przypomnieć - „tylko dlatego, że jesteś nikim, możesz pogadać z drugim czlowiekiem” jak śpiewała Kora.

poniedziałek, 17 grudnia 2018

O spotach wyborczych Putina

Prawo pierwszej nocy


Tym razem zafascynowały mnie dwa krótkie filmy, których cichym bohaterem jest Władymir Putin. Cichym, bo obecnym tylko na papierze. Ale za to jak obecnym! Już prawie miesiąc po wyborach, a ja po raz setny patrzę na krasawice, chcące ofiarować swe młode ciała samcowi superalfa. Mało tego – nie tylko ciała. Także swoje głosy. Głosy na miarę ponad 60-procentowego poparcia i zwycięstwa w pierwszej turze wyborów. To już za nami. Nasi rodzimi politycy też szukają recepty na wyborcze wiktorie. Może ta podpowiedź będzie skuteczna? Szukać po czesku znaczy wiadomo co…

  https://www.youtube.com/watch?v=MbIzj21X0tU

Spot 1: Krasawica u psychoanalityczki
Kozetka u psychoanalityka. Krasawica na niej ułożona zdradza objawy nerwicy natręctw. Mówi, że boi się pierwszego razu. Że chciałaby go przeżyć z miłości. Rosyjski Pan Freud odpowiada, że nie ma co się bać. Jej kochankowi można wierzyć. To sam Władymir Wielki – car Rosji, który spogląda przyjaźnie z okładki czasopisma Times. Rosjanin i kosmopolita w jednym. Gdy krasawica udaje się na miejsce, gdzie odbyć się ma defloracja, zauważamy, że jest to lokal wyborczy. Na koniec niedwuznaczny napis informuje nas – „Pierwszy raz – tylko z Putinem”.
W dawniejszych czasach obowiązywała piękna tradycja – tak zwane „Prawo pierwszej nocy”. Udzielny władca danego terytorium miał prawo do pierwszej nocy z młodą mężatką. Było to ze wszech miar słuszne. Władca, jako że był pierwszy, nie był już zazdrosny. Małżonkowie mogli zatem sypiać spokojnie. Bez obaw, że wysłannicy władcy pojawią się którejś nocy u ich drzwi. W Rosji ta piękna tradycja powraca. W tym kontekście przestaje być Władymir Putin carem, a staje się dobrym wujciem. Tym, co to posadzi na kolanka. Pogłaszcze po płowej główce. Przytuli. Popieści. Itede. Itepe.

 https://www.youtube.com/watch?v=Noo0lzJILaM


Spot 2: Krasawica u lekarza
„O czym marzy dziewczyna, gdy dorastać zaczyna? Kiedy z pąka zamienia się w kwiat?” Teraz już wiemy – marzy o mężczyźnie w sile wieku. Samcu superalfa. Dojrzałym, silnym, władczym facecie. Nie o jakimś mydłku z telewizora. Tylko z kimś takim młoda krasawica będzie czuć się bezpiecznie. Tylko z kimś takim może śmiało patrzeć w przyszłość. Z takim tatą, wujkiem, przyjacielem, kochankiem młoda Rosja może czuć się szczęśliwa. Z kimś takim młoda Rosja będzie piękna i wielka. On ją uwiedzie. On ją powiedzie. On ją osłoni. On ją obroni. Tylko On spłodzi z Nią następnych maładców i krasawice – „naród zwycięzców”. Tylko w Nim ten piękny, wielki gen siły i tryumfu. Tylko z nim orgazm jak tsunami, który zmiecie wszystko, co słabe i wątpliwe. Krasawico, Dziewico, Rosjo – nie wahaj się. Otwórz się przed Nim, jak Europa przed nadciągającymi Mongołami.
Putin na koniu. Putin na polowaniu. Putin na niedźwiedziu. Putin w batyskafie. Putin na stepie. Putin w kosmosie. Putin na Syberii. Putin nurkujący w Bajkale. Bajkał wódki nurkujący w Putinie. I tylko jedno pytanie. Gdzież wam Tusku, Jarku, Antku, Bronku, Stefku, Waldku do Niego? Polska też jest kobietą. Tak samo jak Rosja. Więc uważajcie.

poniedziałek, 8 października 2018

Recenzja filmu "Kler" Wojtka Smarzowskiego


Oto tajemnice kleru


Na początku był zwiastun. Prześmiewczy to mało powiedziane. Szyderczy i wulgarny, walący na odlew po pysku – po prostu czysty Vega. Zabieg promocyjny powiódł się w 100%. Wszyscy dowiedzieli się, że Smarzowski „dowalił” Kościołowi i to nie na żarty dowalił, ale po „vegańsku”, cynicznie i bez litości dla opływających w luksusy, „bezbożnych” katabasów. Dyskusje rozgorzały, o gorliwych modłach i akcjach protestacyjnych przed kinami informowała Gazeta Wyborcza, wszystkie media o „zakazaniu” filmu w Ostrołęce. „Wróciła cenzura!” -grzmiały nagłówki. Nikt nie czekał już na sam film, tylko na antyklerykalną chłostę należną „czarnym” za wieki prześladowań, gnębienia i walki z aborcją.

„Na pohybel czarnym” mówił w kultowych „Psach” ubek Gross grany przez Gajosa, zbrodniarz niewahający się przed torturami i zabijający z zimną krwią. Jednym słowem potwór. Gen antyklerykalizmu przetrwał mimo ofiary księdza Popiełuszki, mimo hektolitrów łez po śmierci papieża-Polaka wylewanych cysternami we wszystkich bez wyjątku mediach oprócz „Nie”. Postać biskupa Mordowicza, granego w „Klerze” przez Janusza Gajosa, to ciekawa klamra, zwieńczająca dorobek tego wybitnego aktora – bohater ten uosabia wszystko to, czego możemy nienawidzić w „czarnych”. Chciwość, pazerność, umiłowanie luksusów, obłuda doprowadzona do skrajności i cynizm moralny – wszystkie te elementy łączy postać grana przez „prawdopodobnie” najwybitniejszego dziś polskiego aktora, który po swojej roli ubeka w „Psach” pod koniec XX-go wieku, staje dziś na drugim biegunie wartości. Potworny ubek przemienia się w potwornego „czarnucha”. No i nikt nie przeklina jak biskup Mordowicz. To bardzo wymowne, jaką drogę przebyliśmy przez te 20 lat.

Nie jest to moja ulubiona rola Gajosa – zanadto „czarna”, taka aktorska łatwizna. Niektórzy mówią o hiperboli, o przerysowaniu, „panie, daj pan spokój”, wcale mnie to nie przekonuje. Kundera powiedział, że kicz to świat bez gówna. Można to odwrócić i powiedzieć, że samo gówno bez dobra to też kicz. Udało się to kiedyś pokazać Agnieszce Holland, gdy w swoim filmie „Zabić księdza” spojrzała na Jerzego Popiełuszkę z perspektywy oprawcy. Było minęło. „Czerń” biskupa Mordowicza to łatwizna, jedank nie można tego powiedzieć o pozostałych wątkach, które rzeczywiście ukazują psychologiczną prawdę postaw i zachowań. Zarówno Arkadiusz Jakubik jako ksiądz Kukuła, Robert Więckiewicz jako ksiądz Trybus i Jacek Braciak jako ksiądz Lisowski tworzą postaci z krwi i kości. Żaden z nich nie jest aniołem – Kukuła jest oskarżony o molestowanie, Trybus jest alkoholikiem z kochanką na boku, Lisowski ustawia przetargi, dogadując się z mafiosami i wręcza łapówki. Jednak to, kim są naprawdę, wychodzi dopiero, gdy życie poddaje ich prawdziwej próbie, gdy muszą przestać udawać i zadać sobie pytanie, kim są, nie jako kapłani, ale jako ludzie. Te odpowiedzi w filmie padają, a rola Jacka Braciaka to wstrząsające studium psychopatii. W aspekcie tych postaci „Kler” przestaje być opowieścią o klerze, a staje się spektrum odcieni „czerni” ludzkiej duszy.

Poczepiam się jednak trochę i tutaj, bo uważam, że każdy z tych wątków można by rozwinąć w osobny film. W praktyce to trzy sklejone nowele. U Smarzowskiego podobny zabieg był w „Pod mocnym aniołem”, ale tam było to podyktowane literackim oryginałem i mimo wszystko skupiał się tamten film wokół postaci granej przez Więckiewicza. W „Klerze” wszystko się rozpada na cztery części i reżyserowi nie udało się zejść wystarczjąco głęboko pod powierzchnię masek, a w przypadku biskupa Mordowicza skończyło się na powierzchownej karykaturze, która mnie nie przekonała. Najmocniej wybrzmiała dla mnie postać Lisowskiego – demoniczna niczym diabeł w sutannie.

„Kler” , mimo swoich wad, jest filmem ważnym, bo pokazuje problemy polskiego Kościoła. Pewnie większość z nas chce słuchać miłych opowieści o lekarzach z Leśnej Góry i o księdzu Mateuszu, ratującym zbłąkane dusze. Prawda jest inna, a właściwie jest tych prawd o Kościele wiele. Tych prawd jest tyle ilu jest księży, hierarchów, zakonnic i zakonników. Prawd o Kościele jest tyle, ilu jest wiernych. Często te prawdy są bardzo trudne, ale nie znaczy to, że należy o nich milczeć, szczególnie jeśli chodzi o cierpienie dzieci. Wydaje mi się, że jest rzeczą oczywistą, że pedofilia, w Kościele i poza nim – nie rozgraniczam, jest straszliwą zbrodnią, a jakakolwiek chęć tuszowania tego jest w tej zbrodni współuczestniczeniem. Nie wyobrażam sobie, by ktoś będący człowiekiem wiary mógł dawać przyzwolenie na tego typu zwyrodnialstwa. Pamiętać jednak należy, że za tymi czynami stoją konkretni ludzie i to oni winni odpowiedzieć za swoje czyny, nie tylko przed Bogiem. Jeśli efektem tej narracji nie będzie prawdziwe oczyszczenie, a tylko nagonka w postaci wyzwisk i niszczenia Kościoła, to taka sytuacja niczego dobrego nie przyniesie nikomu. Mówi o tym sam Smarzowski, ukazując wątek niewinnie prześladowanego przez społeczność księdza Kukuły. Nasili się jedynie dzięki temu nasza wojna polsko-polska i zadowoleni będą wtedy jedynie ci, którzy eskalacji tego konfliktu pragną, ci, dla których prawda i Polska jest „najmojsza”, ci którzy nie chcą, aby ktoś myślał inaczej niż na czarno, albo na czerwono. Na słowa ubeka Grossa „Na pohybel czarnym” Olo Żwirski grany przezMarka Kondrata odpowiada „I czerwonym”. W rezultacie „na pohybel” wszystkim.

Tyle razy płakaliśmy razem – po śmierci Papieża, po katastrofie smoleńskiej najbardziej. Pamiętam te łzy i te obietnice, że nawet kibice wrogich klubów sobie wybaczali. Trwało to chwilę, by do głosu znów dochodziły stadne instynkty i wyszczerzone, wściekłe kły. Nie chcę być w żadnej z waszych Polsk, nie jestem zainteresowany waszą wzajemną nienawiścią. Nikt nie ma monopolu na to jak być człowiekiem. Smarzowski opowiada część prawdy, a ta część to pojedyncze historie ludzi o tym, że warto za wszelką cenę pozostać człowiekiem a nie trybem w systemie. Tak chcę rozumieć te historie i tak chcę odebrać film „Kler”. Tylko wtedy będzie on czymś więcej niż kolejnym zarzewiem konfliktu.