Po pierwszej kryminalnej powieści Aleksandra Wiernego, zatytułowanej „Światło”, bardzo byłem ciekaw jego najnowszej książki, która wyszła właśnie nakładem Wydawnictwa Oficynka i nosi tytuł „Teraz”. Nie będę ukrywał, że wcześniejsze dzieło nie przypadło mi do gustu – „Światło” było dziwne, bowiem łączyło filozoficzną refleksję i konwencję kryminału. Pół biedy, że łączyło, bo kuchnia fusion zna wypadki, gdzie składniki o skrajnych smakach do siebie pasują, ale bolało mnie językowe raczkowanie, bliżej nieokreślony opór, który stawiały słowa. Chciałem, by książka, której tłem jest moje rodzinne miasto, Częstochowa, porywała i niosła ulicami, ukazywała genius loci znanych mi od urodzenia miejsc. Nic takiego nie miało miejsca.
Dlatego ucieszyłem się, że Aleksander Wierny wydał nową powieść, której głównym bohaterem jest Częstochowa właśnie. Efekt jest taki, że zastanawiam się na ile opis miejskiej przestrzeni dociera do czytelników spoza Częstochowy. Kryminalne powieści Marka Krajewskiego, które dzieją się w przedwojennym Wrocławiu, przyciągają jednak niepowtarzalnym klimatem i opisami, atmosferą przedwojennego świata. Tymczasem u Wiernego są znane mi miejsca, budynki, ulice, ale klimatu brak. Może go zatem wcale nie ma, a próba literackiej mityzacji była z góry skazana na porażkę? Z jednej strony literatura jest po to, by opisywać światy dla nas ważne, zatrzymywać pamięć o miejscach, które przemijają, ale czy powinna to robić za wszelką cenę? Innymi słowy – czy sam pisarz wierzy w Częstochowę? W sumie też bym chciał, by moja nie taka znowu mała ojczyzna była mityczna i mitotwórcza, była tym epicentrum współczesnych dylematów moralnych, metafizyczną Polską w pigułce.
Jak możemy przeczytać na okładce: „Kilka osób w podejrzanych okolicznościach otrzymuje intratne propozycje. Nie do końca wiedzą, co mają robić, nikt nie wie też, o co może naprawdę chodzić. Ale stany ich kont znacząco się zwiększają, a to jest przecież najważniejsze. Do czasu… Żądze, pragnienia, manipulacja, wewnętrzne konflikty i dramaty – oto materia, z której utkany jest kryminał Aleksandra Wiernego.” Opis ten brzmi intrygująco, mamy tutaj także trupa i Berettę 92 FS, ulubioną broń włoskich i amerykańskich policjantów jako główny rekwizyt powieści. Ale mamy też dziwne postaci, które przez ekran swojego laptopa obserwują losy bohaterów i sterują nimi, niczym w „Simsach”. Nie wszystko jest tutaj zatem na swoim, przewidywalnym miejscu (na pewno nie na swoim miejscu jest reklama pewnej firmy na wewnętrznej stronie okładek).
„Teraz” nie jest bowiem typowym kryminałem. Miesza się tutaj konwencja powieści sensacyjnej z thrillerem, który z braku lepszego określenia, można nazwać metafizycznym. Jeśli miałbym szukać punktów odniesienia dla tej książki, to przychodzi mi na myśl film „Siedem” Davida Finchera. Zamiar to, nie ukrywam, ambitny, ciekawy i oryginalny – stworzyć dzieło w popularnej konwencji, wyjść poza rzemieślniczą, sprawną intrygę i podążać odważnie w stronę uniwersalnych treści; sprowadzić czytelnika na manowce sensacyjnej fabuły i skłonić ku głębszej refleksji. Czy się powiódł? Nie podejmę się ocenić tej kwestii. Myślę, że struktura powieści oparta na szybko zmieniających się obrazach i wartkich dialogach może okazać się dla wielu czytelników na tyle atrakcyjna, by podjąć grę prowadzoną przez Aleksandra Wiernego.
Jednak towarzyszył mi podczas lektury odwieczny dylemat konsumenta kultury – czy można jednocześnie mieć ciastko i zjeść ciastko? Czy kryminał, metafizyka i konsumpcja, która nomen omen jest przewodnim tematem książki, łączą się tutaj w jakiś nowy, ciekawy smak? Różne są gusta, różne są upodobania, ale myślę też, że warto było spróbować. Osobiście cały czas pozostaję w nadziei na to, że autor pozostanie przy tej tematyce i doczekam się kryminału metafizycznego z Częstochową w tle godnego tego wyrafinowanego miana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz