Dom (zly)

Dom (zly)

poniedziałek, 5 listopada 2012

Zło, mroki tartaryjskie, piekło i infantylny feminizm


Gdzie diabeł nie może, pośle Wiktorię Biankowską


                  oficrec




Diablica, anielica?, znana już czytelnikom ze swych poprzednich wcieleń Wiktoria Biankowska w końcu została potępiona. Potępiła ją bowiem sama autorka Katarzyna Berenika Miszczuk w tytule swej najnowszej powieści „Ja, potępiona”, zrzucając swą bohaterkę w mroczne obszary Tartaru. Tak, tak, tak – dla Katarzyny Bereniki Miszczuk piekło i niebo to za mało! Sięga zatem do pogańskich światów i mitów, by poszerzyć obszar swych niecnych penetracji. Tartar stał się dla autorki symbolem nudy i szarości, gdzie spotkać można tak nieciekawe osobistości jak Hitler czy Kuba Rozpruwacz. W przeciwieństwie do ciekawych i kolorowych zaświatów - Nieba i Piekła - Tartar to istny koszmar, z którego nie ma ucieczki. Ale grubo się myli szanowna autorka, jeśli monotonią i nudą chce obłaskawić wieczność.
Bo jeśli z okładki spogląda na ciebie rudowłosa i usta ma pomalowane czerwienią niczym ogień piekielny, to wiedz, że się już coś dzieje. Bo jeśli diabły z aniołami harcują sobie pospołu radośnie i beztrosko, a piekło i niebo są tak samo atrakcyjne, to wiedz, że szatan wyciąga po ciebie swoje czarne jak smoła szpony. Bo jeśli duchy złe i dobre pomieszane, światy chrześcijańskie z mitologiami pomieszane, to wiedz, że to ZŁO miesza w twoim umyśle, by cię omamić i pojmać, by osłabić twój strach przed wiecznością straszną i piekielną, gdzie tylko „płacz i zgrzytanie zębów”. O tak, nad tymi duszami zatraconymi trzeba nam, posiadającym wiedzę o prawdzie, pochylić się z modlitwą, by uratować je przed piekielnym ogniem, by wyrwać je z chaosu, w którym tkwią.
Tak tkwią dusze w powieściowym Tartarze, z którego nie ma ucieczki, a w zasadzie nie byłoby, gdyby nie miłosne perypetie diablicy, anielicy i potępionej w jednym. Bo „Ja, potępiona” to w gruncie rzeczy romans iście diaboliczny. A że bohaterce ludzkiego kochanka mało, to pożąda demonicznie diabła Beletha. Niezmierzone są bowiem sercowe aspiracje Wiktorii. I tak to się wszystko miesza w piekielno-niebiańsko-tartaryjskim boju, a przed oczyma ziemian-czytelników przewijają się korowody takich postaci jak: Elżbieta Batory, Adolf, Kuba Rozpruwacz, archanioł Gabriel, diabeł Azazel, kot Behemot i sam Lucyfer. Są też Perseusz, Achilles i Hades ze swym Cerberem. Taki oto koktajl miłosno-anielsko-diaboliczno-klasyczny serwuje nam Katarzyna Berenika Miszczuk.
A pierwszym pomieszaniem jest wpuszczenie w centralę zaświatów kobiety. Wszak ludowe przysłowie mówi, że „gdzie diabeł nie może, tam babę pośle”. Bóg, Szatan, aniołowie i diabły – zaświaty są rodzaju męskiego, a czarownice, wiedźmy różnorakie są jedynie szatańskimi pomocnicami na Ziemi. Arogancja autorki nie zna granic - umieszcza w centralnym punkcie zaświatów kobietę i czyni z Wiktorii Biankowskiej sprawczynię „boskiej komedii”. Tym samym Katarzyna Berenika Miszczuk popełnia grzech najpierwszy – niewieścią pychą chce zdemolować miejsca zarezerwowane w naszym kręgu kulturowym dla pierwiastka męskiego. Stąd wynika całe dalsze pomieszanie wszystkiego. O nie Katarzyno Bereniko Miszczuk! Tej niewieściej ingerencji żadne zaświaty – ani Niebo, ani Piekło, ani nawet Tartar czy co tam jeszcze – by nie wytrzymały! Strzeżcie się zatem diablicy, anielicy, potępionej Wiktorii, bo nieźle może namieszać w waszych głowach!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz