Elektrowstrząsy
Czytając opowiadania
Łukasza Suskiewicza myślałem, co mnie omija w literaturze.
„Mikroelementy” to zbiór opowiadań, a każde opowiadanie jest
jak kopniak wymierzony w czuły punkt naszej codziennej hipokryzji.
Teksty te są jak otwarcie drzwi zamrażarki w upalny dzień –
moment orzeźwienia w wilgotnym i ciężkim powietrzu.
Ocucają te teksty, ale
jednocześnie obezwładniają. Ich siła i bezkompromisowość
powoduje zaskoczenie i pytanie, czy taka proza ma dziś swoje miejsce
na polskiej literackiej mapie? Czy nie straciliśmy czegoś ważnego,
gdy myślimy o literaturze skrojonej na miarę, do bólu
wystandaryzowanej, wyredukowanej i zredagowanej.
A gdyby tak wypuścić
parę? Świsnąć, wywalić, dać się ponieść obrazom i słowom?
Mieć gdzieś konwencje i nakazy, a reguły literatury zmienić na
reguły masakry? Skończyć z tym certoleniem i obawami, czy aby
przypadkiem nie za bardzo tu smutno, ciemno, zimno. Bowiem proza
Suskiewicza jest jak z piwnicy Fritzla, jak z filmów Uwe Seidla.
Domki jednorodzinne albo bloki, gdzie niejako mimochodem dochodzi do
destrukcji człowieczeństwa. Wegetacja ubarwiona dręczeniem.
Destrukcja ta na domiar
złego odbywa się w rodzinie, wśród bliskich. To tak zwani
„bliscy” czerpią największą satysfakcję z zadawanego bólu, a
ciekawość granic i możliwości dręczenia popycha ich do dalszych
„eksperymentów” w zakresie powszedniego sadyzmu. W tych
opowiadaniach najbardziej boli samotność. Role kata i ofiary są
tylko przypadkowymi projekcjami i próżno szukać motywów, a
psychologiczne analizy wiodą na manowce. Człowiek- bohater w swym
złu wymyka się jakimkolwiek diagnozom. I tego unika Suskiewicz
najbardziej. To nie jest proza lekarska, dążąca ku zrozumieniu i
wyleczeniu. „Taki na świat przyszedłem” - zdają się mówić
tekstem Bukowskiego bohaterowie „Mikroelementów”. „W ten
pejzaż” z pustki i betonu.
My się nawet nie
nienawidzimy. Tak samo jak nie nienawidzimy muchy, której wyrywamy
skrzydło. Tak samo jak nie nienawidzimy pluskwy, pchły czy komara.
Czasem nas coś po prostu wkurza, a czasem zaciekawia. Wystarczy
potencja, że można, bo nie czeka nas za to żadna kara. A jak nie
ma kary, to nie ma i zbrodni.
A jak nie ma zbrodni to
nie ma i sędziego. Autor ukazuje międzyludzkie relacje w sposób
możliwie obiektywny i zdystansowany. Z takiego opisu wyłania się
obraz samotności z ludźmi. „Inni” są dla bohaterów mniej lub
bardziej użytecznymi przedmiotami, ludzkie życie staje się dla
nich nieustającym eksperymentem na temat, jakie są granice ludzkiej
wytrzymałości. Albo inaczej: czy istnieją granice ludzkiej
wytrzymałości. Świat opowiadań Suskiewicza to nasz codzienny obóz
koncentracyjny, tyle że nie poddany kulturowej iluzji moralnego
osądu.. „Mikroelementy” to wiwisekcja obojętności i egoizmu.
Nie ma tu miejsca na płacz, zawodzenie, czy nawet refleksję nad
okrucieństwem natury ludzkiej. Ta chłodna akceptacja jest jednak
pozorna. Behawioralna nagość tych tekstów sama w sobie jest
wołaniem o drugiego człowieka w świecie permanentnego braku.
Jakoś nie wpada mi do
głowy, by w tym przypadku omawiać po kolei opowiadania z tomu. Nie
potrafię odróżnić tutaj tekstów lepszych, słabszych, ale
wchodzę w te zimne światy, światy całkiem mi bliskie i znane.
Wchodzę dzięki wydawnictwu FORMA, które stawia na mniej znanych
pisarzy, ale, jak widać na przykładzie Suskiewicza, pisarzy
wyjątkowych. Zadaję sobie pytanie, kim są inni twórcy publikujący
w serii Kwadrat? Zadaję sobie pytanie, co nas, czytelników, omija?
I cieszę się, że odkryłem tę niszę. I zapraszam innych do
nieznanych literackich krain, które istnieją a jakby ich wcale nie
było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz