"Nasz czas" - kino jako intymny pamiętnik. Blisko 3 godzinny osobistej wiwisekcji kryzysu rodziny. Na ekranie widzimy Raygadasa i jego bliskich jako ich samych i widzimy jak zacierają się granice między filmową fikcją a rzeczywistością.
Rok temu po seansie na Nowych Horyzontach pisałem tak: "Nasz czas"
reż. Carlos Reygadas Osobiste kino Reygadasa to w tym przypadku
rodzaj pamiętnika. W filmie główne role zagrały autentyczne
postaci - reżyser, jego bliscy i przyjaciele. W przepięknie
sfilmowanej scenerii meksykańskiego rancza rozgrywa się dramat
rozpadającej rodziny. W przeciwieństwie do "Siedzącego
słonia" depresja bohaterów rodzi się w pięknym krajobrazie i
dostatnim życiu. Raygadas tworzy, mimo poetyckich ujęć, bardzo
realistyczny, w przeciwieństwie do jego wcześniejszych filmów,
obraz relacji międzyludzkich. Ważną, w zasadzie symboliczną rolę
odgrywa z pasją sfilmowana natura, która staje się jednym z
bohaterów dramatu. Bardzo lubię takie osobiste, niezakłamane kino,
ale nie zawsze efekt jest tak przejmujący. Przykładem takiej
pułapki był przecież film Abla Ferrary "Tommaso", gdzie
nie wszystko się udało 8/10
Raygadasowi się udało!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz