Ickarus - to imię powinno mówić nam wiele. Chłopak poleciał do nieba zamiast trzymać się taty i runął do morza. Do dziś nie wiadomo, dlaczego tak zrobił. Różni tacy piszą o tych motywach książki i wiersze i rozkminiają , o co z tym Ikarem chodziło. Generalnie symbolizuje ta postać buntownika wobec pokolenia ojców, gościa, który brejka wszystkie rule i idzie tam , gdzie chce bez względu na konsekwencje. Ickarus przypomina McMurphy’ego z „Lotu nad kukułczym gniazdem” i tę inspirację widać szczególnie mocno w scenach w zakładzie psychiatrycznym, do którego bohater trafia po zażyciu nieznanego narkotyku.Obejrzałem ten film po raz drugi i dopiero zaczęło do mnie docierać, że jest w „Berlin Calling” przejrzystość, którą tak sobie cenię. Film jest naprawdę świetną, klarowną i dynamiczną opowieścią o współczesnym artyście, szaleństwie tworzenia, potrzebie niedojrzałości i dopiero gdzieś na końcu o narkotykach. To że dominuje techniawa może wielu zniechęcić. A może to ja jestem starym dziadem.
Siostra Mildred to, co tu dużo gadać, wredna suka. Dała mocno McMurphy’emu w kość. Baba ta chce wszystkich zmieścić w foremce nudnego życia bez emocji, kładzie zatem na swoim prokrustowym łożu wszystkich po kolei facetów i kastruje ich z myśli, marzeń, emocji. Czyni z nich posłusznych, służalczych ludzików, którzy niczym w „Superniani”, w razie przeskrobania czegoś wędrują na karnego jeżyka. McMurphy się stawia, ale i tak dostaje po pupie - zamienia go siostra w roślinkę.
Scena w szpitalu, gdy Ickarus organizuje imprezę, to niemal dokładny cytat z „Lotu...” Ickarus także ma swoją siostrę – w tym wypadku jest to doktor Petra Paul. Tyle że sytuacja się zmieniła. Rozkapryszony chłopczyk niszczy siebie i wszystko dookoła, naprawdę żyje tylko dla muzyki. I teraz mota się w labiryncie techno-narkotykowym, z którego nie potrafi wybrnąć. Okazuje się, że wolność nie jest jedynym kryterium wartości. Tym kryterium jest harmonia wewnętrznego życia, pewien egzystencjalny ład i dobre relacje z innymi ludźmi. Wolność sama w sobie nie znaczy wiele – tym różni się świat Ickarusa od świata swoich poprzedników z lat 60-tych.
Gdyby nie kobiety to by się nam współczesny Ikar pogubił, ale One nigdy nie zostawiają potrzebującego w potrzasku, One zawsze potrafią wskazać właściwą drogę - chociaż mogą nie akceptować, a nawet się mylić, zawsze ogarną ten cały rozgardiasz, wejdą tam z mopem i środkami czyszczącymi, odpicują, odmalują i wszystko będzie hulało jak należy. Ikarus rozdzieli swoje demony od życia i zostawi je sztuce. Zresztą wszystko przez to, że był półsierotą i wychowywał się bez matki. Standard.
„Berlin Calling” to nie jest film o uzależnieniu – to film o buncie, który przestał być fajny; buncie, który człowieka wpycha w ślepy zaułek, z którego nie ma wyjścia. Harmonijny ład reprezentują kobiety. Jest to ład zimny i kiczowaty. To co Ickarus może im dać, to otworzyć przestrzeń ich emocji, które muszą milczeć pod delikatnym makijażem. Z drugiej strony Ikarus i jego demony muszą zostać okiełznane – szaleństwo zderza się z opanowaną, choć bzedtną pewnością kobiet. To one dają mu siłę do wprowadzenia zmiany. I gra muzyka. Tekno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz