A może masz ochotę na
klapsa?
"Jak chłop baby nie bije, to jej wątroba gnije" mądrość ludowa
"Jak chłop baby nie bije, to jej wątroba gnije" mądrość ludowa
zdjęcie www.filmweb.pl
Rok 2015 obfitował w
filmy, dające do myślenia o czasie, w którym żyć nam przyszło,
bowiem czas ten należy okreslić jako moment przełomu. Było wiele
dzieł, które zasługują na uwagę, ale filmem a w zasadzie
fenomenem popkulturowym tego kluczowego momentu stał się film „50
twarzy Greya”. Odwołam się do filmu, bo książki, mimo
najszczerszych chęci, nie dałem rady przeczytać.
Kilka lat wcześniej
był bestseller E.L. James. Odżegnywany od czci i wiary, święcił
swe tryumfy na listach najlepiej sprzedawanych książek. Mówili, że
grafomania, że pornografia, że paranoja. Ale czy „Grey”
doczekał się porządnej, socjoanalizy, gdzie wytłumaczono by jego
sukces. Do tematu podchodzono z ostrożnością, by nie tykać
kulturowego tabu, jakim jest przemoc wobec kobiet.
Dopiero enfant terrible
europejskiej kinematografii, Lars von Trier, nawiazał do tego
antymitu w swojej „Nimfomance” z 2014 roku i podjął temat
kobiecego masochizmu jako drogi ku seksualnemu wyzwoleniu, choć już
w „Antychryście” znać było zaczątki tego kobiecego diabolizmu
a rebours. Kiedy już kobiecie wszystko wolno, kiedy staje się
wyzwolona a nawet uświadamia sobie swą siłę jako obiekt
pożądania, kiedy to kobieta decyduje z kim, jak i gdzie, kiedy
partner jest, w zgodzie z biologią, jedynie dopełnieniem aktu
miłosnego, kiedy kulturowo dochodzimy, powiem więcej –
szczytujemy ku kulturowemu apogeum, nadchodzi on – nagi w swej
szarości Grey, który pyta niewinnie: mógłbym złoić ci skórę?
Oto ona, Anastasia
Steel , trochę pogubiona, trochę nieśmiała, niewinna, spotyka
siłę i pewność. Grey staje się dla niej ostoją. Anastasia nie
pragnie wolności, dużo bardziej pożąda kilku porządnych klapsów,
a Grey jej to daje lub jak kto woli wymierza.
Wolność jest
niepewnością, niewiadomą. W opozycji mamy złotą klatkę, którą
daje Anastasii Christian G., klatkę, w której jest bogiem.
Anastasia chce mieć do kogo się modlić, dla kogo znosić pokutę i
czuć się zbawiana. To wszystko otrzymuje w związku z Greyem. W tym
świetle bohater jawi się jako obraz religii w świecie bez Boga. W
pogoni za wolnością współczesna kobieta wpada w zastawione przez
siebie sidła, a w zasadzie w przykryty mchem dół, gdzie czeka on –
ucieleśnienie pogańskiej boskości z jej siłą i przemocą.
Wyzwolenie w „Greyu” odbywa się przez niewolę, przez kajdanki,
pęta i bicze.
Pogańskość Greya to
klucz. To Apollo – piekny i samowystarczalny. Ale nie tak
„absolutnie”. Do pełni boskości potrzebna mu czysta dusza
Anastasii. Grey walczy o duszę niewinnej dziewczyny przy pomocy
wyrafinowanych środków – nie, nie mówię o szpicrutach i
bacikach. On przekonuje ją do uległości, do czerpania przyjemności
z poddaństwa i cierpienia. Ta „ucieczka od wolnosci” w świat
flagelantyzmu i totalitarnej dominacji odbywa się za zgodą ofiary.
Oto przewrotność „50 twarzy Greya” - nie chodzi o seks, chodzi
o pozwolenie, o zgodę, chodzi o cyrograf podpisany wlasną krwią,
podpisany upokorzeniem, podpisany bólem. Cyrograf o tyle
wartościowszy o ile dusza czystsza. Bo po cóż Greyowi dusza
zepsuta? W piekle ich pełno, tych, co bez celu oddają się
hedonizmowi. Dla Greya to łup zbyt łatwy. Czysta Anastasia jest dla
niego niczym mądry Faust. On staje w szranki tylko z tymi, którzy
tego są warci.
Szarość Greya to
tautologia. Zawieszony między czernią i biela nie wiemy, czy jest
dobry czy zły. Wiemy, że jest piekny, pociągający. Ale mimo to
jest szary. Jego oblicze jest smutne, przypruszone popiołem.
Rozjaśnia się tylko na moment, gdy rozdaje kolejne klapsy.
Anastasia ucieka. To
piękna scena, gdy postanawia zerwać swój „syndrom sztokholmski”
i płacze. Ale nie martwmy się – Grey powróci. Są już następne
części. Cóż za szatańska przewrotność – by oddać duszę
diabłu, trzeba się najpierw wyzwolić. Tak, obejrzałem film, bo
po co czytać książkę, gdy można obejrzeć film, tym bardziej, że
próbowałem czytać i nie dałem rady – nie mogę czytać zbyt
głupich i zbyt źle napisanych książek, choć wiem, że znajdę
tam najwięcej prawdy, wiem, że źle napisane książki są
najwazniejsze, bo trafiają pod strzechy, nie są książkami elit,
przemadrzalców, takich jak ja. Są to książki kur domowych,
geeków, niespełnionych marzycieli. To od nich zależy los świata,
nie od elit. Ale czytać tego nie potrafię. Na szczęście są
adaptacje filmowe, a „50 twarzy Greya” jest dla mnie
najwazniejszym filmem roku, bo pozwolił dotknąć i zrozumieć to,
co najważniejsze – diabolizm dzisiejszego świata, piekło
zwykłych ludzi, którzy pragną dobra, ale nie odnajdują go w
świecie bez Boga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz