Megalomani i starcy
Film to „Megalopolis” w reżyserii FF Copolli, Megalon to substancja odkryta przez Cesara Cattalinę, głównego bohatera „Megalopolis”, aby odbudować Nowy Rzym-Hollywood jako nowy, wspaniały świat. To nie chodzi o sztukę, jak chcą niektórzy, ale o megalomanię. Ten film jest szczytem megalomanii - samego Copolli i wielkich gwiazd, grających w tym filmie, a Nowy Rzym to targowisko próżności medialnych bóstw. Musiałem przespać się z tym irytującym do bólu filmem, żeby zrozumieć, dlaczego mnie po nim nosi, że płynę amplitudą szczytów i dolin nie wiadomo dokąd.
Kupuję wielki kicz wizualny w bizantyjskim stylu, czerpiący garściami z tradycji Hollywood, ale nie wytrzymuję przy statycznych, napuszonych dialogach, a może lepiej rzec monologach? Każdy z bohaterów Nowego Rzymu peroruje do siebie, o sobie, o swojej wielkości. Gwiazdy Hollywood w tym filmie niczym bogowie rzymscy są zakochane w sobie i nie widzą, że świat, na którym balują w przepychu, zmierza ku upadkowi. Bohaterowie tego filmu mówią patetycznymi frazami do samych siebie, nie słuchając nawzajem.
„Megalopolis” to film o blichtrze i pustce, nieznośny w rozbuchanej, barokowej formie wyraz depresji dzisiejszej kultury. To vanitas odchodzącej cywilizacji z bezradnymi nadludźmi, którzy niczego już nie rozumieją, oddzieleni od świata ścianami niewidzialnej, złotej klatki. Bogowie ci gotowi są zniszczyć ten świat i pociągnąć go za sobą ku upadkowi.
Copolla zdaje się nienawidzić swojej starości i pokazuje w „Megalopolis” – celowo czy nie? - jak bardzo jest ona odrealniona. Oto stary, rozkochany w sobie świat odchodzi. Co po nim pozostanie, czy istnieje jakaś szansa na przetrwanie?
„Megalopolis” przecież jest baśnią, a z baśni ma płynąć nauka. Brzmi ona – jesteśmy bezradni, ślepi, pogrążeni w samozachwycie. Nie możecie już na nas liczyć. Jeśli nie znajdziecie nowych przestrzeni dla ludzkości i jej rozwoju, nie pomoże wam żaden Cesar Cattalina, nie pomoże wam fikcja megalonu, która zaleje wszystko rzymskimi fontannami narcystycznych wizji, zakrywając prawdę - smutną prawdę o samotności i alienacji współczesnego człowieka.
Film nieznośny i wspaniały – z zero i dziesięć wychodzi średnia 5/10.