W rytmie Euro Spoko Koko Dżambo
“Cieszą się Polacy, cieszy
Ukraina, że tu dla nas wszystkich Euro się zaczyna”
By potwierdzić zasadność tych
głębokich słów, pochodzących z naszego niesamowitego, jedynego w swoim rodzaju
hymnu Euro, postanowiłem wmieszać w ów klimat ogólnej Euroforii także
Filmradar. Nie będziemy gorsi od pań z kółka gospodyń wiejskich “Jarzębina”,
które śpiewają, choć złośliwi mówią, że gdaczą, na ludową nutę “Koko-koko-koko,
leci piłka wysoko”. A co! Chociaż wolałbym na miejscu tej pieśni posłuchać “I
was born in the Cemetery” w wykonaniu Mercyfull Fate, to wykonam kilka
wspomnień polsko-ukraińskich filmów futbolowych.
“Wygrać im się uda, ucieszy
się Smuda”
Może przejdźmy od razu do
konkretów i pomińmy wszystkie bzdury w rodzaju “Gol” 1, 2, 3, bo otrzymamy
wynik 3-0 dla hejterów piłki nożnej. Te filmiki na poziomie uczniów szkół
mistrzostwa sportowego, gdzie po kopaniu przez cały boży dzień w gałę, nie
chwyta się za książki od polskiego, ale w najlepszym przypadku odpala kompa z
najnowszą wersją FIFA lub Pro Evolution Soccer, mogą nas najwyżej zaprowadzić
na krawędź kopuły Stadionu Narodowego. Zatem dalej – postaram się dokonać
najbardziej subiektywnego z subiektywnych przeglądu filmów na ogół z Polską i
Ukrainą w tle, a mniej z piłką.
“Orzełki biegajcie żwawo po
murawie”
Kibice, kibole – to temat nie
lada. “Orzełki” biegają na ogół z kijami
bejsbolowymi albo innym sprzętem do wywoływania ciężkich obrażeń ciała, robią
tzw. ustawki, gdzie na porządku dziennym są siekiery, tasaki, maczety itp.
Wzorcem takich postaw są kibice angielscy, a dosyć dobrze opowiada o tym film
“Hooligans” z niziołkiem Elijahem Woodem w roli wyrzuconego z uczelni studenta,
który wchodzi w środowisko uzależnionych od przemocy kibiców pewnego
angielskiego tłumu. Problem ten porusza też czechosłowacki dramat “Dlaczego?” z
1987 roku, który nawiązuje do słynnej tragedii na stadionie Heysel w Brukseli
–właśnie tam po wielkiej katastrofie, jaką było zawalenie się trybun podczas
finału Pucharu Mistrzów, pod gruzami zginęło kilkadziesiąt osób. Doszło wtedy
do starcia fanów włoskiego Juventusu z
kibicami Liverpoolu. Młodzi fani czeskiej Sparty w czasie powrotu z meczu chcą
przebić swoich kolegów z Anglii i Włoch. Z okrzykiem “Bruksel” demolują pociąg,
którym jadą na mecz i dopuszczają się przemocy wobec pasażerów i obsługi. Niby
tacy spokojni Czesi, ale piłeczka robi swoje i nie ma przebacz. Na tle tych dwóch
filmów jakże kiepsko prezentują się nasze “kibolskie” “Skrzydlate świnie” w
reżyserii Anny Kazejak. Miałem wrażenie, że cały ten film powstał po to, by
puścić przez miasto z gołym tyłkiem Pawła Małaszyńskiego. Ale tak to jest, jak
za film o piłce bierze się kobieta – pewnie piłka jest dla pań na tyle
interesująca, na ile piękne są dla nich pośladki Davida Beckhama. Film traktuje
o kibicach ze średnich miast i o fenomenie klubów piłkarskich, gdzie pierwszy
człon nazwy stanowi nazwa firmy np. Groclin czy Amica, i jak skończy się kasa,
kończy się klub - polski standard.
“Wszystkim naszym doping,
doping”.
Temat męsko-żeński kontra
piłka nożna porusza mój ulubiony polski film na temat futbolu – to małe
arcydzieło nazywa się “Niedziela Barabasza” z 1971 w reżyserii Janusza
Kondratiuka ze Zdzisławem Kuźniarem i Anną Seniuk. Barabasz – bramkarz
podrzędnego klubu – jak co niedziela wyrusza na mecz, problem w tym, że
zostawia na balkonie swojego synka z głową między prętami balustrady. Gdy
Barabasz wykonuje swoje parady, za bramką staje jego połowica w postaci Anny
Seniuk i zaczyna swoją tyradę na temat rozczarowania mężem i życiem z nim. W
przerwach między akcją na boisku małżonkowie toczą pełen goryczy i żalu dialog.
Film bez wątpienia w duchu czeskiej szkoły, na której niejednokrotnie wzorował
się Kondratiuk – zwykli ludzie, rozczarowani życiem, śmieszni w swoich
problemach i nadziejach. W filmie skompromitowana zostaje iluzja męskiej
wielkości Barabasza, który co prawda w kontraście do gdaczącej kury domowej, jaką
jest kreowana przez Seniuk małżonka, zachowuje jako bramkarz swoją godność, to
zestawienie go z widokiem uwięzionego na balkonie syna czyni ów piłkarski
heroizm groteskowym.
“Zdobywajcie gole i będzie po
sprawie”
Właściwie to sprawy toczą się
od jakiegoś czasu. Co minister sportu, to jakaś afera, a PZPN to wróg publiczny
numer jeden. Kogo w ogóle obchodzi piłka, w kraju, gdzie w języku funkcjonuje
wyrażenie “niedziela cudów” – to takie coś, że jeśli jedna drużyna, aby zdobyć tytuł
mistrzowski, musi w ostatniej kolejce
zremisować 8-8, a druga wygrać przynajmniej czternastoma bramkami, to
niechybnie tak właśnie będzie. O takiej “ostatniej niedzieli cudów” mówi
filmowy majstersztyk Janusza Zaorskiego z Januszem Gajosem w roli sędziego
Laguny w filmie „Piłkarski poker”. Jako się rzekło – piłka i tak w naszym kraju
nikogo nie obchodzi, ale obchodzą ludzi kibole i afery piłkarskie. O tym jest
ten film – skoro nikt tutaj nie umie grać w piłkę, to za to na kantach znamy
się całkiem nie najgorzej, a może nawet jesteśmy w kanciarstwie mistrzami
świata. Przecież przekonujemy się o tym przez ostatnie kilka lat, gdy słyszymy
o wałkach z autostradami i wywalonymi w błoto publicznymi pieniędzmi podczas
budowy stadionów. Bohaterowie filmu Zaorskiego to protoplaści wszelkiej maści Fryzjerów, gdzie dobrzy są ci z Warszawy, a ostatnie kanalie,
to te Hanysy ze Śląska. Rzecz jasna rezultat meczu jest wynikiem wszystkich
możliwych czynników oprócz gry piłkarzy na boisku. Film ma jedną wadę – po
głębszym zastanowieniu nie wiadomo, dlaczego jest tutaj podział na bohaterów
pozytywnych i negatywnych, bo wszyscy kantują tak samo, a ci ze stolycy są mimo
wszystko fajni.
„Nie kłopocz się siostro,
Euro wygramy!”
Dwa jeszcze tytuły chodzą mi
po głowie : trochę polskie, trochę ukraińskie, trochę amerykańskie, a ich
tematem jest walka o godność ukazana w kontekście piłkarskich pojedynków. Pierwszy to amerykańska „Droga do zwycięstwa”
Johna Hustona z 1981, gdzie występują
gwiazdy piłki lat 70-tych m.in. Pele i Kazimierz Deyna. Historia opowiada o
meczu, jaki mieli rozegrać jeńcy wojenni z dobrze odżywionymi i wypoczętymi
przedstawicielami rasy panów. Do przerwy niemieccy żołnierze prowadzili 4:0.
Miało to oczywiście uśpić ich czujność i dać możliwość ucieczki jeńcom, ale… Jak
zakończył się ten mecz domyślcie się sami, albo jeszcze lepiej obejrzyjcie
film. Motywem polskim jest tutaj rola Kazimierza Deyny zagrana niedługo przed jego
tragiczną śmiercią. Motywem ukraińskim jest pierwowzór całej fabuły – w czasie
II wojny światowej w Kijowie Niemcy grali taki sparing z miejscowymi piłkarzami
i dostali sromotne lanie. W odwecie ukraińscy futboliści zostali uwięzieni, a
trzech z nich zostało zamęczonych w obozie koncentracyjnym. Na początku lat
60-tych w ZSRR powstały dwa filmy na temat tego wydarzenia „Mecz śmierci” i
„Trzecia część” oraz zbliżony do „Escape to Victory” węgierski „Dwie połowy w
piekle” z 1961 roku.
Moim prywatnym faworytem
wśród filmów z cyklu „Futbol a godność ludzka” jest „Boisko bezdomnych” z 2008
w reżyserii Kasi Adamik. Film charakteryzuje się świetnym aktorstwem takich
tuzów jak Marcin Dorociński, Bartłomiej Topa czy Jacek Poniedziałek. Nie ma się
co dziwić – scenariusz dał możliwość wcielenia się jednocześnie w rolę menela i
piłkarza, czy można wyobrazić sobie lepsze połączenie?
“Euro się zaczyna”
„Fejsbukowy Kręcina” informuje co jakiś czas o swoich baletach z
kumplem Grzegorzem Latą i o tym, że jedzie z Hołkiem podczas Paryż
– Dakar, podaje piłki Radwańskiej, albo dmucha pod narty Kamila Stocha w
Zakopanem. Bez Kręciny nic się nie kręci w polskim sporcie i tylko w nim
nadzieja, że “się uda i ucieszy się Smuda”. A jak nie to na gruzach polskiej
piłki swój triumfalny taniec odtańczy Jan Tomaszewski – naczelny krytyk PZPN (do
czasu, gdy zmieni się u władzy opcja polityczna, a „Tomek” zostanie prezesem
wyżej wymienionej organizacji). I tylko na osłodę pozostanie nam radziecki film
animowany “Jak Kozacy grali w piłkę nożną”, mówiący o tym, że dawno dawno
temu piłka nożna była po prostu źródłem
radochy. Ale w tedy nie było miliardowych kontraktów, które karmiły sztab
cwaniaczków. Dla otuchy przed imprezą, gdy już uświadomimy sobie, że tak
naprawdę ani piłka ani to Euro nic a nic nas nie obchodzą , obejrzyjmy ten
sympatyczny film z 1970 roku, z czasów gdy legendarny Łobanowski stworzył na
bazie Dynama Kijów najsilniejszą drużynę ZSRR w historii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz