Dom (zly)

Dom (zly)

niedziela, 24 stycznia 2021

Refleksja "Anatomia melancholii" Ha!art


 


Raport o stanie ludzkości


„Anatomia melancholii” Roberta Burtona powstała w 1621 i dopiero dziś polski polski czytelnik ma szansę poznać kształt tego dzieła. Wydawnictwo Ha!art od wielu lat odkrywa przed nami rzeczy wyjątkowe i unikalne. Tak było z „Finneganów Trenem” Joyce'a, odczytanym na nowo przez Krzysztofa Bartnickiego, tak było z całym nurtem liberatury i wyjątkowymi znaleziskami prozy światowej i rodzimej – każda książka prezentowana przez krakowskie wydawnictwo ma swój indywidualny rys, żadna nie jest pisana według mód czy przepisów, każda z tych książek idzie, nie tyle pod prąd, co w poprzek rynku księgarskiego. Z tego wszystkiego wynika prosta zależność – książki Ha!artu to wyjątkowe okazy sztuki piśmienniczej, których nie znajdziemy tam, gdzie pisze się na zamówienie, gdzie należy dostosować swój produkt do wymogów rynku i statystycznego konsumenta słowa pisanego.

„Anatomia melancholii” powstała na początku XVII-ego wieku. Dlaczego dziś, po 500 latach, uświadamiamy sobie jej istnienie? Pytanie to jest kluczowe. Oto nadszedł czas, by przekonać się, że cywilizacja zmienia szybko swe oblicze, ale natura ludzka nie ewoluuje nic a nic. Mentalnie ludzkość stoi cały czas w miejscu, co najwyżej drepce w kółko, próbując zakładać nowocześniejsze maski, ale w sensie istotnym nie zmienia się wcale. Oto dojrzeliśmy, by rozpoznać sens myśli Koheleta – tworzymy, produkujemy, zdobywamy, żyjemy dłużej, dostatniej, zdrowiej, ale w istocie swej, w jądrze swej natury nie zmieniamy się o milimetr.

Michał Tabaczyński, tłumacz „Anatomii melancholii”, zabiera nas w podróż donikąd. Tematem ma być oczywiście depresja, poczucie przytłaczającego bólu świata, który nie pozwala żyć, ale dzieło nie wychodzi poza diagnozy i świadomość błądzenia, dróg wyjścia próżno tutaj szukać, a jeśli wyzierają jakieś tropy, to autor sam je zaciera. Z książką tą jako przewodnikiem nie dotrzemy nigdzie. Możemy jednak dzięki niej pojąć melancholijny charakter natury ludzkiej.

Robert Burton tworzy swe dzieło z cytatów i erudycji. Jego proza znajduje wyraz w długich rozwiniętych nieraz zapętlonych zdaniach. Ta plątanina to labirynt. Forma literacka odzwierciedla meandry poszukiwania w ludzkiej duszy. Autor co raz znajduje i gubi swe odpowiedzi, podpiera się argumentami, które pękają i bohater tej podróży znów leży na bruku, wyjąc do księżyca. „Anatomia melancholii” jest powstawaniem z kolan, by za chwilę upaść. Zaczynamy jedynie widzieć istotę i sens tych potłuczeń – melancholia oswojona, pojęta, opisana nie przywiedzie nas do szaleństwa. Nie wykonamy kolejnego kroku ku destrukcji siebie i świata.

Nie będę rozpisywał się o strukturze dzieła – doskonale robi to sam tłumacz, stawiając się w roli Wergilego w podróży po piekle ludzkiego ducha. Pragnę zwrócić tylko uwagę na aktualność dzieła w dzisiejszym świecie, który cały czas nie zostaje rozpoznany. Czyni to nas bezradnymi, zdanymi na łaskę każdego kolejnego dnia w nadziei na uśpienie bólu, ale w tej wspólnocie goryczy winniśmy odnaleźć blask empatii i drogę poza ego, drogę która zwróci nas ku człowiekowi, stworzeniu i światu. Gdy tyle uczono nas o egoizmie, chciwości i hipokryzji, gdy to, co niszczy, nazywano dobrem w imię dostatku, władzy, postępu, czytając „Anatomię melancholii” dostrzegamy, że to wszystko nie istnieje. Istnieje tylko płomień, którym możemy oświetlić korytarze zimnego labiryntu i ogrzać dłonie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz