Dom (zly)

Dom (zly)

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Recenzja książki Sławomira Shuty "Dziewięćdziesiąte" - wyd. Ha!art

ofice rec
Ślady po Pokoleniach

Oż w mordę, jak ten czas zasuwa. Anim się obejrzał, a minęło i stuknęło mi 40 latek. Czterdzieści lat minęło jak jeden dzień - chciałoby się zaśpiewać No, już dwa latka wstecz będzie, jak mi stuknęło i jestem od tego czasu stuknięty. Sławkowi Shuty (niechże taka fleksja logiczna pozostanie) stuknęło dopiero w tym zeszłym roku. Co zrobił Sławek w związku z tym? Machnął zbiór opowiadań pokoleniowych pt. „Dziewięćdziesiąte”. Książka jest o dziewięćdziesiątych, po prostu o dziewięćdziesiątych.
Rodzisz się to znak, kocha cię ten świat.
Urodziliśmy się, by dojrzeć w latach dziewięćdziesiątych. „Wind of change” wiał niemiłosiernie niczym orkan Ksawery, tarmosząc nam punk rockowe fryzurki. W książce mieszają się przebłyski z peerelowskiego dzieciństwa z czasem przemian, gdy komuna waliła się z hukiem. Czas kolejek i braków niezauważalnie zmieniał się w czas wybrakowanej wolności, z którą nie do końca wiadomo, co zrobić. Tak było, tak właśnie było. Sławek wyczuł doskonale tę zmianę. I że dźwigaliśmy bagaż komuny z dzieciństwa, i że będziemy go targać do samej śmierci. Ci z lat 80., te wszystkie Świetlickie, Vargi, Chłopaki nie płaczą i już nigdy nie będzie takiej koka-koli i takich pysznych ciastek, no to oni byli już duzi, oni zrozumieli, wiedzieli, w którą stronę trzeba im się obrócić. Ale my nie. Oni nam puszczali na video „Wielkie rock'n'rollowe oszustwo” z Pistolsami, a my nie wiedzieliśmy, co z tym mamy zrobić.
W bramie łyk jak skok, kumple są, jest noc
Była dzikość serca. Bezcelowa i całkiem spontaniczna. Nasi starzy zgłupieli, wszystko, w czym wyrastali, rozpadało się w pył, cały ten demonoludowy PRL. Zostaliśmy bezradni, ale z wielką wolą, żeby się nałykać tej wolności na zapas, bo może jutro nam ją zabiorą. Shuty doskonale uchwycił ten nastrój, kiedy nie wiadomo, co zrobić z przyszłością, bo wszystkie nasze plany obrócono w niwecz, więc po co się martwić o przyszłość. Jest tylko „tu i teraz”. I szalone wypady bez sensu, bez przygotowania, bez planu, które nie wiadomo gdzie i jak, i czy w ogóle się skończą.
Okres burz, twój bunt
Lata dziewięćdziesiąte były okresem burzy i naporu - pisze Shuty. Takie lata domagają się wręcz swojego kronikarza. Coś takiego z pogranicza lat 80/90 napisał dziennikarz TVN, Jakub Porada, w swojej książeczce „Chłopaki w sofixach”. Nie była to próba wg mnie udana – zbyt frywolna, bez egzystencjalnego akcentu, nie uniosła ciężaru „Sturm und Drang”. W tym wymiarze „Dziewięćdziesiąte” rozciągnięte między wspomnieniem dzieciństwa, młodością górną i durną i halucynogenną wizją są pogłębionym obrazem pokolenia, które nie doczekało się wcześniej swojego „Silva Rerum”.
Każde pokolenie ma własny czas
Mogę śmiało powiedzieć, że Shuty jest czołowym pisarzem tego pokolenia. Jak nikt inny potrafił wykorzystać swoje doświadczenie życiowe, składające się także z próbek korporacyjnych (o czym w „Zwale”) i rozczarowania rozpasanym konsumpcjonizmem. Proza Shutego to trip po rzeczywistości w krainę wizji, to szamańska rozkmina tego, co pod podszewką samochodów terenowych i mieszkań na chronionych osiedlach. Proza, myślę, jeszcze niedoceniona, ale skoro Ha!art to wszystko, co się nie opłaca... Niemniej wiele z tego co nowe i dobre w polskiej literaturze po roku 2000 zawdzięczamy wydawnictwu Piotra Mareckiego. A czytelnikom pozostaje nieco pochylić się z uwagą, bo te perełki świecą na dnie. Marzy mi się, by czytelnicy zagłosowali nogami, wyskoczyli z 24 zło (bo taka waluta obowiązuje w Ha!arcie) i sięgnęli po „Dziewięćdziesiąte”. Dla tych urodzonych po roku 70. jest to lektura obowiązkowa, reszta się nie zawiedzie.
Każde pokolenie odejdzie w cień, a nasze nie
Dzięki tobie, Sławku!
Wszystkie cytaty z tytułem recenzji włącznie pochodzą z piosenki „Pokolenie” zespołu Kombi

czwartek, 2 stycznia 2014

Podsumowanie roku 2013

Z (j)elit zmierzch. Poza 2013

Mam pretensje do rzeczywistości naszej, z którą się męczę, o jedno, że ludziom nie znającym się na polityce, takim jak ja, każe się w tym babrać. Zupełnie bez ochoty, ale co robić? Gdy obdzierają ze skóry, nie ma rady , a w moich żyłach czerwone i czarne pospołu, nierozłącznie.

2013 to dla mnie rok narodowego kaca – kaca po Euro, które miało złagodzić kac po katastrofie. Mucha bzyczała, puszczała bąki, a w mediach mainstreamowych trwał karnawał chamstwa. Wciskali nam miłość z Irlandią i nowe stadiony, które pobudowali za swoje dla siebie. Spędziłem zatem ten rok na poszukiwaniu „prawdy”.

Nadzieja płynie z jasnej postaci Papieża Franciszka. Nadzieja na gruntowną zmianę z pozycji politycznych, polegających na utrzymaniu władzy, na pozycje ku człowiekowi.

Beznadzieja płynie z faktu, że kapitalizm ma wilczą mordę i szczerzy drapieżne kły. Mainstream utwierdza nas w przekonaniu, że jedyną miarą człowieka jest szmalec. Dowartościowują się charytatywnością, ale jest w tym sprzeczność. Uczymy się kłamać, a język coraz bardziej jest instrumentem propagandy, nie prawdy. Jak za reżimów. Mogli zrobić naprawdę wiele dla Polski i Polaków, ale dlaczego musieli akurat nas olać?

Sytuacja stała się prosta. Szukałem w 2013 refleksów prawdy. W kinie, książkach, w mediach, na lewo, na prawo, prawie nigdy pośrodku, prawie nigdy w szerokim nurcie poprawnych kłamstw, które należy wypowiadać z uśmiechem. Wg mnie czasy wesołe się skończyły.

Szczerość do bólu serwował program „Warsaw Shore” w MTV. Nawet nie wiem, czy tych młodych ludzi można nazwać debilami, a program pochwałą konsumpcyjnego debilizmu. To chyba jakieś dno, do którego wytrwale dobijaliśmy i w końcu się udało. Ci ludzie to norma, to zwierciadło, w którym możemy się przejrzeć bardzo wyraźnie. Tacy jesteśmy. Możemy sobie pogratulować.

W muzyce prawdę i festiwal chamstwa zaprezentował zespół Bracia Figot i Fagot. Zespół już trochę działa, a wyłonił się na fali renesansu disco-polo. Nieskrępowane niczym chamstwo, wyrażone w wulgarnych tekstach i prymitywnej muzyce, powstało ku radości młodych ludzi, którzy szaleją przy hitach takich jak „Wóda zryje banię” czy „Zobacz dziwko, co narobiłaś”. Dominujące tematy to wóda, świnia, sztos w WC – „lepsza maciora w kabinie, niż opłacać drinom świnie” (?) . Szczególnie upodobałem sobie piosenkę „Pisarz miłości”, rozpoczynającą się od słów: „Pisarz miłości mówią mi, bo magiczny długopis w rozporku noszę”.

Seriale. Pod koniec roku błysnął Lis, który, w swoim serialu „Lis, głupcze”, jak zwykle nienaganny, zaprosił otyłe ciało Olafa Lubaszenko, na którego tle prezentował się bardzo dobrze i lekko. Miło było popatrzeć.

W książkach silnie się rozdwoiłem. Z jednej strony wybitna literatura była reprezentowana przez Wiesława Myśliwskiego. Jego „Ostatnie rozdanie” to esencja prawdy o człowieku, czysta jak spirytus literatura bez obcyndalania i chwytów. Takiego zero kompromisu potrzebowałem, by odreagować medialne jazdy. Zero kompromisu z chamstwem. Z drugiej strony jestem pod wrażeniem prozy Szczepana Twardocha. Jego „Morfina” to był mój faworyt do Nike, ale jakieś względy poza prawdą zadecydowały inaczej. „Morfina” to ostra jazda po polskich dylematach, niestety zostaje odczytywana politycznie, a więc poza prawdą. Walą z armat, że to rozprawa z polskością, jakby jeszcze nam się to nie przejadło. Ja odczytałem „Morfinę” jako transowy moralitet o potrzebie tożsamości w godzinie próby; jak trudno dokonać wyboru, kiedy nie nosi się w sobie ziarna prawdy, kiełka z genomem tradycji i historii. Ale i tak numerem jeden z Twardochów jest dla mnie „Wieczny Grunwald” - mroczna rozprawa z historią i jej bezwzględnymi mechanizmami, które trwają po kres kresów. Nie przeczytałem jej o czasie, bo niszowo wydana o uszy się jedynie co nieco obijała, więc zachwycam się tą jedną z najważniejszych polskich powieści współczesnych dziś. Jeszcze Sławek Shuty ze swoim pokoleniowo-wspomnieniowym tomem „Dziewięćdziesiąte” dał mi pooddychać po czterdziestce młodości wdechami. Objawieniem roku był i śmieszny i straszny debiut Ziemowita Szczerka "Przyjdzie Mordor i nas zje", a jakże Ha(g)!(ł)art. Jeśli chodzi o rozdwojenie jaźni to: z prawicowego offu, który tak mierzi, przejrzałem jak na razie „Wałęsa. Człowiek z teczki” Cenckiewicza i „Resortowe dzieci” o tym, dlaczego w najważniejszych telewizorach siedzą dzieci byłych działaczy i dlaczego byle kundel nie ma szans za nimi pobiegać. W zasadzie słowo mainstream jest nietrafione – lepiej pasuje arystokracja, która łaskawie czasem wpuszcza na swoje salony.

Z kina najważniejsze dwa filmy z dalekich krajów – filipiński „Norte. Koniec historii” Lava Diaza i koreańska „Pieta” Kim Ki-Duka. Obydwa filmy mocno antykapitalistyczne, ale silnie zakorzenione w nurcie chrześcijańskim, w swojej wymowie silnie metafizyczne. Gdy w kulturze europejskiej dzieli i rządzi dżender, to właśnie kino Wschodu, Wschodu zajechanego przez zachodni dobrobyt, dotyka tego co fundamentalne. Po drugiej stronie jako kicha kinowa dzieło podstarzałego wazeliniarza Wajdy - „Wałęsa. Człowiek z nadziei”. „Beznadziei' nasuwa się samo. Tak to się u nas rozciągało między Wałęsą z nadziei a Wałęsą z teczki. A prawda pozostawała jak zawsze gdzie indziej.

2013 zapamiętam na długo, ale w którą stronę się obrócimy jest kwestią przyszłości. Nierozwiązane problemy, stagnacja, nieumiejętność spojrzenia prawdzie w oczy, w końcu chamski rechot, który otrzymujemy zamiast rozwiązania tego, co trudne. Jeśli ten kierunek pozostanie, to, chociaż na polityce się nie znam i wypowiadam się o niej przyparty do muru przez rzeczywistość, to niżej dna zejść niepodobna. Ktoś musi tutaj zacząć coś naprawdę, bo ten kraj staje się piekielnym zakątkiem. Kto może dziś przywrócić Polakom poczucie godności i dumy i skończyć politykę z (j)elit?

wtorek, 31 grudnia 2013

Książki 2013

Wciąż śmierdzi malizną, ale oczy już nie te
1.

2.

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Filmy 2013

Rok ciężki, filmów mało,  30 razy tylko do kina się udało. Początek wyliczanek, na razie bez podsumowań.

Filmy kin-owe 2013

http://filmaster.pl/film/metallica-through-the-never/ - metallica
http://filmaster.pl/film/la-leggenda-di-kaspar-hauser/ - Legenda Kaspara Hausera
http://filmaster.pl/film/pieta/ - Pieta
http://filmaster.pl/film/w-imie/ - W imię
http://filmaster.pl/film/sierpniowe-niebo-63-dni-chwaly/ Sierpniowe niebo
http://filmaster.pl/film/jestes-bogiem/ - Jesteś bogiem
http://filmaster.pl/film/dziewczyna-z-szafy/ - Dziewczyna z szafy
Drogówka http://filmaster.pl/film/drogowka/
Nowe Horyzonty
http://filmaster.pl/film/rubbers-lover/ - Rubbers lover
http://filmaster.pl/film/devochki/ -Dziewczyny
http://filmaster.pl/film/okhota-na-zajtsev/ - Polowanie na zające
http://filmaster.pl/film/mamochki/ Mamuśki
http://filmaster.pl/film/foudre/ Błyskawica
http://filmaster.pl/film/norte-hangganan-ng-kasaysayan/ Norte
http://filmaster.pl/film/leviathan-2012/ Lewiatan
http://filmaster.pl/film/the-apiary/ Pasieka
http://filmaster.pl/film/larzanandeye-charbi/ Fat shaker
http://filmaster.pl/film/goltzius-and-the-pelican-company/ Glotzius i Pelican company
http://filmaster.pl/film/plynace-wiezowce/ Płynące wieżowce
http://filmaster.pl/film/hitler-ein-film-aus-deutschland/ Hitler
http://filmaster.pl/film/computer-chess/ Computer Chess
http://filmaster.pl/film/vic-et-flo-ont-vu-un-ours/ Vic i Flo

http://filmaster.pl/film/los-amantes-pasajeros/ Przelotni kochankowie
http://filmaster.pl/film/now-you-see-me/ Iluzja
http://filmaster.pl/film/quartet/ Kwartet
http://filmaster.pl/film/crulic-drumul-spre-dincolo/ Droga na drugą stronę
http://filmaster.pl/film/amour/ Miłość
http://filmaster.pl/film/sightseers/ Turyści
Wałęsa, człowiek z nadziei http://filmaster.pl/film/walesa-czlowiek-z-nadziei/

wtorek, 10 grudnia 2013

Wolna Ukraina! Geneza buntu.

Najpierw była euforia. 15. listopada, w pierwszym meczu barażowym Ukraina spuściła manto francuskim gwiazdorom futbolowym 2:0. Była o krok od mundialu, jak głosiły media wszelakie. Cztery dni później odbył się rewanż i 3:0 dla trójkolorowych.

Szok.

Niecałe dwa tygodnie później lud, który nie mógł uwierzyć w utraconą szansę, wychodzi na ulice i skanduje antypaństwowe hasła. Pretekstem jest sprawa akcesu do Unii Europejskiej. Błąd Janukowycza polegał na braku kontroli nad wynikami piłkarzy. Gdyby drużyna Błochina przegrała już w pierwszym meczu 3:0, nie byłoby problemu.

W tym kontekście widzimy mądrość polityki Tuska, który wprowadził na stanowisko najbardziej nieudolną ministrę w dziejach Muchę. Po odtańczeniu "Koko euro spoko" rząd, który wywalił miliardowe kwoty na stadiony i organizację imprezy, mógł spokojnie śledzić porażki reprezentacji. Frustracja i marazm wygenerowały depresyjny nastrój Polaków po Euro 2012. Tu nic nie może się udać - myśleliśmy, myślimy, będziemy myśleć.

Reprezentacja Ukrainy dała nadzieję, a potem straciła sportowy awans. Nadzieja w ludziach szukała ujścia. Na tej nadziei wyrósł nowy lider - Kliczko, kolejny symbol sportowego zwycięstwa. A Janukowycz, rozerwany między Unię a Putina, ma problem.

Jak to dobrze, że nasza reprezentacja tak strasznie partaczy. Jak to dobrze, że nasz rząd partaczy. Dzięki Bogu my nie mamy już żadnej nadziei i możemy spokojnie gapić się na transmisje na żywo z Kijowa. Dzięki Don, dzięki Radziu.