Komuno, wróć!
Despentes jest miłosierna – jak w klasycznym serialu przypomina na początku tomu drugiego bohaterów i co wydarzyło się w poprzednim odcinku. Otóż wydawało się, że Vernon Subutex, który wylądował na ulicy, został zaatakowany przez grupę nazioli i zginął śmiertelnie pobity. Jako, że fikcja literacka, a także serialowa, ma swoje prawa to Subutex zmartwychwstaje i jakoś sobie radzi jako paryski bezdomny. Problem polega raczej na tym, że jest go tutaj jakby mniej. Niby wszystko dzieje się wokół Vernona, znów wszyscy go szaleńczo poszukują, ale autorka oddaje głos innym bohaterom. „Vernon Subutex. Tom2” jest zatem skonstruowany niczym galaktyka, gdzie po życiowych orbitach krążą bohaterowie wokół Słońca, fenomenu i tajemnicy Subutexa.
I są to bardzo ciekawe historie różnych ludzi – spektrum Despentes to ludzie marginesu, gwiazdy porno, ale także zagubieni przedstawiciele showbiznesu, którzy się sprzedali i stracili do siebie szacunek, znajdziemy tu także przedstawiciela kasty najwyższej, zepsutego do szpiku kości biznesmena,są przedstawiciele środowiska arabskich emigrantów, wracający do swych islamskich korzeni w poczuciu bezsensu życia, jest nawet naziol z ludzką twarzą i są całkiem normalni mieszczanie, którzy zwyczajnie pragną przeżyć w miarę bezboleśnie swój czas.
To, co było dla mnie zaletą w części pierwszej, ten ludzki karnawał i narracyjna sprawiedliwość, oddanie głosu tak różnym typom bohaterów, w części drugiej staje się problemem, bo w wizjach pojedynczych losów zatraca się historia. Nie wiemy, dokąd ona zmierza, nie wiemy tak naprawdę o czym i po co jest ta opowieść. W tomie pierwszym nie było takich wątpliwości, a fabuła toczyła się wręcz w sensacyjnym stylu, co nadawało dziełu tempa i struktury, tutaj wszystko się rozłazi w meandry pojedynczych losów, staje w miejscu i zapominamy, dokąd zmierzamy. Ktoś powie, że można i tak, że najważniejsze, że od wielu lat powieść Virgine Despentes to zwierciadło przechodzące się po ulicach Paryża, jak chciał Stendhal. Może i tak, ale, patrząc na pierwszą część, widzę, że fabularny kręgosłup był potrzebny tej historii.
A jest to historia powstawania komuny. Odnawiania hipisowskiego mitu w XXI wieku. Ci którzy porobili kariery, zdobyli, różnymi sposobami, pieniądze i sławę, dostrzegają dookoła siebie pustynię i samotność. Schodzą zatem wzorem Subutexa na margines społeczeństwa, by tam odnaleźć chociaż część utraconej prawdy i wolności.
I w tym „Vernon Subutex. Tom 2” jest integralną kontynuacją części pierwszej, bo obydwie książki są o końcu pewnej epoki, dojściu do ściany i pytaniu, o to, co będzie dalej. Dlatego warto sięgnąć po opowieść o zmarginalizowanych paryżanach, jaką jest „Vernon Subutex” jako cykl – historia ludzi przegranych, przetrąconych, nie przylegających do standardów współczesnego świata. Tyle że Hrabal pisał o tym pół wieku wcześniej. Tylko że Marek Nowakowski pisał o tym w kazamatach PRL-u. Wniosek? Europa Zachodnia znalazła się dziś tam, gdzie my byliśmy 50 lat temu - w świecie kłamstw i propagandy, gdzie po prawdę trzeba chodzić na marginesy rzeczywistości. Tam też zmierza Virgine Despentes, by snuć swoją opowieść o niemożliwości „nowego wspaniałego świata”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz