To tylko rock'n'roll, głupcze!
Tanie wina, u nas zwane kwachami, wypijane w rytm ulubionej muzyki. Próby z narkotykami najróżniejszego rodzaju jak przykładowo grzybki halucynki i wszystko, co wprowadza w stan trochę odmienny od normalnego. Bo normalność to najgorsza opcja. Jest od czego uciekać. Szary dom, nudne życie, rodzina jak zombie – cały ten świat, martwy za życia, nie napawa optymizmem. Młodzi ludzie uciekają w muzykę, używki, byle dalej od nudy i szarości. Chcą, żeby ich życie było kolorowe, żeby nie było nijakie. Może być krótkie, nie może być puste. „Uczniowie Cobaina” Miroslava Pecha są kolejną książką, będącą opisem romantycznych szaleństw młodości, ikaryjskich wzlotów i upadków – na pewno to kolejna taka książka, ale czy inna?Przykładów takiej literatury jest tak samo wiele jak legendarnych i tragicznych twórców. Nazwiska młodo zmarłych Stachury, Wojaczka czy Bursy, lidera „Dżemu” - Ryśka Riedla to tylko niektóre z polskich przykładów, o których powstały książki i filmy. Podążali oni śladem bitników i legend epoki hipisowskiej – Jima Morrisona, Jimiego Hendrixa, Janis Joplin. Każda nacja ma swoich poetów wyklętych, którzy skończyli życie w tragiczny sposób i takie przykłady można mnożyć bez końca. Jeśli chodzi o czeską tradycję literacką, to trzeba wymienić książkę Jana Pelca „...będzie gorzej”, gdzie opisany został los wyrzutka Olina, szukającego w narkotykach, alkoholu i seksie ucieczki od normalnego świata czechosłowackiej komuny.
„Uczniowie Cobaina”, jak sam tytuł wskazuje, są dziełem o czasach późniejszych. Co prawda zaczynają się w komunie, w niesławnym roku 1986 z Czarnobylem i płynem Lugola, pitym na przerwach między lekcjami. Wtedy bezimienny, ale „kolorowy”, bohater zaczyna fascynować się muzyką i rock'n'rollem. Na początku jest tragiczna śmierć lidera The Beatles w 1980 roku i inspiracja jego legendą. Potem pojawiają się twórcy epoki hipisowskiej – Jim Morrison, Janis Joplin, Jimi Hendrix. Postaci te fascynują „kolorowych” bohaterów – ich legenda to dla nich pragnienie wolności ponad wszelką cenę, nawet za cenę życia.
No i w końcu jest młodość i pokolenie muzyki grunge z Kurtem Cobainem i jego tragiczną legendą na czele. I są alkoholowo-narkotykowe przygody. I jest zespół „Ibogain” od legendarnej halucynogennej rośliny ibogi. I są pierwsze miłości i młodzieńczy seks. I nagle okazuje się, że marzenia o wolności to nie wszystko, że rzeczywistość dopada i boli.
Taka jest właśnie książka - „Uczniowie Cobaina” - ukazuje młodzieńczą fascynację dekadencją i jej konsekwencje. Jest tutaj sporo anegdot i uśmiechu, ale widać w tej książce też pewną beznadzieję i iluzję wolnego życia, które jest jedynie utopijnym marzeniem, kończącym się albo katastrofą albo, na wzór ostatniego komunistycznego czechosłowackiego władyki Gustava Husaka, normalizacją. I na tym polega odmienność wydanej przez Starą Szkołę powieści od innych tego typu dzieł, że nie pozostawia złudzeń. Ale przecież wspomnienia pozostaną – i te głupie, i te śmieszne, i te straszne, i te piękne. I dla tych wspomnień warto sięgnąć po „Uczniów Cobaina” ze Starej Szkoły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz