Dom (zly)

Dom (zly)

wtorek, 5 stycznia 2021

Recenzja książki "Bełkot" Sławomira Shuty - Ha!art 2020


 Wściekła gula pitbula

Nie było lepszego pomysłu jak wydanie „Bełkotu” Shutego po dwudziestu latach od premiery. W 2000 roku „Bełkot” miał być rzygiem na wejście w XXI wiek, miał być pulpą  wstrętu nad wartościami i popkulturą wyłażącą wszelkimi odbytami. Mózg stawał się gównem, myśli – fekaliami, człowiek – kubłem z ekskrementami. Upływ dwudziestu lat nie zmienił nic – rzeczywistość jest równie obrzydliwa jeśli nie obrzydliwsza.

„Bełkot” to wielka gula z nienawiści, bezradności i wściekłości ujadająca śmierdzącemu światu we wredną gębę. Stłumione emocje wybijają niczym szambo, któremu brak ujścia, bo wszystkie kloaki wypełniły się odchodami i smrodem. To, co człowiekowi pozostało, to to brnąć w gnoju z ludzkich pseudowartości i kłamstw.

Narratorowi pękają oczy od wszechobecnego syfu, który próbuje być otapetowany, ukryty pod obrazkami tandety, pomalowany w kiczowate kolorki, co tylko wzmaga ohydę i smród, będący jedyną prawdą egzystencji. Ludzkość jak tłoczące się larwy walczą o to by być na szczycie piramidy z gówna.

Z gardła wydobywa się chargotliwy bełkot, że na tym gnoju nic nie ma prawa  się narodzić. Język to skowyt nieznaczących nic znaków. Błoto słów – kolejna warstwa szlamu zalewająca świat. Kakofonia pragnień i lęków. Słowa, które niczego nie opisują, a dają jedynie wyraz goryczy.

Shuty zabiera czytelnika do swojego piekła – piekła słów. Zapętlonych, rachitycznych, padających nim się narodzą, podróż po ścieku słów śliskich, obłych i śmierdzących, które do nikąd nie zaprowadzą. Bedą tylko kolejnym ujściem, kolejnym kanałem bez nadziei dla tańczących w zgniliźnie i ropie, podsycającej pełgające pożary. Shuty po dwudziestu latach brzmi tak samo aktualnie i prawdziwie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz